niedziela, 20 grudnia 2015

Dobra Dusza - rozdział VIII, cz. 2

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że rozdział VIII podzielę na 3 części, gdyż wyszło mi tego trochę dużo, dlatego posty z tego rozdziału będą trzy. Trochę się spóźniłem, ale udało mi się wyrobić w granicach weekendu :D

Aha, jako ciekawostkę dodam, że pierwszy taniec, wykonywany podczas poniższego balu to coś na kształt poloneza :D


   Wszystko było takie niesamowite. Cała sala balowa przystrojona była różnokolorowymi świecącymi kulami, błyszczącymi wstążkami i pachnącymi kwiatami. Dawniej Marline rzadko tu bywała. Kilka razy bawiła się tu z Hivarrą w chowanego, gdy były małymi dziewczynkami i już wtedy zachwycało ją to pomieszczenie. Piękny drewniany parkiet, ułożony w okrągły wzór, zajmował środek tej sali, a wokół niego pięły się w górę dwa rzędy kolumn, podtrzymujące delikatną kopułę. Dzisiaj na kopule podwieszona była ogromna lustrzana kula, odbijająca w swych płytkach twarze gości i kolorowe światła, niczym w milionie luster. Na przeciwległym końcu komnaty, na podwyższeniu stał już zespół, a pod ścianami ustawiono puchowe fotele i kanapy. 
   Drzwi po obu stronach sali balowej także były otwarte. Marline ujrzała w głębi jednej z nich suto zastawione stoły. Bardzo cieszyła się na myśl o tym balu. To dobrze, że pomimo wojny wiszącej w powietrzu, król zdecydował się jednak zorganizować tę uroczystość.
   - Wszystko w porządku? - Dwie pionowe zmarszczki powyżej nosa Anirona wskazywały na zatroskanie. - Wyglądasz na zmartwioną. 
   Dziewczyna spojrzała na swojego towarzysza. Aniron zawsze jej się podobał. Jego zielone jak wiosenny mech oczy były pełne nadziei, a krótsze, sięgające do ramion białe włosy sprawiały, że wyglądał znacznie bardziej męsko niż jego brat. Najbardziej jedna Marline ceniła w nim charakter, jego nieustanną chęć niesienia pomocy i uszczęśliwiania innych. Ona sama kierowała się w życiu podobnymi wartościami.
   - Nic mi nie jest, po prostu trochę smuci mnie, jak bardzo cała sytuacja się pokomplikowała. Gdyby nie Vaeria i jej podstępy, to życie byłoby takie wspaniałe. Wtedy wszyscy moglibyśmy być dziś tutaj razem i cieszyć się tym balem.
   Chłopak objął ją ramieniem i delikatnie przytulił. Ten uścisk był bardzo kojący, pełen bezpieczeństwa i spokoju. Marline wiedziała, że Aniron jest zbyt nieśmiały, aby posunął się do czegoś więcej, dlatego doceniała ten drobny gest czułości z jego strony. 
   - Uważam, że nie powinnaś z nią odchodzić na wygnanie - powiedział po raz kolejny młody książę. - Niczym nie zawiniłaś, wręcz przeciwnie, zostałaś przez nią skrzywdzona, a do tego uratowałaś życie Elane i Hivarry. Powinnaś być czczona jak bohaterka, a nie wyganiana z miasta. 
   Marline nie odpowiedziała, tylko posłała mu pełen wyrozumiałości uśmiech. Wałkowali już ten temat tyle razy w ciągu ich drogi do Ordis. Aniron nie mógł zrozumieć, że Marline tak bardzo zależy na informacjach o Wielkiej Mistyfikacji od Vaerii. Zresztą, dziewczyna wcale mu się nie dziwiła, tym bardziej, że nie powiedziała Anironowi wszystkiego. Prawda była taka, że nie tylko pragnienie wiedzy trzymało ją jeszcze przy Vaerii, ale przede wszystkim chęć pokrzyżowania jej planów. 
   Nagle Marline ujrzała zmierzającą ku niej znajomą postać. Elane ubrana była w dopasowaną granatową suknię, sięgającą jej aż do kostek, zmysłowo rozciętą po bokach, przez co ukazującą jej zgrabne nogi. 
   - A coś ty taka mało rozrywkowa dziś? - zapytała Elane na powitanie. Marline rozejrzała się wokół. Bal się jeszcze nie zaczął, więc wszyscy stali w małych grupkach i żywo o czymś dyskutowali, a ona i Aniron stali na środku, rozglądali się wokół i zamartwiali się. - Dziś twój wielki dzień, Marline! Właśnie wkraczasz na salony! - Elane wyraźnie była w swoim żywiole.
   - Doskwiera jej brak wszystkich przyjaciół - odpowiedział za nią Aniron, ściskając elfce rękę.
   - Brakuje ci kogoś? Zobacz, tam jest Hivarra!
   Rzeczywiście, Lodowa Pani wkroczyła właśnie na salę w towarzystwie swego ojca. Za nimi wkroczyła jeszcze mała grupka arystokratów, wśród których znalazła się też Sariel. 
   - Co Sariel robi w radzie? - zainteresował się książę. 
   - Wiesz, mój ty słodki blondynie, nie mam pojęcia - zaszczebiotała Elane, uśmiechając się zaczepnie do Marline, widząc jej podirytowane spojrzenie. - Bardzo możliwe, że się zwyczajnie spóźniła, dlatego weszła z nimi. A tak na poważnie, Marline - zwróciła się do przyjaciółki. - Karia będzie trochę później, bo czeka na swojego mężczyznę, Marro gdzieś się tu kręci i szuka Sariel, a Totamona oczywiście nie ma, bo jest wygnany. 
   - Jak to nie ma? - zapytała Marline, lecz Elane nie zdążyła już jej odpowiedzieć, bo w tym momencie rozległy się pierwsze dźwięki uroczystej muzyki i wszystkie pary zaczęły żwawo kierować się w stronę parkietu, więc Elane dyskretnie usnęła się pod ścianę.
   - Chodź, musimy iść do przodu - powiedział Aniron, pociągając ją w stronę sceny, gdzie stał już Gavius, trzymając pod ramię Alaniel. 
   - Po co? - przeraziła się dziewczyna. - Wolałabym, żebyśmy stanęli gdzieś z tyłu, niezbyt dobrze znam te dworskie tańce. 
   Aniron chyba nie słyszał już tej ostatniej uwagi, bo właśnie znalazł się tuż za swoim ojcem i ukłonił się w stronę Alaniel Demagasper, przewodniczącej rady. Cała sytuacja nieuchronnie zmierzała do rozwiązania, czylo do rozpoczęcia tego przeklętego tańca. Marline bała się, że okaże się to jej wielką katastrofą. 
   - Marline, śpisz! - usłyszała za sobą znajomy głos Sariel. - Chwyć go pod rękę! 
   Marro, dumnie kroczący obok swej ukochanej wyglądał nieswojo. Jego szeroko otwarte, przestraszone oczy co jakiś czas rozglądały się wokół, jakby czegoś szukały. Czerwona peleryna, którą miał na sobie była krzywo zapięta, na co dawny Marro nigdy by nie pozwolił. Sariel chyba dostrzegła, na co patrzy niebieskowłosa i wolna ręką szybko zaczęła poprawiać mu niesforne fałdy materiału. 
   Trwał pierwszy taniec. Marline na początku starała się obserwować dostojnie kroczącą przed nią Alaniel, która zdawała się urodzić podczas tej zabawy, bo doskonale wiedziała, co i kiedy należy zrobić. Jednak po pewnym czasie Marline dała sobie z tym spokój, zamknęła oczy i zaczęła wsłuchiwać się w muzykę. Równy i miarowy rytm nieubłaganie dążył do przodu, nie spóźniając się ani na moment, co dawało dziewczynie wrażenie porządku i harmonii. Aniron doskonale prowadził. Co jakiś czas delikatnie ciągnął ją w prawo lub w lewo, wskazując kierunek, gdzie powinien prowadzić taniec, lecz ona nie otwierała oczu aż do samego końca, kiedy to jej patrner odwrócił się w jej stronę i delikatnie ukłonił. 
   - Widzisz, nie było tak źle - szepnął na pocieszenie.
   Marline spojrzała tylko na niego z niechęcią, jakby chciała już mieć pretensje, dlaczego na jej taniec zareagował takimi słowami, ale najwyraźniej sobie odpuściła, bo tylko pokręciła głową i rozejrzała się po sali. 
   - Chodźmy do stołu - powiedziała w końcu, widząc, że kilka par udało się już w stronę komnaty jadalnej. 
   Wystrój tego pomieszczenia był zdecydowanie bardziej gustowny niż poprzedniego. Białe obrusy i eleganckie srebrne sztućce idealnie wpasowały się w klimat królewskiego balu. Na stołach, prócz pięknej zastawy, której niektórych elementów Marline nigdy wcześniej nawet nie widziała, stały na razie tylko dzbanki z napojami oraz zakąski. Obiad się jeszcze nie zaczął. 
   - Chodźcie do nas! - zawołała w ich stronę Elane, siedząca przy jednym ze stołów. Obok przy stoliku siedziały już jej siostry ze swymi towarzyszami. 
   Niebieskowłosa ucieszyła się, że spędzi tę noc wśród przyjaciół i ochoczo przystała na jej propozycję. Chwyciła Anirona za rękę i pociągnęła w stronę stolika. Dopiero gdy podeszła bliżej, ujrzała całe towarzystwo. Elane siedziała między swoimi siostrami. Sariel i Marro spotkała już wcześniej, za to Karia była w towarzystwie zupełnie obcego mężczyzny. Miał śniadą cerę, włosy spięte w kucyk na czubku głowy i muskularne ramiona.
   - Przecież wy się jeszcze nie znacie! - zawołała Elane z entuzjazmem, wstając ze swojego miejsca, połyskując przy tym cekinami na swej sukni. - Marline, to jest Havion Zamuher, narzeczony Karii, a to jest Marline Abraccius, przyszła z Anironem. 
   Marline postanowiła nie reagować na tę zniewagę, chociaż poczuła się w tym momencie jak piąte koło u wozu. Nie na sensu niszczyć innym zabawy, chociaż wszystko wskazywało na to, że nikt z siedzących przy stoliku się za dobrze nie bawi. Karia i Havion trzymali się za ręce i żywo o czymś dyskutowali, Sariel i Marro wyglądali na dość przygaszonych, a Elane szczebiotała coś do każdego, kompletnie nie przejmując się tym, że jest otoczona samymi parami. Marline nerwowo zerkała na puste krzesło pomiędzy nią i Havionem. Szkoda, że nie ma tu Totamona, jest nawet dla niego miejsce. 
   - Mogę się przysiąć? - lodowaty głos przetoczył się ponad stołem niczym śnieżyca i sprawił, że wszyscy spojrzejli w stronę stojącej obok Hivarry. - Stoliki są dla ośmiu osób, a ojciec siedzi przy radzie, więc pomyślałam sobie, że mogłabym spędzić ten wieczór z wami.
   - Jasne, siadaj! - odezwała się natychmiast Sariel i posłała księżniczce przyjazne spojrzenie.
   Coś tu nie pasowało. Marline trochę już znała księżniczkę, a ta nigdy nie posunęłaby się do tego, żeby kogoś o coś prosić. Była w końcu Hivarrą, jak to nieustannie powtarzała. Sariel też zachowywała się dość nieswojo. W tym momencie ujrzała łzę, spokojnie spływającą po jasnym policzku, zamieniającą się w mały kryształek lodu i z cichym stukiem opadającą na podłogę.
   - Hivarro, jak zwykle przeszliście samych siebie, organizując ten bal - powiedziała Elane, próbując bezskutecznie nawiązać jakąś przyjazną rozmowę. - Z roku na rok jest coraz bardziej uroczyście, a gości przybywa coraz więcej. 
   - Mam nadzieję, że żadne paskudne czerwone wiedźmy nie zakłócą tego wieczoru, Marline - rzekła księżniczka, ponownie przypominając dawną siebie. 
   Niebieskowłosa czekała, aż rozmowa zejdzie na temat Vaerii i jej wygnania. Wszyscy przy stole byli bardzo ciekawi tego tematu, chociaż starali się udawać, że w sumie nie bardzo ich to obchodzi, okazując nagle niezwykłe zainteresowanie swoimi talerzami. 
   - Ja także mam nadzieję, Hivarro, że Vaeria nie zrobi niczego głupiego. Z tego, co się orientuję, to...
   - Cicho bądź! - Księżniczka przyłożyła jej dłoń do ust i rozejrzała się nerwowo wokół. - W co ty pogrywasz dziewczyno, oni mają podsłuchy wszędzie! 
   - Wiem coś o tym - powiedziała Karia, odrywając wzrok od Haviona.
   - W każdym razie, Marline - kontynuowała Lodowa Pani. - Z tego co mi wiadomo, jesteś po naszej stronie. Muszę cię jednak zmartwić, ale Vaeria doskonale o tym wie i najprawdopodobniej tylko udaje, że ci ufa. Lepiej już do niej nie wracaj, bo dzisiejszego wybuchu naiwnej lojalności do nas może ci już nie podarować. 
   Zapanowała niezręczna cisza. Wszyscy w milczeniu kończyli swoje posiłki, a Aniron szeptał coś do Marro, siedzącego obok. 
   - Chodźmy potańczyć - powiedział wstając, biorąc Marline pod ramię. Marro i Havion uczynili to samo ze swymi partnerkami, a Elane z uśmiechem na ustach podeszła do niewielkiej grupki chłopaków stojących obok drzwi do sali balowej. Hivarra natomiast została przy stole, z uśmiechem nakładając sobie na talerz obfitą dokładkę. 
   Marline wtuliła się w szerokie ramiona księcia, oddając się przyjemności płynącej ze spokojnej muzyki. Zamknęła oczy. Chciałaby, żeby czas zatrzymał się w tym miejscu. Tańczyła z najwspanialszym mężczyzną, o jakim mogłaby marzyć, obok bawili się jej przyjaciele i wszystko wskazywało na to, że wczorajsze uprzednie problemy były tylko złym snem. 
   Elane oparła ręce na ramionach niższego od siebie chłopaka we fioletowej szacie i zmysłowo poruszała biodrami w rytm muzyki. Marline zastanawiała się, jak ona może tak się bawić, podczas gdy jej ukochany został wygnany z kraju. Ona sama nie potrafiłaby dokonać czegoś takiego. 
   - Jest dobrze, Anironie - powiedziała cicho widząc, że książę otwiera już usta, żeby zadać jakieś pytanie. - Niech ta chwila trwa. Nie pozwólmy jej uciec. 
   Usta księcia znajdowały się coraz bliżej jej twarzy. Niebieskowłosa czuła jego zapach, delikatny aromat lasu, deszczu i świeżości. Jego usta były miękkie i delikatne, jakby stworzone do całowania. Marline nie mogła się powstrzymać i dotknęła ich swoimi wargami, wtulając się jednocześnie w jego ramiona. Muzyka zdawała się milknąć. Na świecie nie było już nic, prócz niego. Przestali tańczyć, skupili się wyłącznie na sobie i oddali przyjemności. 
   Nagle wydarzyło się coś niespodziewanego. Drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem, a kaskada światła rozlała się po całej sali balowej. Miarowy stukot kroków wskazywał, że ktoś lub coś przemierza drewniany parkiet i wkracza na sam środek. Muzyka rzeczywiście umilkła, a wisząca pod kopułą kula dyskotekowa wyglądała jak małe słońce, odbijając rozświetlający całe pomieszczenie blask. 
   Marline nie wiedziała, co się dziej. Czuła mrowienie w całym ciele, lodowate, przenikliwe zimno i duszące gorąco jednocześnie. Przed nią znajdowała się istota o ogromnej mocy, tego była pewna, ale miała dziwne przeczucie, że nie jest to Vaeria. To nie mogła być ona. Jej aura byłaby z pewnością przerażająca, a to było piękne. Nagle zrozumiała. 
   - Totamon - wyszeptała z przejęciem i wyrwała się z objęć swojego partnera, po czym spokojnym ruchem wkroczyła w świetlistą poświatę. 
   Miała rację. Wewnątrz kuli światła wszystko było zupełnie inne. Zmysły miała wyostrzone, ciało znacznie jaśniejsze i przepełnione radością. Widziała biegającego wokół Anirona i wołającego jej imię. Niepotrzebnie się bał. Była przecież bezpieczna. W samym środku ujrzała Totamona. Jego białe włosy falowały w delikatnym powiewie, białe szaty łopotały, ale oczy pozostały zamknięte. Wokół jego ciała z zawrotną prędkością wirowały różnokolorowe promienie, tworząc pewnego rodzaju kokon. 
   Wtedy otworzył oczy. Niespotykane nigdzie indziej spektrum kolorów i feeria barw rozpierzchła się wokół całej sali balowej. Zniknął dawny błękit morza, wypełniający jego tęczówki, a raczej zrobił miejsce dla wielu innych barw. Jego oczy były teraz wszystkim, co było na świecie. Czaiła się w nich potęga, któej świat dotąd nie wiedział. To były wszystkie cztery żywioły. 
   - Witaj Marline - jego wzrok spoczął na niej. - Dawno się nie widzieliśmy. 
   - Jak udało ci się osiągnąć taką doskonałość?
   Książę uśmiechnął się do niej serdecznie, po czym wolnym kokiem podszedł do niej i pocałował w usta. To było coś zupełnie innego, niż chwilę wcześniej z Anironem. Marline nie wiedziała w sumie, czy przyjemniejszego, w każdym razie nie sposób było porównać te dwa pocałunki. 
   - Porozmawiamy później. Teraz czas na czary. - Książę uniósł wysoko ręce, a szerokie rękwy jego szaty odsłoniły smukłe nadgarstki i długie palce. - Czas na Małą Mistyfikację. 
   - Co ty robisz? - zapytała przerażona, chwytając go za łokieć. - Kolejna mistyfikacja, Totamonie, nie możesz, nie masz takiej mocy! 
   Atmosfera wewnątrz świetlistej sfery zaczęła robić się coraz gęstsza, jaśniejsza i gorętsza. Totamon trzymające ręce ponad głową łączył wirujące wokół niego magiczne promienie w zawiłe wzory. W końcu ponad nim zaczął formować się duży przestrzenny symbol, a światło spowijające go do tej pory  zbladło.
   Wtedy chyba dostrzegli ich inni. Gavius i rada, rozpościerający wokół sfery tarczę otworzyli usta ze zdumienia a ich naprędce utkane bariery runęły na posadzkę. Totamon uśmiechnął się do ojca i wskazał palcm na symbol. Gavius poruszył się jeszcze bardziej i ukrył twarz w dłoniach. Marline poczuła, że osuwa się na kolana. Straciła przytomność.
   - A jej co znowu? - usłyszała ponad sobą znajomy głos. - Naprawdę, ona mdleje już trzeci raz w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Może to ty tak na nią działasz, Anironie?
   - Schlebiasz mi Elane. - To mówił jej chłopak. - Może ona jest chora?
   - Nic mi nie jest, to przez ten rozbłysk... - zaczęła mówić, lecz Totamon wszedł jej w słowo.
   - Musiała mocno uderzyć się w głowę, skoro widziała jakieś rozbłyski. 
   Wyglądał zupełnie inaczej niż przed chwilą. Raczej przypominał siebie sprzed wygnania. Marline wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami. Miał nawet inne ubranie. Zamiast białych świetlistych szat, miał na sobie bardzo klasyczny czarny frak i uśmiechał się do niej szczerze. 
   - Co się stało? - zapytała, podnosząc się do pozycji siedzącej. Zauważyła, że leżała na niewielkiej sofie stojącej pod ścianą sali balowej, a wokół niej tłoczyli się przyjaciele. 
   - Tańczyłaś z Anironem i upadłaś - wyjaśnił Totamon i spojrzał na swojego czerwonego ze wstydu brata. - To było chwilę po tym jak, no wiesz, całowaliście się. 
   - Gdybym to ja wiedziała, że dziewczyny mdleją, gdy je całujesz, to może wybrałabym innego brata - rzekła Elane, wpatrując się w ścianę. - Kurczę, ja powiedziałam to na głos? - dodała, rozglądając się ze strachem.
   - Totamonie, ale przecież przyszedłeś, świetlista kula, wygnanie, Ageon. Co z tym wszystkim? 
   - Nigdzie nie wychodziłem, Marline, byłem tu od samego początku, a Ageon został skradziony przez Vaerię, dobrze o tym wiesz. Co się z tobą dzieje? - Książę spojrzał jej głęboko w oczy. Były błękitne, czyli takie, jakie być powinno. Ale były też poważne, zdawały się przeczyć jego słowom. Wtedy to ujrzała. Na ułamek sekundy rozświetliły się eksplozją barw, którą dostrzec mógł jedynie ten, kto akurat się w nie wpatrywał. Zrozumiała, że powinna być cicho, bo dzieje się tu coś, czego jak zwykle nie mogła zrozumieć. 
   - Macie rację. Musiało mi się coś pomylić, gdy upadłam. Wracajmy już do zabawy! To będzie nasza noc!

2 komentarze:

  1. Chyba nie robi Ci żadnej różnicy, że nadrobię zaległości w postaci komentarzy w takiej formie, pod jednym postem? Skoro coraz częściej się nie wyrabiasz, będziesz dodawać posty na przykład co dwa tygodnie? Zrobisz, jak chcesz, ale moim zdaniem takie spieszenie się i ciągła presja źle wpływają zarówno na tekst, jak i Twoje samopoczucie. Boże, nie wiem, jak wygląda polonez, heh. Kompletnie nie znam się na tańcu, bo nie lubię tańczyć, a i z muzyką taneczną na co dzień nie obcuję. W pierwszym akapicie niepotrzebnie według mnie powtórzyłeś słowo ,,kopuła'', bo czytelnik i tak zorientowałby się, o co chodzi. Znów brak przecinka przy bezpośrednim zwrocie to wynik jedynie przeoczenia, heh? Chyba zdarzyło Ci się w tym poście to dwa razy. Ostatnio nie mam weny na komentowanie... Historia naprawdę szybko się rozwija. Za dwa rozdziały przebijesz liczbę rozdziałów u mnie, heh. A nie mówiłam? Rozśmieszyła mnie ostatnia scena, heh. Nie tylko jej zdarzyło się powiedzieć na głos coś, co nie do końca powinno wyjść na światło dzienne.
    Trzymaj się, puść się. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :D
      Braki przecinków są już tylko przeoczeniem, bo znam już tę zasadę :P
      Ogólnie to nie wyrabiam się coraz częściej przez nawał pracy, ale na przykład wiem, że kilka kolejnych rozdziałów będzie na czas, bo teraz będzie wolne, to trochę czasu będę miał na pisanie.

      Usuń