piątek, 7 sierpnia 2015

Dobra Dusza - Prolog

   Nie mam jeszcze chwytliwego tytułu, który przyciągnąłby rzesze fanów, ani zachwycającej okładki, chociaż mam ilustratorkę, która jakbym próbował to wydać (czyli nigdy), być może podejmie się trudu zaopatrzenia mojej opowiastki w ilustracje.

    Może zamieszczę trochę informacji, żebyście się od razu nie pogubili w tym, co piszę. Jakbyście się jednak gubili, to potem zamieszczę więcej informacji - komfort czytelnika najważniejszy przecież :D Piszę sobie powieść fantasy, której akcja dzieje się w wymyślonym przeze mnie świecie, w którym prawa natury działają tak, jak u nas, ale występuje magia, wszyscy czarują na prawo i lewo, a w okolicy kręcą się elfy.


    Zdaję sobie sprawę, że moje dzieło nie jest perfekcyjne ze strony technicznej. Mam ogromną skłonność do patosu, opisy czasem kuleją, a dialogi bywają sztuczne, ale mi się podoba i mam nadzieję, że Wam też się spodoba! Wcięcia akapitów są dlatego, że całość kopiuję z Worda i myślę, że dzięki temu lepiej się czyta. Bez zbędnego przedłużania, zapraszam na prolog!

EDIT - Jest tytuł tymczasowy. Jeśli nie znajdzie się ciekawszy, to zostanie ten :D


