sobota, 17 października 2015

Dobra Dusza - rozdział V, cz. 1

Wiem, że miałem tygodniowy poślizg. Wiem, że czekaliście i byliście zawiedzeni. Ale nie wyrobiłem się czasowo. Postaram się, żeby to nigdy więcej nie miało miejsca, ale w końcu jestem tylko człowiekiem. Mam nadzieję, że ta historia wynagrodzi Wam za to oczekiwanie, bo fragment, który dziś zamieszczam jest nieco dłuższy niż zwykle! Mało tego, bardzo go lubię i są to chyba moje dwie ulubione sceny, które do tej pory napisałem. No i oczywiście, bardzo ważne dla fabuły! 

Zapraszam do czytania Streszczenia. W tym przypadku chyba bardzo się przyda, bo chyba wszyscy zdążyli już zapomnieć o co chodzi w tej historii. Aha, jeszcze jedno. Zdaję sobie sprawę, że wprowadziłem tutaj niemałe zamieszanie uczuciowe w sprawie Totamona i Marline, ale przecież nikt nie powiedział, że wszystko będzie zawsze proste! :D Zapraszam!

Jest jeden moment, tuż przed zaśnięciem, kiedy po policzku Powietrza może popłynąć łza. Myśli ono wtedy o swoim życiu, o swych niegodziwych występkach, o przyjaciołach, które straciło poprzez swą chytrość. Bywają momenty, że nawet Ogień wzdycha ukradkiem. Żałuje swego okrucieństwa, lecz on nie potrafi żyć inaczej. Woda tęskni, każdego wieczora, na chwilę przed zaśnięciem tęskni tak samo, jak tęskniła przez całe swe życie. Nie ma pojęcia do czego dąży. Wie, że musi to znaleźć, że jedynie uczucie, którego pragnie, dostarczy jej upragnionego szczęścia. Ziemia za to się uśmiecha. Zasypia z uśmiechem utrwalonym na wargach. Myśli wtedy o dobrych czynach, którymi obdarowała ludzi minionego dnia. Lecz zawsze po tych wszystkich myślach nadchodzi sen, kojący przyjaciel, który rozwiewa wszystkie te myśli i wypełnia umysły nowymi marzeniami i pomysłami. 
Anturion Fratelli - "Żywioły"

   Droga do królewskiego pałacu była nadzwyczajnie przyjemna. Zresztą, od kilku dni wszystko sprawiało niebieskowłosej przyjemność, nawet zwykłe, codzienne czynności. Odkąd matka wyzdrowiała, wszystko nabrało kolorów. 
   Marline zastanawiała się, czy niecodzienna informacja doszła już do uszu Hivarry. Z pewnością ich los nie pozostał jej obojętny, a znając Hivarrę, Marline mogła obawiać się ataków z jej strony w każdym momencie. To była ujma na jej honorze, księżniczka nigdy nie zostawiała niedokończonych spraw. Zwłaszcza takich – Marline była w stanie bardzo ją obciążyć, zaskarżając królowi, że omamiła go wykorzystując do tego Ageon, co mogło skutecznie utrudnić jej dalsze działania, a kto wie, czy nie miała na sumieniu jeszcze gorszych zbrodni niż zdrada stanu i usiłowanie zabójstwa. Tak, Marline zdecydowanie powinna mieć się na baczności. 
   Milczący palladyni jak zwykle strzegli pałacowych drzwi i Marline uśmiechnęła się do nich serdecznie. Nie liczyła na odwzajemnienie, lecz była dziś pełna miłości absolutnie do wszystkich. Królewska posiadłość zawsze budziła u niej niemiłe wspomnienia. Kojarzyła się jej głównie z Hivarrą, jej zimnym wyrachowaniem i pomiataniem każdym kogo spotkała. W dzieciństwie często się tu bawiły, lecz nie były to dla Marline miłe spotkania, bo serce się jej krajało, kiedy widziała jak jej przyjaciółka traktuje pałacową służbę.
   Od tamtych wydarzeń minęło jednak tak wiele lat, że później pałac wywoływał u niej tylko niesmak. Ostatnio jednak wszystko się zmieniło. To właśnie tu Totamon ją uzdrowił i poznała Anirona. 
   Przez Hivarrę i jej podstępy zupełnie zapomniała o Anironie, a powinna dać mu już odpowiedź. Dziś w sumie była idealna okazja, skoro i tak już tu była. Rano dostała zaproszenie od Totamona. To właśnie po pokazaniu tego dokumentu, palladyni podnieśli swe włócznie, wpuszczając ją do środka. 
   Po przemierzeniu kilku korytarzy, zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia, gdzie powinna iść. Nigdy nie była u Totamona i nie wiedziała, gdzie książę przyjmuje gości. Poza tym, miejsce, w którym teraz się znajdowała, nie przypominało żadnego ze znanych jej zakamarków. Posadzka pokryta była grubym, czerwonym dywanem, a ze ścian sterczały żelazne, ażurowe kinkiety. Nie wiedział nawet jak dojść do głównego holu, gdzie mogłaby się kogoś zapytać o drogę. 
   Minąwszy jakąś z bocznych klatek schodowych wyszła na zewnątrz, przez jedyne drzwi, które otworzyły się przed nią po naciśnięciu klamki. Znalazła się na małym, wewnętrznym dziedzińcu. Wysokie, niebosiężne mury pałacu ginęły wysoko ponad nią, a na środku, gdzie spotykały się ścieżki z czterech wyjść z wnętrza, pluskała wesoło woda w uroczej fontannie. Marline postanowiła usiąść na jej brzegu, poczekać na kogoś przechodzącego i zapytać go o drogę, żeby nie zgubić się jeszcze bardziej. 
   Usiadła na kamiennej krawędzi i zanurzyła rękę w chłodnej wodzie. Dzień był wyjątkowo gorący, dlatego przyniosło jej to ogromną ulgę. Marline zawsze prosiła ojca, żeby postawili w ogrodzie fontannę, lecz Fern nigdy nie uległ tej zachciance. Nagle woda stała się jeszcze chłodniejsza i przestała być przyjemna. Dziewczyna wyjęła rękę i wzdrygnęła się delikatnie. Czuła na sobie czyiś wzrok. 
   - Nie mam pojęcia, po coś tu przyszła, ale możesz być pewna, że już stąd nie wyjdziesz – rzekł spokojny głos z nutą grozy. 
   - Hivarra. - Marline natychmiast dopasowała go do dziewczyny, do której należał. - Przyszłaś mnie zabić? Zdecyduj się wreszcie, raz mnie zabijasz, potem ratujesz, a teraz znów zmieniasz zdanie?
   Księżna uśmiechnęła się wyniośle i od niechcenia pokryła taflę wody cienką warstewką lodu. Uwielbiała się popisywać takimi rzeczami. Już w czasach kiedy się przyjaźniły, Marline wiedziała, że każdą wolną chwilę poświęca na ciężką pracę nad swoją mocą. Wtedy ją za to podziwiała. Była dumna, że jej przyjaciółka jest taka ambitna. Potem już wiedziała, że jest szalona. 
   Hivarra dokonała ze swoją mocą coś, co nie udało się dotąd żadnemu czarodziejowi. Fern swojego czasu chciał, żeby jego córka też nauczyła się magii, dlatego często brała udział z Hivarrą w jej lekcjach. I chociaż nic tego wtedy nie wyszło, Marline wiele pamiętała z tych nauk. Wiedziała, że każdy czarodziej jest przyporządkowany do jednego z czterech podstawowych żywiołów, z którego czepie moc. Wszyscy mówili, że to ogień jest najsilniejszy. Że czarodziej ognia jest stworzony po to, by rządzić, lecz ona sama nigdy do końca tak nie uważała. Sama byłaby ziemią, a tak przynajmniej sądziła. 
   Hivarra nigdy nie pogodziła się z tym, że urodziła się jako czarodziejka wody. Przez długi czas, na znak buntu nie używała swojej mocy, dopóki nie nauczyła się zamrażać. W końcu lód to zamarznięta woda. Od tego czasu pilnie kształtowała swoje umiejętności w tej dziedzinie i szybko przylgnął do niej przydomek Lodowa Pani. Hivarra promieniała wtedy z dumy. Wiedziała, że dokonała niemożliwego i właśnie wtedy jej ojciec, Gavius obdarzył ją nieśmiertelnością. 
   - Co ty sobie ubzdurałaś? - zapytała po chwili, marszcząc czoło. - Że to niby ja cię wtedy uratowałam? Po co niby miałabym to robić?
   - Sądziłam, że nikt poza tobą samą nie jest w stanie pokonać twojego zaklęcia.
   Twarz Hivarry spochmurniała. Marline od początku podejrzewała, że to musi być ktoś inny, potężniejszy od niej, ale chciała to usłyszeć z jej ust. Czyżby Hivarra była zazdrosna, że ktoś jest od niej silniejszy? Nie, tu chodzi o coś głębszego. To musi być...
   - Ogień! - zawołała nagle, przerywając jej rozmyślania. - Tylko ogień może roztopić lód, nie nauczyłaś się tego na moich lekcjach? Ojciec jest czarodziejem ognia, na pewno o tym mówił.
   A więc to o to chodziło. Hivarra wciąż nienawidziła swojego żywiołu i chociaż przekształciła swoją wadę w najwspanialszy atut, ciągle pożądała Ognia.
   - Jesteś zakłamaną oszustką, Hivarro. Będziesz miała ogromne kłopoty. - Marline za wszelką cenę starała się przeciągnąć rozmowę w nadziei, że w końcu pojawi się ktoś, kto znowu ją uratuje. - Kiedy spotkam się z twoim bratem, Totamonem wszystko mu opowiem. Powiem, jaka jesteś naprawdę, że omamiłaś własnego ojca, że wykorzystałaś bezcenny skarb, jakim jest Ageon, że usiłowałaś zabić mnie i moją matkę. Gavius nigdy ci tego nie wybaczy!
   - Może i nie wybaczy, ja o to nie dbam. - Ton jej głosu wydawał się obojętny. - I tak za za długo grzeje miejsce na tronie.
   - Spiskujesz? - To było dla Marline nie do pomyślenia, żeby córka planowała obalić ojca i przejąć władzę.
   - Odkąd nauczyłam się mówić – odparła księżniczka ironicznie. - Tak, spiskuję przeciw Gaviusowi, głupia gąsko. I tak, kontroluję go od lat. I wiesz dlaczego? To u nas rodzinne. No, a poza tym jestem Hivarrą. Nikim innym, tylko Hivarrą i nie zwykłam spoczywać na laurach.
   - Jak to rodzinne, o czym ty mówisz? Jeśli zamierzasz oczernić w moich oczach któregoś ze swoich braci, to wiedz, że nigdy ci się to nie uda. Aniron i Totamon to porządni ludzie.
   - Ludzie, właśnie ludzie, droga Marline. - Fontanna zamarzła już na kość, a Hivarra przeczesywała ręką swoje biało-błękitne włosy. - Moi bracia to tylko śmiertelnicy. Mówiłam o ojcu. Powiedz mi, głupia dziewucho, który mamy rok?
   - Czterdziesty! - Marline zastanawiała się, dlaczego Hivarra zadaje tak głupie pytania. Czyżby sądziła, że odwróci w ten sposób jej uwagę od swoich zbrodni?
   - Racja. Świat jest młody, nieprawdaż? Ma jedynie czterdzieści lat! To niesamowite, stoimy u zarania dziejów i ciąży na nas wielka odpowiedzialność. A ile lat mają nasi rodzice?
   To wydawało się kompletnie bezsensowne: drwiący uśmieszek Hivarry i te pytania o wiek, lecz było w tym coś niepokojącego. Po co pytała o rodziców? Po co jej ich wiek? To przecież...
   - Więcej... - wyszeptała w końcu, otwierając szeroko oczy ze zdumienia. - Na pewno mają ponad czterdzieści lat, zarówno moi, jak i twoi rodzice. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam?
   - Tak zwana Wielka Mistyfikacja, Marline. Świat jest pełen kłamstw, a kalendarz jest największym z nich.
   - Po co mi to wszystko opowiadasz?
   Uśmiech Hivarry spełzł jej z twarzy. Lodowe berło nie wiadomo skąd, znalazło się w jej ręce. Szykowała się do ataku.
   - Żebyś wiedziała, że świat jest zły, Marline. Że nikt nie dostaje od życia tego, czego oczekuje. Uważasz, że jestem złą osobą, ale to świat mnie taką uczynił i podli ludzie, którzy tu mieszkają.
   Dziewczyna wiedziała, co zaraz się stanie. Hivarra zamierzała dokończyć to, co rozpoczęła w jej domu i tym razem dopilnować, żeby wszystko potoczyło się według jej myśli. W jednej chwili odwróciła się na pięcie i zaczęła biec w stronę drzwi, którymi weszła na dziedziniec. 
   - Nie uciekniesz przede mną. Przecież nie masz nawet pojęcia, gdzie jesteś! - zawołała za nią Hivarra, celując berłem w kierunku drzwi i pokrywając je grubą warstwą lodu.
   Marline w jednej chwili zmieniła kierunek i pobiegła w lewo, w stronę kolejnych drzwi. Musiała coś zrobić, żeby skupić uwagę Hivarry na sobie, bo inaczej znowu zablokuje jej drogę ucieczki. 
   - Mylisz się, Hivarro. Świat jest piękny. To bardzo przykre, że jeszcze tego nie odkryłaś.
   To ją rozjuszyło. Nagle wokół jej głowy zaczęły świszczeć lodowe pociski wysyłane przez księżniczkę. Marline obróciła się w jej stronę i nie przestając biec, posłała ku niej uprzejmy uśmiech, doprowadzając ją do szału. Kiedy już miała się odwrócić, aby nacisnąć klamkę i znaleźć się wewnątrz pałacu, poczuła, że wpada na kogoś. Biegła tak szybko, że mężczyzna zagradzający jej drogę powinien się przewrócić, ale on wyciągnął tylko ramiona i rozpostarł magiczną tarczę. Marline widziała, jak największy z lodowych pocisków rozpryskuje się tuż przed jej nosem, zderzając się z jego półprzeźroczystą, błyszczącą barierą utkaną z magii. Spojrzała na swojego wybawcę i nie mogła uwierzyć własnym oczom. 
   Jego skóra była blada i gładka jak jedwab, w oczach migał tajemniczy blask, który Marline do tej pory widziała jedynie u Hivarry. Dziewczyna dopiero po chwili zrozumiała na kogo patrzy. Stał przed nią Totamon, chociaż był nieco wyższy niż wtedy, gdy widziała go ostatnio, a jego włosy stały się dłuższe, gęstsze i mieniły się srebrnymi rozbłyskami. W jego spojrzeniu czaiła się potęga. Dawna niezaradność niknęła bezpowrotnie.
   Totamon zdecydowanym ruchem wyciągnął ręce do przodu, a jego tarcza zaczęła sunąć w kierunku Hivarry otaczając ją. Nie było żadnych eksplozji, żadnych nieokiełznanych wybuchów. Totamon miał pełną kontrolę nad tym co robił.
   - Przestań! - zawołała Hivarra, cofając się nieznacznie. - Zabierz tą przeklętą tarczę!
   Książę tylko uśmiechnął się do swojej siostry i niedbałym ruchem usunął magiczną barierę. Lodowa Pani nie próbowała ponawiać ataku. Wciąż była przerażona i wstrząśnięta tym, co właśnie widziała. Jej misterny plan legł w gruzach, wszystko wymykało jej się z rąk. Marline wiedziała zdecydowanie za dużo i wciąż żyła, Totamon był po jej stronie, a do tego nauczył się panować nad swoją mocą.
   - Ojciec ci to zrobił? - zapytała po chwili, mrużąc oczy.
   - Gra skończona, Hivarro – powiedział smutnym tonem książę. - Nie będziesz już nigdy więcej znęcała się nad ludźmi, przymykała oczu na zbrodnie i kontrolowała decyzji ojca. To już koniec twojego panowania. 
   - Zadałam ci pytanie! - zawołała groźnie Hivarra. Starała się wykorzystać resztki dawnej pozycji, by zastraszyć go i wyciągnąć potrzebne informacje. - Ojciec obdarzył cię nieśmiertelnością?
   Totamon uśmiechnął się i odwrócił tyłem do siostry. Marline zrobiła to samo, postanawiając pójść za nim. W końcu to na jego zaproszenie tu przyszła. Zdawała sobie sprawę ze zniewagi, jaką potraktował siostrę Totamon. Nie odpowiadając jej zachował się niegrzecznie, ale z drugiej strony, nie musiał się przed nią tłumaczyć. Hivarra uczyniła w swoim życiu tyle zła, że zasługiwała na wszelkie niepowodzenia, które ją spotykały. 
   - Dziękuję, że przyszłaś, Marline – odezwał się czułym tonem. - Zupełnie zapomniałem, że nie znasz drogi. Przykro mi, że musiałaś się z nią spotkać. Ale wydaje mi się, że nie będzie już sprawiała ci problemów. Tobie, ani nikomu innemu.

   To była nietuzinkowa twarz. Przykuwała spojrzenia i budziła zainteresowanie. Głębokie, niczym bezmiar wzburzonego oceanu granatowe oczy dodawały otuchy, a długie białe włosy sięgające mu za ramiona połyskiwały przy każdym kroku. Na ustach miał uśmiech. Czuły i serdeczny, pełen zrozumienia i wyrozumiałości.
   - Mogłabyś w końcu przestać wpatrywać się we mnie? - zapytał w końcu, a jego uśmiech stał się znacznie bardziej promienny.
   Dziewczyna również się uśmiechnęła i spuściła wzrok. Jakby od niechcenia lekko przygryzła wargi. Zupełnie nie wiedziała co powiedzieć. Po opuszczeniu dziedzińca, gdzie rozmawiali z Hivarrą książę objął ją opiekuńczo ramieniem, wprowadził do komnaty i wskazał fotel, na który dziewczyna z gracją usiadła. Marline przeczesała ręką swoje granatowe włosy.
   - Totamonie, sama już nie wiem, co dzieje się wokół mnie – zaczęła dziewczyna z pełnym konsternacji wyrazem twarzy. - Z dnia na dzień stałam się centrum jakiś dziwnych wydarzeń i pałacowych intryg. Co rusz ktoś próbuje mnie zabić, a ktoś inny ratuje. Czuję się zagubiona w tym wszystkim.
   Książę nie odpowiedział od razu. Widać było, że ma dużo do powiedzenia i nie wie od czego zacząć. Powietrze wokół niego zdawało się iskrzyć. Otaczająca go jasna magiczna aura była znacznie silniejsza niż ta Hivarry.
   - Może najpierw odpowiem na pytanie mojej siostry, bo myślę, że też możesz być tego ciekawa. - Coś w jego głosie sprawiało, że miało się ochotę go słuchać. Marline wręcz spijała każde słowo z jego warg. - Wiele się w moim życiu zmieniło. Odmieniłem swoje ciało i duszę, stałem się nieśmiertelny. Bez niczyjej pomocy. No, może tylko twojej.
   - Przecież ja nic nie zrobiłam! - zawołała myśląc, że książę na pewno jest w błędzie i nie miała zamiaru go w tym podtrzymywać.
   - Zawdzięczam ci życie – rzekł po chwili i wziął do ręki jej dłoń. Dziewczyna już otwierała usta, aby coś powiedzieć, lecz książę ją ubiegł. - Nie zaprzeczaj. Kim bym był, gdyby nie ty? Wciąż trwałbym w nędznej skorupie dawnego siebie. Nawet nie wiesz, jaki jestem ci wdzięczny. Dawniej moje życie nie miało sensu. Wydawało mi się, że jestem kompletny, że mam wszystko, czego można zapragnąć, lecz nic mnie nie cieszyło. Nieustanne towarzyszyło mi znudzenie. Ciągle poszukiwałem czegoś nowego. A magia, najważniejsza rzecz na świecie, była mi obca, nie czułem jej. Byłem niespokojny, żyłem w ciągłym napięciu dworskiej etykiety. Zbyt bardzo przejmowałem się powierzchownością, spychając problemy w głąb siebie. Nawet nie zauważyłem, kiedy stałem się zimny i oschły. Świat uważał mnie za dziwaka i sztywniaka, a ja wcale mu się nie dziwię. Byłem martwy. Już prawie zapomniałem, jak to jest cokolwiek czuć do drugiego człowieka. Pierwsze spotkanie z tobą otworzyło mi oczy. Przerwało moje zaślepienie. Czułem, że żyję. Ty jedna pokazałaś mi, co jest w życiu najważniejsze i kiedy uświadomiłem to sobie, wszystko wróciło na swoje miejsce. Poczułem magię, odnalazłem spokój i co najważniejsze, powiedziałem Elane, co do niej czuję. Wcześniej nigdy bym nie pomyślał, że moje marzenia mogą stać się prawdą. - Totamon zakończył swój monolog i utkwił wzrok w podłodze. - Jeszcze nigdy przed nikim się tak nie otworzyłem – wyszeptał, nie podnosząc spojrzenia. - Co ty masz w sobie, że tak na mnie działasz?
   Marline uśmiechnęła się. Nie spodziewała się od niego takich słów. Myślała, że chciał się spotkać, żeby rozmawiać o Hivarrze, że domyślił się jej niecnych postępków. Teraz wiedziała, że chodziło o coś zupełnie innego. 
   Pachniał sztormem. Wzburzonym morzem w ciemną, jesienną noc. Dziewczyna dotknęła jego ramienia i spojrzała mu w oczy. 
   - Kocham cię – wyszeptała.
   Dopiero po chwili dotarło do niej, co uczyniła. Przecież on jest zakochany w jej najlepszej przyjaciółce, a ona w nim. Jeśli to zniszczy, nigdy sobie nie wybaczy i nie będzie z nim szczęśliwa. Totamon nie jest dla niej.
   - Kocham cię jak brata, którego nigdy nie miałam – dodała szybko, licząc, że książę nie dostrzeże jej prawdziwych intencji, a nawet jeśli, to zostawi ten fakt dla siebie. 
   - Ja ciebie też – powiedział po chwili. Marline nie miała pojęcia, jak zrozumiał jej słowa, ani co miał w tym momencie na myśli - Ale nie możemy tego robić Elane i Anironowi, zwłaszcza jemu. Wszystko ma w życiu swoje miejsce. Jeśli zaś chodzi o twoją konsternację, pozwól, że wyjaśnię ci pewne sprawy, chociaż znając moją siostrę, zaznajomiła cię już z niektórymi szczegółami. Hivarra wykorzystuje Ageon, żeby kontrolować króla. To była jej decyzja, żeby pozbyć się ciebie w zamian za uratowanie matki, ale dowiedziała się, że to ty jesteś odpowiedzialna za moją przemianę, więc postanowiła pozbyć się ciebie osobiście. Na szczęście coś w jej magii poszło nie tak.
   - Wszystko poszło dobrze, ktoś mnie uratował – przerwała mu Marline, sprostowując błędną informację. - Hivarra jest nieomylna, nie w mrożeniu.
   - Kto to był? - zapytał książę z wyraźnym zaciekawieniem. - Zapamiętałaś jego twarz, przedstawił się?
   - Wiem tylko, że to kobieta.
   - W każdym razie, Hivarrze się nie udało i czuje się teraz zagrożona. Wiesz o jej postępkach stanowczo za dużo, a ja mogę potwierdzić twe słowa. Jeśli to wszystko dojdzie do uszu króla, a do tego dojdą oskarżenia Orellów, to Hivarra będzie skończona.
   - To twoja siostra porwała im synów? - zapytała dziewczyna. Wszyscy w mieście mówili, że Marro i Ruben zostali porwani, ale nikt nie wiedział przez kogo. - To byłoby do niej podobne.
   - No i tu właśnie zmierzam do sedna sprawy. Hivarra nie zrobiła tego, chociaż miała w tym swój udział. Porywaczką jest arcykapłanka Vaeria.
   Troska znikąd pojawiła się na jego twarzy. Widać było, że bardzo się martwi. Marline nie znała dobrze tej Vaerii, wiedziała jedynie, że ma wielką moc, ale nie spodziewała się, żeby mogła robić takie rzeczy. 
   - Ona odebrała im magiczną moc, a teraz pojmała też Sariel.
   - O czym ty mówisz? - Marline otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. - Skąd to wszystko wiesz?
   - Pilnuję jej już od dawna. - Totamon zbył to machnięciem ręką, jakby to, co robił było jak najbardziej oczywiste. - Miałem nawet swojego człowieka w świątyni, który informował mnie o jej kolejnych ofiarach, ale kilka dni temu Vaeria go zamordowała. W każdym razie, teraz stała się bardzo niebezpieczna. Przejęła już moc czterech czarodziejów i wszystko wskazuje na to, czyha na kolejne. Musimy coś zrobić, żeby udaremnić jej realizację planów, bo cały nasz świat legnie w gruzach.
   - Świat zbudowany na kłamstwie i tak runie – dodała Marline, krzyżując ręce na piersi.
   Totamon wzruszył ramionami i odwrócił od niej wzrok. Doskonale wiedział, o czym mówiła, lecz najwyraźniej postanowił nie drążyć tego tematu. Szkoda, bo takie informacje mogłyby rzucić światło na wiele spraw. Nagle dziewczyna zerwała się z fotela, na którym siedziała. 
   - Pójdę do Vaerii i porozmawiam z nią.
   - Zwariowałaś? - żachnął się książę, wzdrygając się na samą myśl o jej płonnych nadziejach. - Nic nie wskórasz. Z takimi jak ona się nie dyskutuje. Zresztą, zdaje się, że mój brat cię oczekuje.
   - Wpadnij później mnie uratować. - Marline uścisnęła go na pożegnanie. - A Aniron będzie musiał poczekać. I przygotuj się na to, że potem opowiesz mi o Wielkiej Mistyfikacji. Zamierzam poznać ten sekret.

7 komentarzy:

  1. ,,But I'm only human...'' i wykonanie Boy Epic. Idealnie, można zacząć czytać.
    Czuję się jak nierozgarnięta pisarka... Moja pierwsza myśl: ,,Eeee? Zawsze rozdziały były dodawane w sobotę, a tu coś w piątek?''. Jezu, przecież dzisiejszy dzień z piątkiem nic wspólnego nie ma... Chyba muszę się przespać... Za dużo czytania po nocach... A przyjaciółce napisałam, że nie wyrobimy się z zadaniem na projekty, bo wrzesień powoli się kończy... Tak, wrzesień... Najwyższa pora się ogarnąć.
    Ujmę to nawet tak. W powieści nic nie powinno być proste. Chyba, że chce się zanudzić czytelnika. To wyjątek.
    Znowu mi się mordka cieszy, gdy myślę o zakłopotaniu przypadkowych przechodniów, gdy się do nich promiennie uśmiechasz na ulicy podczas mijania się. To takie bezcenne.
    Musiałam wygooglować, co to takiego kinkiet i już wiem. Chociaż czegoś w ten weekend się nauczyłam. Jestem kompletnie nieproduktywna, a książka od chemii woła i woła...
    Ta kłótnia całkiem, całkiem, ale jakoś mi zgrzyta to ,,głupia gąsko''. Psuje powagę sytuacji, dla mnie to raczej komiczne przezwisko i osobiście wybuchnęłabym śmiechem, gdyby ktoś do mnie się w ten sposób zwrócił.
    Wyznanie Totamona wygrało życie. Ten wątek trochę jak z brazylijskiej telenoweli, wyjątkowo zagmatwanego tasiemca, ale i taki potrzebny.
    Pozdrawiam.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to naprawdę zakręcona jesteś :D
      W sumie, jeśli o Totamona chodzi, to ja sam wciąż jestem w etapie ogarniania, co ten chłopak tak naprawdę wyrabia...

      Usuń
  2. I stało się, zakochałam się w Totamonie po uszy ;> Kurczę, tyle go dzisiaj było w rozdziale, że mogłabym to czytać i czytać i czytać.. Trochę trudno mi odczytać jego intencje i mam dziwne wrażenie, że jego szczere wyznania nie do końca są szczere. W końcu jest bratem Hivarry, a nie da się być spokrewnionym z tą małą suczą i nie mieć czegoś za skórą. Szczerze to mam taką nadzieję, bo nie chcę, żeby był miłym i kochanym romantykiem. To mi do niego nie pasuje. Poza tym ta jego nagła miłość do kolejnej jest podejrzana :D Czuję, że zapowiada się miły zwrot akcji z Totamonem w roli głównej ;>
    Poza tym te jego wyznania spodobały mi się cholernie. Jest w nich coś pociągającego! Coś co sprawia, że mam ochotę czytać dalej, tak jak i Marline miała ochotę słuchać dalej :3 Najwidoczniej i z nią się utożsamiam!
    Znam osobę bardzo podobną do Hivarry, można powiedzieć, że jej dokładne wcielenie. Skóra zdjęta. To całe patrzenie na świat jako na najgorsze miejsce jakie może istnieć, ta cała dziwność.. Aż mi sie wierzyć nie chce, że znam kogoś tak podobnego :D
    No powiem, że rozdział chyba należy do moich ulubionych! Warto było czekać tyle czasu ;) Gdzieś tam w tekście widziałam literówkę, ale to nie ma znaczenia, bo i tak już mi się gdzieś zgubiła :D W końcu są moje ukochane czasy! Świetna robota Bartku, świetna robota!
    /Agrafka
    you-always-be.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to bardzo się cieszę, że udało mi się Ciebie zadowolić. Ja też uwielbiam Totamona i obiecuję, że Cię tą postacią nie zawiodę! Naprawdę współczuję Ci, że znasz na żywo kogoś podobnego do Hivarry, to naprawdę paskudna dziewczyna...

      Usuń
  3. to jest świetne!!! masz niesamowity talent, oby tak dalej ;)
    http://healthy-beauty-lifestyle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń