tag:blogger.com,1999:blog-79794008630307289382024-03-06T02:30:25.871+01:00Indywidualny LiteratBartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.comBlogger18125tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-50015844279767980212016-01-04T19:09:00.004+01:002016-02-14T00:12:23.860+01:00Dobra Dusza - Ciekawostki<div style="text-align: justify;">
Ten post to Bonus dla Was, moich kochanych Czytelników.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z bólem serca oświadczam, że jestem zmuszony zawiesić na jakiś czas Dobrą Duszę. Decyzja ta została spowodowana tym, że nie chcę Was nieustannie zwodzić i odkładać datę premiery kolejnego rozdziału. Nie chcę mówić, że nie mam czasu, bo mam czas. Nie mam ochoty. A nie będę robił czegoś, na co nie ma ochoty, bo to będzie nic nie warte. Ale nie bójcie się, wena wróci do mnie. Zawsze wraca. Po prostu mam w swoim życiu okresy, kiedy mam ochotę pisać i kiedy nie mam. Przez ostatnie kilka miesięcy miałem tę ochotę, teraz ona na trochę zniknie, ale wróci szybciej, niż się spodziewacie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z racji tego, że boję się, że możecie pozapominać trochę treści, przygotowałem dla Was Streszczenie. Fakt, jest już na tym blogu streszczenie "Dobrej Duszy", ale takie dość pobieżne służące tylko temu, żeby ogarnąć szybko poprzedni rozdział. To streszczenie będzie bardziej szczegółowe i świetnie się przyda do odświeżenia sobie pamięci, gdy wznowię powieść. Post zawierający streszczenie powinien pojawić się jeszcze w tym tygodniu. Oprócz streszczenia, zamieszczę tutaj kilka ciekawostek odnośnie mojego świata i niewykluczone, że mogą się pojawić spoilery, więc uważajcie! Mam nadzieję, że te ciekawostki wyjaśnią trochę niedomówień!<br />
<a name='more'></a><br />
<br /></div>
<h2 style="text-align: center;">
Ciekawostki i spoilery</h2>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<ol>
<li>Wielka Mistyfikacja, którą tak bardzo jara się Marline to w rzeczywistości wyzerowanie pamięci. Dokonał tego król Gavius Cartempus, gdy objął władzę w Mizurii. Tak potężne czary wymagały użycia wielkiej mocy, którą król zaczerpnął z Ageonu. Zaklęcie miało też swoje ograniczenia. Zadziałało jedynie na pewnym obszarze (na <a href="http://indywidualnyliterat.blogspot.com/p/mapa.html">mapie</a> zaznaczonym jako Mizuria) i nie wobec wszystkich. Potężni czarodzieje, na przykład Vaeria, a także Darienna, żona króla oparły się tej magii. Czary nie zadziałały także na "najeźdźców", czyli na tych, którzy przybyli z Gaviusem do Lupidii.</li>
<li>Nie wiadomo, z jakiego kraju przybył król Gavius i inni najeźdźcy, gdyż oni sami nigdy tego nie wyjawili. W późniejszych czasach ich dzieci zaczęły podejrzewać, że zostali skądś wygnani, możliwe, że z zupełnie innego świata, gdyż w tym nigdzie indziej o nich nie słyszeli. Być może ta kwestia wyjaśni się w późniejszych tomach, a być może pozostanie tajemnicą.</li>
<li>Każdy kraj w tym świecie charakteryzuje się swoim własnym, unikatowym spojrzeniem na Magię. Mizurianie bardzo rozwinęli w swoim społeczeństwie magię żywiołów, a także swoisty ich kult. Najeźdźcy przyjęli tę metodę. Jako przykład powiem, że jest na mapie zaznaczony kraj, który wykorzystuje magię w ten sposób, że przetwarza ją na energię elektryczną, ale nie powiem, który to kraj :D</li>
<li>"Dobra Dusza" jest dla mnie tomem zerowym, jakby wprowadzeniem do całości. Następne 4 tomy będą przedstawiały dzieje Totamona, który stanie się główną postacią, a ich akcja będzie toczyła się w zaznaczonej na mapie Lupidii. Potem zamierzam zająć się krótkimi opowiadaniami. Powstaną one dlatego, że są to historie zbyt krótkie, aby stanowiły osobne tomy, więc będą opowiadania. Ich akcja będzie toczyła się w różnych czasach, pomiędzy poszczególnymi tomami. Następnie przewidziana jest jednotomowa powieść przedstawiająca dzieje pewnego kraju przedstawionego na mapie (nie zdradzę którego) oraz jeden tom opisujący dzieje księcia Visslaffa (wkrótce dowiecie się, kto to jest). Później będzie trylogia, której głównym bohaterem będzie Dagobert, syn Totamona, a akcja będzie działa się absolutnie wszędzie na mapie :D Kolejne tomy są wciąż w fazie planowania, toteż na chwilę obecną jest przewidziane tyle :D</li>
<li>To będzie mocny spoiler. Totamon i Elane będą mieli czworo synów: Visslaffa, Drakhario, Talandiona i Dagoberta. Dagobert będzie najmłodszy, ale to on odziedziczy po ojcu jego wielką magiczną moc, dlatego zostanie jego spadkobiercą.</li>
<li>Wyjaśnienia wymaga też kwestia czasu w powieści... Akcja "Dobrej Duszy" dzieje się w roku 40, liczonym od momentu Wielkiej Mistyfikacji. W rzeczywistości świat jest znacznie starszy. W miarę upływu czasu, większość narodów przyjęło nową rachubę lat.</li>
<li>Hivarra twierdzi, że zerwała znajomości z Marline, ponieważ nie mogła jej wybaczyć, że jej matka odrzuciła zaloty króla. Prawda jest taka, że powód był zupełnie inny, a właściwie było kilka powodów.</li>
<li>Revon, mąż Alaniel nie był elfem, tylko człowiekiem. Mimo to, jego córki przejęły zarówno nazwisko, jak i rasę po matce. Został on zamordowany przez swoją żonę, gdy usiłował zabić ich najmłodszą córkę, Sariel. Powody jego czynu pozostały nieznane (to znaczy, ja je znam, ale Wam nie powiem).</li>
<li>Przynależność poszczególnych osób do żywiołów nie jest dziedziczna: Gavius, który włada żywiołem ognia ma dwoje dzieci z żywiołem wody (Totamon i Hivarra) i jedno z żywiołem ziemi (Aniron). Przynależność do żywiołu wywodzi się z charakteru danej osoby, a nie z dziedziczenia.</li>
<li>W powieści "Dobra Dusza" nie będzie już wprowadzona żadna nowa postać (chyba, że jedna poboczna), będą miały miejsce minimum 2 zgony (jeszcze się waham w kwestii uśmiercenia kilku osób, ale raczej ich zabiję) a także minimum jedna scena erotyczna (być może zdecyduję się na więcej, ale tu też się waham).</li>
<li>Palladyni, o których czytamy w kilku scenach to osoby szkolone na specjalnej wyspie. Różni władcy kupują ich, by strzegli ich pałacu. Raczej nie wciela się ich do armii, gdyż są bardzo drodzy i cenni. Palladyni bardzo sprawnie władają magią ofensywną.</li>
<li>Główni boheterowie, czyli Totamon, Hivarra, Elane, Karia i Sariel to tak naprawdę strasznie rozkapryszone i nieznośne dzieciaki, które często mnie wkurzają. Każde z nich ma jakieś swoje dziwactwa. Karia ma zbyt duże mniemanie o sobie i wydaje się jej, że jest najważniejsza na świecie. Elane jest samolubna, kompletnie nie myśli o innych, a jedynie o swoim własnym szczęściu. Hivarra jest okrutna i sadystyczna. Lubi kontrolować innych, a Totamon jest największą patologią, jaka chodziła po świecie, bo co chwilę zmienia zdanie, zmienia siebie, popada ze skrajności w skrajność, sam nie wie, czego tak naprawdę chce, pożąda zdecydowanie za dużo władzy i zdolności, jest dość lekkomyślny, dziecinny i wylewny. Z kolei Sariel jest taką typową buntowniczką, która walczy z systemem, a w rzeczywistości zachowuje się dokładnie tak, jak tego owy system wymaga.</li>
<li>Mimo swoich licznych wad, główni bohaterowie to całkiem fajni ludzie i naprawdę chciałbym się z nimi przyjaźnić. Jedną z niewielu normalnych osób jest Aniron, który jest bardzo łagodny i rozsądny, lecz ma stosunkową niewielką moc magiczną i jest śmiertelnikiem. Marline też jest dobra, lecz jest też naiwna i łatwowierna.</li>
<li>Czy Vaeria jest naprawdę zła? Na pewno czuje się skrzywdzona i oszukana przez króla. Być może ta kobieta naprawdę wierzy w to, co robi i ufa, że zachowuje się godziwie.</li>
<li>Królestwo Mizurii to monarchia parlamentarna, w której uprawnienia monarchy są znacznie większe od uprawnień parlamentu. Funkcję parlamentu pełni Rada Mizurii z Przewodniczącym na czele. W skład rady wchodzą: Alaniel Demagasper - przewodnicząca oraz: Ronin Fratelli, Diego Zamuher, Trinina Jakott, Magnus Akk, Kastor Orell i Annaria Hebach (całą rada pojawiła się na początku rozdziału VIII)</li>
<li>Złe Dusze, czyli ci, którzy chcą odzyskać miasto Ordis to garstka tych, którym udało się uniknąć Wielkiej Mistyfikacji. Mają dużą moc i do tej pory znamy jedynie trzech ich członków: duch Darienny Cartempus - byłej żony króla, arcykapłanka Vaeria i bibliotekarka z domu Alaniel.</li>
<li>Kolejna powieść, którą napiszę po zakończeniu "Dobrej Duszy" będzie nosiła tytuł "Hypnos" i jej akcja będzie toczyła się 10 lat później, czyli w roku 50.</li>
<li>Kolejne powieści to: "Zatruty owoc", którego akcja dzieje się w roku 90, "Zima" z roku 110 i "Spisek" z roku 111.</li>
<li>Postać Totamona wymyśliłem będąc w zerówce. W ciągu mojego życia wielokrotnie on ewoluował w mojej głowie aż do chwili obecnej. Pierwotnie utożsamiałem się z nim, lecz przestałem to robić jakieś 3 lata temu. </li>
<li>Od tego czasu zacząłem się utożsamiać z jego synem, Dagobertem.</li>
<li>W całym cyklu pojawi się jedna para homoseksualna, ale nie powiem kto to. Oprócz tego, może się pojawić kilka homoseksualnych romansów.</li>
<li>Zawsze piszę przy muzyce. Mam przygotowane odpowiednie playlisty na każdy nastrój. </li>
<li>Elane, chociaż jest samolubna i nie widzi nic poza końcem własnego nosa, naprawdę kocha Totamona, a on kocha ją. </li>
<li>Marline bardzo łatwo zadłuża się w innych ludziach i ma trudności z odróżnieniem prawdziwej miłości od tego przelotnego uczucia.</li>
<li>Hivarra bardzo lubi muzykę - potrafi grać na kilku instrumentach a także śpiewać. Ale za to ma uczulenie na sierść, więc utrzymuje, że nienawidzi zwierząt. </li>
<li>Większość elfów to weganie. </li>
<li>Na świecie jest tylko trzech nieśmiertelnych ludzi: Gavius, Hivarra i Totamon. Reszta to śmiertelnicy, chociaż część z nich (na przykład rodzina Cartempus) jest dość długowieczna. </li>
<li>Edgar i Dorian, zabici przez Vaerię kapłani mieli kolejno 24 i 31 lat.</li>
<li>Vaeria ma 42 lata i jest wdową. W czasie Wielkiej Mistyfikacji była małym dzieckiem, więc uniknęła zdemaskowania przez króla. </li>
<li>Tak naprawdę nikt nie wie, kim jest w rzeczywistości Wielki Duch. Jego tożsamość pozostaje tajemnicą...</li>
<li>Dagobert Cartempus to najpotężniejszy czarodziej w historii. Odziedziczył on ogromny magiczny dar ojca, przez co stał się dziecicem daru oraz jest posiadaczem własnej, indywidualnej, równie potężnej mocy, co czyni to naprawdę niezwykłą postacią. Szczególnie wprawił się w magii tarcz. Dagobert potrafi stworzyć dowolnie potężną tarczę, a także pokonać wszelakie możliwe osłony. Ponadto, perfekcyjnie tworzy iluzje, zdolne zmylić każdą żywą istotę, ma władzę nad czasem, potrafi wykorzystywać przerwy między chwilami i dowolnie je wydłużać, wyjąwszy z tego dowolne osoby, przez co ma możliwość zatrzymania czasu dla wszystkich i na przykład rozmawiania z jedną osobą. </li>
<li>Dagobert jest jedynym czarodziejem, który jest tak zwanym emocjomagiem. Jego siła pochodzi z jego uczuć. Gdy jest spokojny, bywa, że jest praktycznie bezsilny, lecz w przypłwie gniewu jest w stanie dokonać wielkich rzeczy.</li>
<li>Lupidia słynie z dość przerażających praktyk magicznych. Lupidianie tworzą magiczne istoty z ludzi. Wykorzystują do tego innych czarodziejów, nadając im magią pożądane cechy. Ludzka dusza jest składnikiem wielu zaklęć lupidzkich. Powszechnie panuje przekonanie, że szlachetnie jest stać się elementem zaklęcia. </li>
<li>Dagobert, wykorzystując wiedzę dawnych Lupidian o tworzeniu magii z dusz, stworzył Kolosy. Kolosy to olbrzymy czerpiące siłę ze słońca i Ageonu, których zadaniem była ochrona kraju. </li>
<li>Dagobert wyhodował 23 kolosy, ale stworzył też bardzo wiele ich jaj, które gdzieś ukrył i nawet mi nie powiedział gdzie. Zapewne nie chciał, aby te informacje wpadły w niepowołane ręce. </li>
<li>Marzeniem każdego czarodzieja jest osiągnąć władzę nad wszystkim co żyje, a także pokonać śmierć. Niestety, żaden tego nie dokonał. </li>
</ol>
</div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-8140888470114748132015-12-20T13:26:00.000+01:002015-12-20T13:26:11.066+01:00Dobra Dusza - rozdział VIII, cz. 2<div style="text-align: justify;">
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że rozdział VIII podzielę na 3 części, gdyż wyszło mi tego trochę dużo, dlatego posty z tego rozdziału będą trzy. Trochę się spóźniłem, ale udało mi się wyrobić w granicach weekendu :D</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Aha, jako ciekawostkę dodam, że pierwszy taniec, wykonywany podczas poniższego balu to coś na kształt poloneza :D</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a><br /><br />
<div style="text-align: justify;">
Wszystko było takie niesamowite. Cała sala balowa przystrojona była różnokolorowymi świecącymi kulami, błyszczącymi wstążkami i pachnącymi kwiatami. Dawniej Marline rzadko tu bywała. Kilka razy bawiła się tu z Hivarrą w chowanego, gdy były małymi dziewczynkami i już wtedy zachwycało ją to pomieszczenie. Piękny drewniany parkiet, ułożony w okrągły wzór, zajmował środek tej sali, a wokół niego pięły się w górę dwa rzędy kolumn, podtrzymujące delikatną kopułę. Dzisiaj na kopule podwieszona była ogromna lustrzana kula, odbijająca w swych płytkach twarze gości i kolorowe światła, niczym w milionie luster. Na przeciwległym końcu komnaty, na podwyższeniu stał już zespół, a pod ścianami ustawiono puchowe fotele i kanapy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Drzwi po obu stronach sali balowej także były otwarte. Marline ujrzała w głębi jednej z nich suto zastawione stoły. Bardzo cieszyła się na myśl o tym balu. To dobrze, że pomimo wojny wiszącej w powietrzu, król zdecydował się jednak zorganizować tę uroczystość.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystko w porządku? - Dwie pionowe zmarszczki powyżej nosa Anirona wskazywały na zatroskanie. - Wyglądasz na zmartwioną. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna spojrzała na swojego towarzysza. Aniron zawsze jej się podobał. Jego zielone jak wiosenny mech oczy były pełne nadziei, a krótsze, sięgające do ramion białe włosy sprawiały, że wyglądał znacznie bardziej męsko niż jego brat. Najbardziej jedna Marline ceniła w nim charakter, jego nieustanną chęć niesienia pomocy i uszczęśliwiania innych. Ona sama kierowała się w życiu podobnymi wartościami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic mi nie jest, po prostu trochę smuci mnie, jak bardzo cała sytuacja się pokomplikowała. Gdyby nie Vaeria i jej podstępy, to życie byłoby takie wspaniałe. Wtedy wszyscy moglibyśmy być dziś tutaj razem i cieszyć się tym balem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak objął ją ramieniem i delikatnie przytulił. Ten uścisk był bardzo kojący, pełen bezpieczeństwa i spokoju. Marline wiedziała, że Aniron jest zbyt nieśmiały, aby posunął się do czegoś więcej, dlatego doceniała ten drobny gest czułości z jego strony. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Uważam, że nie powinnaś z nią odchodzić na wygnanie - powiedział po raz kolejny młody książę. - Niczym nie zawiniłaś, wręcz przeciwnie, zostałaś przez nią skrzywdzona, a do tego uratowałaś życie Elane i Hivarry. Powinnaś być czczona jak bohaterka, a nie wyganiana z miasta. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marline nie odpowiedziała, tylko posłała mu pełen wyrozumiałości uśmiech. Wałkowali już ten temat tyle razy w ciągu ich drogi do Ordis. Aniron nie mógł zrozumieć, że Marline tak bardzo zależy na informacjach o Wielkiej Mistyfikacji od Vaerii. Zresztą, dziewczyna wcale mu się nie dziwiła, tym bardziej, że nie powiedziała Anironowi wszystkiego. Prawda była taka, że nie tylko pragnienie wiedzy trzymało ją jeszcze przy Vaerii, ale przede wszystkim chęć pokrzyżowania jej planów. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle Marline ujrzała zmierzającą ku niej znajomą postać. Elane ubrana była w dopasowaną granatową suknię, sięgającą jej aż do kostek, zmysłowo rozciętą po bokach, przez co ukazującą jej zgrabne nogi. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A coś ty taka mało rozrywkowa dziś? - zapytała Elane na powitanie. Marline rozejrzała się wokół. Bal się jeszcze nie zaczął, więc wszyscy stali w małych grupkach i żywo o czymś dyskutowali, a ona i Aniron stali na środku, rozglądali się wokół i zamartwiali się. - Dziś twój wielki dzień, Marline! Właśnie wkraczasz na salony! - Elane wyraźnie była w swoim żywiole.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Doskwiera jej brak wszystkich przyjaciół - odpowiedział za nią Aniron, ściskając elfce rękę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Brakuje ci kogoś? Zobacz, tam jest Hivarra!</div>
<div style="text-align: justify;">
Rzeczywiście, Lodowa Pani wkroczyła właśnie na salę w towarzystwie swego ojca. Za nimi wkroczyła jeszcze mała grupka arystokratów, wśród których znalazła się też Sariel. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co Sariel robi w radzie? - zainteresował się książę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, mój ty słodki blondynie, nie mam pojęcia - zaszczebiotała Elane, uśmiechając się zaczepnie do Marline, widząc jej podirytowane spojrzenie. - Bardzo możliwe, że się zwyczajnie spóźniła, dlatego weszła z nimi. A tak na poważnie, Marline - zwróciła się do przyjaciółki. - Karia będzie trochę później, bo czeka na swojego mężczyznę, Marro gdzieś się tu kręci i szuka Sariel, a Totamona oczywiście nie ma, bo jest wygnany. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak to nie ma? - zapytała Marline, lecz Elane nie zdążyła już jej odpowiedzieć, bo w tym momencie rozległy się pierwsze dźwięki uroczystej muzyki i wszystkie pary zaczęły żwawo kierować się w stronę parkietu, więc Elane dyskretnie usnęła się pod ścianę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chodź, musimy iść do przodu - powiedział Aniron, pociągając ją w stronę sceny, gdzie stał już Gavius, trzymając pod ramię Alaniel. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Po co? - przeraziła się dziewczyna. - Wolałabym, żebyśmy stanęli gdzieś z tyłu, niezbyt dobrze znam te dworskie tańce. </div>
<div style="text-align: justify;">
Aniron chyba nie słyszał już tej ostatniej uwagi, bo właśnie znalazł się tuż za swoim ojcem i ukłonił się w stronę Alaniel Demagasper, przewodniczącej rady. Cała sytuacja nieuchronnie zmierzała do rozwiązania, czylo do rozpoczęcia tego przeklętego tańca. Marline bała się, że okaże się to jej wielką katastrofą. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Marline, śpisz! - usłyszała za sobą znajomy głos Sariel. - Chwyć go pod rękę! </div>
<div style="text-align: justify;">
Marro, dumnie kroczący obok swej ukochanej wyglądał nieswojo. Jego szeroko otwarte, przestraszone oczy co jakiś czas rozglądały się wokół, jakby czegoś szukały. Czerwona peleryna, którą miał na sobie była krzywo zapięta, na co dawny Marro nigdy by nie pozwolił. Sariel chyba dostrzegła, na co patrzy niebieskowłosa i wolna ręką szybko zaczęła poprawiać mu niesforne fałdy materiału. </div>
<div style="text-align: justify;">
Trwał pierwszy taniec. Marline na początku starała się obserwować dostojnie kroczącą przed nią Alaniel, która zdawała się urodzić podczas tej zabawy, bo doskonale wiedziała, co i kiedy należy zrobić. Jednak po pewnym czasie Marline dała sobie z tym spokój, zamknęła oczy i zaczęła wsłuchiwać się w muzykę. Równy i miarowy rytm nieubłaganie dążył do przodu, nie spóźniając się ani na moment, co dawało dziewczynie wrażenie porządku i harmonii. Aniron doskonale prowadził. Co jakiś czas delikatnie ciągnął ją w prawo lub w lewo, wskazując kierunek, gdzie powinien prowadzić taniec, lecz ona nie otwierała oczu aż do samego końca, kiedy to jej patrner odwrócił się w jej stronę i delikatnie ukłonił. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzisz, nie było tak źle - szepnął na pocieszenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline spojrzała tylko na niego z niechęcią, jakby chciała już mieć pretensje, dlaczego na jej taniec zareagował takimi słowami, ale najwyraźniej sobie odpuściła, bo tylko pokręciła głową i rozejrzała się po sali. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Chodźmy do stołu - powiedziała w końcu, widząc, że kilka par udało się już w stronę komnaty jadalnej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wystrój tego pomieszczenia był zdecydowanie bardziej gustowny niż poprzedniego. Białe obrusy i eleganckie srebrne sztućce idealnie wpasowały się w klimat królewskiego balu. Na stołach, prócz pięknej zastawy, której niektórych elementów Marline nigdy wcześniej nawet nie widziała, stały na razie tylko dzbanki z napojami oraz zakąski. Obiad się jeszcze nie zaczął. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Chodźcie do nas! - zawołała w ich stronę Elane, siedząca przy jednym ze stołów. Obok przy stoliku siedziały już jej siostry ze swymi towarzyszami. </div>
<div style="text-align: justify;">
Niebieskowłosa ucieszyła się, że spędzi tę noc wśród przyjaciół i ochoczo przystała na jej propozycję. Chwyciła Anirona za rękę i pociągnęła w stronę stolika. Dopiero gdy podeszła bliżej, ujrzała całe towarzystwo. Elane siedziała między swoimi siostrami. Sariel i Marro spotkała już wcześniej, za to Karia była w towarzystwie zupełnie obcego mężczyzny. Miał śniadą cerę, włosy spięte w kucyk na czubku głowy i muskularne ramiona.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przecież wy się jeszcze nie znacie! - zawołała Elane z entuzjazmem, wstając ze swojego miejsca, połyskując przy tym cekinami na swej sukni. - Marline, to jest Havion Zamuher, narzeczony Karii, a to jest Marline Abraccius, przyszła z Anironem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marline postanowiła nie reagować na tę zniewagę, chociaż poczuła się w tym momencie jak piąte koło u wozu. Nie na sensu niszczyć innym zabawy, chociaż wszystko wskazywało na to, że nikt z siedzących przy stoliku się za dobrze nie bawi. Karia i Havion trzymali się za ręce i żywo o czymś dyskutowali, Sariel i Marro wyglądali na dość przygaszonych, a Elane szczebiotała coś do każdego, kompletnie nie przejmując się tym, że jest otoczona samymi parami. Marline nerwowo zerkała na puste krzesło pomiędzy nią i Havionem. Szkoda, że nie ma tu Totamona, jest nawet dla niego miejsce. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mogę się przysiąć? - lodowaty głos przetoczył się ponad stołem niczym śnieżyca i sprawił, że wszyscy spojrzejli w stronę stojącej obok Hivarry. - Stoliki są dla ośmiu osób, a ojciec siedzi przy radzie, więc pomyślałam sobie, że mogłabym spędzić ten wieczór z wami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jasne, siadaj! - odezwała się natychmiast Sariel i posłała księżniczce przyjazne spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Coś tu nie pasowało. Marline trochę już znała księżniczkę, a ta nigdy nie posunęłaby się do tego, żeby kogoś o coś prosić. Była w końcu Hivarrą, jak to nieustannie powtarzała. Sariel też zachowywała się dość nieswojo. W tym momencie ujrzała łzę, spokojnie spływającą po jasnym policzku, zamieniającą się w mały kryształek lodu i z cichym stukiem opadającą na podłogę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Hivarro, jak zwykle przeszliście samych siebie, organizując ten bal - powiedziała Elane, próbując bezskutecznie nawiązać jakąś przyjazną rozmowę. - Z roku na rok jest coraz bardziej uroczyście, a gości przybywa coraz więcej. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam nadzieję, że żadne paskudne czerwone wiedźmy nie zakłócą tego wieczoru, Marline - rzekła księżniczka, ponownie przypominając dawną siebie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Niebieskowłosa czekała, aż rozmowa zejdzie na temat Vaerii i jej wygnania. Wszyscy przy stole byli bardzo ciekawi tego tematu, chociaż starali się udawać, że w sumie nie bardzo ich to obchodzi, okazując nagle niezwykłe zainteresowanie swoimi talerzami. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja także mam nadzieję, Hivarro, że Vaeria nie zrobi niczego głupiego. Z tego, co się orientuję, to...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Cicho bądź! - Księżniczka przyłożyła jej dłoń do ust i rozejrzała się nerwowo wokół. - W co ty pogrywasz dziewczyno, oni mają podsłuchy wszędzie! </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem coś o tym - powiedziała Karia, odrywając wzrok od Haviona.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W każdym razie, Marline - kontynuowała Lodowa Pani. - Z tego co mi wiadomo, jesteś po naszej stronie. Muszę cię jednak zmartwić, ale Vaeria doskonale o tym wie i najprawdopodobniej tylko udaje, że ci ufa. Lepiej już do niej nie wracaj, bo dzisiejszego wybuchu naiwnej lojalności do nas może ci już nie podarować. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zapanowała niezręczna cisza. Wszyscy w milczeniu kończyli swoje posiłki, a Aniron szeptał coś do Marro, siedzącego obok. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Chodźmy potańczyć - powiedział wstając, biorąc Marline pod ramię. Marro i Havion uczynili to samo ze swymi partnerkami, a Elane z uśmiechem na ustach podeszła do niewielkiej grupki chłopaków stojących obok drzwi do sali balowej. Hivarra natomiast została przy stole, z uśmiechem nakładając sobie na talerz obfitą dokładkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marline wtuliła się w szerokie ramiona księcia, oddając się przyjemności płynącej ze spokojnej muzyki. Zamknęła oczy. Chciałaby, żeby czas zatrzymał się w tym miejscu. Tańczyła z najwspanialszym mężczyzną, o jakim mogłaby marzyć, obok bawili się jej przyjaciele i wszystko wskazywało na to, że wczorajsze uprzednie problemy były tylko złym snem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Elane oparła ręce na ramionach niższego od siebie chłopaka we fioletowej szacie i zmysłowo poruszała biodrami w rytm muzyki. Marline zastanawiała się, jak ona może tak się bawić, podczas gdy jej ukochany został wygnany z kraju. Ona sama nie potrafiłaby dokonać czegoś takiego. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jest dobrze, Anironie - powiedziała cicho widząc, że książę otwiera już usta, żeby zadać jakieś pytanie. - Niech ta chwila trwa. Nie pozwólmy jej uciec. </div>
<div style="text-align: justify;">
Usta księcia znajdowały się coraz bliżej jej twarzy. Niebieskowłosa czuła jego zapach, delikatny aromat lasu, deszczu i świeżości. Jego usta były miękkie i delikatne, jakby stworzone do całowania. Marline nie mogła się powstrzymać i dotknęła ich swoimi wargami, wtulając się jednocześnie w jego ramiona. Muzyka zdawała się milknąć. Na świecie nie było już nic, prócz niego. Przestali tańczyć, skupili się wyłącznie na sobie i oddali przyjemności. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle wydarzyło się coś niespodziewanego. Drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem, a kaskada światła rozlała się po całej sali balowej. Miarowy stukot kroków wskazywał, że ktoś lub coś przemierza drewniany parkiet i wkracza na sam środek. Muzyka rzeczywiście umilkła, a wisząca pod kopułą kula dyskotekowa wyglądała jak małe słońce, odbijając rozświetlający całe pomieszczenie blask. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marline nie wiedziała, co się dziej. Czuła mrowienie w całym ciele, lodowate, przenikliwe zimno i duszące gorąco jednocześnie. Przed nią znajdowała się istota o ogromnej mocy, tego była pewna, ale miała dziwne przeczucie, że nie jest to Vaeria. To nie mogła być ona. Jej aura byłaby z pewnością przerażająca, a to było piękne. Nagle zrozumiała. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Totamon - wyszeptała z przejęciem i wyrwała się z objęć swojego partnera, po czym spokojnym ruchem wkroczyła w świetlistą poświatę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Miała rację. Wewnątrz kuli światła wszystko było zupełnie inne. Zmysły miała wyostrzone, ciało znacznie jaśniejsze i przepełnione radością. Widziała biegającego wokół Anirona i wołającego jej imię. Niepotrzebnie się bał. Była przecież bezpieczna. W samym środku ujrzała Totamona. Jego białe włosy falowały w delikatnym powiewie, białe szaty łopotały, ale oczy pozostały zamknięte. Wokół jego ciała z zawrotną prędkością wirowały różnokolorowe promienie, tworząc pewnego rodzaju kokon. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wtedy otworzył oczy. Niespotykane nigdzie indziej spektrum kolorów i feeria barw rozpierzchła się wokół całej sali balowej. Zniknął dawny błękit morza, wypełniający jego tęczówki, a raczej zrobił miejsce dla wielu innych barw. Jego oczy były teraz wszystkim, co było na świecie. Czaiła się w nich potęga, któej świat dotąd nie wiedział. To były wszystkie cztery żywioły. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Witaj Marline - jego wzrok spoczął na niej. - Dawno się nie widzieliśmy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak udało ci się osiągnąć taką doskonałość?</div>
<div style="text-align: justify;">
Książę uśmiechnął się do niej serdecznie, po czym wolnym kokiem podszedł do niej i pocałował w usta. To było coś zupełnie innego, niż chwilę wcześniej z Anironem. Marline nie wiedziała w sumie, czy przyjemniejszego, w każdym razie nie sposób było porównać te dwa pocałunki. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Porozmawiamy później. Teraz czas na czary. - Książę uniósł wysoko ręce, a szerokie rękwy jego szaty odsłoniły smukłe nadgarstki i długie palce. - Czas na Małą Mistyfikację. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co ty robisz? - zapytała przerażona, chwytając go za łokieć. - Kolejna mistyfikacja, Totamonie, nie możesz, nie masz takiej mocy! </div>
<div style="text-align: justify;">
Atmosfera wewnątrz świetlistej sfery zaczęła robić się coraz gęstsza, jaśniejsza i gorętsza. Totamon trzymające ręce ponad głową łączył wirujące wokół niego magiczne promienie w zawiłe wzory. W końcu ponad nim zaczął formować się duży przestrzenny symbol, a światło spowijające go do tej pory zbladło.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wtedy chyba dostrzegli ich inni. Gavius i rada, rozpościerający wokół sfery tarczę otworzyli usta ze zdumienia a ich naprędce utkane bariery runęły na posadzkę. Totamon uśmiechnął się do ojca i wskazał palcm na symbol. Gavius poruszył się jeszcze bardziej i ukrył twarz w dłoniach. Marline poczuła, że osuwa się na kolana. Straciła przytomność.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A jej co znowu? - usłyszała ponad sobą znajomy głos. - Naprawdę, ona mdleje już trzeci raz w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Może to ty tak na nią działasz, Anironie?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Schlebiasz mi Elane. - To mówił jej chłopak. - Może ona jest chora?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic mi nie jest, to przez ten rozbłysk... - zaczęła mówić, lecz Totamon wszedł jej w słowo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Musiała mocno uderzyć się w głowę, skoro widziała jakieś rozbłyski. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wyglądał zupełnie inaczej niż przed chwilą. Raczej przypominał siebie sprzed wygnania. Marline wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami. Miał nawet inne ubranie. Zamiast białych świetlistych szat, miał na sobie bardzo klasyczny czarny frak i uśmiechał się do niej szczerze. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co się stało? - zapytała, podnosząc się do pozycji siedzącej. Zauważyła, że leżała na niewielkiej sofie stojącej pod ścianą sali balowej, a wokół niej tłoczyli się przyjaciele. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Tańczyłaś z Anironem i upadłaś - wyjaśnił Totamon i spojrzał na swojego czerwonego ze wstydu brata. - To było chwilę po tym jak, no wiesz, całowaliście się. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdybym to ja wiedziała, że dziewczyny mdleją, gdy je całujesz, to może wybrałabym innego brata - rzekła Elane, wpatrując się w ścianę. - Kurczę, ja powiedziałam to na głos? - dodała, rozglądając się ze strachem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Totamonie, ale przecież przyszedłeś, świetlista kula, wygnanie, Ageon. Co z tym wszystkim? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nigdzie nie wychodziłem, Marline, byłem tu od samego początku, a Ageon został skradziony przez Vaerię, dobrze o tym wiesz. Co się z tobą dzieje? - Książę spojrzał jej głęboko w oczy. Były błękitne, czyli takie, jakie być powinno. Ale były też poważne, zdawały się przeczyć jego słowom. Wtedy to ujrzała. Na ułamek sekundy rozświetliły się eksplozją barw, którą dostrzec mógł jedynie ten, kto akurat się w nie wpatrywał. Zrozumiała, że powinna być cicho, bo dzieje się tu coś, czego jak zwykle nie mogła zrozumieć. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Macie rację. Musiało mi się coś pomylić, gdy upadłam. Wracajmy już do zabawy! To będzie nasza noc!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-22444300042656148352015-12-05T21:20:00.001+01:002015-12-05T21:22:13.810+01:00Dobra Dusza - rodział VIII, cz. 1<div style="text-align: justify;">
Kolejny rozdział, w którym dużo się wyjaśnia! Pojawia się masa nowych postaci, lecz proszę Was, nie zaprzątajcie sobie nimi głowy, to postacie drugoplanowe, więc nie starajcie się jakoś specjalnie zapamiętać ich imion, bo raczej z rzadka będą się pojawiali. Postaci te oczywiście możecie znaleźć w zakładce <a href="http://indywidualnyliterat.blogspot.com/p/postacie.html">Bohaterowie</a>, lecz nie są nawet opisani, tylko wymienieni. Zapraszam do korzystania ze <a href="http://indywidualnyliterat.blogspot.com/p/rabek-tajemnicy.html">Streszczenia</a>, bo myślę, że może się przydać!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Uwaga, tu może być mały, niegroźny spoiler. </div>
<div style="text-align: justify;">
Podoba mi się ten rozdział. Ukazuje zupełnie nowe oblicza pewnych osób, wprowadza dużo ciekawych faktów i trochę wyjaśnia. Myślę, że teraz już spokojnie możecie zorientować się, o co chodzi w tej całej historii. A najciekawsze w tym rozdziale dla mnie jest to, że król i jego rada mają trochę mylne pojęcie o tym wszystkim i nie zdają sobie z pewnych faktów sprawy, o których Wy już wiecie, bo były wspomniane w poprzednim rozdziale (konkretnie, w 1 części rozdziału VII) Tak więc zapraszam ponownie do streszczenia, jeżeli ktoś zapomniałby o co chodzi, żeby mi nikt nie mówił, że wprowadziłem w tym rozdziale sprzeczność względem poprzedniego...<br />
<br />
Z kolei 2 część tego rozdziału, w przyszłym tygodniu może być dla Was trochę wytchnieniem po tej wartkiej akcji, bo będzie to scena przedstawiająca bal, więc odpoczniemy trochę od pałacowych intryg i wojen...</div>
<a name='more'></a><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "courier new" , "courier" , monospace;">Kluczem do zrozumienia życia i pełnej kontroli swojej mocy jest równowaga. Jedynie wtedy świadomość może wynieść się poza ciało, roztaczając swe ramiona poza fizycznymi barierami i wykorzystać do tego energię płynącą z żywiołów. Zjawisko to znamy pod postacią magii. Każde czary potrzebują równowagi, dlatego żywioły działają przeciwstawnie. Gorący i niszczący ogień może być równoważony przez zimną i kojącą wodę, a lekkie i delikatne powietrze przez ciężką i masywną ziemię. Wszystko w świecie musi mieć swój porządek i miejsce, by nie doprowadzić do przechylenia szali tylko na jedną stronę. Nikt nie wie, ja działałaby istota, w której istniałyby równocześnie wszystkie cztery żywioły. Czy taki ktoś byłby w stanie uzyskać niezwykłe rezultaty w magii, czy też jego moce wzajemnie znosiłyby się?</span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: "courier new" , "courier" , monospace;">Anturion Fratelli - Żywioły</span></div>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wdech.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przez czarne aksamitne kotary, do pomieszczenia wpadało zaledwie kilka cieniutkich smug światła, które rozmazywały się na kunsztownie zdobionej posadzce i puszystym złotym dywanie biegnącym od masywnych drzwi aż do podwyższenia na samym końcu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wydech.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na ogromnym kamiennym tronie, wyściełanym wygodnymi poduchami ze złotogłowiu, zdobionym rubinami wielkości kurzych jaj i udekorowanym prastarymi runami, których dziś nikt już nie był w stanie odczytać, siedział mężczyzna.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wdech.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kamienne kolumny, podpierające ciężki kolebkowy strop pokrywający centralną część sali tronowej były tak szerokie, że Sariel spokojnie zmieściła się za nią, tworząc dla siebie idealny punkt obserwacyjny. Jedynie spokojny i miarowy oddech króla rozdzierał panującą tu ciszę. Sufit tonął mroku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wydech.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kilka dni temu usunięto bezużyteczny świecący kryształ, który miał imitować skradziony przez Vaerię Ageon, więc piękna fioletowa poświata, która zwykle zalewała bieloną kolebkę na suficie, dziś skryta była w cieniu. Sariel przyszła tu z zamiarem podsłuchania jakiś istotnych informacji, lecz spędziła tu już tyle czasu, wsłuchując się jedynie w ten oddech, że prawie zupełnie straciła już nadzieję.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wdech. </div>
<div style="text-align: justify;">
Sariel postanowiła wracać do domu. Za kilka godzin zacznie się wielki bal i musiała się jeszcze przygotować do tego wydarzenia. Jak każda dziewczyna pragnęła zostać królową balu. Na szczęście Aniron doszedł już do siebie po wypadku z bestią. Sariel był trochę go żal. Mało go znała, lecz nigdy nie szczędził jej, ani nikomu innemu ciepłego słowa. Z tego co słyszała, to pojechał dziś na pustkowie po Marline. Sariel wciąż zdumiewała się głupotą tej dziewczyny. Pomimo kłamstw i sztuczek Vaerii, ona wciąż pozostawała przy niej. Zdecydowała się nawet udać z nią na wygnanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wydech.</div>
<div style="text-align: justify;">
Cichy szelest materiału przetoczył się po komnacie. Sariel wyjrzała ze swojej kryjówki i utkwiła wzrok w królu. Jego prawa ręka spoczywała na zmarszczonym czole, masując je delikatnie. Jego ciemne oczy były otwarte po raz pierwszy od kilku godzin i błądziły nerwowo po komnacie, jakby próbując dostosować się do środowiska po przebudzeniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Król wstał i do całej gamy delikatnych szelestów ubrania dołączył powolny stukot jego kroków. Oddech przestał być słyszalny, a Sariel schowała się za filarem z obawy, że mógłby ją zauważyć. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zwołać radę, natychmiast! - donośny głos rozniósł się po komnacie, a zza małych drzwi w roku wychyliła się drobna twarz, po czym szybko cofnęła się i wróciła do swych obowiązków. Tutejsi słudzy nie mieli w zwyczaju odpowiadać na polecenia. Gavius nie chciał, by ktokolwiek prócz niego mącił ciszę tego miejsca.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Po co nam rada? - Hivarra jak zwykle pojawiła się niezapowiedziane. Zapewne służący wiedzieli, do kogo mają się zgłaszać, gdy król wyda polecenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Król utkwił w córce nieobecny wzrok, lecz już po chwili błądził oczami po sklepieniu, zapewne próbując wypatrzeć Ageon. Jego twarz przeorana była głębokimi bruzdami, a dwa głębokie wklęśnięcia po obu stronach czoła znaczyły miejsce, gdzie zwykle spoczywa odrobinę zbyt ciasna korona. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Trzeba w końcu powiedzieć im, jak wygląda sytuacja. Nie uważasz, że czas zdjąć sobie z barków odrobinę odpowiedzialności? Najwyższy czas, żeby ktoś jeszcze zaczął się martwić o to miasto.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hivarra obejrzała się dyskretnie za siebie i nieznacznie skinęła głową w kierunku sługi, gdy jej ojciec nie patrzył. Gdy odwracała głowę, Sariel była niemal pewna, że na nią spojrzała, bo delikatny cień uśmiechu pojawił się na moment na jej twarzy. Szybko jednak przerodził się w zacięcie, gdy księżniczka wzniosła ręce do góry, tworząc świetlisty twór, który zaczął się powoli rozszerzać w kierunku ścian. Gdy przenikał przez Sariel, elfka zrozumiała, że Hivarra rozpostarła w sali tronowej magiczną sferę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Miałeś rację, ojcze. - Głos lodowej pani był zupełnie inny niż przedtem. Pozbawiony wszelkiej wyniosłości i dominacji. - Dom Alaniel jest już w ich sidłach. Nawet środki ostrożności, które mi zaleciłeś, nie powstrzymały tego. Wykryli nawet mój Mroczny Wzrok.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sariel nie mogła uwierzyć temu, co słyszała. To Hivarra od samego początku nękała Karię, zsyłając na nią koszmary. Co ona próbowała w ten sposób osiągnąć? Z jej słów wynika, że użyła tych potężnych, ezoterycznych czarów jako środków ochronnych przed nimi. Właśnie, przed kim?</div>
<div style="text-align: justify;">
Kilkoro służących weszło przez boczne drzwiczki i wniosło dziewięć drewnianych krzeseł z rzeźbionymi poręczami, po czym ustawili je w okrąg wokół tronu króla</div>
<div style="text-align: justify;">
- Są silniejsi niż kiedyś. - Gavius westchnął i osunął się na swoje miejsce. - Dziękuję ci, że skierowałaś całą ich uwagę na sobie. Dzięki temu miałem trochę przestrzeni do działania, ale obawiam się, że nic nie wskórałem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Znajomy rytmiczny krok, który dobiegał gdzieś z korytarza. Sariel natychmiast rozpoznała swoją matkę, przewodniczącą rady. Szybko odpowiedziała na królewskie wezwanie, najwyraźniej była akurat w pałacu. Przez moment dało się słyszę jej rozmowę w sali posiedzeń rady z jakimś służącym, lecz szybko jej słowa ucichły i skierowała się do sali tronowej. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Rozmawiałem z Darienną, gdy byłem poza ciałem – powiedział szybko król, najwyraźniej usiłując zdążyć przed przyjściem Alaniel. - Powiedziała, że brzydzi się nami i teraz, gdy mają już Ageon, uda im się odzyskać to, co im odebrano.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sariel zrozumiała, co się działo przez te wszystkie godziny. Król Gavius wcale nie spał ani nie stracił zmysłów. Jego duch po prostu opuścił ciało i rozmawiał ze swą zmarłą żoną, któlową. To wszystko wydawało się niezmierne dziwne. Sariel przyszła tu, bo liczyła na jakieś informacje, gdzie mogłaby znaleźć Totamona, a tu dowiaduje się zupełnie nowych rzeczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
W tym momencie drzwi sali tronowej otworzyły się i wysoka elfka wkroczyła do komnaty jej blond włosy upięte były w elegancki kok, a ubrana była w długą jedwabną szatę, zapinaną pod samą szyję, z głębokimi rozcięciami na rękawach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Śmiem twierdzić, że przygotowaliście o jedno miejsce za dużo – powiedziała zamiast powitania. - Chyba, że Kastor Orell tak bardzo mnie nienawidzi, że zażądał strefy buforowej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zażądał – Hivarra uśmiechnęła się do starszej elfki. - Wciąż was obwinia, że jego synowie przez was stracili swoją moc. A miejsc wcale nie jest za dużo. Będziemy dziś mieli gościa specjalnego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nonsens! - żachnęła się Alaniel – Moja rodzina nie ma nic wspólnego z tym, że te jego beznadziejne bachory straciły moc. A może to i dobrze? A kto będzie tym tajemniczym gościem?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mogłem pozwolić, żeby twoja córka tkwiła cały dzień za kolumną, Alaniel. Skoro już tu jest, niech zasiądzie razem z nami, może wspomoże nas swoją radą?</div>
<div style="text-align: justify;">
Sariel poczuła, że kolana się pod nią uginają. Cały czas miała wrażenie, że przechytrzyła wszystkich, a tymczasem okazało się, że Gavius i Hivarra zabawili się jej kosztem, utrzymując ją w przekonaniu, że pozostała niewykryta. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Panie mój, matko – rzekła czarnowłosa elfka wychodząc ze swej kryjówki i skłaniając nisko głowę. - Dziękuję za zaproszenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Oczy Alaniel otworzyły się szeroko i przewodnicząca rady kilka razy zbierała się, żeby coś powiedzieć, lecz za każdym razem zamykała usta, niczym ryba wyjęta z wody i łapczywie chwytająca powietrze. Ostatecznie nic nie powiedziała, gdyż w drzwiach pojawiła się brakująca szóstka członków rady. Przodował im wysoki, barczysty mężczyzna, odziany w czerwony aksamitny kaftan bez rękawów, z którego niczym konary dwóch drzew wystawały muskularne ramiona, pokryte tatuażami łączącymi się w zawiłe wzory i formuły zaklęć. Sariel od razu rozpoznała Kastora Orell, bo kiedy zaginął Marro, rozmawiała z nim na ten temat. Tuż za nim szedł starszy, zgarbiony mężczyzna z długimi siwymi włosami we fioletowej pelerynie z kapturem i młody jasnowłosy elf o delikatnych rysach twarzy, którego Sariel nawet nie podejrzewałaby o członkostwo w radzie. Z tyłu szły jeszcze dwie kobiety: jedna miał na sobie czarną narzutę z pór, a druga jasną koronkową sukienkę. Pochód zamykał śniady mężczyzna z czarnymi włosami spiętymi w kucyk. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Witam was na posiedzeniu rady Mizurii – rzekła Hivarra, przyjmując swój typowy, pełen wyniosłości i wyrachowania ton. - Proszę wszystkich o zajęcie miejsc.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sariel usidła po lewej stronie swojej matki i ku jej wielkiej uldze, na krześle obok usiadła starszy czarnoksiężnik w fioletowej pelerynie. Elfka bała się, że to będzie Kastor Orell. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie ma co przeciągać tego w nieskończoność – zaczął Gavius, nim jeszcze wszyscy spokojnie zajęli miejsca na swoich krzesłach. - Arcykapłanka Vaerii odebrała moc czarodziejom, między innymi naszym dzieciom i ukradła Ageon. Moja żona powróciła z Zaświatów jako widmo i przyłączyła się do Wielkiego Ducha.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaniepokojony szmer rozległ się po sali. Kobieta w piórach szepnęła coś do śniadego mężczyzny w kucyku, obok którego siedziała, a młody elf zapytał Hivarry, czy dobrze utkała barierę ochronną wokół sali tronowej. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Kim tak naprawdę jest Wielki Duch? - Orell zadał w końcu pytanie, które chyba wszystkim chodziło po głowie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tego nie wiemy. - Król spochmurniał i utkwił wzrok w podłodze pośrodku kręgu. - Darienna go tak nazywa, lecz nie chce powiedzieć, kim on tak naprawdę jest. Wiemy jedynie, że umarli powracają zza grobu jako zjawy i powoli jednoczą rozproszony lud dawnych mieszkańców Mizurii. Nazywają siebie Złymi Duszami i chcą odzyskać miasto. Ich inwigilacja sięga już domu Alaniel.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sariel kątem oka spostrzegła, że jej matka ociera łzę teatralnym gestem i wzdycha głęboko, jakby była całą tą sytuacją rzeczywiście zmartwiona. Alaniel była taka sama jak Karia, a nawet gorsza. Nigdy nie widziała nic, co znajdowało się dalej niż czubek jej własnego nosa. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A z Totamonem? - zapytał młody elf. - Chyba powinien wrócić, skoro okazał się niewinny.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A kto po niego pójdzie? - powiedziała Hivarra, nie dopuszczając króla do głosu. - Ty? Nawet nie jesteś radnym! Nie przeżyjesz w dziczy nawet sekundy. Gdzie tak właściwie jest twój ojciec?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spokojnie Hivarro, Ronin Fratelli poinformował mnie, że Anturion zastąpi go, gdy przyjdzie taka potrzeba. - Gavius najwyraźniej wyczuł nieuzasadnioną niechęć córki do swego brata i postanowił przejąć inicjatywę. - Zresztą, kto powiedział, że Totamon okazał się niewinny? To, że nie ukradł Ageonu, wcale nie oznacza, że nie zrobił nic złego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co więc radzisz, Panie? - rozległ się cichy głos kobiety w piórach. Sariel zaśmiała się w duchu. To rada miała służyć pomocą królowi w podejmowaniu decyzji, a nie odwrotnie. Chyba ta próba zdjęcia z siebie odrobiny odpowiedzialności nie dojdzie tym razem do skutku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Król westchnął i podszedł do jednego z okien. Szybkim ruchem rozsunął masywne kotary i zalał komnatę światłem. W dole widać było miasto, pogrążone w codziennej krzątaninie. Tłumy dostawców tłoczyło się na dziedzińcu, a w ogrodach rozstawiano kolorowe lampiony. Bal miał zacząć się za kilka godzin, a wszystko wskazywało na to, że przeobrazi się w wielką stypę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Diego, czy w porcie masz dość okrętów, żeby nas stąd zabrać? - Wszyscy spojrzeli na śniadego mężczyznę w kucyku, do którego zwrócił się Gavius.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zależy, kogo rozumiesz pod słowem „my”, Panie – odpowiedział po chwili namysłu. - Jeżeli masz na myśli wszystkich mieszkańców miasta to nie, ale jeżeli poszlibyśmy tylko my i nasze rodziny, to powinniśmy się zmieścić, chyba że...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wy chyba raczycie sobie żartować! - zawołała Sariel wstając ze swojego miejsca. - Panie, chcesz zostawić swój lud na pastwę tych bestii a samemu wziąć swoich ludzi i uciekać? Tchórz!</div>
<div style="text-align: justify;">
Po policzku Sariel popłynęła łza. Nie mogła uwierzyć, że jej król okazał się takim egoistą. Nie zważając na protesty swojej matki, oddaliła się z zamiarem opuszczenia sali tronowej. Nie uszła kilka kroków, kiedy napotkała opór. Ze wszystkich stron otaczała ją sieć Hivarry.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Posiedzenie rady się jeszcze nie skończyło, Sariel. - Usłyszała głos swojej matki. - Wracaj na swoje miejsce.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Musimy uciekać, Sariel. - To znowu przemówił Gavius, lecz czarnowłosa elfka nie chciała już go słuchać. Żałowała, że tu przyszła, że poznała tę brutalną prawdę o swoim władcy. - Złe Dusze nic nie zrobią mieszkańcom miasta, bo to ich lud. Jedynie my jesteśmy tu obcy, tylko ja i rada jesteśmy dla nich wrogami. Gdy uciekniemy, nie skrzywdzą mieszkańców.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skąd wiesz? - Sariel nie dawała za wygraną.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Darienna mi powiedziała. - Gavius ponownie zasłonił okno i wrócił na swoje miejsce. - Taki był jej warunek: musimy opuścić miasto i nigdy nie wracać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I jak ona to sobie wyobraża? - zapytała Alaniel. - Kto według niej ma zostać królem?</div>
<div style="text-align: justify;">
Gavius spojrzał na przewodnicząca rady smutnym wzrokiem. Jego oczy były matowe. Nie tlił się w nich już żaden, nawet najmniejszy płomień nadziei.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Darienna wyraziła się jasno. Kiedy odejdziemy, Totamon zasiądzie na tronie na moim miejscu. Mój syn nas zdradził. Stanął po niewłaściwej stronie. Właśnie dlatego przegraliśmy tę wojnę.</div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-76061916348633545522015-11-29T14:41:00.001+01:002015-11-29T14:41:19.004+01:00Dobra Dusza - rozdział VII, cz. 2<div style="text-align: justify;">
Pewnie już myśleliście, że znowu się nie wyrobiłem. Nic bardziej mylnego! Tym razem mam jednodniowe opóźnienie, lecz spowodowane jest ono drobnymi problemami technicznymi, które na szczęście zostały już zażegnane. Tymczasem zapraszam na drugą połowę rozdział VII. Myślę, że jest dość ciekawa, bo dużo się tu dzieje. <strike>Te pościgi! Te wybuchy!</strike> Trochę ciekawych wątków się też wyjaśnia, więc mam nadzieję, że nikt nie poczuje się zawiedziony ^^ </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pojawia się nowa postać, ale na razie tylko wspominany: Havion, chłopak Karii.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zapraszam do lektury <a href="http://indywidualnyliterat.blogspot.com/p/rabek-tajemnicy.html">Streszczenia</a>, bo może się przydać!<br /><a name='more'></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Hivarro, błagam Cię, jedynie ty możesz na niego wpłynąć! - Elane wydawała się kompletnie zdruzgotana, że zaczęła wręcz prosić księżniczkę o pomoc. - Powiedz królowi, że Totamon jest niewinny! </div>
<div style="text-align: justify;">
Elane i Karia jeszcze nigdy wcześniej nie były w komnatach Hivarry, lecz w sumie nie zdziwiły się tutejszym wystrojem. Białe drewniane meble stały spokojnie pod ścianami pokrytymi błękitną tapetą z wzorkami przypominającymi roztańczone śnieżynki na zamarzniętej szybie. W pokoju panował chłód i niezwykły spokój, jakby to surowe w swym minimalizmie wnętrze oddalało od każdego doczesne troski. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przecież już ci mówiłam, że nie mogę. - Karia doszła do wniosku, że Hivarra zaczyna mieć już tego dość. Wciąż była spokojna, ale to najprawdopodobniej dlatego, że ona i jej siostra nie były pierwszymi lepszymi dziewczynami, które przyszły prosić ją o pomoc. Gdyby to była Marline, już dawno padłaby martwa. </div>
<div style="text-align: justify;">
Karia uśmiechnęła się na myśl o córce Abracciusów. Dawno nie widziała tak żałosnej i naiwnej dziewczyny, której wystarczyło powiedzieć kilka bzdur i największego wroga zaczynała brać za przyjaciela. Ale z drugiej strony, ona nie była głupia. Według słów Elane, to właśnie ona zeswatała ją z Totamonem, co wcześniej nawet Karii wydawało się niemożliwym wyczynem. Poza tym, udało się jej doprowadzić do ozdrowienia tej całej Hary, pierwszej niewdzięcznicy miasta, jak to często mawiała o niej Alaniel, jej matka, więc może jej działania nie są takie bezsensowne, jak mogłoby się na pozór uważać. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mogłabyś coś powiedzieć Kario? - Jasnowłosa elfka spostrzegła, że utkwione są w niej oczy obu kobiet. Musiała się zamyślić, kiedy ktoś ją o coś zapytał i nawet tego nie zauważyła. - Czy ty nas w ogóle słuchasz? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie byłabym z wami do końca szczera, jakbym nie zaprzeczyła – powiedziała w końcu, kurtuazyjnie dobierając słowa. - Przykro mi, ale trochę się zamyśliłam, o co chodzi? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Właśnie wpadłam na szalony pomysł, żebyśmy osobiście poszły do Vaerii się z nią rozprawić i podzieliłam się nim z twoją siostrą – odpowiedziała Hivarra z grymasem na twarzy. - Ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej ten pomysł wydaje mi się bez sensu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Inicjatywa księżniczki wydała się Karii naprawdę dziwna. Musiała rzeczywiście być już całą sytuacją porządnie przestraszona, inaczej nie ryzykowałaby swojej pozycji. Karia wiedziała jednak, że to może być jedyna taka okazja, by pozbyć się Vaerii, a oczywistym było, że jedynie razem mogą cokolwiek zrobić. I wtedy to zobaczyła... </div>
<div style="text-align: justify;">
Srebrne oczy Hivarry od samego początku wydawały jej się dziwnie znajome. Potrafiły przeszyć człowieka na wskroś i zamrozić na kość. Te oczy były jedyne w swoim rodzaju i nie sposób było ich pomylić z żadnymi innymi. Dlatego Hivarra musiała używać magii, by zmienić ich kolor, bo w przeciwnym razie te dwa srebrne błyski natychmiast wydałyby ją. To do niej należał mroczny wzrok. Karia nie pomyliłaby tych oczu z żadnymi innymi. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A więc chodźmy – zdołała wydukać Karia, wciąż wpatrując się w księżniczkę. Na szczęście Hivarra z przejęciem dyskutowała z Elena, próbując ustalić wszystkie szczegóły ataku na Vaerię i nie dostrzegła jej dziwnego zachowania. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Karia mogłaby zdmuchnąć ogień z ołtarza – dziewczyna usłyszała nagle swoje imię. - Wtedy Vaeria straciłaby swoje źródło, a ja i ty użyłybyśmy wody do obezwładnienia jej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Hivarra nie odpowiedziała. Utkwiła wzrok w przeciwległej ścianie, po czym wstała puchowego fotela, na którym siedziała i udała się w stronę jednej z komód. Grzebiąc przed pewien czas w szufladzie, wyjęła z niej mały czarny pierścień. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam lepszy pomysł. - Pełen pewności siebie uśmiech powrócił na jej twarz. - Vaeria strasznie tęskni za czasami sprzed panowania naszego ojca. Zaserwujmy jej więc odrobinę rozrywki z dawnej Mizurii. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przyjemne i kojące ciepło ujarzmionego płomienia rozchodziło się po ciele Marline, gdy unosiła wysoko ręce, kierując płomienie tam, gdzie chciała. Raz za razem wkładała dłonie do ołtarza, wyjmując z niego gorące płomyki, które nie raz parzyły ją w ręce, lecz szybko stygły pod wpływem jej spokojnego oddechu. Wtedy mogła je swobodnie kontrolować. </div>
<div style="text-align: justify;">
Odkąd Marline zamieszkała z Vaerią, nauczyła się wielu użytecznych sztuczek. Doskonale wiedziała, jak pokierować ogień tak, by się bronić przed napastnikami, ale potrafiła też atakować. Wiedziała, co trzeba zrobić, by ogień stał się dla niej przyjaznym przyjacielem i bezlitosnym zabójcą dla innych. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Szybko się uczysz. Mówiłam ci, że będzie z ciebie idealna arcykapłanka na moje miejsce. - Vaeria nagle pojawiła się w progu świątyni i Marline zastanawiała się, od jak dawna jest przez nią obserwowana. Była jej bardzo wdzięczna za rozpalenie tej wątłej iskierki magii, która kryła się w jej duszy w wielkie ognisko. </div>
<div style="text-align: justify;">
Niebieskowłosa dziewczyna westchnęła. Chociaż nauka szła jej bardzo dobrze, to nie była szczęśliwa. Tęskniła za Totamonem. Wiedziała, że dobrze robi, nie mówiąc nikomu prawdy. Vaeria wytłumaczyła jej, jak ważne jest to, co robią tu w świątyni i że chociaż książę musi cierpieć, to kiedy już przejmą w Mizurii władzę, uwolnią go. </div>
<div style="text-align: justify;">
Bardzo martwiła się też o Anirona. Do balu pozostał już tylko tydzień, a on wciąż nie czuł się najlepiej. Dziewczyna nie rozumiała, dlaczego zło zawsze atakuje dobrych ludzi. Najpierw choroba zmorzyła jej matkę, a teraz ta bestia zaatakowała Anirona. Dlaczego nie mogła pożreć Hivarry? Słona łza popłynęła po jej policzku. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dałaś mi tak wiele, lecz mimo to, nie jestem szczęśliwa. Nie potrafię cieszyć się z tego co mam. </div>
<div style="text-align: justify;">
Vaeria uśmiechnęła się posępnie. Wolnym krokiem podeszła do ołtarza, łopocząc szerokimi rękawami swej karmazynowej sukni i utkwiła wzrok w płomieniach. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ogień oczyszcza, Marline – powiedziała, chwytając ją za rękę i zbliżając do płomienia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marline syknęła z bólu, zaciskając kurczowo zęby, żeby nie krzyczeć. Skóra na jej dłoni poczerwieniała. Kiedy Vaeria trzymała ją za rękę, nie potrafiła ostudzić płomienia, żeby przestał ją patrzyć. Na ręku zaczęły pojawiać się wielkie bąble wypełnione płynem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zostaw ją, wariatko! - Nagły strumień zimnej wody kojąco podziałał na przypalone ciało. - Przyszłam wymierzyć ci sprawiedliwość. </div>
<div style="text-align: justify;">
Elane wyglądała na rozjuszoną. Włosy miała ciasno upięte w koczek na czubku głowy, wargi zaciśnięte, a zmarszczone brwi tworzyły dwie pionowe zmarszczki u podstawy nosa. Cieniutkie strumyczki wody sączyły się z jej palców, tworząc groźnie wyglądającą kulę uformowaną z wody. Nie zastanawiając się długo, elfka rzuciła swą bronią w kierunku arcykapłanki. </div>
<div style="text-align: justify;">
Vaeria zachwiała się i cofnęła. Myślała, że woda spłynie z nie, jak to zwykle z wodą bywa, lecz nic takiego się nie działo, kula podzieliła się na dwie mniejsze i szczelnie oplotła jej dłonie. Marline poczuła, że musi coś zrobić. Z dłońmi w wodzie, Vaeria nie była w stanie używać ognia. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przestań, Elane! - zawołała w stronę przyjaciółki. - Zawiść odebrała ci rozum, nie możesz mścić się na niewinnych ludziach, rozumiesz? - Niebieskowłosa nie zastanawiała się długo. Przyjaciółka, czy nie, musiała pomóc Vaerii. Odwróciła się w kierunku ołtarza i włożyła dłonie w płomienie. Przeszywający ból, ukojony wodnym opatrunkiem Elane, powrócił i nie chciał odstąpić. - Jeszcze chwilka – mówiła do siebie dziewczyna. Wiedziała, że już za moment wszystko powinno być w porządku, lecz nic takiego się nie działo. Nagle w jej oczach pojawiły się łzy, już wiedziała co się stało. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Znowu się spotykamy – Hivarra pojawiła się znikąd. Marline nie miała w sumie pojęcia, czy mówiła do niej, czy do Vaerii, lecz w tym momencie nie miało to znaczenia. Chciała jak najszybciej stąd uciec, wrócić do domu, ukryć się na swym ukochanym tarasie z kubkiem ciepłego kakao w dłoni, albo odnaleźć Totamona i przeprosić go za wszystko. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wodne kule wokół dłoni Vaerii zaczęły pokrywać się cieniutką warstewką lodu. Wyraźnie widać było, że Hivarra i Elane z trudem radzą sobie z pokonaniem jej. Marline wcale to nie dziwiło. Chwilę temu Vaeria jeszcze bardziej wzbogaciła swoją potęgę, dodają do niej jej własną, dopiero co odkrytą moc. Nie mogła uwierzyć, że kobieta, której ufała, którą uważała za nadzieję dla tego miasta ją zdradziła. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Musisz być silna, Marline – usłyszała w głowie głos Totamona. - Dla Anirona, dla twoich rodziców, dla nas wszystkich. - Nie wiedziała, w jaki sposób Totamonowi udało się z nią skontaktować, lecz zrozumiała, że nie mogła uciec. Musiała zostać przy Vaerii, jeżeli chciała ratować tych, na których jej zależało. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przestańcie ze mną walczyć! - wrzasnęła kapłanka, po czym jej oczy rozjarzyły się czerwonym blaskiem, a lód zaczął się gwałtownie roztapiać. Języki ognia niebezpiecznie wygięły się w jej stronę, jakby lgnęły do swej arcykapłanki. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wtedy nagły podmuch wiatru sprawił, że ogień zatańczył. Przez okrągły otwór w dachu wpadła Karia, sunąc na powietrznym dysku i miotając wokół siebie strumienie porywistego wiatru. Marline doszła do wniosku, że chyba zamierzała zdmuchnąć ogień, lecz wyraźnie miała z tym problemy. W końcu uformowała w dłoniach małe tornado i tchnęła je na ołtarz. Ogień wydawał się bezsilny wobec rozszalałego żywiołu, lecz szybko opanował całą trąbę powietrzną. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiesz, że powietrze podtrzymuje ogień? - Vaeria uśmiechała się kpiąco. - Myślałaś, że zdmuchniesz moje ognisko, a tylko je rozdmuchałaś. Dziękuję za pomoc! </div>
<div style="text-align: justify;">
W tym momencie lodowe skorupy przytrzymujące jej dłonie opadły i zmieniły się w dwie smętne kałuże. Vaeria wyciągnęła ręce do góry, uniosła ponad siebie gorące płomienie i skierowała je w kierunku Hivarry i Elane. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przestań! - zawołała Marline i wyciągnęła ręce przed siebie. Poczuła w palcach delikatne mrowienie. Ze szczelin między kamieniami posadzki uniosły się drobne ziarenka piasku i ustawiły się pomiędzy walczącymi kobietami. Gdy ogień do nich dotarł, zdążyły już uformować ścianę, ognisty atak arcykapłanki załamał się i opadł. </div>
<div style="text-align: justify;">
W tym momencie Karia, stojąca za nią, wykorzystała moment zdziwienia i nieuwagi Vaerii, atakując ją gwałtownym strumieniem powietrza i rzuciła ją o nowo powstałą ścianę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marline opadła na kolana. Czuła się wyczerpana po użyciu magii. Ziemia, wiedziała, że to nie mógł być ogień. Dopiero używając mocy ziemi, poczuła się naprawdę kompletna. Ale teraz była zbyt zmęczona, by o tym myśleć. Oczy same się jej zamykały. Nagle poczuła czyiś kojący dotyk. Wodny opatrunek ponownie wstąpił na jej oparzone ręce i dostarczył jej przyjemnego uczucia ulgi. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Byłaś niesamowita, Marline! - wyszeptała Elane. Aniron byłby z ciebie dumny. Wiesz, że on też jest czarodziejem ziemi? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzisz ten pierścień? - głos Hivarry dobiegał jakby z daleka. - Dostałam go od matki, twojej księżniczki. Zrobisz wszystko, co ci każę, bo inaczej wezwę Wielkiego Ducha, który cię zgładzi. Teraz się poddasz i odejdziesz z tego miasta. Jesteś wygnana. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marline pokiwała tylko głową w formie odpowiedzi na pytanie Elane. Była zbyt zmęczona, żeby mówić. Nie miała nawet siły otworzyć oczu, ale musiała. Miała jej jeszcze coś do powiedzenia, zanim straci przytomność. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Musze być blisko Vaerii – wyszeptała. - Jeszcze z nią nie skończyłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Karia siedziała pod magnoliowym drzewem, przypatrując się dużym różowym płatkom. Niedługo Bal Letni, więc Havion powinien niedługo przybyć. Dziewczyna zastanawiała się, jak świat zareaguje na wieść, że najstarsza i najmądrzejsza córka Alaniel wdała się w związek z człowiekiem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatnio coraz częściej o nim myślała. Poznali się całkiem przypadkiem. On mieszka w porcie niedaleko Ordis, a jego ojciec jest kapitanem okrętu. Przybył do miasta, bo miał znaleźć kilku rekrutów na marynarzy. Całkiem przypadkiem znalazł Karię, przechodzącą akurat przez dziedziniec. </div>
<div style="text-align: justify;">
Spędzili razem kilka niezwykłych dni, pośród zamieci zimowych miesięcy, po czym jej ukochany oświadczył, że musi wracać do domu, bo niedługo wypływa w kolejny rejs, ale odwiedzi ją, gdy tylko dobije do rodzinnego portu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Havion był niezwykłym mężczyzną. Wysoki i muskularny z ogorzałą od wiatru twarzą i śniadą cerą. Jego twarz porośnięta była czarnym, gęstym zarostem, co niesamowicie pociągało Karię. Włosy miał zawadiacko spięte w kucyk i wygolone po bokach. Tak, on będzie zdecydowanie największą atrakcją tegorocznego balu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Oczy obserwowały ją już od jakiegoś czasu. Karia przyszła w to miejsce specjalnie, bo to właśnie tu, mroczny wzrok nawiedził ją po raz pierwszy, więc liczyła, że znowu się z tym spotka. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Witaj Hivarro – powiedziała w końcu, spoglądając prosto w tajemnicze ślepia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Oczy otworzyły się szerzej ze zdziwienia, lecz szybko powróciły do swojego normalnego stanu. Po pełnej napięcia chwili, pojawiły się usta. Duże wargi pokryte były ciemnofioletową, błyszczącą szminką. To na pewno była ona, bo gdy były u niej z Elena, też miała ją na ustach. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Już dawno straciłam nadzieję, że przestaniesz panikować i zechcesz się ze mną porozumieć. - W tym momencie oczy stały się srebrne, tak jak być powinny. Księżniczka nie musiała się już maskować. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego podglądasz mnie od tak dawna? - zapytała Karia. Postanowiła sobie, że się nie rozpłacze. W końcu miała możliwość przezwyciężenia swojego strachu, dręczącego ją od wielu dni. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie chciałam cię skrzywdzić, ale musiałam jakoś się z tobą skontaktować, a to wydawało się najlepszym sposobem. Przynajmniej nikt nie będzie nas szpiegował ani o nic podejrzewał. Mamy wiele spraw do przedyskutowania. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego zatem nie mogłaś przyjść do mnie, albo porozmawiać, kiedy ja byłam u ciebie? Po co ta cała gra, po co to udawanie? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przyznam się, że straszenie cię sprawiło mi trochę przyjemności, ale prawda jest zdecydowanie bardziej brutalna. Jestem pod stałą obserwacją, Kario i tylko tak mogłam się z tobą skontaktować, żeby nie wzbudzić jego podejrzeń. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Kogo? - Karia była już porządnie zdenerwowana. Hivarra sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała, co mówi. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wielkiego Ducha. Ta istota polowała na ojca, lecz od kiedy pojawiłam się ja, próbuje wyeliminować też mnie. Błagam cię, pomóc mi Kario się z nim uporać... </div>
<div style="text-align: justify;">
W tym momencie oczy i usta zniknęły. Bez pożegnania i bez jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia. Karia rozejrzała się dookoła. Niedaleko stała stara bibliotekarka z uniesioną do góry ręką. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślę, że księżniczka Hivarra nie będzie już więcej zaprzątała ci głowy, panienko Kario. Chodź, mamy mnóstwo pracy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nigdzie z tobą nie pójdę! - Karia znowu nie wiedziała co się dzieje. Powinna była zabić tę kobietę, gdy tylko rozszyfrowała jej kłamstwa. - Wynoś się stąd, kiedy moja matka się dowie, zabije cię! </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zrobisz co ci każę, panienko Kario, jeżeli jeszcze chcesz zobaczyć swojego marynarza żywego.</div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-10483732725295167892015-11-21T19:12:00.001+01:002015-11-21T20:08:51.261+01:00Dobra Dusza - rozdział VII, cz. 1<div style="text-align: justify;">
Witajcie kochani! Jest już wieczór i pewnie myśleliście, że znowu się nie wyrobiłem, ale nic z tego! Nie mógłbym Wam tego uczynić dwa razy z rzędu. Zresztą, nie wybaczyłbym sobie, gdybyście musieli czekać na tak ważny rozdział! A dlaczego jest taki ważny? Zobaczcie sami! Myślę, że każdy będzie doskonale wiedział, o co mi chodziło, kiedy już go przeczyta. Zapraszam!</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Polecam też zajrzeć do <a href="http://indywidualnyliterat.blogspot.com/p/rabek-tajemnicy.html">Streszczenia</a>, bo minęło już trochę czasu od ostatniego rozdziału, a dzięki temu będziecie wiedzieli, co działo się wcześniej, nawet jeżeli zdążyliście w międzyczasie zapomnieć co i jak :D </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czemu nikt nie krzyczał, że na początku poprzedniego rozdziału nie było fragmentu z książki "Żywioły" Anturiona Fratelli, co? Teraz już sobie nie pozwolę na takie niedopatrzenie! :D</div>
<div style="text-align: justify;">
<a name='more'></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "courier new" , "courier" , monospace;">Woda widzi to, co ukryte. Potrafi współczuć i kochać prawdziwie wszystkich ludzi, chociaż często skrywa się pod oziębłą, lodową maską. Woda jest pełna sprzeczności i duchowej walki. Jest mądra i łagodna, lecz całym swoim sercem pragnie być inna. Często chce być Ogniem - tak odważna, wybuchowa i przebojowa jak on, lecz nigdy to się nie udaje. Wszystkie jej próby bycia kimś innym kończą się porażką, przez co Woda staje się jeszcze bardziej wycofana i samotna. Woda zdaje sobie sprawę ze swej wyjątkowości. Wie, że jej umysł jest nieprzebytym labiryntem, lecz nie czuje się pyszna z tego powodu. Współczuje sama sobie i cierpi. Nic nigdy nie przemija w jej myślach, gdyż tego się najbardziej boi - zapomnienia. Chociaż najbardziej płynna, pragnie być statyczna, jak ziemia. Chociaż ciężka, pragnie być lekka, jak powietrze i wreszcie chociaż łagodna, pragnie być ostra jak ogień. Woda nieustannie dąży do swojego wyimaginowanego ideału i nigdy nie pogodzi się z tym, że oczekuje niemożliwego. </span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: "courier new" , "courier" , monospace;">Anturion Fratelli - "Żywioły"</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Około północy, światła w mieście powoli zaczynały gasnąć. To wtedy stawało się najpiękniejsze: mieszkańcy spali, a wąskie uliczki spowijała błoga cisza. W takich chwilach można było najspokojniej w świecie przechadzać się alejami i podziwiać piękno Ordis, oświetlone jedynie przez blade światło ulicznych latarni.</div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon tęsknił za tamtym widokiem. Niegdyś często spacerował w nocy niedaleko pałacu Alaniel, bo jej córka, Elane, miała w zwyczaju dość późno kłaść się spać. Wdrapywał się wtedy na rozłożysty kasztanowiec, rosnący pod jej oknem i patrzył, co robi. Zwykle siedziała przy swojej toaletce i rozczesywała włosy, lecz nie raz zastał ją czytającą książkę, albo przeglądającą swoje suknie wiszące w szafie. Zawsze siedział tam przez kilka godzin, dopóki nie położyła się spać. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobranoc, Elane – powiedział cicho, ocierając ukradkiem łzę z policzka. Ona była daleko, a światła miasta niknęły w oddali.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wygnany książę Mizurii podniósł się z ziemi, na której siedział i westchnął, odwracając wzrok od swego rodzinnego miasta. Po raz pierwszy w życiu był tak daleko od domu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dom – rzekł. - Ty już nie masz domu, Totamonie. Nie masz rodziny i przyjaciół, zostałeś sam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie zabrał z pałacu zbyt wiele. Niedaleko paliło się ognisko, rozpalone z zebranych naprędce gałęzi, obok którego leżał cienki koc. Pod pobliskim drzewem stał niewielki plecak mieszczący cały dobytek księcia. Totamona nie bardzo obchodziło, co się z nim stanie. Od kilku dni nie miał nic w ustach, a sypiał po kilka godzin dziennie. Nieśmiertelność odmieniła jego ciało, ale nie można żyć tak w nieskończoność.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jego wygląd też postawiał wiele do życzenia. Swoje białe włosy miał spięte w kucyk, lecz pojedyncze kosmyki odstawały niesfornie na wszystkie strony. Na lewym policzku i rękach miał ślady zadrapań i cały był lekko pobrudzony. Strój też nosił już ślady uciążliwej wędrówki. Jedynie jego oczy były tak samo granatowe jak niegdyś, tak samo głębokie i przepełnione wielką duchową siłą. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Powinieneś w końcu przestać krążyć wokół miasta i zacząć w końcu to nowe życie, na które, chcąc nie chcąc, zostałeś skazany – powiedział sam do siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie miał jednak pojęcia dokąd iść. Chociaż znał sekret ojca, nie miał pojęcia, czy na świecie żyją jeszcze jacyś ludzie, którzy mogliby przyjąć go do swej społeczności. Zaśmiał się, kiedy o tym pomyślał. Marline czuła się taka skrzywdzona, że nie dopuszczono jej do wszystkich faktów, lecz on sam wiedział niewiele więcej od niej. Gavius nigdy nie mówił, co znajduje się poza Ordis i nikt z jego ludu nie śmiał opuścić granic miasta. </div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon też bał się być. Nieraz słyszał, jak ludzie przekazywali sobie szeptem informacje o zaginionych, którzy kilka dni później znajdowano na obrzeżach miasta, na wpół zjedzonych przez dzikie zwierzęta. Sam zresztą spotkał już kilka przedziwnych stworzeń o przerażających paszczach i ostrych pazurach, lecz zawsze w ostatnim momencie udało mu się je pokonać. Nie wiedział jednak, czy każda kolejna napotkana bestia nie okaże się jego ostatnią. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mimo wszystko, był jednak dość spokojny o swoje bezpieczeństwo. Nie był przecież pierwszym lepszym mężczyzną wygnanym do nawiedzonego lasu, tylko całkiem potężnym, nieśmiertelnym czarodziejem. Bardziej bał się o miasto, bo miał wrażenie, że opuszczając je, pozostawił Ordis całkowicie bez ochrony.</div>
<div style="text-align: justify;">
Czerwcowe noce są krótkie i ciepłe. Totamon odetchnął z ulgą, że nie wygnano go w listopadzie. Trochę szkoda, że nie doczekał upragnionego letniego balu. Miał iść z Elane, ona tak bardzo czekała na tę niezwykłą uroczystość. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Bal nie jest odpowiednim sposobem na celebrowanie wielkiego święta, jakim jest przesilenie letnie – powiedział do siebie, opierając ręce na biodrach. - To dzień chwały dobrych duchów lasu i ludzie powinni oddawać im tego dnia cześć, a nie się bawić i upijać winem do nieprzytomności.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wtem w jego umyśle pojawiła się idea, by celebrować to święto tak, jak powinno się to robić: kontemplując duchową energię i radując się obecnością dobrych duchów. Kompletnie nie miał jednak pojęcia, jak się do tego zabrać. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle mroki nocy rozświetliły dwa, żółte ślepia, mrugające do niego gdzieś zza pobliskich krzaków. Chłopak westchnął tylko i przyzywając swoją moc, w razie gdyby była nagle potrzebna, wyciągnął rękę w stronę zwierzęcia. Trzymał na niej kilka ziaren słonecznika, które wziął jeszcze z domu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chodź, nie zrobię ci krzywdy – powiedział do zwierzęcia. - Pewnie jesteś głodny, co?</div>
<div style="text-align: justify;">
W tym momencie, zwierz mrugnął swymi żółtymi oczami, po czym Totamon doszedł do wniosku, że potwór z całą pewnością robi się mniejszy. Oczy także przestały być żółte i stały się zupełnie normalne, czarniutkie jak u małego leśnego zwierzątka. Po chwili, zza krzaka nieśmiało wyszła mała, biała myszka, popiskując cichutko i rozglądając się nerwowo dookoła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzę, że ty boisz się mnie nawet bardziej, niż ja wcześniej ciebie! - zaśmiał się cicho, rzucając jej jedno ziarenko, które ta złapała w łapki i zjadła. - Pamiętaj jednak, że w każdej chwili możesz zmienić się w tego wielkiego potwora z żółtymi oczami, którym przed chwilą byłaś.</div>
<div style="text-align: justify;">
Myszka zjadła jeszcze dwa ziarenka, po czym zniknęła w zaroślach. Totamon połknął jedno ziarno, po czym położył się na kocu. Nie chciało mu się dokładać drewna do ogniska, więc wypaliło się, pozostawiając po sobie kilka żarzących się kawałków dębiny. Chłopak usiłował zasnąć, lecz jego głowa pełna była kłębiących się myśli. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak to możliwe, że ten drobny gest zamienił tego potwora w małą myszkę? Czyżby cały strach naszego ludu dało się rozwiać w tak prosty sposób? - zapytał, nie oczekując odpowiedzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Życie jest pełne niespodzianek – czuły głos dobiegał gdzieś z ciemności. - Zawsze powtarzałam twojemu ojcu, że nie potrzeba wiele, żeby świat poza miastem stał się dla niego bardziej przyjazny, lecz on nigdy nie chciał mnie słuchać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Minęło całe dwadzieścia lat, odkąd Totamon ostatni raz słyszał jej głos. Było to krótko przed narodzinami Anirona. Przypominał mu on dzieciństwo. Beztroskie czasy, gdy wraz z Hivarrą biegał po pałacowych korytarzach i oblewał ją wodą. Darienna zawsze się śmiała, gdy jej dzieci bawiły się razem. Tak dużo czasu minęło, odkąd Totamon po raz ostatni widział matkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odruchowo skierował swoją dłoń w stronę ogniska i wytrysnął w nie strumieniem wody. Zaklął pod nosem. Ciągle zapominał, że jego moc zamykała się w obrębie wody oraz kilku innych zdolności, jak na przykład telekineza. Ogień jednak zapłonął. To matka użyła swojej mocy, by wykrzesać do na nowo. </div>
<div style="text-align: justify;">
Oczy chłopaka rozbłysły, gdy ujrzał ją w świetle ogniska. Była tak samo piękna jak w dniu, gdy widział ją po raz ostatni. Ubrana była w zwiewną kremową szatę, połyskującą i mieniącą się w blasku ognia. Jej włosy były takie same jak jego, białe jak śnieg, a oczy szare niczym zimowy zmierzch. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzisz synu – zaczęła, patrząc Totamonowi w oczy. - Tutejsze zwierzęta mają prawo czuć się nieszczęśliwe, a złe duchy nadają im wtedy groźne postaci. Ja wcale im się nie dziwię. Odkąd Gavius zdobył Mizurię i ukrył Ageon wewnątrz pałacu, jego blask nie dociera już do lasu, który stał się mroczny i posępny.</div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon uśmiechnął się krzywo. Kto by pomyślał, że cały czas chodziło właśnie o to. Czyżby Vaeria miała rację? Na pewno jej intencje nie były na tak bardzo negatywne, jak wydaje się chociażby Karii. Może i na początku chciała dobrze, lecz żal za wyrządzone krzywdy i pragnienie zemsty na Gaviusie sprawiły, że stała się krwawa i bezwzględna. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale teraz światło powróciło – powiedział w końcu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem z ciebie taka dumna, synu. - Darienna uśmiechnęła się i pogłaskała Totamona po głowie. - Zawsze się bałam, że dzieci Gaviusa będą takie jak on. Tego najbardziej lękałam się przed śmiercią, że gdy mnie zabraknie, nie będzie nikogo, kto nauczy was, jak być dobrym. Całe szczęście, że nie potrafił użyć Ageonu. Dziękuję ci, że go nam przyniosłeś.</div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon zaniemówił i wytrzeszczył szeroko oczy. Nie miał pojęcia, skąd matka wiedziała, że zabrał kryształ z pałacu, ale nie zamierzał oddawać go duchom lasu. W sumie to sam prawie o nim zapomniał. Zabrał go już dawno, podstawiając na jego miejsce bezużyteczny, fioletowy kamień. To właśnie Ageonu użył, żeby uczynić siebie nieśmiertelnym. Teraz wszystko wydało mu się oczywiste. To dlatego potwory garnęły się do niego, a ten ostatni zmienił w małą mysz. Bo wyczuwały u niego moc kryształu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Musisz się spieszyć – rzekła, wstając z koca, na którym siedziała obok syna. - Ja muszę wracać do Zaświatów, ale miałam przekazać ci wiadomość, że Wielki Duch czeka na ciebie w lesie. Kiedy dasz jej Ageon, użyje jego mocy, by przywrócić pamięć mieszkańcom Ordis, a wtedy poprowadzi swą armię, by obalić władzę twego zbrodniczego ojca.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba chciałaś powiedzieć, że twej zbrodniczej córki. - Totamon nie wiedział już, co się dzieje. Wszystko działo się tak szybko. Taki natłok informacji w jednej chwili. - A zresztą, kim jest Wielki Duch?</div>
<div style="text-align: justify;">
Darienna uśmiechnęła się, jakby książę zapytał o coś całkowicie oczywistego i przewróciła oczami. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To bardzo potężna istota magiczna. Ageon kiedyś należał do niego i powinien mu zostać zwrócony. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale ja nie chcę mu pomagać! - wybuchnął w końcu Totamon. - Mam gdzieś to durne miasto i nieustanne walki o władzę. Myślisz, że tam jest tak cudownie? Vaeria porywa czarodziejów i odbiera im moc, Hivarra od lat manipuluje ojcem, a Karia knuje od kilku lat, byle by tylko zdobyć większe wpływy od ojca. Nie potrzebujemy kolejnej rewolucji. Moje wygnanie z miasta podobno powstrzymało jedną. Kogo będzie trzeba wygnać, żeby zapobiec kolejnej?</div>
<div style="text-align: justify;">
Książę odwrócił się od matki i zalewając ognisko strumieniem wody, zaczął biec przed siebie. Chciał uciec jak najdalej od niej, chociaż tak bardzo tęsknił za nią przez te dwadzieścia lat, nie był w stanie spełnić jej oczekiwań. Nie chciał tego. Łzy płynęły mu po policzkach. W pewnym momencie poczuł znużenie i oparłszy się o drzewo, osunął się na ziemię. </div>
<div style="text-align: justify;">
W lesie panowała cisza. Daleko na wschodzie widać było już pierwsze promienie słońca, przedzierające się przez gęstwinę liści. Nagle zobaczył białą mysz, siedzącą na kamieniu. Nie miał wątpliwości, że to ta sama, którą wcześniej nakarmił. Po krótkiej chwil myszka schowała się za kamieniem, lecz po minucie ponownie na niego weszła, zapiszczała i znów się schowała. Totamon zrozumiał, że namawia go, by za nią poszedł. </div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak wstał spod drzewa i włożył rękę do kieszeni. Kiedy wymacał, że Ageon wciąż spoczywa na swoim miejscu, odetchnął z ulgą i wskoczył na kamień, na którym wcześniej siedziała mysz i rozejrzał się dookoła. Dostrzegł ją dopiero po chwili. Stała po rozłożystym bukiem, na skraju dużej polany. Kiedy zdała sobie sprawę, że Totamon ją widzi, wbiegła na wilgotną od porannej rosy trawę, oświetlonej przez wschodzące słońce polany. </div>
<div style="text-align: justify;">
Cztery masywne postumenty, nagryzione zębem czasu i gęsto porośnięte bluszczem znajdowały się na środku. Na każdym z nich znajdowała się kamienna misa. Gdy Totamon podszedł bliżej, dostrzegł świetlistą wodę, nieustannie poruszającą się w pierwszej misie, grudę ziemi w drugiej, a w pozostałych płomień i kulę powietrza. Dopiero wtedy rozejrzał się dookoła i spostrzegł, że wokół polany znajduje się jeszcze kilka starych filarów, które zapewne podtrzymywały dawno nieistniejące sklepienie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To starożytna świątynia czterech żywiołów! - powiedział książę do siebie, po czym włożył rękę do misy z wodą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uczucie, które go ogarnęło, było niesamowite, jakby kojący chłód spływający z jego głowy na całe ciało. Znał magię wody i wiedział, że gdyby był zwyczajnym niemagicznym człowiekiem, w tym momencie posiadłby jej sekrety. Nie zastanawiając się długo, wziął do ręki grudę ziemi, i natychmiast poczuł glebę pod swymi stopami, a w nozdrza uderzył go aromat leśnych kwiatów.</div>
<div style="text-align: justify;">
Szybko odłożył ziemię i delikatnie wsadził palec w płomień tańczący w trzeciej misie. Poczuł, że niespodziewane gorąco rozrywa jego klatkę piersiową, lecz szybko zaczerpnął do jądra swego jestestwa i ukoił skołatane ciało. Serce waliło mu piersi jak oszalałe, gdy brał do ręki powietrzną kulę. Nagły podmuch wiatru uniósł go wysoko, ponad wierzchołki najwyższych drzew. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem czarodziejem! - zawołał pełen euforii. Wiatr już dawno ustał, lecz on, dzięki swojej magii wciąż szybował w powietrzu. W oddali widział Ordis, budzące się do życia po kolejnej nocy, a Las Duchów zdawał się nie mieć kresu. Jedynie na wschodzie widać było odległy brzeg Lazurowej Zatoki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon spłynął delikatnie na ziemię, do pradawnych ruin świątyni i wziął do ręki Ageon. Nie był już fioletowy, lecz mienił się wszystkimi kolorami tęczy. Chłopak uśmiechnął się promiennie i podniósł go do góry, zalewając kolorami całą polanę. Wszystkie nocne potwory, czające się na obrzeżach wychyliły się i zaczęły łapczywie chłoną uwolnione moce. Szybko przybrały naturalne postaci małych, leśnych zwierzątek. </div>
<div style="text-align: justify;">
Książę schował kryształ do kieszeni i wyciągnął przed siebie dłonie. Złączonymi mocami wszystkich czterech żywiołów wzniósł rozsypane dookoła kamienie, które na nowo utworzyły kolumny i sklepienie tego świętego miejsca. Dokonawszy tego szlachetnego dzieła, odwrócił się w kierunku Ordis i złożył ręce na piersi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Szykuj się na mój powrót, ojcze! - zawołał donośnym głosem, po czym roześmiał się w głos.</div>
</div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-22261054164913490932015-11-07T17:22:00.001+01:002015-11-07T17:22:16.074+01:00Dobra Dusza - rozdział VI, cz. 2<div style="text-align: justify;">
Miało dziś nie być rozdziału. Jeszcze dwie godziny temu nic nie było napisane i sądziłem, że na pewno nie zdążę. Ale się spiąłem i zdążyłem. Kończy się rozdział VI. Ten fragment może wydawać się dość krótki, ale naprawdę obfituje w wydarzenia oraz w informacje, dlatego bardzo proszę o zapoznanie się dzisiaj ze <a href="http://indywidualnyliterat.blogspot.com/p/rabek-tajemnicy.html">Streszczeniem</a>, żeby potem nie było kłopotów ani niepotrzebnego zastanawiania się o co chodzi... </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ogólnie, ta część nie jest może jakaś bardzo długa, ale stanowi pewną całość, dlatego uznałem, że nie ma już sensu otwierać nowych wątków. Ogólnie lubię ten rozdział, bo w końcu na dłużej pojawia się Aniron, którego uwielbiam prawie tak bardzo jak Totamona (w końcu to jego brat) oraz Hivarra prezentuje się z całkiem innej strony niż dotychczas. W sumie do tej pory znaliśmy ją tylko przez pryzmat jej relacji z ojcem oraz Marline. Tymczasem okazuje się, że potrafi być też zupełnie inną osobą dla tego, na kim jej zależy. </div>
<a name='more'></a><br /><br /><div style="text-align: justify;">
Hivarra czuła się ostatnio trochę nieswojo. Trudno było jej pogodzić się ze świadomością, że znienawidzona dziewczyna, która zna tyle jej sekretów, wciąż chodzi na wolności, ale na szczęście Marline nie puszczała pary z ust. Księżniczka wolała jednak dmuchać na zimne i wciąż szukała sposobu, żeby się jej pozbyć. I chociaż próbowała nawet ją nawet śledzić, to ona zawsze jest albo w świątyni Ognia, albo z którąś z sióstr Demagasper.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może ty rzucisz mi trochę światła na tę sprawę? - zwróciła się w końcu do Anirona, który, jak słyszała, zaprosił ją na bal. - Co ta mała z niebieskimi warkoczykami wyprawia?</div>
<div style="text-align: justify;">
Aniron westchnął głęboko. Cieszył się na spotkanie z siostrą, bo Hivarra zawsze przychodziła do niego, kiedy miała jakieś rozterki wewnętrzne. Chłopak wierzył, że gdzieś na dnie jej duszy, w najodleglejszym zakamarku serca wciąż tli się dobro. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba nie dziwisz się jej, że czuje się oszukana przez wszystkich? Została nowicjuszką w świątyni. Vaeria naucza ją, by została jej następczynią.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wolne żarty! - żachnęła się księżniczka. - To jest kompletnie bez sensu. Ona jest praworządna aż do obrzydliwości i ty twierdzisz, że tak bez najmniejszych oporów uczy się jak odbierać czarodziejom ich moc i jak palić swoich nowicjuszy na ołtarzu?</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak roześmiał się na te słowa. Był tak inny od swojego brata, jak to tylko było możliwe. Jego oczy były jak majowy zagajnik, zielone i roześmiane. Swoje jasne włosy przyciął ostatnio do ramion, przez co nawet ktoś, kto ich nie znał, potrafił ich bezproblemowo rozróżnić. Tak, Aniron idealnie pasował na narzeczonego Marline. Był dokładnie taki sam jak ona: naiwny, nudny i dobry do obrzydzenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Hivarra wolała go jednak znacznie bardziej od Totamona. Aniron przynajmniej rozumiał jak ważna jest rodzina. Nigdy nawet nie próbował wszczynać z nią wojny, mimo że do tej pory jeszcze nie zdarzyło się, żeby popierał jakieś jej działania. Przeważnie w takich przypadkach stosował te swoje rozmowy umoralniające, które jednak zupełnie nie obchodziły księżniczki. </div>
<div style="text-align: justify;">
Lodowa Pani i bez kazań brata wiedziała, że nie postępuje godziwie. Aniron nie potrafił jednak zrozumieć, że ona czuje się z tym całkiem dobrze, że nie potrzebuje nawrócenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Marline jest trochę zagubiona w tym wszystkim – zaczął Aniron, jak zwykle próbując jej bronić. Zresztą, on zawsze wszystkich bronił. - Niepotrzebnie wspominałaś jej o zakazanej historii. Vaeria wykorzystała ten fakt, żeby zdobyć jej zaufanie. Ona teraz twierdzi, że my wszyscy jesteśmy źli, bo okłamujemy lud Mizurii. Zdajesz sobie sprawę, jak długo musieliśmy ją przekonywać, że nie mieliśmy wpływu na to, co się stało? Mnie i dziewczynom ledwo co zaufała po tym wszystkim. A ty Hivarro, może zdradzisz mi w końcu w końcu, dlaczego nie powiedziałaś ojcu prawdy, tylko obciążyłaś Totamona?</div>
<div style="text-align: justify;">
Księżna zastanawiała się już, kiedy padnie to pytanie. Aniron bywał czasami doprawdy nieznośny. Ciągle ją tym dręczył i dręczył, jakby liczył, że dzięki temu odwoła swoje słowa, ale to absolutnie nie działa w taki sposób. </div>
<div style="text-align: justify;">
Hivarra wiedziała, że dźwiga na swoich barkach brzemię odpowiedzialności za bezpieczeństwo kraju. Aniron nie mógł tego zrozumieć, że czasami trzeba skupić się przede wszystkim na tym i zwykłą ludzką przyzwoitość zachować na później.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Fakt, zabawa Vaerii w najpotężniejszą czarodziejkę Ognia zaczyna już powoli wymykać się nam spod kontroli. Idąc twoim tokiem rozumowania, powinnam była wtedy potwierdzić słowa Totamona?</div>
<div style="text-align: justify;">
- No pewnie, już nawet nie biorąc pod uwagę tego, że to nasz brat, powinno się stawać zawsze po stronie prawdy. Prawda zawsze wychodzi na jaw. Jakkolwiek byś się starała nie zdołasz jej ukryć ani zmienić. Prawda zawsze zwycięża.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hivarra westchnęła głęboko słysząc te słowa. Wiedziała, że Aniron ma dużo racji i jego poglądy, chociaż bardzo sprawiedliwe, nie nadawały się do stosowania w codziennym życiu. Warto jest mieć zasady wedle których się postępuje, ale sprawdza się to tylko wtedy, gdy osoby z którymi się wojuje, także według tych zasad walczą. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak bardzo umiłowana przez ciebie prawda jest taka, że gdybym tak postąpiła, to Vaeria rozpętałaby piekło, zniszczyła pół pałacu i pozabijała nas wszystkich. Tobie się wydaje, Aniron, że w życiu wszystko jest białe albo czarne, ale trzeba patrzeć daleko i umieć dostrzegać to, co ukryte.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zbliżali się już powoli do apartamentów Anirona. Jego pokoje nie były w tej części pałacu, gdzie komnaty reszty rodziny. Najmłodszy syn Gaviusa od zawsze przesiadywał gdzieś nieopodal pałacowych ogrodów, gdzie posadzki wyściełane były zielonymi dywanami, a w żelaznych uchwytach wesoło płonęły pochodnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hivarra już dawno rozgryzła oznaczenia dywanowe znajdujące się w pałacu. W sumie to dość ciekawy pomysł, poprzedni król ciekawie to rozwiązał. Pałac oficjalny, czyli najważniejsza część mieszcząca salę tronową, wielki refektarz i kilka najważniejszych pomieszczeń zdobiło złoto obecne na dywanach oraz rzeźbach. Każdy kto wchodził do pałacu widział, że tutaj urzęduje król. Trochę dalej w głębi, w pobliżu wielkiego dziedzińca, głównej klatki schodowej i świątyni Ognia dominowała czerwień. Tutaj, w dolnym pałacu, wszędobylska była zieleń.</div>
<div style="text-align: justify;">
To miejsce najbardziej odstawało od reszty. Budynki były znacznie niższe, korytarze szersze, a zieleń zdawała się opanowywać wszystkie wolne zakamarki, wprost wkradać się przez okna. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Więc co jest ukryte w takim razie?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mamy już Ageonu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Książę zatrzymał się w pół kroku i wlepił w siostrę swe zielone oczy. Królowało w nich nieme przerażenie. Hivarra zawsze uważała za dość zabawne, że Aniron jako jeden z niewielu osób zdaje sobie sprawę z potęgi tego fioletowego kryształu, a tymczasem nawet nie próbuje go wykraść, w odróżnieniu od wszystkich innych, którzy z pożądaniem wpatrują się w niego, kiedy tkwi na swoim postumencie nad tronem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak... Dlaczego? - chłopak jąkał się i gubił w tym co mówi. - Kto mógł go ukraść? Ojciec wie?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie rozmawiajmy tutaj! - wycedziła dziewczyna przez zęby, chwytają brata pod ramie i ciągnąc w stronę jego pokojów. - Nie wiesz, że ściany mają uszy? W tym okropnym, pełnym kłamstw świecie nic nie jest tym, czym się wydaje. Nawet zwykła ściana może okazać się tajnym miejscem podsłuchowym.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy tylko znaleźli się w przytulnym saloniku z dużymi oknami wychodzącymi na niewielkie patio otoczone wysokimi jałowcami, wyraźnie odgrodzone od reszty ogrodów, oboje ze zmęczeniem opadli w głębokie fotele, dysząc ze zmęczenia. W bujnym żywopłocie coś szeleściło. Hivarra wyciągnęła lewą rękę w kierunku stojącego obok kominka kosza z polanami i dorzuciła kilka do kominka, wykorzystując do tego telekinetyczne umiejętności.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To tragiczne, że nawet do tak prozaicznych czynności używamy magii – zauważył Aniron, kręcąc głową z dezaprobatą. - Czy niedługo będziemy siedzieli całe życie w fotelach i zastąpimy wszystkie fizjologiczne czynności naszych organizmów reakcjami magicznymi?</div>
<div style="text-align: justify;">
Hivarra roześmiała się, szybko jednak przybrała poważną i lekko posępną minę dając tym bratu do zrozumienia, że najwyższy czas zacząć rozmawiać na temat, których ich tu przywiódł. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zacznę od samego początku, żebyś nie miał złudzeń, że sytuacja jest naprawdę poważna. Sam dobrze wiesz, że często wykorzystuję Ageon do swoich celów. Ojciec od dawna jest już w sumie tylko rośliną, która wykonuje moje polecenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie przesadzasz trochę przypadkiem? - wtrącił się książę, nie za bardzo dowierzając, że jego siostra dokonała czegoś takiego. - Chyba nie zniszczyłaś mu mózgu aż tak bardzo tymi swoimi zaklęciami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No może trochę tak. W każdym razie Ageon jest wszystkim, co mamy. To on daje nam nieśmiertelność i chociaż ojciec zawsze twierdził, że nadużywamy jego moc, to gdyby nie on, dzisiaj Ordis wciąż byłoby nędzną mieściną narażoną na nieustanne ataki z zewnątrz. Król Joven Fronij był idiotą, że nie doceniał jego możliwości.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Joven się bał. - Na twarz Anirona wstąpiło zamyślenie. - Ojciec nie zdążył się dowiedzieć dlaczego. Zabił go, zanim Joven powiedział mu, do czego tak naprawdę służy ten kryształ i jakie są jego możliwości. Wszystko co o nim wiemy, zdobyliśmy dzięki doświadczeniom.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hivarra westchnęła głęboko i ukryła twarz w dłoniach. Aniron zbliża się w swoim rozumowaniu do wniosków, które niedawno wysnuła. Do tej pory myślała, że to tylko jej wyobraźnia podsyła jej tak złowróżbne wizje.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Vaeria pochodzi ze starego królestwa. Zaklęcie ojca na nią nie podziałało. Wie jak użyć Ageonu i teraz on znalazł się w jej mocy. Co robić, Anironie? Błagam cię, powiedz mi, co my mamy teraz zrobić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Szmery, które dobiegały z ogrodu z każdą chwilą robiły się coraz głośniejsze i Aniron zaczął co jakiś czas zerkać w tę stronę. Najniższe gałęzie jednego z jałowców poruszały się niespokojnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przestań na to patrzeć, bo zorientuje się, że o nim wiesz – wyszeptała Hivarra bez poruszania ustami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak spojrzał tylko szybko na siostrę z przerażeniem i zaciekawieniem jednocześnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Też to zauważyłaś?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ta istota nie daje mi spokoju, odkąd tu weszłam bracie. Nie powinieneś dziś tu spać. Ogród nie jest już bezpieczny. Zupełnie zapomnieliśmy, że odkąd zabrakło Ageonu, przestały działać nasze czary obronne.</div>
<div style="text-align: justify;">
Aniron wstał z fotela i zaczął krzątać się po pokoju, zerkając do jakiś czas nerwowo w stronę ogrodu. Wszedł do sypialni i wyniósł z niej małą walizkę, którą miał już spakowaną, zapewne na wypadek, gdyby musiał szybko uciekać. Hivarra uśmiechnęła się z aprobatą, po czym sama wstała i skierowała się w stronę drzwi, dając bratu gestem do zrozumienia, żeby udał się za nią. </div>
<div style="text-align: justify;">
W tym momencie, tajemnicza istota wyszła z ukrycia, sprawnym ruchem rozchyliwszy gałęzie jałowca. Mały potwór był dość krępej budowy i cały pokryty czarnym futrem. Jego czerwone oczy jarzyły się w późnowiosennym zmierzchu, a ostre kły szczerzyły się do Anirona w posępnym uśmiechu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Szybko! - zawołała Hivarra i pobiegła w stronę drzwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
W tym samym czasie, stworzenie zerwało się i skoczyło w stronę okna, rozbijając je i rozpryskując szkło po całym saloniku. Hivarra wrzasnęła i wybiegła na korytarz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Aniron zatrzymał się w połowie drogi ucieczki i odłożył swoją walizeczkę na podłogę. I tak nie zdążyłby uciec przed czymś tak szybkim, więc postanowił walczyć. Wyciągnął dłonie przed siebie i zaczął wypowiadać niezbędne zaklęcia, wznosząc do góry obronną tarczę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Istota, gdy zauważyła co się dzieje, przeskoczyła ponad tworzącą się barierą i zatopiła zębiska w ramieniu księcia, rozpryskując jego krew po zielonym dywanie. Chłopak wypuścił tarczę z rąk i osunął się na kolana, mocno zaciskając powieki. Wolną ręką usiłował strzepnąć z siebie stwora, lecz wszystkie jego ruchy powodowały tylko, że wierzgał się i wbijał w jego skórę jeszcze bardziej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Potwór puścił jego ramię i skierował wzrok w stronę gardła. Jednak w chwili, gdy miał już przegryźć mu tchawicę, znieruchomiał i opadł bezwładnie na podłogę. Z tyłu stała Hivarra, wyciągając przed siebie dłonie w tym samym złowróżbnym geście, który wcześniej stosowała na Marline. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba go zabiłam – powiedziała, szybkim ruchem podchodząc do stwora i obracając go na plecy. Z kłów sączyły się powoli kropelki czarnej cieczy. - Zatruł cię, to monstrum było jadowite. Wezwę uzdrowicieli.</div>
<div style="text-align: justify;">
Aniron poczuł, że jego świadomość oddala się od pokoju, od Hivarry, Ageonu i wszystkich zmartwień, które pochłaniały go w ostatnim czasie. Zdążył jeszcze tylko spojrzeć na swoje ramię, które strasznie spuchło. Żyły zaprowadzą zatrutą krew do serca, a stamtąd rozejdzie się ona po całym ciele. Nie zostało mu dużo czasu. Ostatnie, co zapamiętał to roześmiana twarz Marline, dziewczyny, która zawróciła mu w głowie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdzie jesteś? - wyszeptał, po czym stracił przytomność.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hivarra zaklęła tylko i wzięła go na ręce, przebiwszy zapobiegawczo serce stwora ostrym soplem lodu. Nie było sensu czekać na uzdrowicieli. Jeżeli chciała, żeby wyzdrowiał, musiała sama się o to zatroszczyć i to jak najszybciej.</div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-27258517792870477022015-10-31T12:17:00.001+01:002015-11-21T20:16:35.920+01:00Dobra Dusza - rozdział VI, cz. 1<div style="text-align: justify;">
I znów ta sobota przyszła jakoś tak niespodziewanie. Boję się, że wkrótce zabraknie mi materiału do publikowania, ale mam nadzieję, że w międzyczasie zdążę coś jeszcze napisać. Bo musicie wiedzieć, że do tej pory ja publikowałem to, co miałem już napisane wcześniej, a teraz nieubłaganie dochodzimy do miejsca, gdzie będę musiał pisać tę historię już na bieżąco. Myślę jednak, że sobie poradzę, przecież mam dużo czasu. Będę musiał tylko trochę go wygospodarować. No, ale poradzę sobie! Zawsze sobie radzę...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No i teraz słuchajcie, jeżeli w przyszłą sobotę ma także pojawić się rozdział, to muszę go w tym tygodniu napisać, więc trzymajcie kciuki, żeby mi się udało, haha :D Ogólnie, to w tym fragmencie bardzo dużo się wyjaśnia, odnośnie przeszłości Ordis, jednak wciąż pozostaje wiele zagadek, w sumie pojawiają się też nowe. Zwróćcie uwagę, że po raz pierwszy pojawia się nazwisko Gaviusa, a co za tym idzie, także Totamona :D Poza tym, mam nadzieję, że zakończenie przypadnie Wam wszystkim do gustu ^^<br />
<a name='more'></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Lód od zawsze łączony był z Wodą i każdy, kto widział czarodzieja władającego tym żywiołem wiedział, że w rzeczywistości pochodzi on od Wody. Ale czy na drodze wieloletniego rozwoju i ewolucji, Lód nie uzyskał już przypadkiem pewnego rodzaju "niepodległości"? Przecież nawet cechy charakteru czarodziejów lodu są całkowicie inne od wodnych. Lodowi czarodzieje są bezwzględni, uparci, samotni i zimni. Zatracili swoją dalekowzroczność i wielopokoleniową mądrość, bo zaślepiła ich duma i po części zazdrość. No bo w końcu zawsze gdzieś tam na szczycie ich marzeń płonie Ogień. Jedyny wymarzony i niedościgniony. Lód tak naprawdę ma złamane serce i cierpi to, że nie może być kimś innym. Dopóki nie pogodzi się ze swoim losem, nie będzie w stanie się rozwinąć i opanować całej swojej mocy. </span><br />
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Anturion Fratelli - "Żywioły"</span></div>
<br />
Marline nie wiedziała, ile czasu już minęło, odkąd została sama. Vaeria dopiero minąwszy cały labirynt korytarzy, znalazła chwilkę czasu, żeby porozmawiać. Potem szybko wymknęła się na zwiady. </div>
<div style="text-align: justify;">
