sobota, 15 sierpnia 2015

Dobra Dusza - rozdział I, cz.1

Słuchajcie, pierwszy rozdział ma prawie 20 stron w Wordzie (piszę w formacie A5, więc w sumie nie tak dużo, ale jednak), więc go podzieliłem na pół, żeby nie przytłoczyć Was ogromną ilością tekstu. Zapraszam do czytania i komentowania!

Ziemia jest prostolinijna i dobroduszna. Chce pomagać wszystkim wokół i tylko wtedy jest naprawdę szczęśliwa, kiedy uszczęśliwia innych. Często bywa wykorzystywana ze względu na swoją naiwność. W głębi duszy, zarówno Ziemia jak i Woda to ludzie bardzo dobrzy i łatwo jest ich ze sobą pomylić. Są jednak między nimi różnice. Ziemia jest entuzjastyczna i pełna energii, chce pomagać innym bezpośrednio, często bez zastanowienia, ale za to szczerze i z oddaniem. Woda ma znacznie większe mniemanie o sobie. Jest mądra i dalekowzroczna. Chce pomagać, ale nie tak, jak inni oczekują, dlatego często jest oskarżana o irracjonalne zachowania. Chociaż oboje pomagają, robią to w inny sposób. Jedyne, czego Ziemia się obawia jest Powietrze. Boi się jego przewrotności i tajemniczości, których nie może znieść. Nie lęka się tak nawet Ognia, który słynie ze swojego okrucieństwa. Ziemia cieszy się z drobnych przyjemności. Nie oczekuje wiele od życia, raduje się tym, co ma. Jest optymistyczna i pełna zaufania, za co często płaci wysoką cenę, lecz nic nie jest w stanie ją zrazić. Jedynie niemoc i brak możliwości robienia czegoś dla innych może ją załamać - wtedy staje się przygnębiona, ale o wszystko obwinia samą siebie i nikogo nie oskarża.
Anturion Fratelli - "Żywioły"

  Majestatyczne róże rosły w przepastnym ogrodzie, pnąc się delikatnie wzdłuż ręcznie rzeźbionej balustrady tarasu. Ich białe płatki zdawały się być uosobieniem czystości i niewinności. Marline nie znała większego piękna, niż kwiaty w jej ogrodzie. Wszyscy, którzy tu przychodzili, twierdzili, że to właśnie u niej zakwitają najwspanialsze róże w mieście. Ojciec Marline już dawno wyrzeźbił słupki balustrady okalającej taras. Nadał im postaci dzikich zwierząt, których w Ordis nie sposób było spotkać. Niedźwiedzie, sarny, łosie, jelenie, wilki, borsuki, bobry i wiele innych uroczych stworzeń każdego wieczora patrzyło swoimi drewnianymi oczami na oblicze Marline spośród białych kwiatów róż.
    Dziewczyna uwielbiała spędzać wieczory na swoim tarasie z kubkiem gorącego kakao w dłoni. Chociaż miała już dwadzieścia jeden lat i całkowicie innych rzeczy się od niej wymagało, lubiła to swoje przesiadywanie i oglądanie zachodów słońca. Zawsze mogła się tu wyciszyć i uspokoić po pełnym emocji dniu. Tu odzyskiwała spokój i radość, wśród swych rzeźbionych zwierząt, lip i białych róż. Dziś jednak jej oblicze spowijała melancholia.
    - Kochanie, matka wyzdrowieje, na pewno – rzekł czuły głos, należący do starszego mężczyzny, który wyszedł nagle z domu. Był do niej nawet podobny. Te same szare oczy, zdawały się przeszywać człowieka na wskroś, obdzierając go ze wszelkiej niegodziwości. Ojciec – pierwsze co przeszłoby przez myśl każdemu, kto na nich spojrzał. To było dobre spojrzenie, pełne zrozumienia. Abracciusowie zawsze mieli miłe słowo dla każdego, z kim rozmawiali oraz za każdym razem z nadzieją i ufnością patrzyli w przyszłość. Dzisiaj jednak było inaczej. Na twarzy Ferna malowała się troska. 
    - Skąd masz tę pewność, tato? – Marline czuła, że w kącikach oczu zaczynają jej gromadzić się łzy. – Znasz Gaviusa, wiesz jaki jest. Aż boję się myśleć, że postanowi zadrwić z naszej rodziny kosztem matki. - Duża kropla popłynęła jej po policzku.
    Marline martwiła się o mamę, która zachorowała dwa tygodnie temu. I chociaż nieustannie była pełna radości i pogody ducha, dziewczyna widziała, że mama z dnia na dzień, z godziny na godzinę czuje się coraz gorzej. Abracciusowie sprowadzali do swego domu najlepszych medyków, uzdrowicieli, zielarzy i czarodziejów, jakich tylko mogli znaleźć na rozległych obszarach królestwa Mizurii, lecz żaden z nich nie był w stanie pomóc Harze. W końcu Fern, głowa rodziny postanowił pójść po pomoc do samego króla Gaviusa. Cóż, nikt zbytnio nie liczył na jego pomoc. Wszyscy wiedzieli, że nie przepadał za rodziną Marline. Miał zresztą powód ku temu. W końcu Hara wyszła za innego. Wybrała Ferna, śmiertelnika. Król już dawno obiecał, że będzie żałowała tej zniewagi do końca życia.
    - Marline, nie wolno nam się poddawać, zawsze musimy wierzyć, że z każdej sytuacji jest wyjście. - Fern zdawał się sam nie wierzyć w swoje słowa. To zaczynało brzmieć już absurdalnie. Wszyscy starali się ją pocieszać, opowiadając, że Hara lada dzień poczuje się jak nowo narodzona, a tymczasem z biegiem czasu było jej tylko gorzej.
    - Daj spokój, nie mamy szans. Pogodziłam się już z tym, że matka umrze. – Dziewczyna odstawiła kubek kakao na stolik i ukrywszy twarz w dłoniach, zaczęła płakać. Nie potrafiła już dłużej ukradkiem ocierać łez.
    - Nawet tak nie myśl, nie wolno ci! - Mężczyzna chyba sam nie wiedział, jak się powinien teraz zachować. Zresztą, jeszcze nigdy wcześniej się w takiej sytuacji nie znalazł. - Król jej pomoże, przysięgam!

    Marline przyglądała się czekoladowym ciasteczkom, które Elane postawiła na stoliku, gdy przyszła. To były ulubione słodycze Hary, jej matki. Dziewczyna poczuła ukłucie żalu w sercu na myśl o mamie. Dziś rano czuła się jeszcze gorzej. Marline obawiała się, że jeśli szybko czegoś nie zrobi, to wkrótce dojdzie do najgorszego.
    - Coś się stało? - zapytała Elane, widząc jej nagłą smutną minę.
    Marline tylko na nią spojrzała i westchnęła głęboko. Nie miała ochoty zaczynać wszystkiego od nowa. Elane zachowywała się, jakby choroba Hary zupełnie jej nie obchodziła. Ciągle dziwiła się i pytała co się dzieje, gdy tylko uśmiech spływał z twarzy przyjaciółki. Powinnam się przyzwyczaić – myślała Marline. To jest właśnie przyjaźń z elfem. Ich niewiele obchodzi.
     - Hara czuje się jeszcze gorzej – rzekła, po czym spuściła wzrok. - 
   - Znowu? - Elane wyglądała na dość znudzoną całą tą rozmową. - Myślałam, że Fern prosił o pomoc Gaviusa.
   - Bo prosił – zaczęła Marline. - Ale król nie podjął jeszcze decyzji i wątpię, żeby będzie ona pozytywna.
    Elane obrzuciła przyjaciółkę chłodnym spojrzeniem z delikatnym cieniem współczucia. Marline lubiła elfkę, ale czasami ciężko było jej zaakceptować jej dość powierzchowne podejście do rzeczywistości. Ale Elane nie tylko jej problemami się nie przejmowała. Przed przyjściem tutaj, Marline spotkała na korytarzu Sariel, całą roztrzęsioną. Kiedy zapytała Elane, co się stało jej siostrze, ta machnęła tylko ręką wspominając coś o tym, że Marro nie odzywa się do niej od kilku dni, a ona zaraz robi z tego wielką tragedię. 
   - Wątpię, żeby Gavius w czymkolwiek wam pomógł – rzekła Elane po dość długiej chwili milczenia i niedbale przeczesała dłonią włosy. – Wiesz, że was nie lubi, szczególnie po tym, co zrobił twój ojciec. Naprawdę, odbijać królowi narzeczoną, to już szczyt wszystkiego. Zresztą, wszyscy jesteście ludźmi. I tak kiedyś umrzecie, więc zbytnio nie rozumiem, w czym problem.
    Elane sięgnęła dłonią po ciasteczko i przez dłuższą chwilę była zainteresowana tylko nim. Była naprawdę piękna. Swoje długie, czarne włosy spięła w luźny kok. Roześmiane, granatowe oczy sprawiały wrażenie, jakby dziewczyna tylko bawiła się życiem, biorąc z niego tylko to, co najlepsze. 
    Nagle delikatne pukanie do drzwi przerwało niezręczną ciszę. Marline odetchnęła z ulgą, kiedy w drzwiach ukazała się służąca, trzymająca coś w ręku. Nie zniosłaby w tym stanie rozmowy z kolejną elfką, a Karia była o wiele mniej delikatna od Elane. Służąca weszła niepewnie do pokoju, skłoniła się do swej pani i wyciągnęła w jej stronę rękę, w której trzymała list. 
    - Od księcia Totamona – powiedziała przestraszonym głosem, a kiedy Elane wzięła od niej ciężką, błękitną kopertę, ukłoniła się pospiesznie i wyszła.
    - Widzisz jaka karna? - elfka wprawnym ruchem otworzyła kopertę i wyjęła starannie napisany list. - Zawsze się dziwię, dlaczego nie zdecydowaliście się na zatrudnianie służby. Ludzie są gotowi pomyśleć, że was nie stać. Wiesz, jacy oni potrafią być, Marline, jeśli chodzi o zniszczenie komuś reputacji. Czasem sama jestem skłonna uwierzyć w te bzdury, jakie o mnie mówią. Chciałabyś, żebym ci powiedziała, co napisał Totamon?
    Marline trochę zaskoczyła ta propozycja, zwykle Elane skrzętnie ukrywa swoją korespondencję przed innymi, a i ona sama nie przepada za wtrącaniem się w cudze sprawy. Najwyraźniej chciała się czymś pochwalić, czymś niezwykłym, co skłoniło ją do takiej wylewności. Dziewczyna pokiwała z ochotą głową i zastygła w oczekiwaniu. 
    - Totamon chce zaprosić mnie na bal z okazji letniego przesilenia. - Elfka poprawiła fałdy swojej długiej różowej sukni, wygodniej usadowiła się na puchowym fotelu. - Nawet nie wiesz, jak długo czekałam na jakiś ruch z jego strony. Nareszcie będę mogła spojrzeć Karii w oczy. Wiesz, ona zawsze się śmiała, że Totamon kompletnie mnie ignoruje. 