Prolog

    Marro i Ruben, jak każdego poranka, gdy tylko mieli odrobinę wolnego czasu, przybyli do świątyni Ognia w królewskim pałacu. Jako synowie domu Orell korzystali z przywilejów, jakie zapewniała im wysoka pozycja w Mizurii. Ruben zresztą myślał, że Marro przychodziłby tu nawet, a w sumie to zwłaszcza wtedy, gdyby nie urodził się w żadnej szlacheckiej rodzinie. Jego brat uwielbiał cień ryzyka, w tym co robił, dlatego w tym momencie widać był w jego oczach niemą rezygnację. Przywiodło go tu bowiem wyraźne polecenie ojca. Marro, jako starszy i bardziej doświadczony miał za zadanie rozbudzić magiczną moc Rubena. Ojciec uparcie wierzył, że jako Orell, Ruben z całą pewnością musi posiadać moc. Prawdę mówiąc, Marro już dawno pozbył się złudzeń, że z tych poszukiwań czegoś, czego nie ma niewiele będzie, ale ojciec był nieugięty. Uparł się i Marro wiedział, że będzie potrzebował silnych dowodów, żeby uświadomić mu przykrą prawdę.
     Rozmyślania braci przerwał szmer w dalekim końcu świątyni. To Vaeria, arcykapłanka weszła właśnie do przybytku. Marro, odkąd sięgała jego pamięć zachwycał się jej urodą. Bystre, krwistoczerwone oczy szybko rozejrzały się po świątyni, po czym spoczęły na Rubenie. Kobieta podniosła wysoko głowę, po czym uwodzicielskim krokiem zaczęła zbliżać się w ich stronę.
     - Marro i Ruben Orellowie – rzekła, przeciągając sylaby. - Muszę przyznać, że podziwiam waszą determinację, od miesiąca przychodzicie tu kilka razy w tygodniu, a jednak niewiele udało wam się do tej pory osiągnąć.
    - Liczymy, że ciągła bliskość świętego ognia, płonącego na ołtarzu rozbudzi ukryte w Rubenie moce – wypowiedział szybko Marro, nie spuszczając z kapłanki wzroku. Jej dzisiejsza obecność tutaj była jego sprawką. Dzięki pomocy Vaerii miał nadzieję raz na zawsze pozbyć się kłopotu z Rubenem. Jej interwencja albo odkryje jego moc, albo da ostateczny dowód, że chłopak jej nie ma. Młody Ruben z wielki zacięciem zaczął wpatrywać się w płomień, a Vaeria przyglądała mu się z pewnym rozbawieniem na twarzy. Marro natomiast rozejrzał się po pomieszczeniu.
     Świątynia Ognia była niezwykłym miejscem. Po przekroczeniu drewnianych, okutych żelazem drzwi, każdego gościa natychmiast otaczała urzekająca woń kadzideł. Okopcony sufit tej pozbawionej okien, okrągłej budowli ginął w mroku, a pod nim płonął wieczny ogień na ołtarzu .Jedynym źródłem światła prócz płomienia był mały okrągły otwór w dachu, wpuszczający do środka świeże powietrze i dający ujście dymowi.
     - Chodźcie za mną – odezwała się w końcu arcykapłanka. - Najwyższa pora, żeby w końcu zrobić coś konkretnego w sprawie rozbudzenia twojej mocy, Rubenie.
    Vaeria obróciła się na pięcie i skierowała w stronę mniejszych drzwi po przeciwległej stronie świątyni. Marro zawsze myślał, że te drzwi prowadzą do sanktuarium. Zdziwił się bardzo, gdy ujrzał przed sobą dość długi korytarz. Drzwi zamknęły się za nimi z hukiem i zapanowała ciemność.
    - Ja nie potrzebuję światła – powiedziała arcykapłanka, po czym otworzyła oczy, rozświetlając korytarz delikatną czerwoną poświatą. Bracia otworzyli szeroko usta ze zdumienia, jeszcze nigdy nie widzieli czegoś takiego na własne oczy, ale byli absolutnie pewni, że świadczy to o jej wielkiej mocy. - Niestety Marro, ty nie będziesz mógł uczestniczyć w naszej zabawie. Poczekasz, aż będzie po wszystkim.
      Nagle kobieta otworzyła jedne z drzwi i prosząc Rubena o pozostanie na korytarzu, wprowadziła Marro do małego pokoiku bez okien. Komnata była maleńka ale dość gustownie wyposażona. Pod ścianą naprzeciwko drzwi stał mały stolik z lakierowanego drewna na którym znajdował się świecznik i miska z owocami. Po obu jego stronach stały dwa drewniane krzesła. Obok drzwi znajdowała się masywna szafa. Vaeria skinieniem palca zapaliła świece, po czym uśmiechając się serdecznie do Marra, zamknęła za sobą drzwi.
     Chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu po czym usiadł na krześle. Uznał, że to miłe ze strony kapłanki, że nie kazała mu czekać na korytarzu po czym wziął do ręki soczyste winogrono. Przez chwilę słyszał jeszcze kroki młodszego brata na korytarzu, po czym zdał sobie sprawę, że chyba też weszli do jakiegoś pomieszczenia, bo zrobiło się całkiem cicho. Marro był bardzo zadowolony z przebiegu sytuacji. Wczoraj zaledwie napomknął arcykapłance, że może poradzić sobie z przekonaniem ojca, że Ruben nie ma żadnych zdolności, więc muszą tu przychodzić w każdej wolnej chwili, żeby próbować coś osiągnąć, a ona od razu zaoferowała swoją pomoc. Marro spodziewał się jednak, że po prostu przyjdzie, przyłoży mu do czoła dłoń w teatralnym geście, po czym ze łzami w oczach wyszepcze, że jest pozbawiony magicznych zdolności.
   Chłopak sięgnął po soczystą brzoskwinię, kiedy jego myśli spoczęły na Sariel. Ojciec był nieprzychylny ich związkowi, jednak kiedy zobaczy, że przez tak długi okres obarczał go bezcelową pracą, to może ją zaakceptuje, żeby wynagrodzić mu stracony czas. W sumie nie wiedział z jakiego powodu ojciec jest im przeciwny. Sariel pochodziła przecież z jednego z najznamienniejszych mizuryjskich rodów. Jej marka, Alaniel, znana była ze swej przyjaźni z królem. No i była elfem, ale to nie powinno ojcu w niczym przeszkadzać. Z drugiej strony ciekawe, czy to może je rasa była przyczyną jego niechęci.
     Nagle, gdzieś w oddali dało się słyszeć delikatne skrzypienie drzwi i stukot kroków na posadzce korytarza. Kroków jednej osoby. Vaeria była sama.
     - Gdzie Ruben? - zapytał, gdy arcykapłanka weszła do pokoiku, rzuciwszy zadowolone spojrzenie na znacznie mniejszą zawartość miski z owocami.
    - W innej celi. Jest trochę zmęczony, dojście do siebie zajmie mu trochę czasu. - Oczy kobiety świeciły teraz znacznie jaśniej niż przedtem, Marro zastanawiał się, czym to jest spowodowane.
     - Jak to w celi? Dlaczego mój brat jest w celi? - Marro wstał, kiedy dotarł do niego sens słów kapłanki, lecz zakręciło mu się w głowie i ponownie opadł na krzesło.
     Kobieta uśmiechnęła się tylko zaczepnie i wolnym krokiem podeszła do chłopaka. Machnęła ręką, po czym stojące na stoliku świece zgasły a jej świecące czerwienią oczy zdawały się perfekcyjnie rozświetlać całą komnatę.
    - Miejscem więźniów są cele, czyż nie? - zapytała zadzierając głowę. - Powinieneś się cieszyć, twoja jest dość wygodna.
    Chłopak rozejrzał się ze strachem. Dopiero teraz zauważył, że pokój, chociaż gustownie urządzony, do złudzenia przypominał cele, które kiedyś widział w lochach. Te małe, ciemne i pozbawione okien pomieszczenia zawsze ogarniały go lękiem.
     - O co ci chodzi? Gdzie jest Ruben? Wypuść nas stąd! - Chłopak zaczął się szamotać i znów spróbował wstać, ale nogi ponownie odmówiły mu posłuszeństwa. Oboje spojrzeli na miskę z owocami, po czym Vaeria roześmiała się głośno.
     - Jeśli już musisz wiedzieć, to od tej chwili jesteś moim więźniem i lepiej dla ciebie, byś wypełniał moje rozkazy. Owoce, które zjadłeś były zatrute, wkrótce zaśniesz, a kiedy się obudzisz, to będzie przeklinał dzień, w którym się urodziłeś.
      Marro w jednej chwili zrozumiał, dlaczego Vaeria była taka uwodzicielska. Od samego początku zależało jej, żeby oboje jej zaufali, wykorzystując do tego swój osobisty urok. W sumie miała nawet ułatwione zadanie z powodu jej wczorajszej rozmowy z Marro. Chłopak nie mógł uwierzyć, że okazał się aż tak głupi.
    - A co z Rubenem? - Marro był dość zaniepokojony, gdy kapłanka tłumaczyła mu, że jest więźniem i nie uwzględniła w swych słowach młodszego brata.
     - Nie pożyje długo. - Usta kobiety wykrzywiły się w dziwnym grymasie. - Był słaby, odebrałam mu jego moc, nie powinien dożyć wieczora.
     Marro walczył z otępieniem umysłu. Wzrok mu umykał i nie potrafił się na niczym skupić. Czuł, że coraz bardziej chce mu się spać. To z całą pewnością działanie tej trucizny, którą Vaeria naszpikowała owoce. Ucieszyła go wiadomość, że jego brat miał jednak jakąś magiczną moc, lecz natychmiast uciekła ona z jego umysłu, kiedy zdał sobie sprawę, że owa moc go zgubiła.
     - Nie ujdzie ci to na sucho – zdołał wyrzucić z siebie chłopak. - Nie jesteśmy byle kim, będą się o nas niepokoić.
    - I na to liczę, głuptasie. Myślisz, że po co zostawiłam cię przy życiu? Będziesz przynętą.
   Marro otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Elementy układanki dopasowały się w jedno: on, Ruben, jak i arcykapłanka dysponowali mocą żywiołu ognia. Vaeria chce odebrać moc Sariel. Chłopak zaklął pod nosem, po czym jego oczy zamknęły się mimowolnie i zsunął się z krzesła na kamienną posadzkę.

19 komentarzy:

  1. Całkiem, całkiem, czekam na ciąg dalszy ;) I opis świątyni wyszedł ci super.

    Ale wybacz przyczepię się trochę. Pierwszy akapit fragment rozpoczynający się od "Ruben" a kończący na "rezygnację" coś jest nie do końca poprawnie w tych zdaniach, może spróbuj zbudować krótsze?
    Lepiej pasuje uświadomić niż "uzmysłowić". I chyba lepiej brzmi po prostu sięgał pamięcią. I nie jestem pewna czy wzrok może umykać. Może mącić, zamglić lub coś w ten deseń?
    Jeszcze raz sorry, wychodzi ze mnie human ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, przeanalizuję te błędy.
      Wybaczam, bo ze mnie też czasem human wychodzi :)

      Usuń
  2. Zawsze jestem ciekawa, co i jak piszą osoby mniej więcej w moim wieku (chyba jesteś starszy o rok).Nic nie daje mi tak dobrze poznać drugiego człowieka jak czytanie jego twórczości (dlatego mam czasem stracha, kiedy największy dziwak w szkole prosi mnie o poprawienie błędów w opowiadaniu...)
    Samokrytyka była trafna, to serio jest straszliwie patetyczne. W fantasy jednak zazwyczaj się to wybacza, taki styl (no i wielu uważa fantasy za tak prosty i prymitywny gatunek, że kwestie językowe są w nim sprowadzone do minimum). Nie lubię takiego stylu i akurat mi to przeszkadza, lubuje się w ironii i grotesce, stylu ulicy - ale sama, pisząc powieść fantasy, zaczęłam ją patetycznie i z grubej rury i dopiero po jakiś 40 stronach język powieści zaczął przypominać mnie :P Dlatego zakładam, ze dalej moze być ciekawie, po prologu się całego dzieła nie sądzi, tylko wrzucaj coś czasami :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę Cię zniechęcać, ale to już mniej patetyczne nie będzie :D Mam nadzieję, że fabuła Cię jednak wciągnie i nie będzie Ci to aż tak przeszkadzało. Postaram się czasami coś wrzucać - na razie mam kilka rozdziałów gotowe, więc póki co, coś się będzie działo :)

      Usuń
  3. Tak, wymyślić dobry i chwytliwy tytuł, który wyróżni twór od reszty, jest sztuką. Zazdroszczę tej ilustratorki, mam nadzieję, że jednak kiedyś z niej skorzystasz.
    Piątka, też mam skłonność do patosu. Staram się to jednak kontrolować, by ludzie nie zasypiali i zamiast się wzruszać, uważali to za absurdalne.
    Zacznę od czegoś, na co mam alergię, co mnie irytuję do sześćdziesiątej potęgi i spotykam bardzo często. Akapity, proszę, akapity. Przy opisach i dialogach. Od razu przejrzyściej, poprawnie i... profesjonalniej. Czy muszę już wspominać o dywizach a myślnikach? To już nie błąd, to istna blogerowa plaga, którą nauczyłam się ignorować.
    Czuję się dziwnie, jesteś ode mnie starszy o jakieś cztery lata, a ja cię poprawiam. W nawiasach są brakujące przecinki, jakby co. I nie odnieś wrażenie, że się czepiam, to taka... konstruktywna krytyka, jakby coś ci się pomyliło lub gdybyś się zagapił.