Właśnie dopalała się trzecia świeca, lecz mimo to, Marline wcale nie czuła zmęczenia. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, czego się dowiedziała. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wielka Mistyfikacja – powiedziała do siebie. - Nigdy nie spodziewałabym się, że nasz król ma tak wielką moc, żeby namieszać w głowach całemu swemu ludowi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie działało dokładnie tak, jak sobie wyobrażasz – rzekła wtedy Vaeria, słysząc jej reakcję. - Gavius po prostu rzucił wtedy zaklęcie, które było już wcześniej wymyślone i opracowane przez kogoś innego. Fakt, zużył na to ogromne pokłady energii, ale nie myśl, że oddziaływał z osobna na każdego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Najbardziej zadziwiający był fakt, że świat wcale nie był taki młody, jak mówił jej ojciec. W ręku ściskała starą, postrzępioną mapę, patrząc z ciekawością na odległe kraje i zastanawiając się, czy ich mieszkańcy wiedzą tak samo niewiele o Mizurii, jak ona o nich. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Gavius zabił naszego króla, Jovena i ożenił się z jego umiłowaną córką Darienną, a pamięć wszystkich mieszkańców została wyzerowana. - Tak brzmiały złowieszcze słowa arcykapłanki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline krytycznym okiem spojrzała na opasły tom, który pozostawiła jej czerwonowłosa. Na pewno nie zdąży teraz przeczytać całej tej książki, więc zamknęła ją z westchnieniem. Nie miała już więcej na nic siły. Położyła się na kanapie stojącej pod ścianą i zapadła w niespokojny sen. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nad głową Marline wirował fioletowy kryształ, wypełniając swym blaskiem salę tronową. Poza nim i nią samą pomieszczenie było puste. Na tronie nie było nikogo.</div>
<div style="text-align: justify;">
W pewnym momencie, zza uchylonych drzwi wyszedł zgarbiony, siwowłosy mężczyzna. Jego zapadnięte oczy świadczyły, że miał już swoje lata. Dyszał ciężko, jakby dopiero co był wystawiony na ogromny wysiłek. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Gavius Cartempus i jego czarodzieje zbliżają się do miasta! - zawołał w stronę dziewczyny. - Gdzie Dasjan i Darienna? Gdzie moje dzieci?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja śnię... - powiedziała cicho dziewczyna. - Król Joven nie żyje więc to musi być sen.</div>
<div style="text-align: justify;">
W pewnym momencie fioletowy blask Ageonu zniknął, a w sali tronowej rozległo się głośne jęknięcie króla. Wszystko zaczęło wirować jej przed oczami. Niespodziewane błyski, niczym błyskawice przemieszczające się między postaciami rozświetlały pomieszczenie tylko na ułamki sekundy, lecz Marline bez trudu rozpoznała króla Gaviusa.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyglądał znacznie młodziej. Jego platynowe blond włosy były krótsze, twarz pozbawiona zmarszczek, a granatowe oczy, takie same jak te Totamona, przepełnione były determinacją. W ręku ściskał Ageon. Widać było, że szala ewidentnie przechyla się na jego stronę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przestań głupcze! - zawołał stary władca, wznosząc do góry ręce i coraz mniej starannie formując tarczę. - Ageon jest niebezpieczny, zabijesz nas wszystkich!</div>
<div style="text-align: justify;">
W tej chwili z dłoni przyszłego króla wydobył się rozbłysk wyjątkowo silny, a twarz staruszka zastygła w niemym przerażeniu. Pomieszczenie zaczęło wirować. Światła na przemian zapalały się, to gasły. Jakieś głosy krzyczały czyjeś imiona, odległy szloch, krzyk gdzieś bardzo blisko...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Marline obudź się... - Ten głos dochodził gdzieś z zewnątrz. Był taki melodyjny. - Musimy stąd uciekać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna otworzyła powoli oczy i zaczęła przypominać sobie, co się stało. Była kryjówce Vaerii, zapewne nastała noc, więc się zdrzemnęła. Nie mogła pozbyć się ze świadomości snu, którego przed chwilą była świadkiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Totamon nas szuka. Pewnie myśli, że gdzieś cię tutaj przetrzymuję.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline prychnęła i z ociąganiem stanęła na nogi. Jeszcze kilka godzin temu wyszłaby na korytarz i zaczeła krzyczeć, żeby umożliwić księciu znalezienie ich. Teraz musiała przed nim uciekać. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Szkoda, że nie było okazji, żeby mu wszystko wytłumaczyć – rzekła, cicho zamykając za sobą drzwi pokoju i rzucając ostatnie tęskne spojrzenie na księgę. - Na pewno zrozumiałby, to mądry facet. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przecież on to wszystko wie – powiedziała dość głośnym szeptem kapłanka. - To jego ojciec jest odpowiedzialny za Wielką Mistyfikację. Mówiłaś nawet, że Hivarra się wydała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hivarra była stanowczo zbyt arogancka. Nie mogła zrozumieć, że nie każdy myśli tak, jak ona, dlatego za każdym razem zdradzała innym, jakie są motywy jej działań. Kilkakrotnie powiedziała o kilka słów za dużo, próbując zabić Marline. Każdy normalny człowiek za drugim razem nauczyłby się, że nie warto wtajemniczać potencjalne ofiary w poufne sprawy, ale nie ona. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Hivarra to idiotka. - Po policzku dziewczyny popłynęła łza. - Traktuje innych jak śmieci. Nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo potrafi ranić...</div>
<div style="text-align: justify;">
Vaeria położyła palec na usta, dając dziewczynie znak, żeby umilkła, po czym wychyliła się za róg. Wciąż miała na sobie swe czerwone, kapłańskie szaty, które z pewnością nie ułatwią im kamuflażu, gdy będą musiały się ukrywać. Z odległego korytarza dało się słyszeć kroki. Odważne, zdecydowane i regularne. Ten ktoś się nie skradał. Przemierzał lochy, by znaleźć i zgładzić. Marline spojrzała z przerażeniem na kapłankę, której usta bezgłośnie wypowiedziały imię „Totamon”. </div>
<div style="text-align: justify;">
Na ścianie pojawił się słabo wyraźny, poruszający się cień. Vaeria szybkim ruchem wepchnęła swą podopieczną do wnęki w ścianie, po czym sama wsunęła się do drugiej, po przeciwnej stronie korytarza. Jeśli osoba, która się zbliżała jest ślepa, na pewno ich nie zauważy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zgaś mu pochodnię – powiedziała Marline, poruszając tylko ustami i nie wydając z siebie dźwięku. Vaeria jednak chyba nie zrozumiała, albo nie potrafiła tego dokonać, bo spojrzała tylko na nią i odwróciła wzrok. Totamon był tuż za rogiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle światło rozlało się po niszach, w których skryły się obie kobiety i pełna gniewu twarz wychyliła się zza ściany. Totamon nie czekał, aż oczy Vaerii przyzwyczają się do nagłej jasności. Nie zastanawiając się długo, uniósł do góry dłonie i dość szybko uformował z nich dużą, wodną kulę, po czym cisnął nią w kapłankę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Uciekaj, Marline! - zawołał do wciąż skulonej w niszy dziewczyny. - Rozprawię się z nią i cię dogonię!</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczynie nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Kula wodna księcia jeszcze dręczyła arcykapłankę, więc Marline bała się, że zupełnie przypadkowo mogłaby dostać rykoszetem. Wolnym krokiem, przylegając plecami do ściany wycofała się za księcia, jednak bynajmniej nie zamierzała uciekać. Musiała coś zrobić, żeby uratować Vaerię. Ona jeszcze nie wiedziała, że Totamon jest nieśmiertelny – nawet z mocami, które zdobyła pokonanie go będzie trudne. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kapłanka nie czekała długo na możliwość odparcia ataku. Gdy tylko otrząsnęła się z pierwszego szoku, uniosła przed siebie lewą dłoń, rozpościerając przed sobą solidną magiczną tarczę. Drugą rękę wyciągnęła w kierunku chłopaka. Między jej palcami zatańczyły płomienie i wkrótce rozpędzone języki ognia zaczęły niczym pociski śmigać wokół jego sylwetki. Książę nie otwierał tarczy, najwyraźniej chciał mieć obie ręce wolne, więc tylko odpychał od siebie poszczególne ataki. Na jego dłoniach już zbierały się krople, gotowe uderzyć ze zdwojoną siłą.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Marline? - W pewnym momencie, dziewczyna usłyszała swoje imię wzywane gdzieś zza jej pleców. - Co ty tutaj robisz?</div>
<div style="text-align: justify;">
Elane pojawiła się znikąd i sprawiała wrażenie bardzo zdziwionej, że spotkała towarzystwo. Zresztą, nie była sama. Marline rozpoznała w jej gronie Karię i Sariel. Z tyłu stał też jakiś wyraźnie przestraszony i wymizerowany chłopak.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Uciekajcie stąd, sufit zaraz się zawali! - zawołała dziewczyna, nie odpowiadając na pytanie przyjaciółki. Odłamki zaklęć walczących coraz obficiej opadały na ściany, które wyglądały, jakby miały wkrótce się zapaść.</div>
<div style="text-align: justify;">
Elane chwyciła za rękę Sariel, która wyglądała okropnie, jakby nie jadła i nie spała od dobrych paru dni i pociągnęła ją do tyłu. Marline także za nimi podążyła, oglądając się przez ramię na walczącą parę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon i Vaeria zdążyli w międzyczasie się znacznie od siebie oddalić. Raz po raz rzucali w siebie magicznymi pociskami i wznosili do góry tarcze, lecz żadne z nich nie było w stanie zdobyć przewagi. Wszędzie słychać było syczenie parującej wody i cały tunel wypełniony był gorącą parą. Odłamki skały sypały się z sufitu i zaczęły tworzyć już małą kupkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle ogłuszający dźwięk wypełnił tunel i Marline ogarnął mrok. Ciężkie głazy toczyły się po posadzce a kurz i pył zajęli w powietrzu miejsce pary wodnej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiech nie schodził z twarzy Elane, chociaż wiedziała, że sytuacja jest poważna i tak naprawdę, nie ma się z czego cieszyć. Vaeria wzbogaciła swoją potęgę już nie tylko o moc braci Orellów, ale też o siłę Sariel, a jej siostra nie należała do najsłabszych. Mimo to, nie mogła opanować uśmiechu, kiedy widziała ich razem. Marro i Sariel, gdy tylko znaleźli się w domu sióstr, wpadli sobie w raniona i od kilkunastu minut szepcą coś sobie do ucha. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja tego tak nie zostawię, ona znieważyła rodzinę Demagasper! - jakby z daleka dało się słyszeć głos Karii. Elane otrząsnęła się z zamyślenia i wróciła do rzeczywistości. - Żądam, żebyś natychmiast udał się do tego swego ojca i doprowadził do pozbycia się tej czerwonej wiedźmy z pałacu!</div>
<div style="text-align: justify;">
Karia najwyraźniej bardzo szybko odzyskała swój temperament. Gdy tylko wszyscy znaleźli się w bezpiecznym miejscu, zaczęła wygłaszać swoje pretensje. Głównie do Totamona, niestety. Elane początkowo próbowała jakoś jej odpowiadać, w końcu nie podobało jej się zbytnio, że siostra naskakuje tak na niego, ale kiedy spostrzegła, że królewski syn niewiele sobie robi z jej gadania, dała sobie spokój. Po co ona ma przejmować się czymś, na co on sam nie zwracał najmniejszej uwagi?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Odpowiecie mi w końcu na moje pytania? - wtrąciła nagle Marline, siedząca do tej pory cicho. Elane pokręciła głową z dezaprobatą, wspominając jej zachowanie. Niewiele wystarczyło, żeby w ciągu dnia kompletnie zmieniła swoje poglądy. Kilka słów od podejrzanej, obcej jej kobiety, a ona już była wpatrzona w Vaerię jak w obrazek. - Chciałabym wiedzieć coś więcej o tym kłamstwie króla.</div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon spojrzał na nią tak, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. Chyba kompletnie nie miał ochoty teraz jej czegokolwiek tłumaczyć, zwłaszcza, że ona i tak stwierdzi, że wszyscy prócz Vaerii kłamią.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To skomplikowane, Marline – rzekł po chwili tonem, jakby zastanawiał się nad tym przez dość długi czas. - Musisz nam zaufać, musisz uwierzyć, że król nie chce dla nikogo źle. Gaviusowi zależy tylko na tym, żeby wszyscy byli szczęśliwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Karia prychnęła cicho, słysząc te słowa i rzuciła Totamonowi wyzywające spojrzenie, odgarnąwszy włosy z czoła. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Opowiedz jej historię podboju, chyba jest dość inteligentna, żeby zrozumieć takie sprawy. Zresztą Vaeria i twoja siostra z pewnością już ją wprowadziły w niektóre szczegóły – powiedziała jasnowłosa elfka do księcia. - Świat jest zły, pełen bólu i cierpienia. Nic nie jest takim, jakie się wydaje! - zawołała tubalnym głosem, dość dobrze naśladując ton i pełen pesymizmu i dramatyzmu ton Hivarry.</div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon nie odpowiedział. Rozejrzał się tylko po pokoju, nie zatrzymując nigdzie wzroku na dłużej, po czym wstał i nerwowym krokiem udał się w stronę drzwi. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Lepiej pójdę za nim – powiedziała Elane wstając i nie oglądając się Karię, wyszła za ukochanym. Na korytarzu słychać było jego kroki, dobiegające zza rogu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Totamon? - zawołała w tamtą stronę, po czym odgłos kroków nagle ustał. - Co się tobą dzieje?</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy Elane skręciła w jego stronę, stał zwrócony do niej plecami. Podeszła więc cicho i objęła go delikatnie w pasie, opierając swoją głowę na jego ramieniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś taki nieobecny. Tak bardzo martwisz się zagrożeniem ze strony Vaerii?</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak ściągnął ręce Elane ze swojego brzucha i obrócił się do niej twarzą. W jego oczach brakowało dawnego zapału, brakowało tego wigoru, który tak bardzo u niego kochała. Na wzburzonym morzu jego oczu tym razem nie było wiatru.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdy tylko pojawię się z pałacu, ojciec wygna mnie ze swojego królestwa. Zostanę nędznym banitą, zarabiającym na życie wykonując magiczne sztuczki ku uciesze gawiedzi. - Wypowiedzenie tych słów pozbawiło go resztek pozytywnej energii. - Vaeria na pewno udała się już do króla z oskarżeniami, że to ja porywałem i odbierałem moc czarodziejom żywiołu Ognia, że próbowałem dopaść też ją, lecz to mi się nie udało. Do tego Hivarra potwierdzi każde jej słowo, dodając, że od dawna domyślała się mojej zdrady.</div>
<div style="text-align: justify;">
Elane zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go. Po policzku popłynęła jej łza. Totamon uniósł rękę by ją otrzeć, po czym odwzajemnił pocałunek. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie pozwolę im cię skrzywdzić. Wstawimy się za tobą. Pójdziemy wszyscy do króla i opowiemy mu jak było. Na pewno nam uwierzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ojciec zrobi to, co powie mu Hivarra. Jeśli się wychylicie przed szereg, to wygna was wraz ze mną. - Elane już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, lecz Totamon ją ubiegł. - Nie mogę zabrać was ze sobą. Musicie zostać tutaj i pilnować Vaerii, by w razie czego stawić jej opór. Miej też oko na Marline, to tak głupia i naiwna dziewczyna.</div>
<div style="text-align: justify;">
Elane chwyciła Totamona za rękę i pociągnęła w stronę pobliskiego pokoju. Książę chyba zrozumiał jej intencję, bo zamykając za sobą drzwi, przekręcił klucz w zamku. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Skoro mamy się rozstać na pewien czas, powinniśmy wykorzystać te chwile, które nam pozostały – rzekła dziewczyna, uśmiechając się zaczepnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
W pokoju, ku uldze Elane nikt nie mieszkał. Była to jedna z gościnnych sypialni w ich domu, obecnie stała jednak pusta, więc mogli mieć ją dla siebie na tę noc. Centralne miejsce pomieszczenia zajmowało wielkie łoże z kolumienkami i czerwono-złotymi, aksamitnymi zasłonami. W roku obok okna stała zgrabna toaletka, a koło drzwi wyściełane złotym pluszem fotele. </div>
<div style="text-align: justify;">
Elane rzuciła się chłopakowi na szyję, składając na jego ustach i policzkach serię namiętnych pocałunków. Jej ręka powoli powędrowała ku masywnej srebrnej klamrze, która spinała poły jego czarnej peleryny i odpięła ją, zrzucając materiał na podłogę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Był najpiękniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała. Jego silne, muskularne ramiona objęły ją delikatnie w talii, kiedy kładli się na łóżku. Nagle poczuła, że muska ją dłońmi po plecach, szukając rozpięcia sukni, więc sama także zwróciła się w stronę guzików jego koszuli. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Kocham cię – wyszeptał książę, zsuwając z niej powoli niebieską, koronkową sukienkę. Elane zadrżała z rozkoszy, gdy spokojnie przesuwał swoją dłoń wzdłuż jej ciała, czule muskając piersi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon zerwał z siebie koszulę i skierował usta w kierunku jej szyi, obsypując ją pocałunkami. Powoli schodził coraz niżej mrucząc niskim, gardłowym głosem. Elane włożyła mu ręce we włosy i zdjęła gumkę spinającą jego kucyk. Zatopiła się w jego białych i miękkich niczym jedwab włosach. </div>
<div style="text-align: justify;">
Białowłosy włożył swoją rękę między jej uda i rozchylił je delikatnie, zsuwając jednocześnie spodnie z bioder. Klękając na kolanach, po raz pierwszy w swoim życiu połączył się z Elane w miłosnym uniesieniu.</div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-75183594694312871572015-10-24T13:49:00.000+02:002015-10-24T13:49:21.523+02:00Dobra Dusza - rozdział V, cz. 2<div style="text-align: justify;">
Czy dziś sobota? Kurczę, jak ten czas szybko leci... </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No dobra, dzisiaj druga połowa piątego rozdziału, który uważam za pewnego rodzaju przełom w tej historii. Fabuła jest już rozkręcona na dobre, wszystkie postaci już chyba mniej więcej kojarzycie, więc można powiedzieć, że wstęp to my mamy już za sobą. Poza tym, uważam tę drugą połowę piątego rozdziału za dość zabawną: to co wyrabia Marline to chwilami zadziwia nawet mnie, zresztą Karia to też dość zabawna bestyjka :D<a name='more'></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie ruszaj głową, bo mogę cię niechcący skaleczyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Karia drżała, kiedy kobieta wykonywała obrys jej ciała ostrym nożem na desce, na której leżała. Praktycznie wcale jej nie znała, równie dobrze mogłaby teraz przebić ją tym nożem i szybko w ten sposób uśmiercić. Dziewczyna wątpiła już, że kiedykolwiek uda jej się pozbyć Mrocznego Wzroku. Próbowały już trzeci raz i chociaż kobieta zapewniała, że tym razem na pewno się uda, to Karia zaczynała tracić już nadzieję. Co prawda powiedziała już Sariel, że problem został zażegnany, żeby siostra nie martwiła się na darmo, ale nie była to do końca prawda. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna nie wiedziała nawet, kim jest stara kobieta. Na pewno była pewna, że nie była bibliotekarką, jak sądziła na początku. Podpytała kogo trzeba i dowiedziała się, że matka nigdy nie zatrudniała nikogo na tym stanowisku. Kobieta najwyraźniej usiłowała jej pomóc, więc elfka nie obnosiła się z tym, że zna jej sekret.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Możesz wstać, panienko Kario.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna delikatnie podniosła się z deski i spojrzała na obrys swojego ciała. Zgodnie ze słowami kobiety, należało teraz nakreślić wewnątrz obrysu kilka magicznych symboli i okadzić czar jakimś dymiącym zielskiem. To podobno odwróci od niej oczy i skieruje na deskę. Potem trzeba będzie szybko ją spalić, zanim właściciel oczu zdąży się zorientować co się dzieje. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, bezwzględny obserwator poniewczasie zorientuje się, że został oszukany i oślepnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy to zaklęcie się kiedykolwiek udało? - zapytała w końcu Karia, nie kryjąc niecierpliwości. Stara wiedźma wydawała się jej coraz bardziej podejrzana.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Owszem, ale powinno odnieść skutki nawet, kiedy nie wyjdzie. - Staruszka wzięła do kościstej ręki kredę i pewnym ruchem nakreśliła kilka zawijasów mrucząc coś do siebie pod nosem. - Próbujemy już trzeci raz. Jeśli właściciel oczy ucieknie przed tym zaklęciem po raz kolejny, to powinien już więcej nie próbować. Mówiłam ci, panienko Kario, że taka nieoczekiwana ewakuacja wymaga ogromnych pokładów energii. Twój sprzeciw da mu do zrozumienia, że gra nie jest warta świeczki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Karia obserwowała, jak kobieta bierze do ręki wiązkę suszonych roślin i zapala ją sprawnym zaklęciem. Pomieszczenie wypełniło się dymem. Dziewczyna poczuła się trochę nieswojo. Były w piwnicy, gdyby teraz fałszywa bibliotekarka postanowiła ją zaatakować, nie miałaby szans na ucieczkę, a te poczerniałe od wilgoci ściany, wytarta kamienna posadzka i brudny, zalepiony pajęczynami sufit zostanie jej grobowcem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Kim tak naprawdę jesteś? - odważyła się w końcu zapytać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Staruszka na moment podniosła wzrok znad deski i spojrzała Karii w oczy. W jej spojrzeniu czaiła się delikatna nutka uśpionej siły. Oczy na moment przestały należeć do staruszki. Były młode i pełne życia, lecz szybko wróciły d dawnego wyglądu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A czy to ważne, Kario? Chyba najbardziej liczy się to, że ci pomagam, nie? - rzekła kobieta beznamiętnym tonem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Elfka przewróciła tylko oczami i westchnęła głęboko. Spodziewała się takiej wymijającej odpowiedzi, ale oczekiwała też, że staruszka chociaż w pewnym stopniu wykaże podziw, albo chociaż strach, że Karia zdołała ją przejrzeć. Jej obojętność budziła przerażenie. Dziewczyna obserwowała, jak bibliotekarka zapala deskę z zaklęciami, po czym odwróciła się i bez słowa wyszła z pomieszczenia. Wiedziała, że nie będzie już do niczego więcej potrzebna, a czuła się nieswojo w jej towarzystwie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Karia martwiła się trochę o Sariel, bo nie widziała jej od kilku dni. I chociaż normalnie nie wzbudziłoby to w niej za grosz niepokoju, to tym razem sytuacja wyglądała inaczej. No bo przecież nie mogła wymknąć się nigdzie z Marro. Zapewne zapuściła się w jakąś paskudną okolicę, poszukując go i teraz zgubiła się i nie może wrócić. Ale w końcu jej siostra była czarodziejką. Po to znała magię, by z niej korzystać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna przypomniała dawne lekcje magii, które przeprowadzała dla nich matka. Była jej wdzięczna, że nie zostały nigdzie wysłane na wychowanie i naukę, lecz z drugiej strony żałowała, że nie miały przez to dostępu do wielu ważnych aspektów swojej mocy. Karia jednak doskonale znała zakres swoich możliwości i na własną rękę opanowała pewne tajniki. Uśmiechnęła się na myśl, że chowa jeszcze niejednego asa. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy wyszła z piwnicy, natrafiła na małe zamieszanie. Grupka służących krzątała się wokół sofy stojącej w holu, kompletnie zasłaniając tego, kto na niej siedział. Pewnie ktoś zemdlał, zapewne matka, sądząc po ich zaangażowaniu. Podbiegła w tamtą stronę i zaczęła przepychać się między nimi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Panienka Karia! - rozległ się czyiś podekscytowany głos i wszyscy posługujący rozstąpili się spuszczając wzrok.</div>
