sobota, 3 października 2015

Dobra Dusza - rozdział IV, cz. 2

No to tradycyjnie, włączamy Streszczenie, ogarniamy szybko, co działo się do tej pory i czytamy drugą połowę czwartego rozdziału. Muszę przyznać się, że w tym momencie jesteśmy gdzieś tak w 30% całej historii, więc jeszcze trochę do czytania zostało. 

Zacząłem się zastanawiać już, co zrobię, kiedy opublikuję całą historię. Na pewno nie przestanę pisać, zawsze podkreślam, że "Dobra Dusza" to dopiero pierwsza część, mam zaplanowane kilka kolejnych, ale raczej wątpliwe jest, żebym zaczął pisać je natychmiast po skończeniu tego. Każdy potrzebuje chwili odpoczynku, a ja szczególnie :D W każdym razie, na pewno nie dam Wam spokoju, przewiduję kilka BONUSÓW, czyli tekstów w których wyjaśnię jak się inspirowałem i skąd brałem pomysły na poszczególne postacie i wydarzenia. Nie zabraknie też kilku miniatur, czyli drobnych, krótkich historyjek, których akcja dzieje się w moim świecie, bo kilka ich mam. Zapraszam!

   Chociaż jeden kłopot można było skreślić z tej nieszczęsnej listy problemów. Odkąd Karia oświadczyła, że poznała sposób, jak pozbyć się mrocznego wzroku, Sariel przestała zaprzątać sobie nią głowę i mogła w końcu skupić się na poszukiwaniach Marro. 
   Fakt, wydawało się jej podejrzane, że Karia uporała się z problemem tak szybko, przecież dopiero co była nim przerażona. No, ale przecież mogła nie powiedzieć jej wszystkiego i od dawna szukać rozwiązania na własną rękę. 
   Postanowiła wrócić do królewskiego pałacu, bo to właśnie tam urywał się jego trop. Jej wygląd zdradzał, że nie sypiała za dobrze. Oczy miała podkrążone, sylwetkę lekko przygarbioną, spierzchnięte wargi i potargane włosy. Zmęczenie sprawiło, że wyglądała jeszcze bardziej złowieszczo niż zwykle. Tylko krwistoczerwony kolor jej oczu był przenikliwy jak zwykle. 
   - Muszę podejść do tego rzeczowo, a nie szukać po omacku – mówiła do siebie, mijając milczących palladynów. W sumie ich obecność była bardzo podejrzana. Orellowie nie mogliby kazać im tu stać, więc to sam król musiał zauważyć, że coś podejrzanego dzieje się w jego pałacu. To była pocieszająca perspektywa, ale równie dobrze mogło chodzić o coś zupełnie innego.
   Sariel rozejrzała się po przepastnej sali wejściowej. Między marmurową posadzką i kolebkowym sklepieniem, wysoko ponad schodami, kłębiła się nieprzebrana masa ludzi. Wyznawcy tłoczyli się niedaleko wejścia do świątyni po lewej stronie sali, damy dworu, żołnierze, szlachetnie urodzeni zmierzali w górę i w dół masywnymi schodami, a kupcy i rzemieślnicy kręcili się niedaleko zejścia do części gospodarczej, by dostarczyć swoje towary do magazynów i kuchni.
   Przed swoim zniknięciem, Marro był widziany w świątyni Ognia. Przyszedł tam z bratem, żeby pomóc mu w jakiejś sprawie związanej z magią. Sariel nie miała pojęcia, z jakiego powodu przyszli w tym celu do świątyni, bo nie widziała zbytnio związku między mocą i wiarą. 
   Vaeria radziła jej znaleźć jego magię. Sariel nawet próbowała, ale za każdym razem okazywało się, że Marro jest gdzieś w pałacu, co było bez sensu, więc dziewczyna przestała wierzyć tej metodzie, jednak postanowiła zastosować ją po raz ostatni. Elfka wytężyła umysł i spróbowała namierzyć charakterystyczną, indywidualną magię swojego ukochanego. Na początku nic nie widziała, ale później wszystko zrobiło się znacznie bardziej klarowne.
   - Świątynia Ognia – wyszeptała do siebie. - To nie może być przypadek.
   - I nie jest – usłyszała za sobą pełen powagi, męski głos. Kiedy się obejrzała, ujrzała Totamona. Nie miała pojęcia w jaki sposób go poznała, chyba te granatowe oczy były jedyne w swoim rodzaju, bo wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle. Cały opatulony był jakąś czarną peleryną, jakby próbował się w ten sposób przed kimś ukryć, a swoje długie białe włosy spiął w kucyk. Wodził oczami gdzieś poza Sariel, jakby kogoś wypatrywał. Wyglądał na lekko przestraszonego.
   - Dlaczego tak myślisz? - zapytała, zapominając o powitaniu. To on powinien się z nią przywitać, skoro pierwszy się odezwał. Totamon zawsze wydawał się jej niezwykle ekscentrycznym osobnikiem. Był sztywny, wycofany i zamknięty w sobie, ale potrafił być też pyskaty i pyszny, kiedy czuł się wystarczająco pewnie. A teraz romansował z jej siostrą, Elane. Sariel nie mogła pojąć jak to możliwe, że tych dwoje zakochało się w sobie.
   Elane kompletnie do niego nie pasuje. Zawsze marzyła o księciu z bajki, który rozpieszczałby ją swoim romantyzmem i obdarowywał prezentami, a on kompletnie do tego ideału nie pasuje. Z tego co o nim wiedziała, to prędzej sam oczekiwałby od niej prezentów niż miał je dawać.