    Jego brat uwielbiał cień ryzyka w tym(,) co robił...
    Marro, odkąd sięgała jego pamięć(,) zachwycał się jej urodą.
    ...wieczny ogień na ołtarzu(.) Jedynym źródłem świ... (zapomniałeś kropki)
    Najwyższa pora, żeby w końcu zrobić coś konkretnego w sprawie rozbudzenia twojej mocy(,) Rubenie. (W takich wypadkach, gdy się do kogoś zwracamy, stawiamy przecinek. Podam ci najprostszy przykład, przecinek robi różnicę: Jedźcie dzieci. ~ Jeźdźcie, dzieci. Przeczytaj oba i zobacz, o co mi chodzi.)
    Więcej błędów nie wyłapałam.

    Podoba mi się twój styl, płynne i plastyczne opisy, a dialogi wcale nie są sztywne! Kreacja świata przedstawionego także przypadła mi do gustu i czekam na ciąg dalszy. Końcówka mnie... delikatnie mówiąc, zaskoczyła.

    Pozdrawiam.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akapity są, jak najbardziej, ale w oryginale, w Wordzie. Blogspot ma jakieś dziwne formatowanie, a nie chce mi się klikać spacji tyle razy, żeby te wszystkie wcięcia uwzględniać. Możesz mi zdradzić, jak robisz to u siebie :D Jeśli zaś chodzi o dywize i myślniki - nie wiem szczerze o co chodzi, przeważnie komputerowa autokorekta coś z nimi kombinuje, ja się nie wtrącam do tego, ale jeśli myślisz, że powinienem, to oczywiście się wtrącę :P Dzięki za wyłapanie brakujących przecinków! Podziwiam, że chciało Ci się to robić. Nie masz się czym przejmować, że jesteś młodsza - dla mnie też ogromnym szokiem było dowiedzenie się, w jakim Ty jesteś wieku, bo naprawdę, biorąc pod uwagę wysoki poziom tego, co piszesz, powiedziałbym, że jesteś znacznie starsza ode mnie :D Cieszę się, że fabuła się spodobała i dziękuję za komentarz :)

      Usuń
    2. Akapity robię ręcznie i nawet przestało mi to przeszkadzać, bo już praktycznie klikam automatycznie.
      A tymi dywizami a myślnikami się nie przejmuj, masz sporą czcionkę, więc się nie rzuca w oczy i nie przeszkadza.

      Usuń
  4. Za pachniało mi trochę stylem Paoliniego...Ogólnie jak na początek wydaje się całkiem ciekawe jest zbrodnia...Wiadomo to nie kryminał ale mimo wszystko będę czekać na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, miło mi :D Nowy rozdział w każdy weekend. A Paoliniego nie kojarzę :P

      Usuń
    2. Paolini napisał Eragona ;)

      Usuń
    3. Nie czytałem, ale warto kiedyś nadrobić zaległości :P

      Usuń
  5. Coś czuję, że zapowiada się naprawdę ciekawie :)
    W wolnym czasie postaram się wszystko nadrobić :)
    Pozdrawiam :)

    truelifebydamien.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę i zapraszam :D

      Usuń
    2. Cóż, jestem już po prologu, i powiem, że zapowiada się bardzo obiecująco :D
      Opis współgrają z dialogami, jest moment zainteresowania i zaciekawienia. Jestem pod wrażeniem! :)
      Oczywiście moje ukochane fantasy, więc postaram się wpadać częściej na ile pozwoli mi czas...

      truelifebydamien.blogspot.com

      Usuń
  6. Długo się zabierałam za Twoją historię, aż w końcu coś mnie napadło nocą i... jestem. Na razie melduję, że zaznajomiłam się z prologiem i, mimo że wielką uwagę przywiązuję do stylu autora, Ty zdołałeś mnie wciągnąć bez wysublimowanych opisów. Jak znajdę czas, to pochłonę resztę, a dużo tego jest, więc... och, dużo mi to zajmie. Ale już widzę oryginalność w Dobrej Duszy, a o to czasem dziś ciężko.
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ciepłe słowa!
      Każdy nowy czytelnik jest na wagę złota ^^

      Usuń
  7. Od razu mi przypadło do gustu. Ciekawa fabuła. Lubie takie rzeczy czytać. Chętnie poczytam dalej. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń