sobota, 24 października 2015

Dobra Dusza - rozdział V, cz. 2

Czy dziś sobota? Kurczę, jak ten czas szybko leci... 

No dobra, dzisiaj druga połowa piątego rozdziału, który uważam za pewnego rodzaju przełom w tej historii. Fabuła jest już rozkręcona na dobre, wszystkie postaci już chyba mniej więcej kojarzycie, więc można powiedzieć, że wstęp to my mamy już za sobą. Poza tym, uważam tę drugą połowę piątego rozdziału za dość zabawną: to co wyrabia Marline to chwilami zadziwia nawet mnie, zresztą Karia to też dość zabawna bestyjka :D

   - Nie ruszaj głową, bo mogę cię niechcący skaleczyć.
   Karia drżała, kiedy kobieta wykonywała obrys jej ciała ostrym nożem na desce, na której leżała. Praktycznie wcale jej nie znała, równie dobrze mogłaby teraz przebić ją tym nożem i szybko w ten sposób uśmiercić. Dziewczyna wątpiła już, że kiedykolwiek uda jej się pozbyć Mrocznego Wzroku. Próbowały już trzeci raz i chociaż kobieta zapewniała, że tym razem na pewno się uda, to Karia zaczynała tracić już nadzieję. Co prawda powiedziała już Sariel, że problem został zażegnany, żeby siostra nie martwiła się na darmo, ale nie była to do końca prawda. 
   Dziewczyna nie wiedziała nawet, kim jest stara kobieta. Na pewno była pewna, że nie była bibliotekarką, jak sądziła na początku. Podpytała kogo trzeba i dowiedziała się, że matka nigdy nie zatrudniała nikogo na tym stanowisku. Kobieta najwyraźniej usiłowała jej pomóc, więc elfka nie obnosiła się z tym, że zna jej sekret.
   - Możesz wstać, panienko Kario.
   Dziewczyna delikatnie podniosła się z deski i spojrzała na obrys swojego ciała. Zgodnie ze słowami kobiety, należało teraz nakreślić wewnątrz obrysu kilka magicznych symboli i okadzić czar jakimś dymiącym zielskiem. To podobno odwróci od niej oczy i skieruje na deskę. Potem trzeba będzie szybko ją spalić, zanim właściciel oczu zdąży się zorientować co się dzieje. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, bezwzględny obserwator poniewczasie zorientuje się, że został oszukany i oślepnie.
   - Czy to zaklęcie się kiedykolwiek udało? - zapytała w końcu Karia, nie kryjąc niecierpliwości. Stara wiedźma wydawała się jej coraz bardziej podejrzana.
   - Owszem, ale powinno odnieść skutki nawet, kiedy nie wyjdzie. - Staruszka wzięła do kościstej ręki kredę i pewnym ruchem nakreśliła kilka zawijasów mrucząc coś do siebie pod nosem. - Próbujemy już trzeci raz. Jeśli właściciel oczy ucieknie przed tym zaklęciem po raz kolejny, to powinien już więcej nie próbować. Mówiłam ci, panienko Kario, że taka nieoczekiwana ewakuacja wymaga ogromnych pokładów energii. Twój sprzeciw da mu do zrozumienia, że gra nie jest warta świeczki.
   Karia obserwowała, jak kobieta bierze do ręki wiązkę suszonych roślin i zapala ją sprawnym zaklęciem. Pomieszczenie wypełniło się dymem. Dziewczyna poczuła się trochę nieswojo. Były w piwnicy, gdyby teraz fałszywa bibliotekarka postanowiła ją zaatakować, nie miałaby szans na ucieczkę, a te poczerniałe od wilgoci ściany, wytarta kamienna posadzka i brudny, zalepiony pajęczynami sufit zostanie jej grobowcem. 
   - Kim tak naprawdę jesteś? - odważyła się w końcu zapytać.
   Staruszka na moment podniosła wzrok znad deski i spojrzała Karii w oczy. W jej spojrzeniu czaiła się delikatna nutka uśpionej siły. Oczy na moment przestały należeć do staruszki. Były młode i pełne życia, lecz szybko wróciły d dawnego wyglądu.
   - A czy to ważne, Kario? Chyba najbardziej liczy się to, że ci pomagam, nie? - rzekła kobieta beznamiętnym tonem.
   Elfka przewróciła tylko oczami i westchnęła głęboko. Spodziewała się takiej wymijającej odpowiedzi, ale oczekiwała też, że staruszka chociaż w pewnym stopniu wykaże podziw, albo chociaż strach, że Karia zdołała ją przejrzeć. Jej obojętność budziła przerażenie. Dziewczyna obserwowała, jak bibliotekarka zapala deskę z zaklęciami, po czym odwróciła się i bez słowa wyszła z pomieszczenia. Wiedziała, że nie będzie już do niczego więcej potrzebna, a czuła się nieswojo w jej towarzystwie. 
   Karia martwiła się trochę o Sariel, bo nie widziała jej od kilku dni. I chociaż normalnie nie wzbudziłoby to w niej za grosz niepokoju, to tym razem sytuacja wyglądała inaczej. No bo przecież nie mogła wymknąć się nigdzie z Marro. Zapewne zapuściła się w jakąś paskudną okolicę, poszukując go i teraz zgubiła się i nie może wrócić. Ale w końcu jej siostra była czarodziejką. Po to znała magię, by z niej korzystać.
   Dziewczyna przypomniała dawne lekcje magii, które przeprowadzała dla nich matka. Była jej wdzięczna, że nie zostały nigdzie wysłane na wychowanie i naukę, lecz z drugiej strony żałowała, że nie miały przez to dostępu do wielu ważnych aspektów swojej mocy. Karia jednak doskonale znała zakres swoich możliwości i na własną rękę opanowała pewne tajniki. Uśmiechnęła się na myśl, że chowa jeszcze niejednego asa. 
   Kiedy wyszła z piwnicy, natrafiła na małe zamieszanie. Grupka służących krzątała się wokół sofy stojącej w holu, kompletnie zasłaniając tego, kto na niej siedział. Pewnie ktoś zemdlał, zapewne matka, sądząc po ich zaangażowaniu. Podbiegła w tamtą stronę i zaczęła przepychać się między nimi.
   - Panienka Karia! - rozległ się czyiś podekscytowany głos i wszyscy posługujący rozstąpili się spuszczając wzrok.
   Osobnik siedzący na sofie na pewno nie był matką. Karia wątpiła, że mógł być kimkolwiek znaczącym. Ludzie z wyższych sfer nie wyglądają w ten sposób. Nie noszą brudnych, wystrzępionych ubrań, z których trudno było wywnioskować nawet kolor, nie mają takich skołtunionych włosów i wychudzonej sylwetki. To na pewno jakiś żebrak, tylko dlaczego służący tak koło niego skaczą?
   - Co tu jest grane? - zapytała z konsternacją, opierając ręce na biodrach. - Kim jest ten człowiek i dlaczego jego pojawienie się tutaj oderwało was od pracy?
   Chłopak, który nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat, podniósł w tym momencie wzrok, spojrzał na elfkę i uśmiechnął się posępnie. 
   - Ślicznie dziś wyglądasz Kario. Zastałem Sariel? - Jego głos był ochrypnięty, lecz dziewczyna od razu go rozpoznała.
   - Marro Orell – wyszeptała, otwierając szeroko oczy. - Podajcie mu coś do jedzenia i kubek wody. Najlepiej dla mnie też, bo z tego wszystkiego zachciało mi się pić. Szybko! Marro, musisz się wykąpać i dostać czyste ubranie.
   Chłopak wziął kubek w drżące dłonie i wypił duszkiem jego zawartość. Wyglądał, jakby nie miał nic w ustach od wielu dni. Karia nie zastanawiając się długo, przerzuciła jego ramię przez swoją szyję i nie zważając na przerażonych tą sytuacją i próbujących samemu wziąć go na swoje ramiona służących, zaprowadziła do łaźni. 
   - Mam nadzieję, że nie jesteś ranny? - zapytała, rozpinając jego koszulę. - Ktokolwiek cię porwał, zapłaci za to. Powiedz Marro, dlaczego przyszedłeś tutaj, a nie do siebie?
   Mężczyzna nie odpowiedział od razu. Spojrzał z zażenowaniem na Karię, która chyba zrozumiała jego intencje i chichocząc wycofała się za wysoki parawan. 
   - Straciłem Rubena i moją moc. Ojciec mnie zabije. - Karia zbladła z przerażenia. Tajemniczy oprawca z pewnością jest silniejszy, niż elfka początkowo sądziła. Orellowie to ważni ludzie, z którymi nie zadziera się ot tak. - To była Vaeria. Kario, trzeba ostrzec króla.
   Plusk wody zdradził dziewczynie, że chłopak wyszedł już z balii. Po chwili ujrzała go, opatulonego szczelnie szlafrokiem. Na pewno od razu wyglądał lepiej, ale wciąż był dość mizerny. 
   - Powiesz mi w końcu, gdzie jest Sariel, czy zamierzasz długo mnie tak wodzić za nos?
   - Myślałam, że poszła cię szukać. Nie mam pojęcia gdzie jest, nie widziałam jej od kilku dni. Może Elane... - Nagle zakręciło się jej w głowie i zachwiała się delikatnie na nogach. - Przepraszam. Nie wiem co się ze mną dzieje.
   Marro, patrzył raz na Karię, raz w stronę drzwi, zastanawiając się zapewne, czy powinien zostać z nią, czy wybiec i poszukać Sariel lub ewentualnie Elane. W końcu, po chwilowym namyśle chwycił jasnowłosą elfkę za rękę i wyciągnął na korytarz. 
   - Nie biegnijmy tak szybko, źle się czuję! - wołała dziewczyna, wyciągając przed siebie wolną rękę, gotowa zamortyzować ewentualny upadek. - Musimy iść do Elane.
   Chłopak chyba zgodził się z Karią, bo nic nie powiedział. Co innego mogliby teraz zrobić? Skoro arcykapłanka porywa czarodziejów, aby przejąć ich moc, trzeba o tym niezwłocznie poinformować Elane. Powinna wiedzieć, że w pałacu jest teraz niebezpiecznie, a zresztą będzie mogła zaangażować Totamona do pomocy. 
   Jeśli Vaeria porwała Sariel, to wsparcie księcia będzie nieocenione. Karia czuła rozpierającą ją dumę, że udało się jej zachować zimną krew w tak kryzysowej sytuacji, jednakże dotarcie do komnaty Elane uniemożliwiło jej dalsze upajanie się swoim sukcesem. Nie czekając na zaproszenie, zdecydowanym ruchem otworzyła drzwi i rzuciła się na stojącą pod ścianą sofę.
   - Co tu się wyprawia? - Elane wychyliła się zza roku i spojrzała na dyszącą na sofie siostrę i chłopaka w szlafroku.
   - Widziałaś gdzieś Sariel? - zapytał Marro, nie wyjaśniając jej dziwnej sytuacji.
   - Nie, od jakiegoś czasu nie miałam z nią kontaktu.
   Chłopak osunął się na sofę obok Karii i schował twarz w dłoniach. 
   - Na pewno Vaeria ją dorwała! - zawołał w końcu.
   Karia poczuła, że dochodzi powoli do siebie. Kiedy chwila osłabienia minęła, wyprostowała się i spojrzała na czarnowłosą. Ta sytuacja wprawiła ją w rozbawienie. Elane stała z założonymi rękoma, nie wiedząc, co się dzieje, Marro siedział obok w samym szlafroku z twarzą ukrytą w dłoniach, a ona sama przed chwilą dusiła się na kanapie. Dziewczyna poczuła, że nadeszła najwyższa pora, by wkroczyć do akcji. Wstała delikatnie i wygładziła bluzkę. 
   - Nie rób problemu, Marro. Uratujemy Sariel. Nie tylko tobie na niej zależy. Musimy tylko się zastanowić, przedyskutować sprawę i podjąć mądrą decyzję.
   Elane prychnęła z pogardą i wróciła do stolika, przy którym siedziała zanim przyszli. Chwyciła do ręki kartkę papieru i złożyła ją na pół, po czym zabrała się za porządkowanie przyborów do pisania.
   - Mów, słucham cię – powiedziała szybko, widząc minę siostry. - Pomyślałam po prostu, że skorzystam z okazji i skończę to, co robiłam, kiedy będziesz podejmowała decyzję, bo znając ciebie, nie wrócę do tego zbyt szybko.
   Marro podniósł twarz i otarł ukradkiem łzę. Opatulił się szczelniej szlafrokiem, jakby dopiero co zdał sobie sprawę z tego, że siedzi praktycznie nago w towarzystwie dwóch starszych od siebie dziewczyn. 
   - Uporządkujmy fakty. - Karia podeszła do stolika siostry, po czym wyrwała jej z ręki ołówek i kartkę papieru. - Marro i jego brat zostali porwani przez arcykapłankę Vaerię – zaczęła pisać. - On uciekł – wskazała na Marro. - Jego bratu się nie udało. Sariel poszła go szukać i nie wróciła.
   - Decyduj się szybciej! - wrzasnął w pewnym momencie Marro. - Nie mamy czasu na przeciąganie tej dyskusji w nieskończoność! Musimy pędzić do pałacu!
   Karia westchnęła i spojrzała na swoje notatki. Sytuacja była beznadziejna, a oni kompletnie nie wiedzieli co robić. Przynajmniej nie podjęli żadnych pochopnych decyzji, które na pewno miałyby miejsce, gdyby nie jej pomoc. 
   - Idziemy do pałacu! - zawołała nagle Elane i wstała z miejsca, na którym siedziała. - Opowiecie mi resztę tej historii po drodze, a potem jeszcze raz przed królem.
   Karia wstała i pomimo nagłego zawrotu głowy poszła za siostrą. Zastanawiała się, co się z nią dzieje. Nigdy dotąd nie czuła się tak osłabiona. Że też coś takiego musiało nadejść teraz, kiedy była najbardziej potrzebna. Schodząc ze schodów, potknęła się i wpadła na idącego przed nią Marro. 
   - Przepraszam, nie wiem, dlaczego jestem taka osłabiona – powiedziała i chwyciła Elane pod ramię. Miała nadzieję, że nie zemdleje przed suwerenem. 

   - Ciekawe, czy jakbym teraz natknęła się na Hivarrę, to mogłabym mówić o szczęściu czy o pechu? - zapytała Marline samą siebie, idąc przez pusty korytarz.
   Od razu po wyjściu od Totamona wiedziała, że decyzja o rozmowie z arcykapłanką była błędem. Przecież nawet jej nie znała i miała pójść do niej, aby przekonać ją do dobrowolnego poddania się? I może jeszcze do zwrócenia odebranej mocy? 
   Ale trzeba było coś z nią zrobić, inaczej nieustannie rosłaby w siłę i w końcu otwarcie zaatakowała koronę. Z drugiej strony, nie mogła pozwolić sobie na taki krok. Jakiekolwiek publiczne oskarżenia dostarczyłyby jej tylko niechcianych kłopotów. Totamon powiedział, że przekonała już do swojej ideologii całe tłumy wyznawców. Oni na pewno broniliby jej, gdyby ktoś odważył się jej przeciwstawić.
   A cóż mogła zrobić Marline? Nie była nawet czarodziejką, żeby móc się mierzyć z kimś takim jak ona. Jedyne, na co mogła liczyć to szczera rozmowa i chęć wywołania u niej skruchy. 
   Dotarła w końcu na miejsce. Wyjątkowo nie było tu zbyt tłoczno. Dziewczyna spojrzała na wiszący w pałacowym holu zegar i stwierdziła, że to na pewno z powodu późnej pory. Trochę się zasiedziała u Totamona. W każdym razie, przynajmniej nie będzie niepotrzebnych świadków.
   - Witaj Marline. - Głos miała zupełnie inny, niż dziewczyna się spodziewała. Liczyła na coś zdecydowanie bardziej skrzekliwego i złowieszczego, a tu zabrzmiały w jej uszach delikatne i aksamitne dźwięki.
   Dziewczyna spojrzała w kierunku, z którego dochodził głos. Czerwonowłosa kobieta siedziała na ławeczce pod ścianą i uśmiechała się, a jasne języki ognia tańczyły po ołtarzu.
   - Skąd wiesz, kim jestem? - zapytała, zapominając o przywitaniu się.
   - Dużo o tobie słyszałam, kochanie. - Kobieta wstała ze swojego miejsca i zbliżyła się do dziewczyny. Szeleszcząc czerwoną szatą, położyła jej dłoń na ramieniu. - Tu, w świątyni Ognia tak silne i pewne siebie kobiety, które walczą o prawdę i swoich najbliższych są niezwykle cenione. Przed tobą świetlana przyszłość. 
   Marline szybkim ruchem zrzuciła jej rękę ze swojego ramienia i spojrzała na Vaerię z nieskrywanym gniewem. Wręcz kipiała złością, co było u niej stanem dość niezwykłym, ale kiedy pomyślała sobie, ile zła uczyniła ta kobieta, nie mogła zachowywać się inaczej. Zwłaszcza, że teraz próbuję ją omamić słodkimi słówkami.
   - Jesteś perfidną kobietą, Vaerio – zaczęła, cofając się w stronę ołtarza. - Zabijasz niewinnych, spiskujesz przeciwko królowi, a także odbierasz moc czarodziejom. Brzydzę się tobą i twoimi płomieniami.
   Arcykapłanka uśmiechnęła się serdecznie, co jeszcze bardziej rozjuszyło Marline. Dziewczyna nie wiedziała, skąd nagle u niej tyle energii do stawiania jej czoła.
   - Jesteś pewna, że nie chciałabyś zostać kapłanką, Marline? Twój podły charakterek wskazuje, że nadawałabyś się idealnie.
   Nagle dziewczyna zatrzymała się i uderzyła ją w twarz. Kapłanka położyła dłoń na swoim policzku, a w jej oczach zatańczyła złość. Marline nie dawała jednak za wygraną. Szybkim ruchem chwyciła ją za rękę i pociągnęła w kierunku ołtarza.
   - Co robisz, chcesz mnie spalić? - zawyła kobieta, cofając się przed gorejącym płomieniem. Marline uśmiechnęła się ironicznie na myśl, ogień rani Vaerię. Totamon wspomniał jej, że jest na to uodporniona.
   - Chcę, żebyś odpokutowała za swoje winy! - zawołała dziewczyna i z całej siły pchnęła ją w ogień. Kobiecie w ostatniej chwili udało się przesunąć trochę dalej o znalazła się kilka cali od najgorszego żaru.
   - Ja tylko chciałam, żeby wszyscy byli szczęśliwi! To dlatego uratowałam cię wtedy przed czarami Hivarry. Chciałam, żebyśmy mogli żyć w kraju wolnym od kłamstwa!
   - Szczęśliwi pod twoim panowaniem? Zapewniam cię, że nikogo już... - nagle głos ugrzązł dziewczynie w gardle i otworzyła szeroko oczy. Uścisk zelżał i arcykapłanka w mgnieniu oka znalazła się na posadzce i otrzepywała z popiołu swą czerwoną szatę. - To ty mnie wtedy uratowałaś?
   Czerwonooka kapłanka prychnęła pogardliwie i utkwiła w skonsternowanej dziewczynie wzrok. Na moment zapanowała dość niezręczna cisza.
   - Nie mogłam pozwolić, żeby zabiła jedyną osobę, która może zostać arcykapłanką, kiedy mnie zabraknie. Wkrótce zostaniesz tylko ty, aby przekazać światu prawdę. 
   Marline ukryła twarz w dłoniach i zaczęła krążyć wokół ołtarza. Zdecydowanie zbyt wiele wydarzyło się jednego dnia, jak na nią. Jeszcze niedawno szła tylko do Totamona, potem Hivarra próbowała ją zabić, a teraz poznała z zupełnie innej strony osobę, którą dopiero co zamierzała skrzywdzić. 
   - Ale dlaczego porwałaś Orellów? Gdzie oni teraz są, co z nimi zrobiłaś.
   - Musiałam to zrobić – kobieta utkwiła wzrok w podłodze i pociągnęła nosem. - Musiałam zdobyć więcej mocy, żebym mogła się bronić. Kiedy król Gavius odkryje, że jego czarny na mnie nie działają, zgładzi mnie. Być może tylko dzięki tej sile, którą przejęłam od tych chłopców, zdążę zdradzić ci najważniejszą tajemnicę świata.
   Marline chwyciła kobietę za rękę i nie zważając na jej protesty, pociągnęła w głąb świątyni. Totamon wkrótce tu będzie, a wtedy na pewno spróbuje ją skrzywdzić. Niebieskowłosa nie mogła dopuścić, żeby teraz, kiedy tak wiele od niej zależy, stało się coś tak złego. Totamon na pewno będzie ich szukał, ale może uda się go chociaż trochę opóźnić.
   - Nie mamy dużo czasu – zawołała w stronę kapłanki. - Musimy się gdzieś tu ukryć, żebyś zdążyła mi zdradzić ten sekret. Potem coś wymyślimy.

5 komentarzy:

  1. Też tak dzisiaj zareagowałam, kiedy uświadomiłam sobie, że dzisiaj sobota :D
    No powiem Ci, że nieźle zaszalałeś z tym 5 rozdziałem! Jest super ;>
    Zacznę może od końca :D Jak łatwo jest zmanipulować człowiekiem :o W Marline była żądza zła, po czym po kilkudziesięciu linijkach kobiety stały się wielkimi przyjaciółkami..Agh, dobrze wiem że arcykapłanka tak naprawdę nie ma dobrych intencji i robi to żeby uratować sobie dupę.. pewnie i jej zrobi krzywdę!
    Ciekawi mnie, czy magiczny rytuał (kurczę, plus za wymyślenie czegoś takiego!) pomoże :D Wiem, że do dziś istnieją ludzie którzy wierzą w taką magię, chociaż w Dobrej Duszy wszystko jest możliwe!
    Nie potrafię wyobrazić sobie Marro, mimo, że tak wiele już o nim napisałeś :/ W zakładce BOHATEROWIE też nie wiele o nim jest :o
    O dziwno brak Totamona jakoś mnie nie denerwuje i powiem ci, że rozdział mimo tego i tak cholernie mi się podoba! Cieszę się, że fabuła jest już rozkręcona i fajnie można się już w tym ogarnąć ;)
    Pozdrawiam cieplutko i mam nadzieję, że ten tydzień minie tak szybko jak i ten!
    /Agrafka
    you-always-be.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję! Fakt, łatwo jest manipulować ludźmi, a Marline jeszcze łatwiej, haha :D A skąd wiesz, że Vaeria nie ma dobrych intencji? Może właśnie ma, tylko cały świat jej nie rozumie? :P Też lubię ten rytuał. A w sprawie Marro... To jest mój błąd, zapomniałem o po prostu jakoś bliżej opisać - nadrobię to przy pierwszej okazji, kiedy Marro się pojawi ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, być może coś ze mną nie tak że wszędzie węszę podstęp :D No cóż, wszystko okaże się w sobotę ;>
      Bardzo bym się cieszyła, zależy mi na poznaniu tego chłopaka z bliska!

      Usuń
  3. Chyba pierwszy raz komentuję dzień po dodaniu, ha, mam tyły. Jakoś tak wyszło. Pół dnia robiłam moją maskę nastroju na artystyczne tylko po to, by potem wylać na nią prawie całą farbę...
    Niesamowicie podobała mi się pierwsza scena, genialnie zrealizowany równie fantastyczny pomysł. Na miejscu dziewczyny też czułabym się strasznie dziwnie. Jeszcze jakby staruszka dość blisko tym nożem ją obrysowywała, to już w ogóle. Z tym ,,Czy to kiedykolwiek się udało?" liczyłam na ,,Chodzą legendy, że tak. Ale nie martw się, występują tylko łagodne skutki uboczne''. Heh.
    ,,Chyba najbardziej liczy się to, że ci pomagam, nie?'' ~ Mam taką małą sugestię. ,,Nie?'' kojarzy mi się z młodzieżowym językiem, u takiej staruszki bardziej wpasowałoby się na przykład ,,prawda?'' i według mnie brzmiałoby lepiej.
    Orrelowie mi się skojarzyło z fraa Orolem z ,,Peanatemy'', kojarzysz tę powieść?
    Naprawdę bardzo mi się rozdział podobał, chyba mój nowy faworyt. Zwłaszcza dzięki początkowi, który mnie naprawdę urzekł. Rzeczywiście coś jest w nim przełomowego. To dopiero piąty rozdział, a tu tyle akcji, więc tylko czekać na rozwiązania.
    Trzymaj się, powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ile motywacji we mnie wstąpiło dzięki tej Twojej opinii, dziękuję! Aż chciałoby mi się coś napisać teraz, ale muszę się uczyć na kolokwium z bezkręgowców... Ogólnie to wspomnianej przez Ciebie powieści nie kojarzę. W sumie, to wcześniej nie zastanawiałem się nad tym, czy to "nie?" na końcu pasuje i teraz, po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że jak najbardziej! Już nawet Karia zauważyła, że ona nie jest tym, za kogo się podaje :P

      Usuń