sobota, 22 sierpnia 2015

Dobra Dusza - rozdział I, cz. 2

No, zapraszam na drugą połowę pierwszego rozdziału. Pojawiła się mapa - nie jest jeszcze najdokładniejsza ani perfekcyjnie estetyczna, ale na obecne potrzeby wystarczy, tym bardziej, że mamy na razie tylko jedno miejsce akcji. Ja już wielokrotnie podkreślałem, że rysować nie potrafię, ale mam nadzieję, że jako tako mi to wyszło. Zapraszam do lektury.

   Elane i Karia spacerowały wśród wyniosłych cyprysów i odurzająco aromatycznych magnolii rosnących w ogrodach matki, z wielkim zacięciem o czymś dyskutując. O tej porze roku ogrody były najpiękniejsze. Zewsząd wylewała się oszałamiająca powódź kwiecia. Dwie siostry, chociaż równie bezduszne i przebiegłe, z wyglądu wcale nie były do siebie podobne. Elane brunetka, a Karia blondynka, jedynie wdzięcznie szpiczaste uszy dawały do zrozumienia, że są elfami. Kto jednak nie znał sióstr, nigdy nie domyśliłby się, że są rodzeństwem. 
   - Nie podoba mi się twoje podejście, zawsze musisz bezmyślnie bezcześcić nasze tradycje. - Karia kręciła głową z dezaprobatą, słuchając opowieści siostry o Totamonie. - To śmiertelnik, mało ci pięknych elfów na świecie? Nie życzę sobie, byś miała z nim cokolwiek wspólnego.
   Elane jak zwykle nie mogła uwierzyć własnym uszom, słuchając siostry. Kochała ją, bo tak trzeba. Były siostrami i nigdy nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby nie kochać Karii, lecz rzadko zgadzały się ze sobą. Elane starała się cieszyć każdą chwilą, kiedy mogła chociaż ujrzeć Totamona, a siostra za wszelką cenę starała się zniszczyć te cudowne wspomnienia. Elfka wiedziała, że siostra chciała dobrze, lecz ciężko było jej się z tym pogodzić.
   - Totamon już niedługo pozostanie człowiekiem. Nie jesteś w stanie nawet pojąć, jak wielka będzie jego potęga, kiedy stanie się nieśmiertelny. To powód do dumy dla naszego rodu, że zechciał na mnie spojrzeć. - Elane zdawała pomijać kwestię, że Totamon kompletnie się nią nie interesuje. Najwyraźniej nie chwiała dać Karii powodów do drwin. - Prosiłam cię o radę, mogłabyś chociaż spróbować mi pomóc!
   Karia uśmiechnęła się w duchu. Zawsze tak było, że wszystkie sprawy ostatecznie kończyły się jej mądrą radą. Nawet lubiła ten prestiż, który jak jej się zdawało, miała. Dziewczyna myślała, że ludzie uważają ją za mądrą. Podobało jej się takie życie, chociaż nie przysparzało to zbyt wielu przyjaciół, ale oni dla Karii nie byli ważni. Liczyła się dla niej tylko reputacja.
   - Spójrz na ten piękny ogród, na te kwitnące magnolie i bzy! - rzekła Karia po chwili zastanowienia. - Czego ci jeszcze potrzeba? Przyjaźni tego niedorajdy? - Dziewczyna zaśmiała się szyderczo. - Ta istota kompletnie nie panuje nad swoją mocą. Gavius nigdy nie uczyni go nieśmiertelnym, jeśli to się nie zmieni, toteż przepraszam cię bardzo, ale w tej kwestii moja dobra rada brzmi, abyś trzymała się od niego jak najdalej.
   Elane szybkim ruchem uderzyła ją w twarz. Karia dotknęła piekącego policzka i obrzuciła ją groźnym spojrzeniem. Niebezpieczeństwo wisiało w powietrzu, elfka szykowała się do oddania ciosu. W tym momencie jednak szyderczy uśmiech powrócił na jej twarz, ponieważ odwróciła wzrok w kierunku miasta. Czarny dym wznosił się ponad królewskim pałacem. Zdawało się, że pali się coś na głównym dziedzińcu.
   - To pewnie sprawka twojego kochasia! - zakpiła. - Nie zdziwię się, jak pewnego dnia zamek pójdzie z dymem przez te jego niekontrolowane wybuchy mocy.

   Marline poczuła ostry ból w dolnej części ciała. To ją chyba obudziło. Wokół pełno był gruzów, a jacyś ludzie gasili płonące nieopodal budynki. Marmurowe posągi, stojące dotąd na piedestałach wokół fontanny leżały porozbijane na posadzce, a niegdysiejsze rozpostarte ponad dziedzińcem balkony zawaliły się i cudem nie zmiażdżyły leżącej nieopodal dziewczyny. Drzewa i krzewy rosnące na dziedzińcu były wyrwane z korzeniami. Wszystko wyglądało jak po przejściu ognistego tornada.
   Marline nie wiedziała, co się tak właściwie wydarzyło. Nie mogła wstać, ani poruszać nogami. Lewa była wygięta pod dziwnym kątem i przygnieciona marmurowym posągiem. To właśnie w tej nodze czuła ten przeszywający ból. Gryzący dym piekł jej oczy i podrażniał płuca, kaszel zaczął ją dusić i zaczynała mieć coraz większe problemy z oddychaniem. Wpadła w panikę.
   - Kto by pomyślał, że tak zginę - rzekła cicho do siebie, a po policzku popłynęła jej łza. 
   Nagle ból stał się nie do zniesienia, jakby ktoś próbował jeszcze bardziej zmiażdżyć jej nogę. Z jej gardła wydobył się krzyk. Na ten dźwięk zza posągu wyłoniła się uśmiechnięta twarz Anirona. 
   - Nie bój się, wszystko będzie dobrze - rzekł ciepłym, aksamitnym głosem. - Nie wiedziałem, że tak to boli. Przepraszam, powinienem wcześniej oddalić od ciebie ból. Totamon przesadził z natężeniem, jak zwykle zresztą i wywołał eksplozję mocy. Nie ma się czym przejmować, w jego przypadku to bywa dość częste.
   - Łatwo ci mówić, ty nie masz zmiażdżonych nóg! - Marline rozpłakała się na dobre, chociaż Aniron całkowicie pozbył się bólu. Co teraz z nią będzie? Kto jej pomoże? Przecież król nie jest przychylny wobec jej rodziny. Teraz na pewno umrze, podobnie jak matka. 
   Totamon stał potulnie z boku i przyglądał się, jak czarodzieje starają się naprawić szkody, które wyrządził. Płynnymi ruchami naprawiali potłuczone posągi i stawiali je na swych cokołach, gasili płonące budynki strumieniami zimnej wody, zawieszali zwalone balkony, sadzili rośliny. W mgnieniu oka wszystko wracało do normy.
   - Trzeba było się nie wtrącać, Anironie, to nic by się nie stało, zawsze musisz wszystko psuć! - zawołał książę do brata z wyrzutem. Marline zastanawiała się, czy Aniron tym razem coś powie, czy znowu potraktuje wszystko wymownym milczeniem. - Zawsze musisz niweczyć moje wzniosłe dzieła!
   - Zamknij się i pomóż mi ją ratować! - Aniron spojrzał na brata z wyrzutem. - Dlaczego nigdy nie potrafisz przyznać się do błędu? Z takim podejściem nigdy nic nie osiągniesz. Ojciec nigdy nie ujrzy w tobie nikogo innego, niż tylko rozkapryszonego bachora, nigdy nie będziesz taki jak on.
   Marline zastanawiała się, jak Elane może zależeć na takiej osobie. Czyżby jedynym na co patrzyła, była pozycja społeczna? Marline zawsze wiedziała, że jej przyjaciółka jest strasznie powierzchowna, ale nigdy nie pomyślałaby, że do tego stopnia. Dziewczynie zrobiło się smutno na myśl, że elfka miałaby spędzić życie u boku takiej osoby. 
   - Zabiorę cię do pałacu i uzdrowię - rzekł ciepło Aniron pełnym zdecydowania tonem.
   W tym momencie do głowy dziewczyny zakradł się pewien pomysł i uśmiechnęła się do Anirona na samą myśl o nim. Chłopak odwzajemnił spojrzenie, lecz oczywiście nie miał pojęcia o co jej może chodzić, a tymczasem Marline wiedziała już jak wywołać u Totamona jakiekolwiek ludzkie odruchy.
   - Wiesz, myślę, że powinieneś dać szansę bratu. - Dziewczyna trochę się przeraziła, że ma powierzyć własne zdrowie w jego ręce, ale miała nadzieję, że w tym stanie już bardziej zaszkodzić jej nie może. - Wydaje mi się, że to może pomóc nie tylko mi, ale też jemu.
  - Chyba wiem, co masz na myśli, tylko uważaj, żeby znowu nie wywołał czegoś niekontrolowanego. - Chłopak uśmiechnął się do niej porozumiewawczo, wstał i podszedł do starszego brata. - Pomóż jej, to twoja sprawka. Ja jestem zajęty.
   Totamon stał jeszcze chwilę z boku nadąsany. Marline zastanawiała się, dlaczego nie odpyskował Anironowi. Z tego co było jej wiadomo, młodszy z braci po raz pierwszy mu się postawił, co wyglądało niezmiernie dziwnie. Aniron zwykle unikał kłótni i za to Marline lubiła go jeszcze bardziej. W sumie wydawało jej się, że potrafiłaby znaleźć z nim wspólny język.
   Totamon rozejrzał się po okolicy i kiedy stwierdził, że nikt mu się nie przygląda, wolnym krokiem podszedł do leżącej nieopodal dziewczyny. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego. Obszedł ją kilka razy dookoła, po czym skupiwszy się na rozbitym posągu, wprawnym ruchem usunął go w niebyt.
   - Widzisz, jednak potrafisz czarować, jak chcesz! - Marline dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie zabrzmiało to zbyt uprzejmie, więc zaczerwieniła się tylko. - Wybacz, nie chciałam być nie miła.
  - A czego chciałaś? Pieniędzy? Sławy? Mnie? Nie jestem na sprzedaż, a popularności nie zdobędziesz robiąc z siebie ofiarę. - Chłopak wziął ją na ręce z niebywałą delikatnością, jak na niego. Marline zacisnęła zęby i syknęła z bólu. Natychmiast pozbyła się tego uczucia. Nie chciała dać księciu tej satysfakcji, w końcu nie co dzień jest się przez niego noszonym na rękach. Pachniał morską bryzą, jakby dopiero co wynurzył się ze wzburzonego oceanu. Marline poczuła, że gdyby chciała, to mogłaby się w nim zatracić. Oczywiście jakby to nie Elenor o nim marzyła. Nie mogła tego zrobić swojej najlepszej przyjaciółce, nie jej. To byłoby perfidne.
   - Miłego słowa i ciepłego spojrzenia. - Marline uśmiechnęła się do niego, pomimo że wcale nie miała ochoty, a nieziemski ból rozrywał jej nogę.
   - W co ty pogrywasz? Chcesz wzbudzić we mnie litość? - Totamon skierował się w stronę bocznego wejścia do pałacu. Stojący u progu palladyn stanął na baczność i wpatrzony w przestrzeń przed sobą wyprostował włócznię, którą zagradzał wejście. Oni zawsze wyglądali przerażająco, nawet jak tylko stali i strzegli przejścia. Ich lodowate spojrzenie nigdy nie było skupione na żadnej żywej istocie, chyba, że po to, aby pchnąć ją włócznią. Nawet wtedy jednak ich wzrok nie spoczywał na niej zbyt długo i nie wyrażał żadnej emocji. Pałacowy korytarz był szeroki i wyłożony aksamitnym, czerwonym dywanem, chociaż nie było to główne wejście. Totamon zaniósł ją do pierwszej komnaty, którą napotkał. Jej okna wychodziły na główny dziedziniec. Słychać było plusk wody z naprawionej fontanny. Chłopak położył Marline na puchatej, stojącej pod ścianą sofie. - Odpręż się.
   - Skąd nagle u ciebie tyle uprzejmości? - zapytała nieufnie.
   - Po prostu, im szybciej z tobą skończę, tym szybciej dasz mi spokój. - Totamon uśmiechnął się szyderczo, widząc zażenowanie na jej twarzy. - No co, myślałaś, że nagle stałem się altruistą? Uspokój się już, nie dajesz mi sobie pomóc.
   Marline otworzyła usta, jakby chciała jeszcze coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła, nagle zmieniając zdanie. Jeszcze będzie miała czas, żeby z nim porozmawiać, kiedy już jej pomoże. Patrzyła co robi: wyciągnął przed siebie smukłe dłonie o długich palcach i zamknął oczy. Nigdy jeszcze nie miała do czynienia z magią, a już tym bardziej nie spodziewała się, że jej pierwsze spotkanie z tą niezwykłą siłą odbędzie się w takich okolicznościach.
   Totamon czuł ciepłe mrowienie, jakby czubków jego palców dotykało coś miękkiego i puszystego, kiedy magia wnikała w dziewczynę. Rzadko uzdrawiał i wiedział jakie to trudne. Kiedy moc czarodzieja wnika do ciała chorej osoby, ten musiał przejąć jej ból, a dopiero wtedy mógł naprawić jej szkody fizyczne. Totamon trochę się bał. Głównie tego, że znowu użyje zbyt dużego natężenia mocy. Kompletne nie miał wyczucia, jakby był pozbawiony zaworu zamykającego dostęp do magii, kiedy nie była już potrzebna. Ale chociaż teraz mrowienie było przyjemne, wkrótce dotrze do jądra bólu tej dziewczyny i będzie musiał go przejąć, a to nie należało do przyjemności.
   Kiedy spostrzegł, że dziewczyna zamknęła oczy i zaczęła równo oddychać, podszedł do szafki stojącej w rogu pomieszczenia i przyjrzał się krytycznie jej zawartości, po czym chwycił do ręki dwie szklane buteleczki i pęczek suszonych ziół i położył wszystko na małym stoliku stojącym obok sofy, na której leżała dziewczyna. Całe szczęście, że ktoś przezorny porozstawiał wszędzie te szafki z eliksirami i ziołami, bo w przeciwnym razie musiałby biegać po niezbędne rzeczy po całym pałacu.
   - Jeden łyk z tej buteleczki na złamane kości – mówił sam do siebie, wlewając płyn do rozchylonych ust dziewczyny. Kiedy ta posłusznie połknęła eliksir, krzywiąc się przy tym nieznacznie, wziął drugą butelkę, na odbudowanie reszty zdruzgotanego ciała.
   - O, to jest smaczniejsze – powiedziała cicho, otwierając jedno oko.
  - Nie przeszkadzaj, to jeszcze nie koniec leczenia. - Ręce Totamona trzęsły się nieznacznie, gdy podpalał wiązkę ziół. Czym innym było podanie jej eliksirów, a czym innym użycie magii uzdrawiającej.
   Gdy książę zauważył, że dym wypełnił już całe pomieszczenie, położył swoje dłonie na skroniach dziewczyny i wysłał strumień mocy do jej ciała, zamykając powstałe podczas wypadku zranienia i ostatecznie naprawiając zniszczone tkanki. Teraz pozostało mu tylko rozprawić się bólem, który przejął od niej na samym początku. 
   Marline odetchnęła z ulgą i otworzyła oczy. Totamon zaciskał zęby, a z jego oczu sączyły się łzy. Nagle zrobiło jej się go żal. Tak bardzo cierpiał, próbując jej pomóc. Spojrzała na swoją nogę. Wyglądała dokładnie tak, jak powinna wyglądać zdrowa noga. Marline zauważyła nawet, że była trochę szczuplejsza niż przedtem i uśmiechnęła się do siebie nieznacznie. Jedynie delikatne różowe blizny poniżej kolana były dowodem, że jeszcze kilka chwil temu było tu tylko zmiażdżone mięso.
   - No i co, zadowolona? - zapytał przez zaciśnięte zęby, po czym wrzasnął, przyciskając zaciśnięte w pięści dłoni do brzucha. - Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś.
   Dziewczyna usiadła, czując nagły przypływ sił. Złapała go delikatnie za dłoń i posadziła obok siebie. Chwilę na niego patrzyła uśmiechając się. Podobał się jej, chociaż wiedziała, że nie powinna tak myśleć. Ale co mogła zrobić, każda dziewczyna rozmarzyłaby się, patrząc na tą jedwabistą cerę, kryjącą w sobie bystre, granatowe oczy i smukły nos. Wyglądał właśnie tak, jak Marline wyobrażała sobie księcia z bajki. Dlaczego wcześniej nie zwróciła na to uwagi, a jedynie na jego podły charakter? Długie jasne włosy miał rozpuszczone i rozczochrane w nieładzie, co dodawało mu nuty drapieżności. Dziewczyna poczuła, że robi się jej gorąco. Sięgnęła ręką do dekoltu, rozpinając kilka górnych guzików bluzki, starając się nie ukazywać więcej niż wydawało się jej to stosowne. Spojrzała na jego wargi, krwiście czerwone i kusząco rozchylone w bolesnym grymasie. Marline skarciła samą siebie, że podoba się jej, jak kogoś coś boli, ale nie mogła nic na to poradzić. Tak samo jak na to, że wkrótce jej usta znalazły się tuż obok. Zamknęła oczy. Jego wargi były słone, tak jak się spodziewała, morska bryza o czymś świadczyła. W końcu jego żywiołem była Woda.
   - Zostaw mnie! - zawołał zrywając się na równe nogi. Zdawało się, że nagle całe cierpienie minęło. - Jak śmiesz mnie całować? Chyba zapominasz kim jestem! - Totamon zaczął krążyć nerwowo po komnacie, kopiąc wszystko, co stanęło mu na drodze. Dziewczyna wiedziała, że musi coś zrobić. Inaczej wszystko pójdzie na marne.
   - Dlaczego mnie tak traktujesz? - zapytała po dłużej chwili milczenia. Książę zatrzymał się, czuła, jak narasta w nim gniew. - Czy uczyniłam ci coś nieprzyjemnego? Pocałunek to wspaniała przyjemność, dlaczego nie chcesz cieszyć się nim wraz ze mną?
   - Z pewnością, ale me serce należy do innej! - krzyknął, ale szybko zamknął usta, jakby zdając sobie sprawę, co właśnie powiedział. Zaczerwienił się. Bezduszny, zawsze pewny siebie książę zawstydził się, że zakochał się kobiecie.
   - No to co tutaj jeszcze robisz? - zapytała drżącym głosem. Już wiedziała, że wszystkie nadzieje spełzły na niczym. Kochał się w jakiejś ladacznicy. Matka nigdy nie wyzdrowieje. - Biegnij do tej swojej paniusi.
   - To trudniejsze niż ci się wydaje - Totamon usiadł obok dziewczyny i chwycił ją za ręce. Zachowywał się naprawdę dziwnie. Potrafił być na zmianę czuły i oziębły. - Ona chyba tego nie chce. Bawi się mną, igra z moimi uczuciami. Widzę to w jej oczach. Wam wszystkim wydaje się, że nic nie wiem, że jestem ślepy, ale prawda jest inna. Wiem co o mnie myślą cierpię za każdym razem, gdy słyszę grupę szepcących osób, rozchodzących się w popłochu na mój widok. Zaprosiłem ją nawet na bal, ale jestem prawie pewny, że odmówi. Trudno, Elane mnie nie chce.
   - Coś ty powiedział? - Dziewczyna nie mogła uwierzyć własnym uszom. Sytuacja obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Znowu zapłonęła iskierka nadziei. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, Totamonie!
   - Przestań ze mnie drwić, jak wszyscy! Kocham tylko ją, nigdy nie będę twój rozumiesz.
  - Och, doskonale cię rozumiem, ale chyba źle mnie zrozumiałeś. - Marline wiedziała, że jej uśmieszek bardzo go denerwuje. - I ją też źle zrozumiałeś. Elane marzy o tobie, właśnie od niej wracam.
   Totamon otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Chyba dopiero po chwili zdał sobie sprawę, jak dziwnie wygląda i szybko przybrał swoją normalną, dość poważną minę. Raz po raz otwierał usta, próbując coś powiedzieć, ale chyba nie był w stanie. Łapał tylko powietrze, jak ryba wyrzucona na brzeg i pozbawiona wody. Na jego twarz wstąpił uśmiech. Szybkim ruchem wstał z fotela i zaczął skakać po pokoju krzycząc z radości.
   - Nie żartujesz? Elane naprawdę coś do mnie czuje i zechce pójść ze mną na bal? - zapytał, siadając ponownie obok niej i obejmując ją w pasie.
   - Oczywiście. Bardzo się dziś ucieszyła, gdy dostała twoje zaproszenie. Jest tylko trochę smutna, że robi co może, by zwrócić na siebie uwagę, a ty zachowujesz się jak idiota i masz ją gdzieś! Zastanów się trochę, czego ty tak właściwie od niej chcesz, bo chyba sam już nie wiesz. Mówisz mi o miłości, a ona nigdy nie widziała u ciebie żadnego przyjaznego gestu. 
   Marline zrozumiała, że to chyba koniec ich rozmowy, bo Totamon nie wyglądał już na kogoś, z kim można normalnie rozmawiać. Zachowywał się tak dziwnie, jak tylko można to było sobie wyobrazić. Jak to możliwe, by w jednym ciele siedział rozpuszczony dzieciak, wyrachowany książę i gorący kochanek? Wpatrywał się w jeden punkt z uśmiechem na ustach i ciągle powtarzał imię Elane. Dziewczyna wysunęła się z jego uścisku, wstała i podeszła do drzwi.
   - Stój! - zawołał za nią, kiedy już naciskała klamkę. - Nie wiem nawet komu mam dziękować za otwarcie mi oczu.
   - Marline Abraccius – przedstawiła się. - Polecam się na przyszłość.
   - Niech Dobre Duchy mają cię w swej opiece, Marline! Jestem twoim dłużnikiem
   Dziewczyna podeszła jeszcze do niego i pocałowała w policzek na pożegnanie. To ona była jego dłużniczką, chociaż on jeszcze o tym nie wiedział. Uśmiechnęła się do siebie. Jeszcze kilka godzin temu nie podejrzewała, że wszystko okaże się tak dziecinnie proste. Wracała do domu w podskokach. Teraz już wszystko będzie dobrze. 

   Totamon siedział jeszcze chwilę na sofie, po czym wybiegł na korytarz. Stracił już tyle czasu! Dochodził już do trzydziestki i chociaż zdawał sobie sprawę, że wedle słów ojca pożyje jeszcze wieleset lat, to i tak czuł, że zmarnował ten czas swojego życia, gdy myślał, że jego miłość nic do niego nie czuje. Jakie szczęście, że spotkał na swojej drodze tą dziewczynę, gdyby nie ona, jego życie dalej byłoby bezwartościowe. Było mu trochę wstyd, że tak ją z początku potraktował. Zresztą, powinien przeprosić Anirona. Zastanawiał się, czy brat przebaczy mu za te wszystkie lata dokuczania i poniżania. Wielu ludzi powinien był prosić o wybaczenie, tak wielu osobom sprawił przykrość myśląc, że skoro on jest nieszczęśliwy, to nikt nie zasługuje na radość. Mijając palladyna, który podniósł przed nim swoją włócznie, uściskał go niespodziewanie. Ten nawet nie drgnął, ale Totamon wiedział, że mógłby nawet odrąbać mu rękę, a nie poruszyłby się. Palladyni tacy już byli. W całej Mizurii uchodzili za najlepszą gwardię, jaką można było sobie wyobrazić.
   Totamon przestał już zważać na cokolwiek, kiedy skakał dookoła wielkiej fontanny, śmiejąc się śpiewając. Nie dbał, co powiedzą o nim inni, pewnie będą obgadywać go jeszcze częściej niż zwykle, ale to nie było już ważne. Elane go kochała i tylko to się teraz liczyło. Nagle ujrzał na Anirona. Młodszy brat stał na głównych schodach prowadzących do pałacu z delikatnie rozchylonymi ze zdziwienia ustami, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Totamon podbiegł do niego.
   - Wybaczysz mi? - zapytał, nie tłumacząc wcale o co mu chodzi.
  - Nie mam ci nic do wybaczania. - Aniron uśmiechnął się. Nie wiedział, co ta dziewczyna mu powiedziała, ale skutek okazał się chyba lepszy, niż ktokolwiek w świecie mógł się spodziewać. - Jesteś moim bratem, mam ci wybaczyć to, że byłeś nieszczęśliwy? Mogę jedynie cieszyć się wraz z tobą. Gratuluję, mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy z tą dziewczyną.
   - Daj spokój, to nie o nią chodzi! - Totamon zaśmiał się, kiedy zdał sobie sprawę, że brat mówi o Marline. - Ona tylko uzmysłowiła mi, gdzie popełniam błąd. Idę teraz do Elane, straciliśmy już tyle czasu!
   - Myślimy o tej samej Elane, córce Alaniel? - Aniron otworzył oczy jeszcze szerzej, o ile było to jeszcze możliwe. - Potrafisz zaskakiwać.
   Totamon uściskał go, śmiejąc się radośnie, po czym odwrócił się na pięcie i dziarskim krokiem wrócił na dziedziniec. Aniron stał jeszcze chwilę na schodach uśmiechając się i kręcąc z niedowierzaniem głową, po czym wrócił do pałacu. Coś go niepokoiło. Zamierzał sprawdzić, czy Ageon jest bezpieczny.

No, to by było na tyle, jeśli chodzi o pierwszy rozdział. Jestem ciekawy co myślicie. Mam nadzieję, że pewne wydarzenia z perspektywy czytelnika nie wyglądały zbyt banalnie. W każdym razie, cały plan tej historii mam dokładnie przemyślany, mam nadzieję, że dawkuję napięcie odpowiednio i moja skłonność do patosu nie utrudnia zbytnio czytania. Jestem ciekawy, co powiecie na temat samej koncepcji korzystania z magii u mnie - to jest dla mnie ważne i dość długo nad tym myślałem. Nie chciałem, żeby magia stanowiła u mnie kwestię marginalną, jak u Martina na przykład, ale żeby też nie przytłoczyła całości jak u Goodkinda. Miała być niezbyt banalna w wykorzystaniu ale też zawierająca wielkie możliwości. No dobra, o magii mogę mówić godzinami, więc nie zanudzam już :P

9 komentarzy:

  1. Proszę cię, mapa jest jak najbardziej w porządku. Potrafisz rysować, każdy potrafi, hah. W każdym razie ty całkiem, całkiem nieźle. I mówię to ja, wszelki krytyk artystyczny.
    Wybacz, że tym razem nie poprawię ci błędów (plus dla ciebie, jest ich mniej niż poprzednio), bo dzisiaj robiłam korekty do dwóch swoich rozdziałów i ta część mózgu odpowiedzialna za poprawną pisownię kompletnie mi wysiadła. Poprawianie własnych błędów to katorga, idzie zasnąć, czytając kilka razy to samo. I to swoje.
    Powoli zaczynam rozumieć, kto jest kim, ale jeszcze mi się zdarza zajrzeć w trakcie czytania do zakładki o bohaterach.
    ,,...wylewała się oszałamiająca powódź kwiecia.'' ~ Kocham się w takich metaforach.
    Skąd znam to ,,kochanie siostry, bo tak trzeba'', ech... Ale u mnie tak tragicznie nie jest, w każdym bądź razie w tej chwili.
    Widzę zalążek wątku miłosnego. Mam nadzieję, że nie będzie banalny i ckliwy, ale naprawdę będę miała komu kibicować.. lub ewentualnie wręcz przeciwnie.
    Znowu intrygująca końcówka, w całkowicie innym stylu, ale jednak... Taki niepokój i przeczuwanie czegoś złego postaci sprawdza się w 99,9%. Każdy fikcyjny bohater to jakieś medium, hhe.
    Akcja się rozkręca, w miarę powoli, ale wierzę, że dobrze to rozegrasz.
    Pozdrawiam.
    upadly-marzyciel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz!
      To przeczuwanie czegoś złego postaci da się w sumie wyjaśnić.
      No bo w sumie nie wiemy, co kierowało Anironem - można mówić, że jest medium, ale równie dobrze mogło mu chodzić o to, że już wcześniej były problemy, że ma kogoś podejrzanego na oku, że ktoś mu coś powiedział - źródła jego niepokoju nigdy chyba nie poznamy, ale to jest chyba w literaturze najpiękniejsze. Cieszę się, że się podobało :D

      Usuń
    2. Jakbyś była chętna, to mogę Ci wysłać mapę w lepszej rozdzielczości, ale lepiej później, jak już ją dopracuję - na razie zrobiłem tylko taką prowizorkę.

      Usuń
    3. Chętna, chętna. Daj znać, jak skończysz, co i jak.

      Usuń
  2. Słusznie prawisz, że koncepcja magii jest szalenie istotna! Dzisiaj będzie krótko. Troszkę mnie zaskoczyła swoboda w rozmowie Totamona i Marline, i to szybkie wyznanie o miłości do elfki. Takie to wszystko, przynajmniej na razie, z punktu widzenia czytelnika dziwne, że oboje mieli się ku sobie, ale nic nie wychodziło. Najważniejsze jednak, że w akcji już widać wyraźnie plan, o którym wspominałeś. A opowiadając o tych posągach, dywanach, palladynach brakuje mi czasem takiego... skupienia się na szczegółach. Mnie np. nie obchodzi to, że to boczne wejście, a mimo tego są tam dywany, ale np. jego grubość, dźwięk jaki wydaje przy stawianiu szybkich kroków, odcień. Mam nadzieję, że złapiesz o co mi chodzi. Ale to szczegóły i kwestie zupeeeeełnie indywidualne!
    www.kulturaifetysze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łapię o co Ci chodzi - to jest właśnie to, co miałem na myśli mówiąc, że mam problem z opisami, ale pracuję nad tym, progres i tak jest bardzo duży i mam nadzieję, że będzie tylko lepiej. Co do swobody rozmowy to w sumie sam mam mieszane uczucia. Bo z jednej strony masz rację, może to się wydawać dość dziwne, ale z drugiej strony jest to zachowanie całkowicie typowe dla Marline - ona jest dość bezpośrednia i tak samo działa na innych, ale może tu jest właśnie mój błąd, bo to powinno wynikać z tekstu, a nie być dopowiadane przeze mnie. Cóż, może kiedyś przyjdzie mi ochota, żeby tą historię przeredagować (kolejny raz) i ta rozmowa zostanie przeprowadzona zupełnie inaczej. Dzięki za komentarz!

      Usuń
  3. Ten komentarz powstał dlatego, że jest to 666 wyświetlenie tego bloga i musiałem jakoś uczcić tą liczbę, bo bardzo mi się spodobała :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow, druga część bardzo mi się podobała :)
    Już lubię Elane - taki typ kobiety zawsze sobie poradzi :D
    Chyba domyślam się, do czego dąży Marline...
    Wszystko czyta się bardzo przyjemnie i miło :)

    truelifebydamien.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, Elane to naprawdę ciekawa osoba ^^
      A Marline na pewno dąży do czegoś dobrego! To przecież Dobra Dusza jest :D

      Usuń