sobota, 7 listopada 2015

Dobra Dusza - rozdział VI, cz. 2

Miało dziś nie być rozdziału. Jeszcze dwie godziny temu nic nie było napisane i sądziłem, że na pewno nie zdążę. Ale się spiąłem i zdążyłem. Kończy się rozdział VI. Ten fragment może wydawać się dość krótki, ale naprawdę obfituje w wydarzenia oraz w informacje, dlatego bardzo proszę o zapoznanie się dzisiaj ze Streszczeniem, żeby potem nie było kłopotów ani niepotrzebnego zastanawiania się o co chodzi... 

Ogólnie, ta część nie jest może jakaś bardzo długa, ale stanowi pewną całość, dlatego uznałem, że nie ma już sensu otwierać nowych wątków. Ogólnie lubię ten rozdział, bo w końcu na dłużej pojawia się Aniron, którego uwielbiam prawie tak bardzo jak Totamona (w końcu to jego brat) oraz Hivarra prezentuje się z całkiem innej strony niż dotychczas. W sumie do tej pory znaliśmy ją tylko przez pryzmat jej relacji z ojcem oraz Marline. Tymczasem okazuje się, że potrafi być też zupełnie inną osobą dla tego, na kim jej zależy. 


   Hivarra czuła się ostatnio trochę nieswojo. Trudno było jej pogodzić się ze świadomością, że znienawidzona dziewczyna, która zna tyle jej sekretów, wciąż chodzi na wolności, ale na szczęście Marline nie puszczała pary z ust. Księżniczka wolała jednak dmuchać na zimne i wciąż szukała sposobu, żeby się jej pozbyć. I chociaż próbowała nawet ją nawet śledzić, to ona zawsze jest albo w świątyni Ognia, albo z którąś z sióstr Demagasper.
   - Może ty rzucisz mi trochę światła na tę sprawę? - zwróciła się w końcu do Anirona, który, jak słyszała, zaprosił ją na bal. - Co ta mała z niebieskimi warkoczykami wyprawia?
   Aniron westchnął głęboko. Cieszył się na spotkanie z siostrą, bo Hivarra zawsze przychodziła do niego, kiedy miała jakieś rozterki wewnętrzne. Chłopak wierzył, że gdzieś na dnie jej duszy, w najodleglejszym zakamarku serca wciąż tli się dobro. 
   - Chyba nie dziwisz się jej, że czuje się oszukana przez wszystkich? Została nowicjuszką w świątyni. Vaeria naucza ją, by została jej następczynią.
   - Wolne żarty! - żachnęła się księżniczka. - To jest kompletnie bez sensu. Ona jest praworządna aż do obrzydliwości i ty twierdzisz, że tak bez najmniejszych oporów uczy się jak odbierać czarodziejom ich moc i jak palić swoich nowicjuszy na ołtarzu?
   Chłopak roześmiał się na te słowa. Był tak inny od swojego brata, jak to tylko było możliwe. Jego oczy były jak majowy zagajnik, zielone i roześmiane. Swoje jasne włosy przyciął ostatnio do ramion, przez co nawet ktoś, kto ich nie znał, potrafił ich bezproblemowo rozróżnić. Tak, Aniron idealnie pasował na narzeczonego Marline. Był dokładnie taki sam jak ona: naiwny, nudny i dobry do obrzydzenia. 
   Hivarra wolała go jednak znacznie bardziej od Totamona. Aniron przynajmniej rozumiał jak ważna jest rodzina. Nigdy nawet nie próbował wszczynać z nią wojny, mimo że do tej pory jeszcze nie zdarzyło się, żeby popierał jakieś jej działania. Przeważnie w takich przypadkach stosował te swoje rozmowy umoralniające, które jednak zupełnie nie obchodziły księżniczki. 
   Lodowa Pani i bez kazań brata wiedziała, że nie postępuje godziwie. Aniron nie potrafił jednak zrozumieć, że ona czuje się z tym całkiem dobrze, że nie potrzebuje nawrócenia. 
