sobota, 31 października 2015

Dobra Dusza - rozdział VI, cz. 1

I znów ta sobota przyszła jakoś tak niespodziewanie. Boję się, że wkrótce zabraknie mi materiału do publikowania, ale mam nadzieję, że w międzyczasie zdążę coś jeszcze napisać. Bo musicie wiedzieć, że do tej pory ja publikowałem to, co miałem już napisane wcześniej, a teraz nieubłaganie dochodzimy do miejsca, gdzie będę musiał pisać tę historię już na bieżąco. Myślę jednak, że sobie poradzę, przecież mam dużo czasu. Będę musiał tylko trochę go wygospodarować. No, ale poradzę sobie! Zawsze sobie radzę...

No i teraz słuchajcie, jeżeli w przyszłą sobotę ma także pojawić się rozdział, to muszę go w tym tygodniu napisać, więc trzymajcie kciuki, żeby mi się udało, haha :D Ogólnie, to w tym fragmencie bardzo dużo się wyjaśnia, odnośnie przeszłości Ordis, jednak wciąż pozostaje wiele zagadek, w sumie pojawiają się też nowe. Zwróćcie uwagę, że po raz pierwszy pojawia się nazwisko Gaviusa, a co za tym idzie, także Totamona :D Poza tym, mam nadzieję, że zakończenie przypadnie Wam wszystkim do gustu ^^

Lód od zawsze łączony był z Wodą i każdy, kto widział czarodzieja władającego tym żywiołem wiedział, że w rzeczywistości pochodzi on od Wody. Ale czy na drodze wieloletniego rozwoju i ewolucji, Lód nie uzyskał już przypadkiem pewnego rodzaju "niepodległości"? Przecież nawet cechy charakteru czarodziejów lodu są całkowicie inne od wodnych. Lodowi czarodzieje są bezwzględni, uparci, samotni i zimni. Zatracili swoją dalekowzroczność i wielopokoleniową mądrość, bo zaślepiła ich duma i po części zazdrość. No bo w końcu zawsze gdzieś tam na szczycie ich marzeń płonie Ogień. Jedyny wymarzony i niedościgniony. Lód tak naprawdę ma złamane serce i cierpi to, że nie może być kimś innym. Dopóki nie pogodzi się ze swoim losem, nie będzie w stanie się rozwinąć i opanować całej swojej mocy. 
Anturion Fratelli - "Żywioły"

   Marline nie wiedziała, ile czasu już minęło, odkąd została sama. Vaeria dopiero minąwszy cały labirynt korytarzy, znalazła chwilkę czasu, żeby porozmawiać. Potem szybko wymknęła się na zwiady. 
   Właśnie dopalała się trzecia świeca, lecz mimo to, Marline wcale nie czuła zmęczenia. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, czego się dowiedziała. 
   - Wielka Mistyfikacja – powiedziała do siebie. - Nigdy nie spodziewałabym się, że nasz król ma tak wielką moc, żeby namieszać w głowach całemu swemu ludowi.
   - To nie działało dokładnie tak, jak sobie wyobrażasz – rzekła wtedy Vaeria, słysząc jej reakcję. - Gavius po prostu rzucił wtedy zaklęcie, które było już wcześniej wymyślone i opracowane przez kogoś innego. Fakt, zużył na to ogromne pokłady energii, ale nie myśl, że oddziaływał z osobna na każdego.
   Najbardziej zadziwiający był fakt, że świat wcale nie był taki młody, jak mówił jej ojciec. W ręku ściskała starą, postrzępioną mapę, patrząc z ciekawością na odległe kraje i zastanawiając się, czy ich mieszkańcy wiedzą tak samo niewiele o Mizurii, jak ona o nich. 
   - Gavius zabił naszego króla, Jovena i ożenił się z jego umiłowaną córką Darienną, a pamięć wszystkich mieszkańców została wyzerowana. - Tak brzmiały złowieszcze słowa arcykapłanki.
   Marline krytycznym okiem spojrzała na opasły tom, który pozostawiła jej czerwonowłosa. Na pewno nie zdąży teraz przeczytać całej tej książki, więc zamknęła ją z westchnieniem. Nie miała już więcej na nic siły. Położyła się na kanapie stojącej pod ścianą i zapadła w niespokojny sen. 
   Nad głową Marline wirował fioletowy kryształ, wypełniając swym blaskiem salę tronową. Poza nim i nią samą pomieszczenie było puste. Na tronie nie było nikogo.
   W pewnym momencie, zza uchylonych drzwi wyszedł zgarbiony, siwowłosy mężczyzna. Jego zapadnięte oczy świadczyły, że miał już swoje lata. Dyszał ciężko, jakby dopiero co był wystawiony na ogromny wysiłek. 
   - Gavius Cartempus i jego czarodzieje zbliżają się do miasta! - zawołał w stronę dziewczyny. - Gdzie Dasjan i Darienna? Gdzie moje dzieci?
   - Ja śnię... - powiedziała cicho dziewczyna. - Król Joven nie żyje więc to musi być sen.
   W pewnym momencie fioletowy blask Ageonu zniknął, a w sali tronowej rozległo się głośne jęknięcie króla. Wszystko zaczęło wirować jej przed oczami. Niespodziewane błyski, niczym błyskawice przemieszczające się między postaciami rozświetlały pomieszczenie tylko na ułamki sekundy, lecz Marline bez trudu rozpoznała króla Gaviusa.
   Wyglądał znacznie młodziej. Jego platynowe blond włosy były krótsze, twarz pozbawiona zmarszczek, a granatowe oczy, takie same jak te Totamona, przepełnione były determinacją. W ręku ściskał Ageon. Widać było, że szala ewidentnie przechyla się na jego stronę. 
   - Przestań głupcze! - zawołał stary władca, wznosząc do góry ręce i coraz mniej starannie formując tarczę. - Ageon jest niebezpieczny, zabijesz nas wszystkich!
   W tej chwili z dłoni przyszłego króla wydobył się rozbłysk wyjątkowo silny, a twarz staruszka zastygła w niemym przerażeniu. Pomieszczenie zaczęło wirować. Światła na przemian zapalały się, to gasły. Jakieś głosy krzyczały czyjeś imiona, odległy szloch, krzyk gdzieś bardzo blisko...
   - Marline obudź się... - Ten głos dochodził gdzieś z zewnątrz. Był taki melodyjny. - Musimy stąd uciekać.
   Dziewczyna otworzyła powoli oczy i zaczęła przypominać sobie, co się stało. Była kryjówce Vaerii, zapewne nastała noc, więc się zdrzemnęła. Nie mogła pozbyć się ze świadomości snu, którego przed chwilą była świadkiem.
   - Totamon nas szuka. Pewnie myśli, że gdzieś cię tutaj przetrzymuję.
    Marline prychnęła i z ociąganiem stanęła na nogi. Jeszcze kilka godzin temu wyszłaby na korytarz i zaczeła krzyczeć, żeby umożliwić księciu znalezienie ich. Teraz musiała przed nim uciekać. 
   - Szkoda, że nie było okazji, żeby mu wszystko wytłumaczyć – rzekła, cicho zamykając za sobą drzwi pokoju i rzucając ostatnie tęskne spojrzenie na księgę. - Na pewno zrozumiałby, to mądry facet. 
   - Przecież on to wszystko wie – powiedziała dość głośnym szeptem kapłanka. - To jego ojciec jest odpowiedzialny za Wielką Mistyfikację. Mówiłaś nawet, że Hivarra się wydała.
   Hivarra była stanowczo zbyt arogancka. Nie mogła zrozumieć, że nie każdy myśli tak, jak ona, dlatego za każdym razem zdradzała innym, jakie są motywy jej działań. Kilkakrotnie powiedziała o kilka słów za dużo, próbując zabić Marline. Każdy normalny człowiek za drugim razem nauczyłby się, że nie warto wtajemniczać potencjalne ofiary w poufne sprawy, ale nie ona. 
   - Hivarra to idiotka. - Po policzku dziewczyny popłynęła łza. - Traktuje innych jak śmieci. Nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo potrafi ranić...
   Vaeria położyła palec na usta, dając dziewczynie znak, żeby umilkła, po czym wychyliła się za róg. Wciąż miała na sobie swe czerwone, kapłańskie szaty, które z pewnością nie ułatwią im kamuflażu, gdy będą musiały się ukrywać. Z odległego korytarza dało się słyszeć kroki. Odważne, zdecydowane i regularne. Ten ktoś się nie skradał. Przemierzał lochy, by znaleźć i zgładzić. Marline spojrzała z przerażeniem na kapłankę, której usta bezgłośnie wypowiedziały imię „Totamon”. 
   Na ścianie pojawił się słabo wyraźny, poruszający się cień. Vaeria szybkim ruchem wepchnęła swą podopieczną do wnęki w ścianie, po czym sama wsunęła się do drugiej, po przeciwnej stronie korytarza. Jeśli osoba, która się zbliżała jest ślepa, na pewno ich nie zauważy.
   - Zgaś mu pochodnię – powiedziała Marline, poruszając tylko ustami i nie wydając z siebie dźwięku. Vaeria jednak chyba nie zrozumiała, albo nie potrafiła tego dokonać, bo spojrzała tylko na nią i odwróciła wzrok. Totamon był tuż za rogiem.
   Nagle światło rozlało się po niszach, w których skryły się obie kobiety i pełna gniewu twarz wychyliła się zza ściany. Totamon nie czekał, aż oczy Vaerii przyzwyczają się do nagłej jasności. Nie zastanawiając się długo, uniósł do góry dłonie i dość szybko uformował z nich dużą, wodną kulę, po czym cisnął nią w kapłankę. 
   - Uciekaj, Marline! - zawołał do wciąż skulonej w niszy dziewczyny. - Rozprawię się z nią i cię dogonię!
   Dziewczynie nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Kula wodna księcia jeszcze dręczyła arcykapłankę, więc Marline bała się, że zupełnie przypadkowo mogłaby dostać rykoszetem. Wolnym krokiem, przylegając plecami do ściany wycofała się za księcia, jednak bynajmniej nie zamierzała uciekać. Musiała coś zrobić, żeby uratować Vaerię. Ona jeszcze nie wiedziała, że Totamon jest nieśmiertelny – nawet z mocami, które zdobyła pokonanie go będzie trudne. 
   Kapłanka nie czekała długo na możliwość odparcia ataku. Gdy tylko otrząsnęła się z pierwszego szoku, uniosła przed siebie lewą dłoń, rozpościerając przed sobą solidną magiczną tarczę. Drugą rękę wyciągnęła w kierunku chłopaka. Między jej palcami zatańczyły płomienie i wkrótce rozpędzone języki ognia zaczęły niczym pociski śmigać wokół jego sylwetki. Książę nie otwierał tarczy, najwyraźniej chciał mieć obie ręce wolne, więc tylko odpychał od siebie poszczególne ataki. Na jego dłoniach już zbierały się krople, gotowe uderzyć ze zdwojoną siłą.
   - Marline? - W pewnym momencie, dziewczyna usłyszała swoje imię wzywane gdzieś zza jej pleców. - Co ty tutaj robisz?
   Elane pojawiła się znikąd i sprawiała wrażenie bardzo zdziwionej, że spotkała towarzystwo. Zresztą, nie była sama. Marline rozpoznała w jej gronie Karię i Sariel. Z tyłu stał też jakiś wyraźnie przestraszony i wymizerowany chłopak.
   - Uciekajcie stąd, sufit zaraz się zawali! - zawołała dziewczyna, nie odpowiadając na pytanie przyjaciółki. Odłamki zaklęć walczących coraz obficiej opadały na ściany, które wyglądały, jakby miały wkrótce się zapaść.
   Elane chwyciła za rękę Sariel, która wyglądała okropnie, jakby nie jadła i nie spała od dobrych paru dni i pociągnęła ją do tyłu. Marline także za nimi podążyła, oglądając się przez ramię na walczącą parę.
   Totamon i Vaeria zdążyli w międzyczasie się znacznie od siebie oddalić. Raz po raz rzucali w siebie magicznymi pociskami i wznosili do góry tarcze, lecz żadne z nich nie było w stanie zdobyć przewagi. Wszędzie słychać było syczenie parującej wody i cały tunel wypełniony był gorącą parą. Odłamki skały sypały się z sufitu i zaczęły tworzyć już małą kupkę.
   Nagle ogłuszający dźwięk wypełnił tunel i Marline ogarnął mrok. Ciężkie głazy toczyły się po posadzce a kurz i pył zajęli w powietrzu miejsce pary wodnej. 

   Uśmiech nie schodził z twarzy Elane, chociaż wiedziała, że sytuacja jest poważna i tak naprawdę, nie ma się z czego cieszyć. Vaeria wzbogaciła swoją potęgę już nie tylko o moc braci Orellów, ale też o siłę Sariel, a jej siostra nie należała do najsłabszych. Mimo to, nie mogła opanować uśmiechu, kiedy widziała ich razem. Marro i Sariel, gdy tylko znaleźli się w domu sióstr, wpadli sobie w raniona i od kilkunastu minut szepcą coś sobie do ucha. 
   - Ja tego tak nie zostawię, ona znieważyła rodzinę Demagasper! - jakby z daleka dało się słyszeć głos Karii. Elane otrząsnęła się z zamyślenia i wróciła do rzeczywistości. - Żądam, żebyś natychmiast udał się do tego swego ojca i doprowadził do pozbycia się tej czerwonej wiedźmy z pałacu!
   Karia najwyraźniej bardzo szybko odzyskała swój temperament. Gdy tylko wszyscy znaleźli się w bezpiecznym miejscu, zaczęła wygłaszać swoje pretensje. Głównie do Totamona, niestety. Elane początkowo próbowała jakoś jej odpowiadać, w końcu nie podobało jej się zbytnio, że siostra naskakuje tak na niego, ale kiedy spostrzegła, że królewski syn niewiele sobie robi z jej gadania, dała sobie spokój. Po co ona ma przejmować się czymś, na co on sam nie zwracał najmniejszej uwagi?
   - Odpowiecie mi w końcu na moje pytania? - wtrąciła nagle Marline, siedząca do tej pory cicho. Elane pokręciła głową z dezaprobatą, wspominając jej zachowanie. Niewiele wystarczyło, żeby w ciągu dnia kompletnie zmieniła swoje poglądy. Kilka słów od podejrzanej, obcej jej kobiety, a ona już była wpatrzona w Vaerię jak w obrazek. - Chciałabym wiedzieć coś więcej o tym kłamstwie króla.
   Totamon spojrzał na nią tak, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. Chyba kompletnie nie miał ochoty teraz jej czegokolwiek tłumaczyć, zwłaszcza, że ona i tak stwierdzi, że wszyscy prócz Vaerii kłamią.
   - To skomplikowane, Marline – rzekł po chwili tonem, jakby zastanawiał się nad tym przez dość długi czas. - Musisz nam zaufać, musisz uwierzyć, że król nie chce dla nikogo źle. Gaviusowi zależy tylko na tym, żeby wszyscy byli szczęśliwi.
   Karia prychnęła cicho, słysząc te słowa i rzuciła Totamonowi wyzywające spojrzenie, odgarnąwszy włosy z czoła. 
   - Opowiedz jej historię podboju, chyba jest dość inteligentna, żeby zrozumieć takie sprawy. Zresztą Vaeria i twoja siostra z pewnością już ją wprowadziły w niektóre szczegóły – powiedziała jasnowłosa elfka do księcia. - Świat jest zły, pełen bólu i cierpienia. Nic nie jest takim, jakie się wydaje! - zawołała tubalnym głosem, dość dobrze naśladując ton i pełen pesymizmu i dramatyzmu ton Hivarry.
   Totamon nie odpowiedział. Rozejrzał się tylko po pokoju, nie zatrzymując nigdzie wzroku na dłużej, po czym wstał i nerwowym krokiem udał się w stronę drzwi. 
   - Lepiej pójdę za nim – powiedziała Elane wstając i nie oglądając się Karię, wyszła za ukochanym. Na korytarzu słychać było jego kroki, dobiegające zza rogu.
   - Totamon? - zawołała w tamtą stronę, po czym odgłos kroków nagle ustał. - Co się tobą dzieje?
   Gdy Elane skręciła w jego stronę, stał zwrócony do niej plecami. Podeszła więc cicho i objęła go delikatnie w pasie, opierając swoją głowę na jego ramieniu. 
   - Jesteś taki nieobecny. Tak bardzo martwisz się zagrożeniem ze strony Vaerii?
   Chłopak ściągnął ręce Elane ze swojego brzucha i obrócił się do niej twarzą. W jego oczach brakowało dawnego zapału, brakowało tego wigoru, który tak bardzo u niego kochała. Na wzburzonym morzu jego oczu tym razem nie było wiatru.
   - Gdy tylko pojawię się z pałacu, ojciec wygna mnie ze swojego królestwa. Zostanę nędznym banitą, zarabiającym na życie wykonując magiczne sztuczki ku uciesze gawiedzi. - Wypowiedzenie tych słów pozbawiło go resztek pozytywnej energii. - Vaeria na pewno udała się już do króla z oskarżeniami, że to ja porywałem i odbierałem moc czarodziejom żywiołu Ognia, że próbowałem dopaść też ją, lecz to mi się nie udało. Do tego Hivarra potwierdzi każde jej słowo, dodając, że od dawna domyślała się mojej zdrady.
   Elane zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go. Po policzku popłynęła jej łza. Totamon uniósł rękę by ją otrzeć, po czym odwzajemnił pocałunek. 
   - Nie pozwolę im cię skrzywdzić. Wstawimy się za tobą. Pójdziemy wszyscy do króla i opowiemy mu jak było. Na pewno nam uwierzy.
   - Ojciec zrobi to, co powie mu Hivarra. Jeśli się wychylicie przed szereg, to wygna was wraz ze mną. - Elane już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, lecz Totamon ją ubiegł. - Nie mogę zabrać was ze sobą. Musicie zostać tutaj i pilnować Vaerii, by w razie czego stawić jej opór. Miej też oko na Marline, to tak głupia i naiwna dziewczyna.
   Elane chwyciła Totamona za rękę i pociągnęła w stronę pobliskiego pokoju. Książę chyba zrozumiał jej intencję, bo zamykając za sobą drzwi, przekręcił klucz w zamku. 
   - Skoro mamy się rozstać na pewien czas, powinniśmy wykorzystać te chwile, które nam pozostały – rzekła dziewczyna, uśmiechając się zaczepnie.
   W pokoju, ku uldze Elane nikt nie mieszkał. Była to jedna z gościnnych sypialni w ich domu, obecnie stała jednak pusta, więc mogli mieć ją dla siebie na tę noc. Centralne miejsce pomieszczenia zajmowało wielkie łoże z kolumienkami i czerwono-złotymi, aksamitnymi zasłonami. W roku obok okna stała zgrabna toaletka, a koło drzwi wyściełane złotym pluszem fotele. 
   Elane rzuciła się chłopakowi na szyję, składając na jego ustach i policzkach serię namiętnych pocałunków. Jej ręka powoli powędrowała ku masywnej srebrnej klamrze, która spinała poły jego czarnej peleryny i odpięła ją, zrzucając materiał na podłogę. 
   Był najpiękniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała. Jego silne, muskularne ramiona objęły ją delikatnie w talii, kiedy kładli się na łóżku. Nagle poczuła, że muska ją dłońmi po plecach, szukając rozpięcia sukni, więc sama także zwróciła się w stronę guzików jego koszuli. 
   - Kocham cię – wyszeptał książę, zsuwając z niej powoli niebieską, koronkową sukienkę. Elane zadrżała z rozkoszy, gdy spokojnie przesuwał swoją dłoń wzdłuż jej ciała, czule muskając piersi.
   Totamon zerwał z siebie koszulę i skierował usta w kierunku jej szyi, obsypując ją pocałunkami. Powoli schodził coraz niżej mrucząc niskim, gardłowym głosem. Elane włożyła mu ręce we włosy i zdjęła gumkę spinającą jego kucyk. Zatopiła się w jego białych i miękkich niczym jedwab włosach. 
   Białowłosy włożył swoją rękę między jej uda i rozchylił je delikatnie, zsuwając jednocześnie spodnie z bioder. Klękając na kolanach, po raz pierwszy w swoim życiu połączył się z Elane w miłosnym uniesieniu.

3 komentarze:

  1. To idealne wyczucie czasu... Akurat mignęli prądem, więc poprzedni komentarz zżarło. Dlatego wybacz, że taki krótki, ale po prostu nie chce mi się pisać tego samego od początku. Dasz radę, przynajmniej mam nadzieję. Musisz się tylko zmobilizować, motywację zapewne posiadasz i to niezłą. To nie tak, że rozdział mi się nie podobał (Broń, Boże!), ale nie wzbudził we mnie jakiś głębszych uczuć, to pozytywnych czy negatywnych. Zapewne dlatego, że przez miłość do postu poprzedniego, moja oczekiwanie wobec tego powieścidła jeszcze bardziej wzrosły. Oj, tak, poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko. Trochę mniej mylą mi się nazwiska, imiona i reszta nazw własnych, ale nadal przydają się zakładki, bo czasami się gubię i muszę na chwilę przerwać, by pomyśleć. Taki urok wielowątkowego, oryginalnego fantasy, heh. Haha, ostatnią sceną mnie... hhhm... totalnie, a to totalnie zaskoczyłeś? Po prostu tak jakoś nie spodziewałam się takiej sceny, hehe, a tu idą razem do pokoju i zamykają drzwi na klucz, heh.
    Król Joven nie żyje więc to musi być sen. ~ A tu zapomniałeś przecinka przed ,,więc''.
    Trzymaj się, powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. To ostanie "Zawsze sobie radzę..." zabrzmiało tak pewnie i władczo :D Matko, słabo zaczęłam ten komentarz..
    Śmieszy mnie fakt, że dziewczyna uwierzyła w kłamstwo mężczyzny, że świat jest tak młody, mimo, że on sam ma więcej lat..to takie niedorzeczne i nie mam pojęcia, jak na to wpadłeś, ale ogromna ukłony za pomysłowość.
    Uuuu Totamon w akcji z kulą wody jest naprawdę świetny. Stanowczy. Wcale się nie waha. W sumie w każdej akcji go uwielbiam. Poza tym, obejmowanie w pasie jest moim zdaniem bardzo urocze i bardzo do sceny pasowało. Podobnie z otarciem łzy. Odwzajemnienie pocałunku było już dla mnie zdecydowanie przesłodzone :D Tak czy inaczej, gdzie Totamon, to i fajnie napisana historia. Albo mam do niego słabość, albo bardziej się do niego przykładasz. Nie wiem.
    "Kocham cię" z ust Totamona jest takie mało realistyczne. Ogółem chyba nie przepadam za tymi słowami, bo nie mają one dla mnie większego znaczenia. "Kocham cię" mówi teraz każdy do każdego, więc nie wzruszyły mnie one mocno. Wolałabym w tym miejscu jakieś metafory, coś takiego. Po prostu nie pasują mi u niego takie dwa drętwe słowa :D
    Końcówka to cholerne zaskoczenie! Ej, czuję się chyba zazdrosna! W sumie nic dziwnego, że dodałeś tu scenę erotyczną. Nie wiem dlaczego nic dziwnego, ale bardzo mi ona pasuje do tego opowiadania. Pojęcia nie mam dlaczego, ale z rozdziału zadowolona jestem ;) Co prawda nadal 5 rozdział jest moim ulubionym, ale tutaj też przeszedłeś moje oczekiwania! Pozdrawiam cieplutko i trzymam kciuki za kolejny rozdział!
    /Agrafka
    you-always-be.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No oni wszyscy uwierzyli w to kłamstwo za sprawą magii.
      Haha, cieszę się, że tak Ci się podobało! To naprawdę niesamowite, że jesteś o Totamona zazdrosna. Ja w każdym razie też go uwielbiam. Teraz tak sobie myślę, że to "Kocham Cię" faktycznie mogłoby być zastąpione czymś innym...

      Usuń