   - Vaeria coś knuje, ojciec też tak myśli, dlatego wystawił straże przed każdymi drzwiami.
   Przypuszczenia Sariel, że nie tylko ona martwi się o Marro okazały się słuszne. Najwyraźniej Gavius chciał uniknąć rozgłosu i powszechnej paniki, a palladyni potrafią załatwić sprawę. Sariel obawiała się najgorszego. Skoro Vaeria robi coś złego, to może przeczucie ją nie myliło i Marro rzeczywiście jest w świątyni? Najlepiej byłoby tam pójść i się przekonać. 
   Kiedy Totamon oddalił się w stronę schodów, mrucząc coś pod nosem, Sariel zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę drzwi.
   - Co tu się stało? - zapytała wyznawców, tłoczących się przed zamkniętymi drzwiami. Spod progu wydobywał się okropny odór.
   - Arcykapłanka ma wizję – rzekła jedna ze stojących w grupce kobiet, jakby to wszystko wyjaśniało.
   - Vaeria każe nowicjuszom opróżnić świątynię, kiedy to się dzieje, bo wizje bywają niebezpieczne – dodał jakiś mężczyzna.
   - Po co więc tu stoicie, skoro kazano wam iść? - Sariel zrobiło się żal tych ludzi. Stoją pod zamkniętymi drzwiami z nadzieją, że arcykapłanka łaskawie raczy ich wpuścić. Byli zdecydowanie zbyt nadgorliwi, ciekawe jakimi obietnicami omamiła ich Vaeria. W sumie to już dawno mówiło się o tym nowym wyznaniu. Sariel jednak uważała za kompletną głupotę, żeby uważać zwyczajny ogień za jakąś siłę sprawczą. - Nikt o zdrowych zmysłach nie stałby tu jak kołek w nadziei na to, że spłyną na nich jakieś łaski za pośrednictwem tej wiedźmy.
   Sariel cofnęła się nieco, w obawie, że wyznawcy mogliby ją usłyszeć. Miała zamiar dostać się do środka, ale nie chciała, żeby ta grupka weszła za nią. Nic nie mogłaby przy nich powiedzieć, musiałaby uważać, by nie zostać uznaną za intruza, za wroga wiary.
   Weszła na górę. Wiadomym było, że w dachu świątyni znajduje się otwór. Gdyby Sariel udało się dostać, mogłaby wskoczyć do środka. Na swoje nieszczęście, nie znała rozkładu pałacu. Gdyby tu była Elane, to na pewno wszystko poszłoby lepiej. Ona z pewnością orientowała się we wszystkim doskonale, ostatnio bywała tu częściej niż w domu. Weszła do pomieszczenia, które według niej było najbliżej świątyni.
   Pokój był jasny i dość duży. Pod ścianami stały szafki z eliksirami i ziołami do czarowania, na środku stół, kilka krzeseł, dwie puchowe sofy i cztery fotele. Dziewczyna podbiegła do okna. Pod nią rozpościerał się widok na całe miasto. Zielony dach wykonany z pokrytej elegancką patyną miedzi stanowił jedyną przeszkodę między oknem w którym stała a szarą, kamienną rotundą płynnie przechodzącą w taką samą kopułę. Z otworu w okrągłym dachu unosił się dym.
   Sariel wspięła się zgrabnie na parapet i przerzuciwszy nogi na drugą stronę, z gracją zeskoczyła na dach. Królewski pałac był solidną budowlą, więc bez problemu wytrzymał jej ciężar. W oddali słychać było gwar dochodzący z dziedzińca, dało się zauważyć wąskie ulice Ordis i ogromne pałace bogaczy na stokach gór. W jednym z nich mieszkała z matką i siostrami, a w innym Marro. Sariel pewnym krokiem przedostała się do kamiennej rotundy i wspięła się na kopułę. 
   - Jest wyżej, niż się spodziewałam – wyszeptała do siebie. - Nie skoczę.
   To co Sariel ujrzała we wnętrzu świątyni przez otwór w dachu, było przerażające. Przypalone ciało jakiegoś chłopaka leżało w kałuży krwi. Miał poderżnięte gardło i spalone włosy. Za to drugi był w jeszcze gorszym stanie. Leżał trochę dalej, rozebrany do naga z mnóstwem głębokich rozcięć i ran pokrywających jego ciało. Na piersi miał wypalony jakiś znak rozgrzanym do czerwoności prętem. Widać było, że jego zabójca wyjątkowo długo pastwił się nad nim, zanim z nim skończył. Chociaż nie, chyba jeszcze oddychał, bo jego pierś delikatnie unosiła się, z trudem chwytając powietrze. Widoczne w oddali drzwi wciąż pozostawały zamknięte, za to nigdzie nie było Vaerii. 
   I wtedy ją zobaczyła. Stała pod ścianą, niedaleko wejścia do swoich komnat. Widziała ją, bo kierowała ku niej swe czerwone ślepia, a szyderczy uśmiech rozciągnął jej wargi.
   - Nie spodziewałam się takiego wejścia, kochana – zawołała, a jej głos niósł się po kamiennych ścianach. Arcykapłanka machnęła od niechcenia dłonią, a Sariel poczuła, że coś spycha ją w głąb świątyni, prosto na ołtarz z płonącym ogniem. W ostatniej chwili udało się jej złapać brzegu otworu w dachu, przez co skierowała się nieco dalej od ołtarza. Kiedy jednak uderzyła głową w zimną, kamienną posadzkę, straciła przytomność.

   Marline widziała tylko ciemność i czuła przeraźliwy chłód spowijający całe jej ciało. Nie miała pojęcia, co się z nią działo, ani jak długo leżała nieprzytomna. Pamiętała jedynie mróz, który nią zawładnął podczas wizyty Hivarry. Najwyraźniej, coś jej się nie udało, bo w przeciwnym razie nie wybudziłaby się.
   Marline nie mogła zrozumieć, skąd u księżniczki tyle nienawiści. To niemożliwe, by mściła się na jej rodzinie w imieniu ojca. Dziewczyna czuła, że łza spływa jej po policzku. Wciąż miała przed oczami smutny dzień, kiedy Hivarra oświadczyła, że nie zamierza się już z nią przyjaźnić. Miała wtedy osiem lat, a księżna dwanaście, lecz pomimo młodego wieku doskonale pamiętała jej wyniosły, tryumfalny uśmiech, wysoko zadartą brodę i pogardę czającą się w jej srebrzystych oczach. Od tamtego czasu nie widziała je aż do dzisiaj.
   W pewnym momencie dziewczyna poczuła czuły, kobiecy dotyk. Ktoś delikatnie musnął jej ramię, a kojące ciepło rozeszło się po skostniałym ciele. Marline od razu pomyślała o matce, ale to niemożliwe, żeby Hara ją uratowała. Zresztą, spodziewała się, że spotkało ją dokładnie to samo ze strony Hivarry. Czyli to nie jej czary źle zadziałały, tylko ktoś ją uratował. To było do przewidzenia, księżniczka nie pozwoliłaby sobie na pomyłkę, nie w tej sprawie.
   - Ależ cię Lodowa Pani nieprzyjemnie potraktowała. Cud, że to przeżyłaś – rzekł aksamitny, kobiecy głos. - Ale nie martw się, prawdopodobnie wyjdziesz z tego.
   Marline zastanawiała się, jak to jest, że jakaś czarodziejka ma ochotę jej pomagać. Dziewczyna nie mogła odpowiedzieć, nie była nawet w stanie rozchylić zmrożonych ust.
   - Jak to możliwe? - wydusiła wreszcie. - Kim jesteś?
   - Nie bój się, niedługo cały ból ustąpi, a ty poczujesz się jak nowo narodzona. Zajęłam się nawet twoimi odmrożeniami, których się nabawiłaś.
   Cichy stukot kroków, po czym odgłos zamykanych drzwi dały dziewczynie do zrozumienia, że tajemnicza wybawicielka wyszła nie chcąc, by ją rozpoznała, kiedy w pełni dojdzie do siebie. To na pewno nie była Elane. Ona miała inny głos, a zresztą nigdy nie przyszłoby jej do głowy, żeby kogokolwiek odmrażać. 
   - Dlaczego nie chciałaś pokazać kim jesteś i po co mnie uratowałaś?
   Ciekawość dziewczyny była w pełni uzasadniona, bo nic do siebie nie pasowało. Tak, jak atak Hivarry szłoby jeszcze zrozumieć, to jej uzdrowienia kompletnie nie. Wszystko wyglądało tak, jakby komuś na niej zależało, jakby mogła być dla kogoś cenna. Dla czarodziejki silniejszej od księżniczki. Ale przecież nie ma takiej osoby. Nikt nie byłby w stanie odczynić jej klątwy. Chyba że...
   - Czy to byłaś ty, Hivarro?
   - Marline? - Nagle rozległ się cichutki głosik. Dobiegał z góry. Dziewczyna od razu go rozpoznała.
   - Mama! - zawołała, przeskakując co drugi stopień schodów. W jej ciemnoniebieskich włosach błyszczały jeszcze drobinki srebrnego szronu, lecz szybko opadały zgrabnie na podłogę.
   Marline zupełnie zapomniała o matce. Tak bardzo przejęła się ustalaniem tożsamości swej wybawczyni, że wyleciało jej z głowy to, co powinna zrobić na samym początku. Czuła lekkie wyrzuty sumienia, kiedy wchodziła do sypialni rodziców. Wiedziała, że Hivarra potraktowała matkę tak samo jak ją. Hara siedziała na skraju łóżka, uśmiechając się do córki. Ojciec otwierał właśnie szklane drzwi balkonowe. 
   - Tak się cieszę, mamo! - krzyknęła ze łzami w oczach, rzucając się Harze w ramiona. - Wiedziałam, że wyzdrowiejesz, wiedziałam.
   Matka pogładziła ją z czułością po głowie i uśmiechnęła się serdecznie. Wyglądała na w pełni zdrową. Od dawna nie widziano jej w takim stanie. Hara wstała ostrożnie z łóżka, bo chociaż za sprawą potężnych mocy odzyskała zdrowie, wciąż była słaba po długotrwałym leżeniu i powoli wyszła na balkon, mijając stojącego w drzwiach męża. Odetchnęła głęboko. Marline uśmiechając się szeroko podeszła do ojca. 
   - Mówiłam, że jakoś to załatwię, tato – rzekła w końcu po długiej chwili milczenia. - Trzeba było mi wtedy uwierzyć.

No, gotowe! Ten fragment uważam za dość fajny. Ogólnie lubię Sariel, ta dziewczyna ma duży potencjał, szkoda, że jest taka zaaferowana zniknięciem swojego chłopaka, bo gdyby miała więcej czasu, mogłaby pokazać swój charakterek. Mało Totamona w czwartym rozdziale, co? Mam nadzieję, że Agrafka nie będzie zawiedziona. No ale w końcu to nie on jest głównym bohaterem tej historii, tylko Marline! :D Na pocieszenie dodam, że w przyszłych moich historiach Totamona będzie o wiele więcej niż tutaj ^^

7 komentarzy:

  1. Ja to odbieram trochę inaczej... To już 30%? Tak dużo minęło, tak mało zostało?
    Nie lubię częstego robienia akapitów, bo wtedy są krótsze, ale to takie moje indywidualne raczej upodobania. Niektórzy wolą, jak Ty, właśnie oddzielać częściej wątki, by było przejrzyściej.
    Odnosiłam jakoś dziwne wrażenie, że właśnie Totamon jest głównym bohaterem, ale znowu mi szczególnie go nie brakowało. Przyszłych historiach... Kolejne potwierdzenie, że trochę ich będzie.
    Szron we włosach musi wyglądać pięknie. Taa... Uwielbiam szron na drzewach i tak dalej, sceneria jak z ,,Królowej Śniegu'', którą wielbię.
    No i się pomyliłam... Stawiałam, że jej matka nie wyzdrowieje, a tu niespodzianka! Choć wszystko jeszcze możliwe. Może jej się nagle znów pogorszyć. Możesz także zrobić, jak w ,,Teen wolf'' (spoiler do sezonu 3a i 5a!). Przychodzi Deucalion do emisariusza (doradcy jakby dla wilkołaków, druida), Deatona, który jest jednocześnie lekarzem i pyta się, czy Ennis wyzdrowieje. Na to Deaton, że mu lepiej i niedługo wróci do sił. Deucalion uśmiecha się, wysuwa pazury, po czym miażdży Ennisowi czaszkę. Potem chłodnym tonem stwierdza ,,Chyba przecenił pan jego możliwości.'' i wychodzi. To było genialne. Albo jak Tracy na pół przemieniona patrzy na swojego zranionego ojca i prawie ze łzami w oczach stwierdza: ,,Nie pozwolę cię już skrzywdzić...'', przybliża się, po czym dodaje ,,Nigdy więcej.'' i go zabija. Uwielbiam te sceny.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest trochę skomplikowane z tym, kto jest głównym bohaterem. Marline Abraccius to główna postać powieści "Dobra Dusza" ale cała seria, którą planuję stworzyć najbardziej dotyczy Totamona i jego dzieci. Trochę zrobiłem spoiler, że będą dzieci, no ale nie taki duży :D

      A te akapity tak naprawdę są dłuższe. Bo ja piszę to w formacie A5, czyli tak, jak rzeczywiście wyglądają książki, a tam strona jest węższa, więc tutaj akapity wydają się krótkie, w rzeczywistości są nieco dłuższe.

      Usuń
  2. Uff.. już myślałam, że nigdy nie wrócę do Dobrej Duszy dzięki mojemu cudownemu komputerowi, ale udało się i jak zwykle jestem zadowolona ;>
    Nie widzę żadnych błędów stylistycznych lub ze zmęczenia ich nie zauważam- no cóż, plus jest tak czy inaczej. Dialogi moim zdaniem są z rozdziału na rozdział coraz lepsze, a tego się podwalałam dość często. :D Jeśli chodzi o treść, bez stresczenia wszystko ładnie zrozumiałam czyli po prostu potrzebowałam do Dobrej Duszy trochę czasu ;> Zawsze miałam wrażenie, że Totamon ma krótkie włosy o.O Ale o dziwo mi to jakoś nie przeszkadza i zauroczenie nie mija :D Utożsamiam się lekko z Elane. Zawsze w dzieciństwie marzyłam o księciu z bajki, a teraz tutaj spodobał mi się Totamon - pyszny i pyskaty. Cieszę się, że udało mi się tak bardzo zbliżyć do opisanych postaci. ;3 Wiesz co, dalej popracowałabym jednak nad tymi czasami, bo mam wrażenie, że raz piszesz czas teraźniejszy, raz przeszły i tak dalej.. To trochę irytujące, ale to jednak mała uwaga w morzu pochwał. Jeśli chodzi o opisy to czasami masz takie momenty gdzie opisy są cudowne, idealne, a czasami napisane są po krótce i brakuje mi tych opisów. Ale cenię Cię za to opowiadania, bo jednak napisanie fantasy rzeczą łątwą nie jest. Historia oczywiście znów pełna zaskoczeń, sceny drastyczne ale jednak nie tak drastyczne aby powiedzieć : OO FUU, dlatego tutaj też plus że nie opisałeś wyglądu flaków czy coś.. A że studiujesz cos w tym kierunku to z pewnością wiesz jak wyglądają. Powiem Ci, że wierzyc mi się nie chce że to JUŻ 30%! Przecież to dopiero 4 rozdział. ;o Mam nadzieję, że nie zrobisz mi takiego świństwa i nie skonczysz tego jakoś w połowie. :D Czytam sobie czytam a tu nagle moje ksywka, kurczę, dziękuję za to wyróżnienie :o Liseł od razu dostała ode mnie wiadomość, jaka to ja jetem sławna :D Nie, nie jestem zawiedziona aczkolwiek czekam dalej aż pojawi się go więcej ;3 Poza tym, napisałeś mi, że domyślałeś się, że jestem Agrafką i szczerze ciekawi nas po czym :D. A więc, oby tak dalej, Indywidualny Obserwatorze! (zdradzisz mi swoje imię? bo pisanie do Ciebie po nazwie bloga jest co najmniej słabe ;D) Pozdrawiam !
    you-always-be.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś, dawno temu już komentowałaś u mnie i już wtedy pytałem się, która to z Was i się dowiedziałem, więc po prostu zapamiętałem :D A ja nazywam się Bartosz ^^
      Cieszę się, że się podoba! Praca nad czasami i opisami trwa...

      Usuń
  3. Obsóweczka widzę z kolejnymi fragmentami! Nieładnie! ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie wyrobiłem się...
      Ogrom wiedzy do opanowania na studiach mnie przytłoczył i powstał sobie taki tygodniowy poślizg...
      Ale cieszę się, że tu zaglądasz! :D

      Usuń
  4. Bardzo mi się podobał ten fragment! :)
    Ajaj, Sariel się wpakowała w kłopoty...
    Cieszę się, że Marline nic się ni stało i jej matka wyzdrowiała, ale boję się, że Hivarra wymyśli coś znowu by się zemścić na przyjaciółce...

    truelifebydamien.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń