sobota, 5 grudnia 2015

Dobra Dusza - rodział VIII, cz. 1

Kolejny rozdział, w którym dużo się wyjaśnia! Pojawia się masa nowych postaci, lecz proszę Was, nie zaprzątajcie sobie nimi głowy, to postacie drugoplanowe, więc nie starajcie się jakoś specjalnie zapamiętać ich imion, bo raczej z rzadka będą się pojawiali. Postaci te oczywiście możecie znaleźć w zakładce Bohaterowie, lecz nie są nawet opisani, tylko wymienieni. Zapraszam do korzystania ze Streszczenia, bo myślę, że może się przydać!

Uwaga, tu może być mały, niegroźny spoiler. 
Podoba mi się ten rozdział. Ukazuje zupełnie nowe oblicza pewnych osób, wprowadza dużo ciekawych faktów i trochę wyjaśnia. Myślę, że teraz już spokojnie możecie zorientować się, o co chodzi w tej całej historii. A najciekawsze w tym rozdziale dla mnie jest to, że król i jego rada mają trochę mylne pojęcie o tym wszystkim i nie zdają sobie z pewnych faktów sprawy, o których Wy już wiecie, bo były wspomniane w poprzednim rozdziale (konkretnie, w 1 części rozdziału VII) Tak więc zapraszam ponownie do streszczenia, jeżeli ktoś zapomniałby o co chodzi, żeby mi nikt nie mówił, że wprowadziłem w tym rozdziale sprzeczność względem poprzedniego...

Z kolei 2 część tego rozdziału, w przyszłym tygodniu może być dla Was trochę wytchnieniem po tej wartkiej akcji, bo będzie to scena przedstawiająca bal, więc odpoczniemy trochę od pałacowych intryg i wojen...


Kluczem do zrozumienia życia i pełnej kontroli swojej mocy jest równowaga. Jedynie wtedy świadomość może wynieść się poza ciało, roztaczając swe ramiona poza fizycznymi barierami i wykorzystać do tego energię płynącą z żywiołów. Zjawisko to znamy pod postacią magii. Każde czary potrzebują równowagi, dlatego żywioły działają przeciwstawnie. Gorący i niszczący ogień może być równoważony przez zimną i kojącą wodę, a lekkie i delikatne powietrze przez ciężką i masywną ziemię. Wszystko w świecie musi mieć swój porządek i miejsce, by nie doprowadzić do przechylenia szali tylko na jedną stronę. Nikt nie wie, ja działałaby istota, w której istniałyby równocześnie wszystkie cztery żywioły. Czy taki ktoś byłby w stanie uzyskać niezwykłe rezultaty w magii, czy też jego moce wzajemnie znosiłyby się?
Anturion Fratelli - Żywioły

   Wdech.
   Przez czarne aksamitne kotary, do pomieszczenia wpadało zaledwie kilka cieniutkich smug światła, które rozmazywały się na kunsztownie zdobionej posadzce i puszystym złotym dywanie biegnącym od masywnych drzwi aż do podwyższenia na samym końcu. 
   Wydech.
   Na ogromnym kamiennym tronie, wyściełanym wygodnymi poduchami ze złotogłowiu, zdobionym rubinami wielkości kurzych jaj i udekorowanym prastarymi runami, których dziś nikt już nie był w stanie odczytać, siedział mężczyzna.
   Wdech.
   Kamienne kolumny, podpierające ciężki kolebkowy strop pokrywający centralną część sali tronowej były tak szerokie, że Sariel spokojnie zmieściła się za nią, tworząc dla siebie idealny punkt obserwacyjny. Jedynie spokojny i miarowy oddech króla rozdzierał panującą tu ciszę. Sufit tonął mroku.
   Wydech.
   Kilka dni temu usunięto bezużyteczny świecący kryształ, który miał imitować skradziony przez Vaerię Ageon, więc piękna fioletowa poświata, która zwykle zalewała bieloną kolebkę na suficie, dziś skryta była w cieniu. Sariel przyszła tu z zamiarem podsłuchania jakiś istotnych informacji, lecz spędziła tu już tyle czasu, wsłuchując się jedynie w ten oddech, że prawie zupełnie straciła już nadzieję.
   Wdech. 
   Sariel postanowiła wracać do domu. Za kilka godzin zacznie się wielki bal i musiała się jeszcze przygotować do tego wydarzenia. Jak każda dziewczyna pragnęła zostać królową balu. Na szczęście Aniron doszedł już do siebie po wypadku z bestią. Sariel był trochę go żal. Mało go znała, lecz nigdy nie szczędził jej, ani nikomu innemu ciepłego słowa. Z tego co słyszała, to pojechał dziś na pustkowie po Marline. Sariel wciąż zdumiewała się głupotą tej dziewczyny. Pomimo kłamstw i sztuczek Vaerii, ona wciąż pozostawała przy niej. Zdecydowała się nawet udać z nią na wygnanie.
   Wydech.
   Cichy szelest materiału przetoczył się po komnacie. Sariel wyjrzała ze swojej kryjówki i utkwiła wzrok w królu. Jego prawa ręka spoczywała na zmarszczonym czole, masując je delikatnie. Jego ciemne oczy były otwarte po raz pierwszy od kilku godzin i błądziły nerwowo po komnacie, jakby próbując dostosować się do środowiska po przebudzeniu. 
   Król wstał i do całej gamy delikatnych szelestów ubrania dołączył powolny stukot jego kroków. Oddech przestał być słyszalny, a Sariel schowała się za filarem z obawy, że mógłby ją zauważyć. 
   - Zwołać radę, natychmiast! - donośny głos rozniósł się po komnacie, a zza małych drzwi w roku wychyliła się drobna twarz, po czym szybko cofnęła się i wróciła do swych obowiązków. Tutejsi słudzy nie mieli w zwyczaju odpowiadać na polecenia. Gavius nie chciał, by ktokolwiek prócz niego mącił ciszę tego miejsca.
   - Po co nam rada? - Hivarra jak zwykle pojawiła się niezapowiedziane. Zapewne służący wiedzieli, do kogo mają się zgłaszać, gdy król wyda polecenie.
   Król utkwił w córce nieobecny wzrok, lecz już po chwili błądził oczami po sklepieniu, zapewne próbując wypatrzeć Ageon. Jego twarz przeorana była głębokimi bruzdami, a dwa głębokie wklęśnięcia po obu stronach czoła znaczyły miejsce, gdzie zwykle spoczywa odrobinę zbyt ciasna korona. 
   - Trzeba w końcu powiedzieć im, jak wygląda sytuacja. Nie uważasz, że czas zdjąć sobie z barków odrobinę odpowiedzialności? Najwyższy czas, żeby ktoś jeszcze zaczął się martwić o to miasto.
   Hivarra obejrzała się dyskretnie za siebie i nieznacznie skinęła głową w kierunku sługi, gdy jej ojciec nie patrzył. Gdy odwracała głowę, Sariel była niemal pewna, że na nią spojrzała, bo delikatny cień uśmiechu pojawił się na moment na jej twarzy. Szybko jednak przerodził się w zacięcie, gdy księżniczka wzniosła ręce do góry, tworząc świetlisty twór, który zaczął się powoli rozszerzać w kierunku ścian. Gdy przenikał przez Sariel, elfka zrozumiała, że Hivarra rozpostarła w sali tronowej magiczną sferę.
   - Miałeś rację, ojcze. - Głos lodowej pani był zupełnie inny niż przedtem. Pozbawiony wszelkiej wyniosłości i dominacji. - Dom Alaniel jest już w ich sidłach. Nawet środki ostrożności, które mi zaleciłeś, nie powstrzymały tego. Wykryli nawet mój Mroczny Wzrok.
   Sariel nie mogła uwierzyć temu, co słyszała. To Hivarra od samego początku nękała Karię, zsyłając na nią koszmary. Co ona próbowała w ten sposób osiągnąć? Z jej słów wynika, że użyła tych potężnych, ezoterycznych czarów jako środków ochronnych przed nimi. Właśnie, przed kim?
   Kilkoro służących weszło przez boczne drzwiczki i wniosło dziewięć drewnianych krzeseł z rzeźbionymi poręczami, po czym ustawili je w okrąg wokół tronu króla
   - Są silniejsi niż kiedyś. - Gavius westchnął i osunął się na swoje miejsce. - Dziękuję ci, że skierowałaś całą ich uwagę na sobie. Dzięki temu miałem trochę przestrzeni do działania, ale obawiam się, że nic nie wskórałem.
   Znajomy rytmiczny krok, który dobiegał gdzieś z korytarza. Sariel natychmiast rozpoznała swoją matkę, przewodniczącą rady. Szybko odpowiedziała na królewskie wezwanie, najwyraźniej była akurat w pałacu. Przez moment dało się słyszę jej rozmowę w sali posiedzeń rady z jakimś służącym, lecz szybko jej słowa ucichły i skierowała się do sali tronowej. 
   - Rozmawiałem z Darienną, gdy byłem poza ciałem – powiedział szybko król, najwyraźniej usiłując zdążyć przed przyjściem Alaniel. - Powiedziała, że brzydzi się nami i teraz, gdy mają już Ageon, uda im się odzyskać to, co im odebrano.
   Sariel zrozumiała, co się działo przez te wszystkie godziny. Król Gavius wcale nie spał ani nie stracił zmysłów. Jego duch po prostu opuścił ciało i rozmawiał ze swą zmarłą żoną, któlową. To wszystko wydawało się niezmierne dziwne. Sariel przyszła tu, bo liczyła na jakieś informacje, gdzie mogłaby znaleźć Totamona, a tu dowiaduje się zupełnie nowych rzeczy. 
   W tym momencie drzwi sali tronowej otworzyły się i wysoka elfka wkroczyła do komnaty jej blond włosy upięte były w elegancki kok, a ubrana była w długą jedwabną szatę, zapinaną pod samą szyję, z głębokimi rozcięciami na rękawach.
   - Śmiem twierdzić, że przygotowaliście o jedno miejsce za dużo – powiedziała zamiast powitania. - Chyba, że Kastor Orell tak bardzo mnie nienawidzi, że zażądał strefy buforowej.
    - Zażądał – Hivarra uśmiechnęła się do starszej elfki. - Wciąż was obwinia, że jego synowie przez was stracili swoją moc. A miejsc wcale nie jest za dużo. Będziemy dziś mieli gościa specjalnego.
   - Nonsens! - żachnęła się Alaniel – Moja rodzina nie ma nic wspólnego z tym, że te jego beznadziejne bachory straciły moc. A może to i dobrze? A kto będzie tym tajemniczym gościem?
   - Nie mogłem pozwolić, żeby twoja córka tkwiła cały dzień za kolumną, Alaniel. Skoro już tu jest, niech zasiądzie razem z nami, może wspomoże nas swoją radą?
   Sariel poczuła, że kolana się pod nią uginają. Cały czas miała wrażenie, że przechytrzyła wszystkich, a tymczasem okazało się, że Gavius i Hivarra zabawili się jej kosztem, utrzymując ją w przekonaniu, że pozostała niewykryta. 
   - Panie mój, matko – rzekła czarnowłosa elfka wychodząc ze swej kryjówki i skłaniając nisko głowę. - Dziękuję za zaproszenie.
   Oczy Alaniel otworzyły się szeroko i przewodnicząca rady kilka razy zbierała się, żeby coś powiedzieć, lecz za każdym razem zamykała usta, niczym ryba wyjęta z wody i łapczywie chwytająca powietrze. Ostatecznie nic nie powiedziała, gdyż w drzwiach pojawiła się brakująca szóstka członków rady. Przodował im wysoki, barczysty mężczyzna, odziany w czerwony aksamitny kaftan bez rękawów, z którego niczym konary dwóch drzew wystawały muskularne ramiona, pokryte tatuażami łączącymi się w zawiłe wzory i formuły zaklęć. Sariel od razu rozpoznała Kastora Orell, bo kiedy zaginął Marro, rozmawiała z nim na ten temat. Tuż za nim szedł starszy, zgarbiony mężczyzna z długimi siwymi włosami we fioletowej pelerynie z kapturem i młody jasnowłosy elf o delikatnych rysach twarzy, którego Sariel nawet nie podejrzewałaby o członkostwo w radzie. Z tyłu szły jeszcze dwie kobiety: jedna miał na sobie czarną narzutę z pór, a druga jasną koronkową sukienkę. Pochód zamykał śniady mężczyzna z czarnymi włosami spiętymi w kucyk. 
   - Witam was na posiedzeniu rady Mizurii – rzekła Hivarra, przyjmując swój typowy, pełen wyniosłości i wyrachowania ton. - Proszę wszystkich o zajęcie miejsc.
   Sariel usidła po lewej stronie swojej matki i ku jej wielkiej uldze, na krześle obok usiadła starszy czarnoksiężnik w fioletowej pelerynie. Elfka bała się, że to będzie Kastor Orell. 
   - Nie ma co przeciągać tego w nieskończoność – zaczął Gavius, nim jeszcze wszyscy spokojnie zajęli miejsca na swoich krzesłach. - Arcykapłanka Vaerii odebrała moc czarodziejom, między innymi naszym dzieciom i ukradła Ageon. Moja żona powróciła z Zaświatów jako widmo i przyłączyła się do Wielkiego Ducha.
   Zaniepokojony szmer rozległ się po sali. Kobieta w piórach szepnęła coś do śniadego mężczyzny w kucyku, obok którego siedziała, a młody elf zapytał Hivarry, czy dobrze utkała barierę ochronną wokół sali tronowej. 
   - Kim tak naprawdę jest Wielki Duch? - Orell zadał w końcu pytanie, które chyba wszystkim chodziło po głowie.
   - Tego nie wiemy. - Król spochmurniał i utkwił wzrok w podłodze pośrodku kręgu. - Darienna go tak nazywa, lecz nie chce powiedzieć, kim on tak naprawdę jest. Wiemy jedynie, że umarli powracają zza grobu jako zjawy i powoli jednoczą rozproszony lud dawnych mieszkańców Mizurii. Nazywają siebie Złymi Duszami i chcą odzyskać miasto. Ich inwigilacja sięga już domu Alaniel.
   Sariel kątem oka spostrzegła, że jej matka ociera łzę teatralnym gestem i wzdycha głęboko, jakby była całą tą sytuacją rzeczywiście zmartwiona. Alaniel była taka sama jak Karia, a nawet gorsza. Nigdy nie widziała nic, co znajdowało się dalej niż czubek jej własnego nosa. 
   - A z Totamonem? - zapytał młody elf. - Chyba powinien wrócić, skoro okazał się niewinny.
   - A kto po niego pójdzie? - powiedziała Hivarra, nie dopuszczając króla do głosu. - Ty? Nawet nie jesteś radnym! Nie przeżyjesz w dziczy nawet sekundy. Gdzie tak właściwie jest twój ojciec?
   - Spokojnie Hivarro, Ronin Fratelli poinformował mnie, że Anturion zastąpi go, gdy przyjdzie taka potrzeba. - Gavius najwyraźniej wyczuł nieuzasadnioną niechęć córki do swego brata i postanowił przejąć inicjatywę. - Zresztą, kto powiedział, że Totamon okazał się niewinny? To, że nie ukradł Ageonu, wcale nie oznacza, że nie zrobił nic złego.
   - Co więc radzisz, Panie? - rozległ się cichy głos kobiety w piórach. Sariel zaśmiała się w duchu. To rada miała służyć pomocą królowi w podejmowaniu decyzji, a nie odwrotnie. Chyba ta próba zdjęcia z siebie odrobiny odpowiedzialności nie dojdzie tym razem do skutku.
   Król westchnął i podszedł do jednego z okien. Szybkim ruchem rozsunął masywne kotary i zalał komnatę światłem. W dole widać było miasto, pogrążone w codziennej krzątaninie. Tłumy dostawców tłoczyło się na dziedzińcu, a w ogrodach rozstawiano kolorowe lampiony. Bal miał zacząć się za kilka godzin, a wszystko wskazywało na to, że przeobrazi się w wielką stypę. 
   - Diego, czy w porcie masz dość okrętów, żeby nas stąd zabrać? - Wszyscy spojrzeli na śniadego mężczyznę w kucyku, do którego zwrócił się Gavius.
   - Zależy, kogo rozumiesz pod słowem „my”, Panie – odpowiedział po chwili namysłu. - Jeżeli masz na myśli wszystkich mieszkańców miasta to nie, ale jeżeli poszlibyśmy tylko my i nasze rodziny, to powinniśmy się zmieścić, chyba że...
   - Wy chyba raczycie sobie żartować! - zawołała Sariel wstając ze swojego miejsca. - Panie, chcesz zostawić swój lud na pastwę tych bestii a samemu wziąć swoich ludzi i uciekać? Tchórz!
   Po policzku Sariel popłynęła łza. Nie mogła uwierzyć, że jej król okazał się takim egoistą. Nie zważając na protesty swojej matki, oddaliła się z zamiarem opuszczenia sali tronowej. Nie uszła kilka kroków, kiedy napotkała opór. Ze wszystkich stron otaczała ją sieć Hivarry.
   - Posiedzenie rady się jeszcze nie skończyło, Sariel. - Usłyszała głos swojej matki. - Wracaj na swoje miejsce.
   - Musimy uciekać, Sariel. - To znowu przemówił Gavius, lecz czarnowłosa elfka nie chciała już go słuchać. Żałowała, że tu przyszła, że poznała tę brutalną prawdę o swoim władcy. - Złe Dusze nic nie zrobią mieszkańcom miasta, bo to ich lud. Jedynie my jesteśmy tu obcy, tylko ja i rada jesteśmy dla nich wrogami. Gdy uciekniemy, nie skrzywdzą mieszkańców.
   - Skąd wiesz? - Sariel nie dawała za wygraną.
   - Darienna mi powiedziała. - Gavius ponownie zasłonił okno i wrócił na swoje miejsce. - Taki był jej warunek: musimy opuścić miasto i nigdy nie wracać.
   - I jak ona to sobie wyobraża? - zapytała Alaniel. - Kto według niej ma zostać królem?
   Gavius spojrzał na przewodnicząca rady smutnym wzrokiem. Jego oczy były matowe. Nie tlił się w nich już żaden, nawet najmniejszy płomień nadziei.
   - Darienna wyraziła się jasno. Kiedy odejdziemy, Totamon zasiądzie na tronie na moim miejscu. Mój syn nas zdradził. Stanął po niewłaściwej stronie. Właśnie dlatego przegraliśmy tę wojnę.

1 komentarz:

  1. Witam, co prawda jeszcze wszystkich rozdziałów nie nadrobiłam ( nie wiele brakuje!) ale Twoje opowiadanie mi się już od początku podoba więc postanowiłam Cie nominować do LBA. Więcej info w poście:
    http://ruciakowe-miniaturki.blogspot.com/2015/12/liebster-blog-award.html
    Pozdrawiam, Ruciakowa :)

    OdpowiedzUsuń