    Marline chwyciła do ręki list i szybko przebiegła wzrokiem po eleganckich literach. Następca tronu miał bardzo ładne pismo i dziewczyna od razu poczuła cień sympatii do niego. Za to w jego słowach nie dało się dostrzec najmniejszego nawet uczucia. W sumie nie wiadomo było, czym Elane się tak zachwyca. Totamon odniósł się do niej w taki sposób, jakby składał zamówienie na ziemniaki na farmie za miastem. 
    - To tylko niezobowiązujące zaproszenie, które jeszcze o niczym nie świadczy, Elane. Skąd możesz wiedzieć, że on coś do ciebie czuje?
   - Nic nie rozumiesz, on nigdy się w ten sposób nie wyrażał – elfka wyglądała już na nieco rozdrażnioną. Chyba zdecydowanie bardziej wolałaby, gdyby przyjaciółka bez protestu zaakceptowała jej opnie. - Do tej pory to wyglądało jak dyplomacja, teraz to jest zaproszenie. Idzie mu powoli, ale robi małe kroczki do przodu.
   Marline pokręciła tylko głową. Było dla niej oczywiste, że przyjaciółka bardzo chce, żeby królewski syn zwrócił na nią uwagę, więc doszukuje się ukrytych podtekstów nawet w najbardziej prowizorycznym tekście jak zaproszenie. Z drugiej strony ciekawe, co o tym wszystkim myśli sam Totamon. Prawdopodobnie trzyma Elane na dystans, nie chcąc dać jej niepotrzebnych nadziei, ale być może naprawdę ma problem z kontaktem z innymi i przydałaby mu się jakaś drobna pomoc. Wypadałoby to zbadać. Gdyby Elane udało się zaprzyjaźnić z królewskim synem, to na pewno mogłaby jakoś na tym zyskać. 
    - Powiedz mi, Elane, co ty do niego tak właściwie czujesz – zapytała w końcu.
  - Czuję ekscytację za każdym razem, gdy o nim myślę – zaczęła elfka, spoglądając w sufit i pogrążając się w rozmyślaniach. - Już widzę, jak zareaguje Karia, kiedy się dowie, że jesteśmy razem. Oczywiście nie ode mnie, to by było zbyt banalne. A ja osobiście doskonale widzę siebie w pozycji pierwszej damy Mizurii, to byłoby spore wyróżnienie dla mojego rodu. Matka byłaby w siódmym niebie. Niestety, Totamon nie podziela chyba mojego entuzjazmu. - Elane spuściła wzrok, błądząc gdzieś po podłodze. - Za każdym razem, kiedy próbuję nawiązać z nim jakiś bliższy kontakt, on zdaje się mnie nie zauważać, zbywa w jakiś banalny sposób, lub zachowuje się, jakby zupełnie nie rozumiał moich aluzji. Jestem pewna, że on nie jest aż tak głupi, Marline, żeby nie zauważył, że coś do niego czuję. Obawiam się, że on mnie nie chce.
   - W takim razie musimy się spieszyć – zauważyła Marline. - Syn Gaviusa wkrótce przekroczy trzydziestkę, trzeba się jakoś postarać, żeby udało mu się w końcu uzyskać nieśmiertelność, a wiem, że to możliwe, bo najlepszym tego dowodem jest Hivarra.
    - Co może mieć ta jego dziwna siostra, czego on nie ma? - zapytała Elane. - Przecież od czegoś to musi zależeć!
   - Nie mam pojęcia, ale postaram się rozejrzeć, podpytać odpowiednie osoby. - W głowie Marline zaczął formować się misterny plan. Gdyby udało się jej w jakiś sposób zachęcić Totamona do Elane i pomóc mu w zdobyciu nieśmiertelności, to może oni w ramach wdzięczności zrobiliby coś w sprawie jej matki. Gavius na pewno nie robiłby problemów, gdyby to jego syn go o to poprosił.
    - Mogłabyś to zrobić dla mnie, Marline? Byłabym ci naprawdę bardzo wdzięczna. - Nagła zmiana tonu Elane nasunęła dziewczynie myśl, że jej poprzedni smutek był tylko zręczną uczuciową mistyfikacją, co w sumie nawet by jej nie zdziwiło, ale nie dała po sobie poznać, że odkryła sekret przyjaciółki. Miała swój cel w tym, żeby Totamon zakochał się w elfce bez pamięci. Najtrudniejsze będzie zbliżenie się do Totamona. Chociaż skoro nawet Elane się nie udało, to obawiała się, że zadanie może okazać się niewykonalne. 

    Powrót do domu przebiegał w niezwykle przyjemnej atmosferze. Pałac Alaniel stał u podnóża gór, na peryferiach miasta, w bardzo pożądanej dzielnicy, toteż droga do domu Abracciusów była dość daleka, ale Marline spodziewała się, że upłynie spokojnie. Dziewczyna postanowiła iść na skróty, przez główny dziedziniec królewskiego pałacu. Najwyższy czas zacząć realizować swój plan, a poza tym, dzięki temu zaoszczędzi znaczną część drogi. Inaczej musiałaby omijać całe wzgórze pałacowe. Posiadłość suwerena zajmowała spory kawałek miasta, dość wysokie wzniesienie nie bardzo odległe od podnóża gór. Marline weszła w przestronne i chłodne korytarze zamczyska i skierowała się ku głównemu dziedzińcowi, z którego szerokie arterie rozchodziły się w cztery strony miasta. 
    Ordis było jedynym miastem w królestwie Mizurii. Rozciągało się od gór, na których stokach stało kilka dość okazałych pałaców, po czym płynnie opadało na równinę otaczając ze wszystkich stron królewski pałac. Panował tu dobrobyt. Gavius mądrze rządził państwem, nikt nie chodził głodny i zmartwiony. Ale świat był jeszcze młody. Mizuria tkwiła samotnie na wielkiej mapie, a jej granice były tylko umownymi kreskami. Poza Ordis nie było jeszcze nic, co można by obejrzeć. Ciężko było żyć w takich czasach. Bez historii, bez pieśni i poezji, bez twarzy dawnych mistrzów utrwalonych na posągach, wpatrzonych w przestrzeń. 
   Główny dziedziniec królewskiego pałacu pękał w szwach. Niebywały tłum tłoczył się dookoła fontanny. Marline zastanawiała się, co się stało i pobiegła w tamtą stronę. Jeszcze nigdy nie widziała tutaj takiego zbiegowiska.
   - Pomocy, ratunku, niech mi ktoś pomoże! – Kobiecy głos dobiegał znad brzegu. – Moja córeczka się topi, niech ktoś ją uratuje!
    Nikt nie kwapił się, by ruszyć z pomocą kobiecie. Wszyscy stali z boku, obserwując odbywającą się na ich oczach tragedię. Marline zaczęła przepychać się pomiędzy ludźmi. Chciała skoczyć i pomóc tej biednej dziewczynce, skoro nikt z tu obecnych nie był w stanie tego zrobić. Była na nich wściekła. Jak mogą być tacy bezduszni? Dziewczyna zbliżyła się do fontanny i oceniła sytuację. Zbiornik był dość duży i głęboki na około dwa metry. Ze środka wystrzeliwał niczym gejzer strumień wody. Dziecko rozpaczliwie machało rączkami prawie na środku. Jakże ta mała się tam znalazła?
    Marline nie zastanawiając się długo, zaczęła zdejmować buty, aby skoczyć dziecku na ratunek, lecz zanim zdążyła cokolwiek zrobić, usłyszała plusk wody. Podniosła wzrok i ujrzała Anirona, królewskiego syna. Jego mokre ubranie przylepiło się do ciała ukazując muskulaturę, a zielone oczy uważnie spoglądały w stronę topiącej się dziewczynki.
    Marline patrzyła, jak wdzięcznie napina mięśnie, pragnąc dać z siebie wszystko i jak najprędzej dopłynąć na środek. Trwało to zaledwie małą chwilę, ale ona mogłaby przysiąc, że minęła co najmniej godzina. Był już przy dziecku. Wyciągał ramiona, by złapać dziewczynkę i w tym momencie wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Mała uniosła się ponad taflę wody i poszybowała w stronę lamentującej matki. Totamon stał obok niej patrząc obojętnie na brata. Rękę miał wyciągniętą przed siebie a czoło zmarszczone w skupieniu. Bracia byli do siebie bardzo podobni. Te same, delikatne rysy twarzy, długie białe włosy i przenikliwe oczy. U Totamona niebieskie, wpadające w granat, a u Anirona zielone w kolorze leśnego mchu. 
    - Mogłeś użyć magii, od tego ją masz - rzekł surowym tonem Totamon. - Kochany bracie, powinieneś baczniej oceniać sytuację i podejmować mądrzejsze decyzje. Z takim podejściem nigdy nic nie zdziałasz.
   Aniron wydawał się zdenerwowany. Zresztą, kto by nie był. Ale chyba postanowił się nie wypowiadać, bo spojrzał tylko na starszego brata, po czym zniknął w tłumie. Marline poczuła nić sympatii łączącą ją z młodszym księciem. Chyba mieli ze sobą coś wspólnego, oboje nie przepadali za Totamonem. Dziewczyna westchnęła na myśl, że będzie musiała spędzić z nim trochę czasu w najbliższej przyszłości. 
   - Wracajcie do swoich zajęć - powiedział ponownie Totamon patetycznym, pełnej groteskowej dumy głosem. – Tu już nie ma nic do oglądania. - Głos księcia cichł w dziedzińcowym gwarze. 
    Marline zastanawiała się, po co tu tak właściwie przyszła. Wszędzie był hałas i zgiełk większy niż w innych częściach miasta. Tu, na głównym dziedzińcu zawsze było pełno ludzi: kupcy i dyplomaci przemierzali go wzdłuż i wszerz, a szlachetnie urodzeni stali na balkonach powyżej, przypatrując się z góry. To zamieszanie nie pozwalało dziewczynie myśleć. Doskonale wiedziała, że jeszcze kilka chwil temu była bardzo zdeterminowana do wypełnienia swojego zadania, lecz teraz cała jej energia jakby wyparowała. Nagle potrąciła ją jakaś kobieta, przewracając ją na zimną, marmurową posadzkę.
    - Przepraszam panienko, muszę uciekać – rzekła, pomagając jej wstać, po czym pobiegła w stronę wyjścia. Co tu się wyprawiało? Wszyscy zaczęli gdzieś biegać, uciekać, krzyczeć, potrącać kogoś. Marline nie była w stanie zebrać myśli.
    - Ewakuować dziedziniec! – zabrzmiał szorstki głos dobiegający ze środka placu. Nagle straż pałacowa zbiegła się, nakierowując ludzi do wyjścia. Marline kręciła się wokół, nie wiedząc, co się dzieje. Popchnął ją jakiś mężczyzna, jednak tym razem nie otrzymała pomocy. Uderzyła głową w twardą posadzkę, przed jej oczami zatańczyły iskry. Ciało odmówiło jej posłuszeństwa, a oczy zaczęły się jej mimowolnie zamykać. Zemdlała.

9 komentarzy:

  1. Widzę nowy wygląd. Ach, ta charakterystyczna dla ciebie czcionka na nagłówku i kolorystyka w błękicie i granacie.
    Dwadzieścia stron to dużo, w sumie zależy też od rodzaju i wielkości czcionki, ale zawsze. W zasadzie to cieszę się z podziału (nawet po tym jak ja go pierwsze przeczytałam ostatnie zdanie, które jest bynajmniej bardzo wymowne). Swoją drogą: Boże, jakie ty umiesz piękne i plastyczne opisy pisać. Takie z lekka miejscami poetyckie, co raduje moją duszę.
    Ciągle dziwiła się i pytała(,) co się dzieje...
    Nie odnieś wrażenia, że się czepiam i zgrywam eksperta, ale to takie błędy, które wyłapałam.

    Majestatyczne róże rosły w przepastnym ogrodzie(,) pnąc się delikatnie wzdłuż ręcznie rzeźbionej balustrady tarasu. ~ Gdyby się człowiek uparł, przecinek nie jest konieczny w takim przecinku, ale lepiej to wygląda.
    Wszyscy, którzy tu przychodzili(,) twierdzili...
    Skąd masz tą pewność, tato? ~ Skąd masz tĘ pewność.
    Nawet tak nie myśl, nie wolno ci! - mężczyzna chyba sam nie wiedział, jak się powinien teraz zachować. ~ ... Mężczyzna... (W takim wypadku, gdy zdanie po przecinku nie ma jakby bezpośredniego związku z wypowiedzią, jak na przykład rzekł czy powiedział, zaczynamy je z wielkiej litery.)
    ... które Elane postawiła na stoliku(,) gdy przyszła.
    ...ta machnęła tylko ręką, wspominając coś o tym... ~ Jak w pierwszym zdaniu.
    Zresztą, wszyscy jesteście ludźmi. I tak kiedyś umrzecie, więc zbytnio nie rozumiem(,) w czym problem.

    Jeszcze było ich kilka, ale podziękuj mojej małej kuzynce. Cytuję: ,,Patrz! Klikam ten czerwony krzyżyk i wszystko tak fajnie znika!"

    Ta przyjaciółka, Elane rzeczywiście jest jakaś dziwna. Zachowuje się, jakby nic jej nie obchodziło i jakby była z n u d z o n a chorobą matki Marline. A tym zdaniem (Zresztą, wszyscy jesteście ludźmi. I tak kiedyś umrzecie, więc zbytnio nie rozumiem, w czym problem.) to już w ogóle wygrała życie. Początek rozdziału nie wskazywał na takie dość.. dramatyczne zakończenie, ewakuacje, omdlenie Marline i w ogóle.
    Strasznie podoba mi się twój styl pisania, bardzo szybko się czyta. I jak już napisałam, tworzysz cudowne opisy, które uwielbiam czytać. Pozdrawiam i mam nadzieję, że dodasz jak najszybciej drugą część, bo widzę, że lubisz kończyć posty tak jak ja. W najbardziej zaskakującym momencie.

    Pozdrawiam.
    cordragon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Widzę, że kolega się skupił bardziej na sprawach edycyjnych. To już mu w wydawnictwie niespełnieni i smutni poloniści wygładzą... :D

      Usuń
    2. Dziękuję za komentarz. Dziękuję za poprawki interpunkcyjne, wieczorem się nimi zajmę.
      A teraz uwaga: w dniu dzisiejszym po raz pierwszy w życiu dowiedziałem się, że robię ładne opisy, bo mnie niezmiernie dziwi, bo zwykle uważałem coś zupełnie odwrotnego :D
      Odnośnie Elane - staram się kreować postaci tak, by były wyraziste, by ich zachowania były spójne, logiczne, by czytelnik mógł jakby poznać specyficzny tok rozumowania każdej postaci.
      Jeszcze raz dziękuję za komentarz!

      Usuń
    3. No, właśnie zdałem sobie sprawę, że nie poprawiłem błędów, które wyłapałaś, ale zupełnie wyleciało mi to z głowy... Obiecuję zrobić!

      Usuń
  2. No wreszcie coś poważnego do czytania, bo nie umiałbym sensownie skomentować kolejnego idiotycznego Q&A na obserwatorze, a dobrze się rewanżować za komentarze. ;) Trochę się czytało w życiu, to i przejrzało na wylot kilka literackich tricków. Komentarz będzie długi, więc idź po kubek kakao (lub teraz raczej wody mineralnej) i przyjmij uwagi na klatę! Przeplotę plusy i minusy!

    + Bardzo zręczne wprowadzenie. Już po kilku zdaniach wiadomo co nieco o uniwersum i postaciach.

    - Często masz bardzo chropowaty szyk zdań. To (nawet podświadomie) wnerwia czytelnika. Podmiot musi stać jak najbliżej orzeczenia. "Nigdy wcześniej nie znalazł się w takiej sytuacji." Ale dla odmiany "Miał zresztą ku temu powód".

    + Dzieje się dużo. Każda kolejna scena to nowy konflikt. A w scenie pomostowej bohaterka podejmuje decyzję. Zgodnie z prawidłami scenopisarstwa! Approved!

    - Warto powywalać niektóre "jeszcze", "zresztą", "naprawdę", "chociaż", "nigdy". Czytelnik zrozumie kontekst i Twoją intencje. Nie jest idiotą! ;)

    + Zdarzają się ładnie zbudowane fragmenty. Chyba nieźle wychodzą Ci metafory, może warto by je częściej wrzucać? Za serce ujęło mnie zdanie o oczach książąt. Aż poczułem ten szelest leśnego mchu, a O TO CHODZI!

    - Dialogi miejscami ciut sztuczne, ciut przeintelektualizowane. Szczególnie w 2 scenie. "Wątpię, żeby decyzja była pozytywna"... Czy mówi to roztrzęsiona, zła osoba, której matka jest chora? Nie, ona nawet delikatnie "ścisnęłaby" monarchę! Poza tym pozytywne to może być rozpatrzenie prośby czy coś...

    - Sporadyczny kiepski dobór słów. Prozaiczny tekst? Może raczej lakoniczny? "Król już dawno obiecał, że będzie żałowała tej zniewagi do końca życia." CO!? Że nie popuści tej zniewagi, nie zapomni o tej obeldze. Co on ma do żałowania? Już prędzej, że nie odżałuje, ale to nie w stylu typów, co mają na głowie złote czapy ;]

    - Ryzykowne jest ograniczenie świata do jednego miasta. A już ciarki mnie wzięły na myśl o braku jego historii. Na razie czekam, może w tym szaleństwie jest metoda, a Ty masz jakiś zamysł. Albo rzuciłeś tą uwagę nieroztropnie, nie wiem. Ciekawa rasa elfów. Chcą się żenić z ludźmi, są odrobine głupiutkie i prostolinijne... Przynajmniej jedna, bo tylko jedną na razie poznaliśmy. Przyczajony będę obserwował ostrouche. Jeśli tutaj mają ostre uszy... Bo o wyglądzie nie ma zbyt wiele.

    Okej to tyle. Tak na szybko. Oczywiście to tylko moje refleksje, które nic nie znaczą. Sam kiepsko piszę, bo nie piszę. Nie mogę się zebrać. No i trudno tutaj o jakieś większe wnioski po niedługim tekście. Trochę mnie zaintrygowało, więc jest dobrze. Wyszło więcej minusów czy raczej obaw, ale mogło być gorzej.

    A jeśli Ty, Drogi Internaucie, piszesz opowiadania i chcesz wnikliwej recenzji, daj znać na:
    www.kulturaifetysze.blogspot.com
    najlepiej sam zostawiając mi fajny komentarz do któregoś z moich postów. Nie obawiaj się, znajdę Twój blog po profilu, nie musisz wklejać mi tysiąca linków...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam szczerze, że bardzo czekałem na komentarz od Ciebie, bo co jakiś czas mnie ponaglałeś do pisania. Dziękuję za najdłuższy w życiu komentarz! Właśnie takie rzeczy motywują najbardziej do pisania! Pozwól, że ustosunkuję się, do Twoich uwag.

      Jestem pod wielkim wrażeniem, że moje opisy mogą się podobać. Tym bardziej, że przez całe moje życie uważałem, że kiepsko mi wychodzą, że są sztuczne i głupie, a tu proszę, mogą się podobać. A świata do jednego miasta nie ograniczam! Jako dowód swych słów, niedługo opublikuję mapę, która wszelkie wątpliwości rozwieje :D Zgodzę się, co do sztywności niektórych dialogów, czasem jest to zamierzone, czasem nie - będę nad tym pracował. Dziękuję bardzo za przeczytanie i komentarz :P

      Usuń
  3. Początek jest świetny, zresztą jak i cała część :)
    Polubiłem już część bohaterów, a twoja historia wciąga.
    Ach, w sumie Totamon miał rację by użyć magii, ale czy jest sens używać jej ciągle i pokazywać, że ma się dar?
    Jestem ciekaw co będzie dalej. Świetnie piszesz :)

    truelifebydamien.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo Totamon to ciekawy chłopak jest :D Trochę jeszcze głupiutki i ma problemy z ogarnięciem, czy coś ma sens XD

      Usuń