   - Marline jest trochę zagubiona w tym wszystkim – zaczął Aniron, jak zwykle próbując jej bronić. Zresztą, on zawsze wszystkich bronił. - Niepotrzebnie wspominałaś jej o zakazanej historii. Vaeria wykorzystała ten fakt, żeby zdobyć jej zaufanie. Ona teraz twierdzi, że my wszyscy jesteśmy źli, bo okłamujemy lud Mizurii. Zdajesz sobie sprawę, jak długo musieliśmy ją przekonywać, że nie mieliśmy wpływu na to, co się stało? Mnie i dziewczynom ledwo co zaufała po tym wszystkim. A ty Hivarro, może zdradzisz mi w końcu w końcu, dlaczego nie powiedziałaś ojcu prawdy, tylko obciążyłaś Totamona?
   Księżna zastanawiała się już, kiedy padnie to pytanie. Aniron bywał czasami doprawdy nieznośny. Ciągle ją tym dręczył i dręczył, jakby liczył, że dzięki temu odwoła swoje słowa, ale to absolutnie nie działa w taki sposób. 
   Hivarra wiedziała, że dźwiga na swoich barkach brzemię odpowiedzialności za bezpieczeństwo kraju. Aniron nie mógł tego zrozumieć, że czasami trzeba skupić się przede wszystkim na tym i zwykłą ludzką przyzwoitość zachować na później.
   - Fakt, zabawa Vaerii w najpotężniejszą czarodziejkę Ognia zaczyna już powoli wymykać się nam spod kontroli. Idąc twoim tokiem rozumowania, powinnam była wtedy potwierdzić słowa Totamona?
   - No pewnie, już nawet nie biorąc pod uwagę tego, że to nasz brat, powinno się stawać zawsze po stronie prawdy. Prawda zawsze wychodzi na jaw. Jakkolwiek byś się starała nie zdołasz jej ukryć ani zmienić. Prawda zawsze zwycięża.
   Hivarra westchnęła głęboko słysząc te słowa. Wiedziała, że Aniron ma dużo racji i jego poglądy, chociaż bardzo sprawiedliwe, nie nadawały się do stosowania w codziennym życiu. Warto jest mieć zasady wedle których się postępuje, ale sprawdza się to tylko wtedy, gdy osoby z którymi się wojuje, także według tych zasad walczą. 
   - Tak bardzo umiłowana przez ciebie prawda jest taka, że gdybym tak postąpiła, to Vaeria rozpętałaby piekło, zniszczyła pół pałacu i pozabijała nas wszystkich. Tobie się wydaje, Aniron, że w życiu wszystko jest białe albo czarne, ale trzeba patrzeć daleko i umieć dostrzegać to, co ukryte.
   Zbliżali się już powoli do apartamentów Anirona. Jego pokoje nie były w tej części pałacu, gdzie komnaty reszty rodziny. Najmłodszy syn Gaviusa od zawsze przesiadywał gdzieś nieopodal pałacowych ogrodów, gdzie posadzki wyściełane były zielonymi dywanami, a w żelaznych uchwytach wesoło płonęły pochodnie.
   Hivarra już dawno rozgryzła oznaczenia dywanowe znajdujące się w pałacu. W sumie to dość ciekawy pomysł, poprzedni król ciekawie to rozwiązał. Pałac oficjalny, czyli najważniejsza część mieszcząca salę tronową, wielki refektarz i kilka najważniejszych pomieszczeń zdobiło złoto obecne na dywanach oraz rzeźbach. Każdy kto wchodził do pałacu widział, że tutaj urzęduje król. Trochę dalej w głębi, w pobliżu wielkiego dziedzińca, głównej klatki schodowej i świątyni Ognia dominowała czerwień. Tutaj, w dolnym pałacu, wszędobylska była zieleń.
   To miejsce najbardziej odstawało od reszty. Budynki były znacznie niższe, korytarze szersze, a zieleń zdawała się opanowywać wszystkie wolne zakamarki, wprost wkradać się przez okna. 
   - Więc co jest ukryte w takim razie?
   - Nie mamy już Ageonu.
   Książę zatrzymał się w pół kroku i wlepił w siostrę swe zielone oczy. Królowało w nich nieme przerażenie. Hivarra zawsze uważała za dość zabawne, że Aniron jako jeden z niewielu osób zdaje sobie sprawę z potęgi tego fioletowego kryształu, a tymczasem nawet nie próbuje go wykraść, w odróżnieniu od wszystkich innych, którzy z pożądaniem wpatrują się w niego, kiedy tkwi na swoim postumencie nad tronem. 
   - Jak... Dlaczego? - chłopak jąkał się i gubił w tym co mówi. - Kto mógł go ukraść? Ojciec wie?
   - Nie rozmawiajmy tutaj! - wycedziła dziewczyna przez zęby, chwytają brata pod ramie i ciągnąc w stronę jego pokojów. - Nie wiesz, że ściany mają uszy? W tym okropnym, pełnym kłamstw świecie nic nie jest tym, czym się wydaje. Nawet zwykła ściana może okazać się tajnym miejscem podsłuchowym.
   Gdy tylko znaleźli się w przytulnym saloniku z dużymi oknami wychodzącymi na niewielkie patio otoczone wysokimi jałowcami, wyraźnie odgrodzone od reszty ogrodów, oboje ze zmęczeniem opadli w głębokie fotele, dysząc ze zmęczenia. W bujnym żywopłocie coś szeleściło. Hivarra wyciągnęła lewą rękę w kierunku stojącego obok kominka kosza z polanami i dorzuciła kilka do kominka, wykorzystując do tego telekinetyczne umiejętności.
   - To tragiczne, że nawet do tak prozaicznych czynności używamy magii – zauważył Aniron, kręcąc głową z dezaprobatą. - Czy niedługo będziemy siedzieli całe życie w fotelach i zastąpimy wszystkie fizjologiczne czynności naszych organizmów reakcjami magicznymi?
   Hivarra roześmiała się, szybko jednak przybrała poważną i lekko posępną minę dając tym bratu do zrozumienia, że najwyższy czas zacząć rozmawiać na temat, których ich tu przywiódł. 
   - Zacznę od samego początku, żebyś nie miał złudzeń, że sytuacja jest naprawdę poważna. Sam dobrze wiesz, że często wykorzystuję Ageon do swoich celów. Ojciec od dawna jest już w sumie tylko rośliną, która wykonuje moje polecenia.
   - Nie przesadzasz trochę przypadkiem? - wtrącił się książę, nie za bardzo dowierzając, że jego siostra dokonała czegoś takiego. - Chyba nie zniszczyłaś mu mózgu aż tak bardzo tymi swoimi zaklęciami.
   - No może trochę tak. W każdym razie Ageon jest wszystkim, co mamy. To on daje nam nieśmiertelność i chociaż ojciec zawsze twierdził, że nadużywamy jego moc, to gdyby nie on, dzisiaj Ordis wciąż byłoby nędzną mieściną narażoną na nieustanne ataki z zewnątrz. Król Joven Fronij był idiotą, że nie doceniał jego możliwości.
   - Joven się bał. - Na twarz Anirona wstąpiło zamyślenie. - Ojciec nie zdążył się dowiedzieć dlaczego. Zabił go, zanim Joven powiedział mu, do czego tak naprawdę służy ten kryształ i jakie są jego możliwości. Wszystko co o nim wiemy, zdobyliśmy dzięki doświadczeniom.
   Hivarra westchnęła głęboko i ukryła twarz w dłoniach. Aniron zbliża się w swoim rozumowaniu do wniosków, które niedawno wysnuła. Do tej pory myślała, że to tylko jej wyobraźnia podsyła jej tak złowróżbne wizje.
   - Vaeria pochodzi ze starego królestwa. Zaklęcie ojca na nią nie podziałało. Wie jak użyć Ageonu i teraz on znalazł się w jej mocy. Co robić, Anironie? Błagam cię, powiedz mi, co my mamy teraz zrobić.
   Szmery, które dobiegały z ogrodu z każdą chwilą robiły się coraz głośniejsze i Aniron zaczął co jakiś czas zerkać w tę stronę. Najniższe gałęzie jednego z jałowców poruszały się niespokojnie.
   - Przestań na to patrzeć, bo zorientuje się, że o nim wiesz – wyszeptała Hivarra bez poruszania ustami.
   Chłopak spojrzał tylko szybko na siostrę z przerażeniem i zaciekawieniem jednocześnie.
   - Też to zauważyłaś?
   - Ta istota nie daje mi spokoju, odkąd tu weszłam bracie. Nie powinieneś dziś tu spać. Ogród nie jest już bezpieczny. Zupełnie zapomnieliśmy, że odkąd zabrakło Ageonu, przestały działać nasze czary obronne.
   Aniron wstał z fotela i zaczął krzątać się po pokoju, zerkając do jakiś czas nerwowo w stronę ogrodu. Wszedł do sypialni i wyniósł z niej małą walizkę, którą miał już spakowaną, zapewne na wypadek, gdyby musiał szybko uciekać. Hivarra uśmiechnęła się z aprobatą, po czym sama wstała i skierowała się w stronę drzwi, dając bratu gestem do zrozumienia, żeby udał się za nią. 
   W tym momencie, tajemnicza istota wyszła z ukrycia, sprawnym ruchem rozchyliwszy gałęzie jałowca. Mały potwór był dość krępej budowy i cały pokryty czarnym futrem. Jego czerwone oczy jarzyły się w późnowiosennym zmierzchu, a ostre kły szczerzyły się do Anirona w posępnym uśmiechu.
   - Szybko! - zawołała Hivarra i pobiegła w stronę drzwi.
   W tym samym czasie, stworzenie zerwało się i skoczyło w stronę okna, rozbijając je i rozpryskując szkło po całym saloniku. Hivarra wrzasnęła i wybiegła na korytarz.
   Aniron zatrzymał się w połowie drogi ucieczki i odłożył swoją walizeczkę na podłogę. I tak nie zdążyłby uciec przed czymś tak szybkim, więc postanowił walczyć. Wyciągnął dłonie przed siebie i zaczął wypowiadać niezbędne zaklęcia, wznosząc do góry obronną tarczę.
   Istota, gdy zauważyła co się dzieje, przeskoczyła ponad tworzącą się barierą i zatopiła zębiska w ramieniu księcia, rozpryskując jego krew po zielonym dywanie. Chłopak wypuścił tarczę z rąk i osunął się na kolana, mocno zaciskając powieki. Wolną ręką usiłował strzepnąć z siebie stwora, lecz wszystkie jego ruchy powodowały tylko, że wierzgał się i wbijał w jego skórę jeszcze bardziej.
   Potwór puścił jego ramię i skierował wzrok w stronę gardła. Jednak w chwili, gdy miał już przegryźć mu tchawicę, znieruchomiał i opadł bezwładnie na podłogę. Z tyłu stała Hivarra, wyciągając przed siebie dłonie w tym samym złowróżbnym geście, który wcześniej stosowała na Marline. 
   - Chyba go zabiłam – powiedziała, szybkim ruchem podchodząc do stwora i obracając go na plecy. Z kłów sączyły się powoli kropelki czarnej cieczy. - Zatruł cię, to monstrum było jadowite. Wezwę uzdrowicieli.
   Aniron poczuł, że jego świadomość oddala się od pokoju, od Hivarry, Ageonu i wszystkich zmartwień, które pochłaniały go w ostatnim czasie. Zdążył jeszcze tylko spojrzeć na swoje ramię, które strasznie spuchło. Żyły zaprowadzą zatrutą krew do serca, a stamtąd rozejdzie się ona po całym ciele. Nie zostało mu dużo czasu. Ostatnie, co zapamiętał to roześmiana twarz Marline, dziewczyny, która zawróciła mu w głowie.
   - Gdzie jesteś? - wyszeptał, po czym stracił przytomność.
   Hivarra zaklęła tylko i wzięła go na ręce, przebiwszy zapobiegawczo serce stwora ostrym soplem lodu. Nie było sensu czekać na uzdrowicieli. Jeżeli chciała, żeby wyzdrowiał, musiała sama się o to zatroszczyć i to jak najszybciej.

4 komentarze:

  1. Może to trochę (czytaj: bardzo, bardzo, a to bardzo) dziwne, ale jakby to ująć.. Nie wiem, kogo lubię, a kogo wręcz przeciwnie. Do postaci jestem jakoś absurdalnie nastawiona, jednakowo. Nie mam żadnych ulubieńców, ale także nikt mnie nie irytuje. No cóż, bywa i nie ma się co nad tym rozwodzić. ,, I chociaż próbowała nawet ją nawet śledzić, to ona zawsze jest albo w świątyni Ognia, albo z którąś z sióstr Demagasper.'' ~ Coś mi tu wyraźnie zgrzyta. Chciałabym jakoś to należycie skomentować, wyrazić swoje zdanie w piękny sposób, coś doradzić, ale mam pustkę w głowie... Za dużo dziś się na myślałam, teraz mi się nie chce, ale jeszcze w tym tygodniu wejdę tu z powrotem i postaram się coś sensownego sklecić, bo wiem, jakie opinie są dla Ciebie ważne. Jak dla każdego pisarza.
    Trzymaj się, powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, rozumiem Cię, ja ostatnio też dużo miałem umysłowego wysiłku, dlatego czekam cierpliwie na Twoje ponowne odwiedziny tutaj :D

      Usuń
  2. Napisanie rozdziału w 2 godziny to nie zły wyczyn, gratuluję!
    Twoja książka jest trochę jak moje uczenie się chemii, czytam wszystko bez zrozumienia, po czym na końcu okazuje się, że ogarniam wszystko i wiem o co chodzi ;>
    Podoba mi się, że piszesz coraz lepiej. Coraz fajniej się to czyta, coraz lepiej składasz słowa, dialogi..Nie mam się nawet czego podczepić, a wiesz, jak bardzo to lubię :(
    Podoba mi się stwierdzenie "oczy jak majowy zagajnik". Jest takie przyjemne ;] Aniron jest dla mnie zdecydowanie zbyt dobry. Ale przyznam, że brakowało w tej opowieści kogoś takiego, bo same czarne charaktery byłyby nużące, więc wpasował się idealnie jak brakujący puzzel.
    "Chyba go zabiłam" - kiedy to przeczytałam, w kącikach moich ust pojawił się uśmiech (coś ze mną nie tak?). To brzmi tak słodko i dziecinnie. Podoba mi się też tekst "Hivarra zaklęła tylko i wzięła go na ręce", polubiłam ją po tym opowiadaniu.. ale tylko troszkę :D Nie zapomnę jaka była wcześniej!
    Ogółem tak jak mówiłam, poziom pisania coraz lepszy, ale wciąż rozdziału 5 nie przebije nic ;> Czekam na 7 z niecierpliwością!
    /Agrafka
    you-always-be.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę się bałem, że moje tempo dzisiejszego pisania odbije się na jakości, ale patrząc na Twój komentarz widzę, że jednak tak się nie stało i całe szczęście!

      Aniron ogólnie jest takim spoko chłopakiem. Ma poglądy bardzo takie rygorystyczne, sprawiedliwe, ale nie jest przez to nudny. Potrafi być zabawny i czasami nawet wredny.

      Hivarra za to jest naprawdę bardzo ciekawą osóbką! Zauważ, że tutaj chociaż pokazała trochę ludzkiej twarzy, wcale nie okazała się jakoś szczególnie dobra, sama przecież próbowała jakoś wytłumaczyć sobie swoje postępowanie i co gorsza, znalazła wytłumaczenie dla swoich podłych czynów... Ja ogólnie Hivarrę też lubię :D

      Usuń