<div style="text-align: justify;">
Osobnik siedzący na sofie na pewno nie był matką. Karia wątpiła, że mógł być kimkolwiek znaczącym. Ludzie z wyższych sfer nie wyglądają w ten sposób. Nie noszą brudnych, wystrzępionych ubrań, z których trudno było wywnioskować nawet kolor, nie mają takich skołtunionych włosów i wychudzonej sylwetki. To na pewno jakiś żebrak, tylko dlaczego służący tak koło niego skaczą?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co tu jest grane? - zapytała z konsternacją, opierając ręce na biodrach. - Kim jest ten człowiek i dlaczego jego pojawienie się tutaj oderwało was od pracy?</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak, który nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat, podniósł w tym momencie wzrok, spojrzał na elfkę i uśmiechnął się posępnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ślicznie dziś wyglądasz Kario. Zastałem Sariel? - Jego głos był ochrypnięty, lecz dziewczyna od razu go rozpoznała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Marro Orell – wyszeptała, otwierając szeroko oczy. - Podajcie mu coś do jedzenia i kubek wody. Najlepiej dla mnie też, bo z tego wszystkiego zachciało mi się pić. Szybko! Marro, musisz się wykąpać i dostać czyste ubranie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak wziął kubek w drżące dłonie i wypił duszkiem jego zawartość. Wyglądał, jakby nie miał nic w ustach od wielu dni. Karia nie zastanawiając się długo, przerzuciła jego ramię przez swoją szyję i nie zważając na przerażonych tą sytuacją i próbujących samemu wziąć go na swoje ramiona służących, zaprowadziła do łaźni. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam nadzieję, że nie jesteś ranny? - zapytała, rozpinając jego koszulę. - Ktokolwiek cię porwał, zapłaci za to. Powiedz Marro, dlaczego przyszedłeś tutaj, a nie do siebie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna nie odpowiedział od razu. Spojrzał z zażenowaniem na Karię, która chyba zrozumiała jego intencje i chichocząc wycofała się za wysoki parawan. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Straciłem Rubena i moją moc. Ojciec mnie zabije. - Karia zbladła z przerażenia. Tajemniczy oprawca z pewnością jest silniejszy, niż elfka początkowo sądziła. Orellowie to ważni ludzie, z którymi nie zadziera się ot tak. - To była Vaeria. Kario, trzeba ostrzec króla.</div>
<div style="text-align: justify;">
Plusk wody zdradził dziewczynie, że chłopak wyszedł już z balii. Po chwili ujrzała go, opatulonego szczelnie szlafrokiem. Na pewno od razu wyglądał lepiej, ale wciąż był dość mizerny. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiesz mi w końcu, gdzie jest Sariel, czy zamierzasz długo mnie tak wodzić za nos?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślałam, że poszła cię szukać. Nie mam pojęcia gdzie jest, nie widziałam jej od kilku dni. Może Elane... - Nagle zakręciło się jej w głowie i zachwiała się delikatnie na nogach. - Przepraszam. Nie wiem co się ze mną dzieje.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marro, patrzył raz na Karię, raz w stronę drzwi, zastanawiając się zapewne, czy powinien zostać z nią, czy wybiec i poszukać Sariel lub ewentualnie Elane. W końcu, po chwilowym namyśle chwycił jasnowłosą elfkę za rękę i wyciągnął na korytarz. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie biegnijmy tak szybko, źle się czuję! - wołała dziewczyna, wyciągając przed siebie wolną rękę, gotowa zamortyzować ewentualny upadek. - Musimy iść do Elane.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak chyba zgodził się z Karią, bo nic nie powiedział. Co innego mogliby teraz zrobić? Skoro arcykapłanka porywa czarodziejów, aby przejąć ich moc, trzeba o tym niezwłocznie poinformować Elane. Powinna wiedzieć, że w pałacu jest teraz niebezpiecznie, a zresztą będzie mogła zaangażować Totamona do pomocy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli Vaeria porwała Sariel, to wsparcie księcia będzie nieocenione. Karia czuła rozpierającą ją dumę, że udało się jej zachować zimną krew w tak kryzysowej sytuacji, jednakże dotarcie do komnaty Elane uniemożliwiło jej dalsze upajanie się swoim sukcesem. Nie czekając na zaproszenie, zdecydowanym ruchem otworzyła drzwi i rzuciła się na stojącą pod ścianą sofę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co tu się wyprawia? - Elane wychyliła się zza roku i spojrzała na dyszącą na sofie siostrę i chłopaka w szlafroku.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Widziałaś gdzieś Sariel? - zapytał Marro, nie wyjaśniając jej dziwnej sytuacji.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, od jakiegoś czasu nie miałam z nią kontaktu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak osunął się na sofę obok Karii i schował twarz w dłoniach. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Na pewno Vaeria ją dorwała! - zawołał w końcu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Karia poczuła, że dochodzi powoli do siebie. Kiedy chwila osłabienia minęła, wyprostowała się i spojrzała na czarnowłosą. Ta sytuacja wprawiła ją w rozbawienie. Elane stała z założonymi rękoma, nie wiedząc, co się dzieje, Marro siedział obok w samym szlafroku z twarzą ukrytą w dłoniach, a ona sama przed chwilą dusiła się na kanapie. Dziewczyna poczuła, że nadeszła najwyższa pora, by wkroczyć do akcji. Wstała delikatnie i wygładziła bluzkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie rób problemu, Marro. Uratujemy Sariel. Nie tylko tobie na niej zależy. Musimy tylko się zastanowić, przedyskutować sprawę i podjąć mądrą decyzję.</div>
<div style="text-align: justify;">
Elane prychnęła z pogardą i wróciła do stolika, przy którym siedziała zanim przyszli. Chwyciła do ręki kartkę papieru i złożyła ją na pół, po czym zabrała się za porządkowanie przyborów do pisania.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mów, słucham cię – powiedziała szybko, widząc minę siostry. - Pomyślałam po prostu, że skorzystam z okazji i skończę to, co robiłam, kiedy będziesz podejmowała decyzję, bo znając ciebie, nie wrócę do tego zbyt szybko.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marro podniósł twarz i otarł ukradkiem łzę. Opatulił się szczelniej szlafrokiem, jakby dopiero co zdał sobie sprawę z tego, że siedzi praktycznie nago w towarzystwie dwóch starszych od siebie dziewczyn. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Uporządkujmy fakty. - Karia podeszła do stolika siostry, po czym wyrwała jej z ręki ołówek i kartkę papieru. - Marro i jego brat zostali porwani przez arcykapłankę Vaerię – zaczęła pisać. - On uciekł – wskazała na Marro. - Jego bratu się nie udało. Sariel poszła go szukać i nie wróciła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Decyduj się szybciej! - wrzasnął w pewnym momencie Marro. - Nie mamy czasu na przeciąganie tej dyskusji w nieskończoność! Musimy pędzić do pałacu!</div>
<div style="text-align: justify;">
Karia westchnęła i spojrzała na swoje notatki. Sytuacja była beznadziejna, a oni kompletnie nie wiedzieli co robić. Przynajmniej nie podjęli żadnych pochopnych decyzji, które na pewno miałyby miejsce, gdyby nie jej pomoc. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Idziemy do pałacu! - zawołała nagle Elane i wstała z miejsca, na którym siedziała. - Opowiecie mi resztę tej historii po drodze, a potem jeszcze raz przed królem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Karia wstała i pomimo nagłego zawrotu głowy poszła za siostrą. Zastanawiała się, co się z nią dzieje. Nigdy dotąd nie czuła się tak osłabiona. Że też coś takiego musiało nadejść teraz, kiedy była najbardziej potrzebna. Schodząc ze schodów, potknęła się i wpadła na idącego przed nią Marro. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam, nie wiem, dlaczego jestem taka osłabiona – powiedziała i chwyciła Elane pod ramię. Miała nadzieję, że nie zemdleje przed suwerenem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ciekawe, czy jakbym teraz natknęła się na Hivarrę, to mogłabym mówić o szczęściu czy o pechu? - zapytała Marline samą siebie, idąc przez pusty korytarz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Od razu po wyjściu od Totamona wiedziała, że decyzja o rozmowie z arcykapłanką była błędem. Przecież nawet jej nie znała i miała pójść do niej, aby przekonać ją do dobrowolnego poddania się? I może jeszcze do zwrócenia odebranej mocy? </div>
<div style="text-align: justify;">
Ale trzeba było coś z nią zrobić, inaczej nieustannie rosłaby w siłę i w końcu otwarcie zaatakowała koronę. Z drugiej strony, nie mogła pozwolić sobie na taki krok. Jakiekolwiek publiczne oskarżenia dostarczyłyby jej tylko niechcianych kłopotów. Totamon powiedział, że przekonała już do swojej ideologii całe tłumy wyznawców. Oni na pewno broniliby jej, gdyby ktoś odważył się jej przeciwstawić.</div>
<div style="text-align: justify;">
A cóż mogła zrobić Marline? Nie była nawet czarodziejką, żeby móc się mierzyć z kimś takim jak ona. Jedyne, na co mogła liczyć to szczera rozmowa i chęć wywołania u niej skruchy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dotarła w końcu na miejsce. Wyjątkowo nie było tu zbyt tłoczno. Dziewczyna spojrzała na wiszący w pałacowym holu zegar i stwierdziła, że to na pewno z powodu późnej pory. Trochę się zasiedziała u Totamona. W każdym razie, przynajmniej nie będzie niepotrzebnych świadków.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Witaj Marline. - Głos miała zupełnie inny, niż dziewczyna się spodziewała. Liczyła na coś zdecydowanie bardziej skrzekliwego i złowieszczego, a tu zabrzmiały w jej uszach delikatne i aksamitne dźwięki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna spojrzała w kierunku, z którego dochodził głos. Czerwonowłosa kobieta siedziała na ławeczce pod ścianą i uśmiechała się, a jasne języki ognia tańczyły po ołtarzu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skąd wiesz, kim jestem? - zapytała, zapominając o przywitaniu się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dużo o tobie słyszałam, kochanie. - Kobieta wstała ze swojego miejsca i zbliżyła się do dziewczyny. Szeleszcząc czerwoną szatą, położyła jej dłoń na ramieniu. - Tu, w świątyni Ognia tak silne i pewne siebie kobiety, które walczą o prawdę i swoich najbliższych są niezwykle cenione. Przed tobą świetlana przyszłość. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marline szybkim ruchem zrzuciła jej rękę ze swojego ramienia i spojrzała na Vaerię z nieskrywanym gniewem. Wręcz kipiała złością, co było u niej stanem dość niezwykłym, ale kiedy pomyślała sobie, ile zła uczyniła ta kobieta, nie mogła zachowywać się inaczej. Zwłaszcza, że teraz próbuję ją omamić słodkimi słówkami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś perfidną kobietą, Vaerio – zaczęła, cofając się w stronę ołtarza. - Zabijasz niewinnych, spiskujesz przeciwko królowi, a także odbierasz moc czarodziejom. Brzydzę się tobą i twoimi płomieniami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Arcykapłanka uśmiechnęła się serdecznie, co jeszcze bardziej rozjuszyło Marline. Dziewczyna nie wiedziała, skąd nagle u niej tyle energii do stawiania jej czoła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś pewna, że nie chciałabyś zostać kapłanką, Marline? Twój podły charakterek wskazuje, że nadawałabyś się idealnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle dziewczyna zatrzymała się i uderzyła ją w twarz. Kapłanka położyła dłoń na swoim policzku, a w jej oczach zatańczyła złość. Marline nie dawała jednak za wygraną. Szybkim ruchem chwyciła ją za rękę i pociągnęła w kierunku ołtarza.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co robisz, chcesz mnie spalić? - zawyła kobieta, cofając się przed gorejącym płomieniem. Marline uśmiechnęła się ironicznie na myśl, ogień rani Vaerię. Totamon wspomniał jej, że jest na to uodporniona.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chcę, żebyś odpokutowała za swoje winy! - zawołała dziewczyna i z całej siły pchnęła ją w ogień. Kobiecie w ostatniej chwili udało się przesunąć trochę dalej o znalazła się kilka cali od najgorszego żaru.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja tylko chciałam, żeby wszyscy byli szczęśliwi! To dlatego uratowałam cię wtedy przed czarami Hivarry. Chciałam, żebyśmy mogli żyć w kraju wolnym od kłamstwa!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Szczęśliwi pod twoim panowaniem? Zapewniam cię, że nikogo już... - nagle głos ugrzązł dziewczynie w gardle i otworzyła szeroko oczy. Uścisk zelżał i arcykapłanka w mgnieniu oka znalazła się na posadzce i otrzepywała z popiołu swą czerwoną szatę. - To ty mnie wtedy uratowałaś?</div>
<div style="text-align: justify;">
Czerwonooka kapłanka prychnęła pogardliwie i utkwiła w skonsternowanej dziewczynie wzrok. Na moment zapanowała dość niezręczna cisza.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mogłam pozwolić, żeby zabiła jedyną osobę, która może zostać arcykapłanką, kiedy mnie zabraknie. Wkrótce zostaniesz tylko ty, aby przekazać światu prawdę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marline ukryła twarz w dłoniach i zaczęła krążyć wokół ołtarza. Zdecydowanie zbyt wiele wydarzyło się jednego dnia, jak na nią. Jeszcze niedawno szła tylko do Totamona, potem Hivarra próbowała ją zabić, a teraz poznała z zupełnie innej strony osobę, którą dopiero co zamierzała skrzywdzić. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale dlaczego porwałaś Orellów? Gdzie oni teraz są, co z nimi zrobiłaś.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Musiałam to zrobić – kobieta utkwiła wzrok w podłodze i pociągnęła nosem. - Musiałam zdobyć więcej mocy, żebym mogła się bronić. Kiedy król Gavius odkryje, że jego czarny na mnie nie działają, zgładzi mnie. Być może tylko dzięki tej sile, którą przejęłam od tych chłopców, zdążę zdradzić ci najważniejszą tajemnicę świata.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline chwyciła kobietę za rękę i nie zważając na jej protesty, pociągnęła w głąb świątyni. Totamon wkrótce tu będzie, a wtedy na pewno spróbuje ją skrzywdzić. Niebieskowłosa nie mogła dopuścić, żeby teraz, kiedy tak wiele od niej zależy, stało się coś tak złego. Totamon na pewno będzie ich szukał, ale może uda się go chociaż trochę opóźnić.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mamy dużo czasu – zawołała w stronę kapłanki. - Musimy się gdzieś tu ukryć, żebyś zdążyła mi zdradzić ten sekret. Potem coś wymyślimy.</div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-100345555392502612015-10-17T17:21:00.001+02:002015-10-17T17:21:50.301+02:00Dobra Dusza - rozdział V, cz. 1<div style="text-align: justify;">
Wiem, że miałem tygodniowy poślizg. Wiem, że czekaliście i byliście zawiedzeni. Ale nie wyrobiłem się czasowo. Postaram się, żeby to nigdy więcej nie miało miejsca, ale w końcu jestem tylko człowiekiem. Mam nadzieję, że ta historia wynagrodzi Wam za to oczekiwanie, bo fragment, który dziś zamieszczam jest nieco dłuższy niż zwykle! Mało tego, bardzo go lubię i są to chyba moje dwie ulubione sceny, które do tej pory napisałem. No i oczywiście, bardzo ważne dla fabuły! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zapraszam do czytania <a href="http://indywidualnyliterat.blogspot.com/p/rabek-tajemnicy.html">Streszczenia</a>. W tym przypadku chyba bardzo się przyda, bo chyba wszyscy zdążyli już zapomnieć o co chodzi w tej historii. Aha, jeszcze jedno. Zdaję sobie sprawę, że wprowadziłem tutaj niemałe zamieszanie uczuciowe w sprawie Totamona i Marline, ale przecież nikt nie powiedział, że wszystko będzie zawsze proste! :D Zapraszam!<a name='more'></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Jest jeden moment, tuż przed zaśnięciem, kiedy po policzku Powietrza może popłynąć łza. Myśli ono wtedy o swoim życiu, o swych niegodziwych występkach, o przyjaciołach, które straciło poprzez swą chytrość. Bywają momenty, że nawet Ogień wzdycha ukradkiem. Żałuje swego okrucieństwa, lecz on nie potrafi żyć inaczej. Woda tęskni, każdego wieczora, na chwilę przed zaśnięciem tęskni tak samo, jak tęskniła przez całe swe życie. Nie ma pojęcia do czego dąży. Wie, że musi to znaleźć, że jedynie uczucie, którego pragnie, dostarczy jej upragnionego szczęścia. Ziemia za to się uśmiecha. Zasypia z uśmiechem utrwalonym na wargach. Myśli wtedy o dobrych czynach, którymi obdarowała ludzi minionego dnia. Lecz zawsze po tych wszystkich myślach nadchodzi sen, kojący przyjaciel, który rozwiewa wszystkie te myśli i wypełnia umysły nowymi marzeniami i pomysłami. </span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Anturion Fratelli - "Żywioły"</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Droga do królewskiego pałacu była nadzwyczajnie przyjemna. Zresztą, od kilku dni wszystko sprawiało niebieskowłosej przyjemność, nawet zwykłe, codzienne czynności. Odkąd matka wyzdrowiała, wszystko nabrało kolorów. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marline zastanawiała się, czy niecodzienna informacja doszła już do uszu Hivarry. Z pewnością ich los nie pozostał jej obojętny, a znając Hivarrę, Marline mogła obawiać się ataków z jej strony w każdym momencie. To była ujma na jej honorze, księżniczka nigdy nie zostawiała niedokończonych spraw. Zwłaszcza takich – Marline była w stanie bardzo ją obciążyć, zaskarżając królowi, że omamiła go wykorzystując do tego Ageon, co mogło skutecznie utrudnić jej dalsze działania, a kto wie, czy nie miała na sumieniu jeszcze gorszych zbrodni niż zdrada stanu i usiłowanie zabójstwa. Tak, Marline zdecydowanie powinna mieć się na baczności. </div>
<div style="text-align: justify;">
Milczący palladyni jak zwykle strzegli pałacowych drzwi i Marline uśmiechnęła się do nich serdecznie. Nie liczyła na odwzajemnienie, lecz była dziś pełna miłości absolutnie do wszystkich. Królewska posiadłość zawsze budziła u niej niemiłe wspomnienia. Kojarzyła się jej głównie z Hivarrą, jej zimnym wyrachowaniem i pomiataniem każdym kogo spotkała. W dzieciństwie często się tu bawiły, lecz nie były to dla Marline miłe spotkania, bo serce się jej krajało, kiedy widziała jak jej przyjaciółka traktuje pałacową służbę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Od tamtych wydarzeń minęło jednak tak wiele lat, że później pałac wywoływał u niej tylko niesmak. Ostatnio jednak wszystko się zmieniło. To właśnie tu Totamon ją uzdrowił i poznała Anirona. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przez Hivarrę i jej podstępy zupełnie zapomniała o Anironie, a powinna dać mu już odpowiedź. Dziś w sumie była idealna okazja, skoro i tak już tu była. Rano dostała zaproszenie od Totamona. To właśnie po pokazaniu tego dokumentu, palladyni podnieśli swe włócznie, wpuszczając ją do środka. </div>
<div style="text-align: justify;">
Po przemierzeniu kilku korytarzy, zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia, gdzie powinna iść. Nigdy nie była u Totamona i nie wiedziała, gdzie książę przyjmuje gości. Poza tym, miejsce, w którym teraz się znajdowała, nie przypominało żadnego ze znanych jej zakamarków. Posadzka pokryta była grubym, czerwonym dywanem, a ze ścian sterczały żelazne, ażurowe kinkiety. Nie wiedział nawet jak dojść do głównego holu, gdzie mogłaby się kogoś zapytać o drogę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Minąwszy jakąś z bocznych klatek schodowych wyszła na zewnątrz, przez jedyne drzwi, które otworzyły się przed nią po naciśnięciu klamki. Znalazła się na małym, wewnętrznym dziedzińcu. Wysokie, niebosiężne mury pałacu ginęły wysoko ponad nią, a na środku, gdzie spotykały się ścieżki z czterech wyjść z wnętrza, pluskała wesoło woda w uroczej fontannie. Marline postanowiła usiąść na jej brzegu, poczekać na kogoś przechodzącego i zapytać go o drogę, żeby nie zgubić się jeszcze bardziej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Usiadła na kamiennej krawędzi i zanurzyła rękę w chłodnej wodzie. Dzień był wyjątkowo gorący, dlatego przyniosło jej to ogromną ulgę. Marline zawsze prosiła ojca, żeby postawili w ogrodzie fontannę, lecz Fern nigdy nie uległ tej zachciance. Nagle woda stała się jeszcze chłodniejsza i przestała być przyjemna. Dziewczyna wyjęła rękę i wzdrygnęła się delikatnie. Czuła na sobie czyiś wzrok. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mam pojęcia, po coś tu przyszła, ale możesz być pewna, że już stąd nie wyjdziesz – rzekł spokojny głos z nutą grozy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Hivarra. - Marline natychmiast dopasowała go do dziewczyny, do której należał. - Przyszłaś mnie zabić? Zdecyduj się wreszcie, raz mnie zabijasz, potem ratujesz, a teraz znów zmieniasz zdanie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Księżna uśmiechnęła się wyniośle i od niechcenia pokryła taflę wody cienką warstewką lodu. Uwielbiała się popisywać takimi rzeczami. Już w czasach kiedy się przyjaźniły, Marline wiedziała, że każdą wolną chwilę poświęca na ciężką pracę nad swoją mocą. Wtedy ją za to podziwiała. Była dumna, że jej przyjaciółka jest taka ambitna. Potem już wiedziała, że jest szalona. </div>
<div style="text-align: justify;">
Hivarra dokonała ze swoją mocą coś, co nie udało się dotąd żadnemu czarodziejowi. Fern swojego czasu chciał, żeby jego córka też nauczyła się magii, dlatego często brała udział z Hivarrą w jej lekcjach. I chociaż nic tego wtedy nie wyszło, Marline wiele pamiętała z tych nauk. Wiedziała, że każdy czarodziej jest przyporządkowany do jednego z czterech podstawowych żywiołów, z którego czepie moc. Wszyscy mówili, że to ogień jest najsilniejszy. Że czarodziej ognia jest stworzony po to, by rządzić, lecz ona sama nigdy do końca tak nie uważała. Sama byłaby ziemią, a tak przynajmniej sądziła. </div>
<div style="text-align: justify;">
Hivarra nigdy nie pogodziła się z tym, że urodziła się jako czarodziejka wody. Przez długi czas, na znak buntu nie używała swojej mocy, dopóki nie nauczyła się zamrażać. W końcu lód to zamarznięta woda. Od tego czasu pilnie kształtowała swoje umiejętności w tej dziedzinie i szybko przylgnął do niej przydomek Lodowa Pani. Hivarra promieniała wtedy z dumy. Wiedziała, że dokonała niemożliwego i właśnie wtedy jej ojciec, Gavius obdarzył ją nieśmiertelnością. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co ty sobie ubzdurałaś? - zapytała po chwili, marszcząc czoło. - Że to niby ja cię wtedy uratowałam? Po co niby miałabym to robić?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Sądziłam, że nikt poza tobą samą nie jest w stanie pokonać twojego zaklęcia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Twarz Hivarry spochmurniała. Marline od początku podejrzewała, że to musi być ktoś inny, potężniejszy od niej, ale chciała to usłyszeć z jej ust. Czyżby Hivarra była zazdrosna, że ktoś jest od niej silniejszy? Nie, tu chodzi o coś głębszego. To musi być...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ogień! - zawołała nagle, przerywając jej rozmyślania. - Tylko ogień może roztopić lód, nie nauczyłaś się tego na moich lekcjach? Ojciec jest czarodziejem ognia, na pewno o tym mówił.</div>
<div style="text-align: justify;">
A więc to o to chodziło. Hivarra wciąż nienawidziła swojego żywiołu i chociaż przekształciła swoją wadę w najwspanialszy atut, ciągle pożądała Ognia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś zakłamaną oszustką, Hivarro. Będziesz miała ogromne kłopoty. - Marline za wszelką cenę starała się przeciągnąć rozmowę w nadziei, że w końcu pojawi się ktoś, kto znowu ją uratuje. - Kiedy spotkam się z twoim bratem, Totamonem wszystko mu opowiem. Powiem, jaka jesteś naprawdę, że omamiłaś własnego ojca, że wykorzystałaś bezcenny skarb, jakim jest Ageon, że usiłowałaś zabić mnie i moją matkę. Gavius nigdy ci tego nie wybaczy!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może i nie wybaczy, ja o to nie dbam. - Ton jej głosu wydawał się obojętny. - I tak za za długo grzeje miejsce na tronie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spiskujesz? - To było dla Marline nie do pomyślenia, żeby córka planowała obalić ojca i przejąć władzę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Odkąd nauczyłam się mówić – odparła księżniczka ironicznie. - Tak, spiskuję przeciw Gaviusowi, głupia gąsko. I tak, kontroluję go od lat. I wiesz dlaczego? To u nas rodzinne. No, a poza tym jestem Hivarrą. Nikim innym, tylko Hivarrą i nie zwykłam spoczywać na laurach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak to rodzinne, o czym ty mówisz? Jeśli zamierzasz oczernić w moich oczach któregoś ze swoich braci, to wiedz, że nigdy ci się to nie uda. Aniron i Totamon to porządni ludzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ludzie, właśnie ludzie, droga Marline. - Fontanna zamarzła już na kość, a Hivarra przeczesywała ręką swoje biało-błękitne włosy. - Moi bracia to tylko śmiertelnicy. Mówiłam o ojcu. Powiedz mi, głupia dziewucho, który mamy rok?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czterdziesty! - Marline zastanawiała się, dlaczego Hivarra zadaje tak głupie pytania. Czyżby sądziła, że odwróci w ten sposób jej uwagę od swoich zbrodni?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Racja. Świat jest młody, nieprawdaż? Ma jedynie czterdzieści lat! To niesamowite, stoimy u zarania dziejów i ciąży na nas wielka odpowiedzialność. A ile lat mają nasi rodzice?</div>
<div style="text-align: justify;">
To wydawało się kompletnie bezsensowne: drwiący uśmieszek Hivarry i te pytania o wiek, lecz było w tym coś niepokojącego. Po co pytała o rodziców? Po co jej ich wiek? To przecież...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Więcej... - wyszeptała w końcu, otwierając szeroko oczy ze zdumienia. - Na pewno mają ponad czterdzieści lat, zarówno moi, jak i twoi rodzice. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak zwana Wielka Mistyfikacja, Marline. Świat jest pełen kłamstw, a kalendarz jest największym z nich.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Po co mi to wszystko opowiadasz?</div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiech Hivarry spełzł jej z twarzy. Lodowe berło nie wiadomo skąd, znalazło się w jej ręce. Szykowała się do ataku.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Żebyś wiedziała, że świat jest zły, Marline. Że nikt nie dostaje od życia tego, czego oczekuje. Uważasz, że jestem złą osobą, ale to świat mnie taką uczynił i podli ludzie, którzy tu mieszkają.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna wiedziała, co zaraz się stanie. Hivarra zamierzała dokończyć to, co rozpoczęła w jej domu i tym razem dopilnować, żeby wszystko potoczyło się według jej myśli. W jednej chwili odwróciła się na pięcie i zaczęła biec w stronę drzwi, którymi weszła na dziedziniec. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie uciekniesz przede mną. Przecież nie masz nawet pojęcia, gdzie jesteś! - zawołała za nią Hivarra, celując berłem w kierunku drzwi i pokrywając je grubą warstwą lodu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline w jednej chwili zmieniła kierunek i pobiegła w lewo, w stronę kolejnych drzwi. Musiała coś zrobić, żeby skupić uwagę Hivarry na sobie, bo inaczej znowu zablokuje jej drogę ucieczki. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mylisz się, Hivarro. Świat jest piękny. To bardzo przykre, że jeszcze tego nie odkryłaś.</div>
<div style="text-align: justify;">
To ją rozjuszyło. Nagle wokół jej głowy zaczęły świszczeć lodowe pociski wysyłane przez księżniczkę. Marline obróciła się w jej stronę i nie przestając biec, posłała ku niej uprzejmy uśmiech, doprowadzając ją do szału. Kiedy już miała się odwrócić, aby nacisnąć klamkę i znaleźć się wewnątrz pałacu, poczuła, że wpada na kogoś. Biegła tak szybko, że mężczyzna zagradzający jej drogę powinien się przewrócić, ale on wyciągnął tylko ramiona i rozpostarł magiczną tarczę. Marline widziała, jak największy z lodowych pocisków rozpryskuje się tuż przed jej nosem, zderzając się z jego półprzeźroczystą, błyszczącą barierą utkaną z magii. Spojrzała na swojego wybawcę i nie mogła uwierzyć własnym oczom. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jego skóra była blada i gładka jak jedwab, w oczach migał tajemniczy blask, który Marline do tej pory widziała jedynie u Hivarry. Dziewczyna dopiero po chwili zrozumiała na kogo patrzy. Stał przed nią Totamon, chociaż był nieco wyższy niż wtedy, gdy widziała go ostatnio, a jego włosy stały się dłuższe, gęstsze i mieniły się srebrnymi rozbłyskami. W jego spojrzeniu czaiła się potęga. Dawna niezaradność niknęła bezpowrotnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon zdecydowanym ruchem wyciągnął ręce do przodu, a jego tarcza zaczęła sunąć w kierunku Hivarry otaczając ją. Nie było żadnych eksplozji, żadnych nieokiełznanych wybuchów. Totamon miał pełną kontrolę nad tym co robił.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przestań! - zawołała Hivarra, cofając się nieznacznie. - Zabierz tą przeklętą tarczę!</div>
<div style="text-align: justify;">
Książę tylko uśmiechnął się do swojej siostry i niedbałym ruchem usunął magiczną barierę. Lodowa Pani nie próbowała ponawiać ataku. Wciąż była przerażona i wstrząśnięta tym, co właśnie widziała. Jej misterny plan legł w gruzach, wszystko wymykało jej się z rąk. Marline wiedziała zdecydowanie za dużo i wciąż żyła, Totamon był po jej stronie, a do tego nauczył się panować nad swoją mocą.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ojciec ci to zrobił? - zapytała po chwili, mrużąc oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gra skończona, Hivarro – powiedział smutnym tonem książę. - Nie będziesz już nigdy więcej znęcała się nad ludźmi, przymykała oczu na zbrodnie i kontrolowała decyzji ojca. To już koniec twojego panowania. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zadałam ci pytanie! - zawołała groźnie Hivarra. Starała się wykorzystać resztki dawnej pozycji, by zastraszyć go i wyciągnąć potrzebne informacje. - Ojciec obdarzył cię nieśmiertelnością?</div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon uśmiechnął się i odwrócił tyłem do siostry. Marline zrobiła to samo, postanawiając pójść za nim. W końcu to na jego zaproszenie tu przyszła. Zdawała sobie sprawę ze zniewagi, jaką potraktował siostrę Totamon. Nie odpowiadając jej zachował się niegrzecznie, ale z drugiej strony, nie musiał się przed nią tłumaczyć. Hivarra uczyniła w swoim życiu tyle zła, że zasługiwała na wszelkie niepowodzenia, które ją spotykały. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję, że przyszłaś, Marline – odezwał się czułym tonem. - Zupełnie zapomniałem, że nie znasz drogi. Przykro mi, że musiałaś się z nią spotkać. Ale wydaje mi się, że nie będzie już sprawiała ci problemów. Tobie, ani nikomu innemu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To była nietuzinkowa twarz. Przykuwała spojrzenia i budziła zainteresowanie. Głębokie, niczym bezmiar wzburzonego oceanu granatowe oczy dodawały otuchy, a długie białe włosy sięgające mu za ramiona połyskiwały przy każdym kroku. Na ustach miał uśmiech. Czuły i serdeczny, pełen zrozumienia i wyrozumiałości.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mogłabyś w końcu przestać wpatrywać się we mnie? - zapytał w końcu, a jego uśmiech stał się znacznie bardziej promienny.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna również się uśmiechnęła i spuściła wzrok. Jakby od niechcenia lekko przygryzła wargi. Zupełnie nie wiedziała co powiedzieć. Po opuszczeniu dziedzińca, gdzie rozmawiali z Hivarrą książę objął ją opiekuńczo ramieniem, wprowadził do komnaty i wskazał fotel, na który dziewczyna z gracją usiadła. Marline przeczesała ręką swoje granatowe włosy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Totamonie, sama już nie wiem, co dzieje się wokół mnie – zaczęła dziewczyna z pełnym konsternacji wyrazem twarzy. - Z dnia na dzień stałam się centrum jakiś dziwnych wydarzeń i pałacowych intryg. Co rusz ktoś próbuje mnie zabić, a ktoś inny ratuje. Czuję się zagubiona w tym wszystkim.</div>
<div style="text-align: justify;">
Książę nie odpowiedział od razu. Widać było, że ma dużo do powiedzenia i nie wie od czego zacząć. Powietrze wokół niego zdawało się iskrzyć. Otaczająca go jasna magiczna aura była znacznie silniejsza niż ta Hivarry.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może najpierw odpowiem na pytanie mojej siostry, bo myślę, że też możesz być tego ciekawa. - Coś w jego głosie sprawiało, że miało się ochotę go słuchać. Marline wręcz spijała każde słowo z jego warg. - Wiele się w moim życiu zmieniło. Odmieniłem swoje ciało i duszę, stałem się nieśmiertelny. Bez niczyjej pomocy. No, może tylko twojej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przecież ja nic nie zrobiłam! - zawołała myśląc, że książę na pewno jest w błędzie i nie miała zamiaru go w tym podtrzymywać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zawdzięczam ci życie – rzekł po chwili i wziął do ręki jej dłoń. Dziewczyna już otwierała usta, aby coś powiedzieć, lecz książę ją ubiegł. - Nie zaprzeczaj. Kim bym był, gdyby nie ty? Wciąż trwałbym w nędznej skorupie dawnego siebie. Nawet nie wiesz, jaki jestem ci wdzięczny. Dawniej moje życie nie miało sensu. Wydawało mi się, że jestem kompletny, że mam wszystko, czego można zapragnąć, lecz nic mnie nie cieszyło. Nieustanne towarzyszyło mi znudzenie. Ciągle poszukiwałem czegoś nowego. A magia, najważniejsza rzecz na świecie, była mi obca, nie czułem jej. Byłem niespokojny, żyłem w ciągłym napięciu dworskiej etykiety. Zbyt bardzo przejmowałem się powierzchownością, spychając problemy w głąb siebie. Nawet nie zauważyłem, kiedy stałem się zimny i oschły. Świat uważał mnie za dziwaka i sztywniaka, a ja wcale mu się nie dziwię. Byłem martwy. Już prawie zapomniałem, jak to jest cokolwiek czuć do drugiego człowieka. Pierwsze spotkanie z tobą otworzyło mi oczy. Przerwało moje zaślepienie. Czułem, że żyję. Ty jedna pokazałaś mi, co jest w życiu najważniejsze i kiedy uświadomiłem to sobie, wszystko wróciło na swoje miejsce. Poczułem magię, odnalazłem spokój i co najważniejsze, powiedziałem Elane, co do niej czuję. Wcześniej nigdy bym nie pomyślał, że moje marzenia mogą stać się prawdą. - Totamon zakończył swój monolog i utkwił wzrok w podłodze. - Jeszcze nigdy przed nikim się tak nie otworzyłem – wyszeptał, nie podnosząc spojrzenia. - Co ty masz w sobie, że tak na mnie działasz?</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline uśmiechnęła się. Nie spodziewała się od niego takich słów. Myślała, że chciał się spotkać, żeby rozmawiać o Hivarrze, że domyślił się jej niecnych postępków. Teraz wiedziała, że chodziło o coś zupełnie innego. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pachniał sztormem. Wzburzonym morzem w ciemną, jesienną noc. Dziewczyna dotknęła jego ramienia i spojrzała mu w oczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Kocham cię – wyszeptała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dopiero po chwili dotarło do niej, co uczyniła. Przecież on jest zakochany w jej najlepszej przyjaciółce, a ona w nim. Jeśli to zniszczy, nigdy sobie nie wybaczy i nie będzie z nim szczęśliwa. Totamon nie jest dla niej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kocham cię jak brata, którego nigdy nie miałam – dodała szybko, licząc, że książę nie dostrzeże jej prawdziwych intencji, a nawet jeśli, to zostawi ten fakt dla siebie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja ciebie też – powiedział po chwili. Marline nie miała pojęcia, jak zrozumiał jej słowa, ani co miał w tym momencie na myśli - Ale nie możemy tego robić Elane i Anironowi, zwłaszcza jemu. Wszystko ma w życiu swoje miejsce. Jeśli zaś chodzi o twoją konsternację, pozwól, że wyjaśnię ci pewne sprawy, chociaż znając moją siostrę, zaznajomiła cię już z niektórymi szczegółami. Hivarra wykorzystuje Ageon, żeby kontrolować króla. To była jej decyzja, żeby pozbyć się ciebie w zamian za uratowanie matki, ale dowiedziała się, że to ty jesteś odpowiedzialna za moją przemianę, więc postanowiła pozbyć się ciebie osobiście. Na szczęście coś w jej magii poszło nie tak.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystko poszło dobrze, ktoś mnie uratował – przerwała mu Marline, sprostowując błędną informację. - Hivarra jest nieomylna, nie w mrożeniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kto to był? - zapytał książę z wyraźnym zaciekawieniem. - Zapamiętałaś jego twarz, przedstawił się?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem tylko, że to kobieta.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W każdym razie, Hivarrze się nie udało i czuje się teraz zagrożona. Wiesz o jej postępkach stanowczo za dużo, a ja mogę potwierdzić twe słowa. Jeśli to wszystko dojdzie do uszu króla, a do tego dojdą oskarżenia Orellów, to Hivarra będzie skończona.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To twoja siostra porwała im synów? - zapytała dziewczyna. Wszyscy w mieście mówili, że Marro i Ruben zostali porwani, ale nikt nie wiedział przez kogo. - To byłoby do niej podobne.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No i tu właśnie zmierzam do sedna sprawy. Hivarra nie zrobiła tego, chociaż miała w tym swój udział. Porywaczką jest arcykapłanka Vaeria.</div>
<div style="text-align: justify;">
Troska znikąd pojawiła się na jego twarzy. Widać było, że bardzo się martwi. Marline nie znała dobrze tej Vaerii, wiedziała jedynie, że ma wielką moc, ale nie spodziewała się, żeby mogła robić takie rzeczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ona odebrała im magiczną moc, a teraz pojmała też Sariel.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O czym ty mówisz? - Marline otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. - Skąd to wszystko wiesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pilnuję jej już od dawna. - Totamon zbył to machnięciem ręką, jakby to, co robił było jak najbardziej oczywiste. - Miałem nawet swojego człowieka w świątyni, który informował mnie o jej kolejnych ofiarach, ale kilka dni temu Vaeria go zamordowała. W każdym razie, teraz stała się bardzo niebezpieczna. Przejęła już moc czterech czarodziejów i wszystko wskazuje na to, czyha na kolejne. Musimy coś zrobić, żeby udaremnić jej realizację planów, bo cały nasz świat legnie w gruzach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Świat zbudowany na kłamstwie i tak runie – dodała Marline, krzyżując ręce na piersi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon wzruszył ramionami i odwrócił od niej wzrok. Doskonale wiedział, o czym mówiła, lecz najwyraźniej postanowił nie drążyć tego tematu. Szkoda, bo takie informacje mogłyby rzucić światło na wiele spraw. Nagle dziewczyna zerwała się z fotela, na którym siedziała. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Pójdę do Vaerii i porozmawiam z nią.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zwariowałaś? - żachnął się książę, wzdrygając się na samą myśl o jej płonnych nadziejach. - Nic nie wskórasz. Z takimi jak ona się nie dyskutuje. Zresztą, zdaje się, że mój brat cię oczekuje.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wpadnij później mnie uratować. - Marline uścisnęła go na pożegnanie. - A Aniron będzie musiał poczekać. I przygotuj się na to, że potem opowiesz mi o Wielkiej Mistyfikacji. Zamierzam poznać ten sekret.</div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-64382111850444968122015-10-03T13:13:00.002+02:002015-10-03T13:13:24.679+02:00Dobra Dusza - rozdział IV, cz. 2<div style="text-align: justify;">
No to tradycyjnie, włączamy <a href="http://indywidualnyliterat.blogspot.com/p/rabek-tajemnicy.html">Streszczenie</a>, ogarniamy szybko, co działo się do tej pory i czytamy drugą połowę czwartego rozdziału. Muszę przyznać się, że w tym momencie jesteśmy gdzieś tak w 30% całej historii, więc jeszcze trochę do czytania zostało. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Zacząłem się zastanawiać już, co zrobię, kiedy opublikuję całą historię. Na pewno nie przestanę pisać, zawsze podkreślam, że "Dobra Dusza" to dopiero pierwsza część, mam zaplanowane kilka kolejnych, ale raczej wątpliwe jest, żebym zaczął pisać je natychmiast po skończeniu tego. Każdy potrzebuje chwili odpoczynku, a ja szczególnie :D W każdym razie, na pewno nie dam Wam spokoju, przewiduję kilka BONUSÓW, czyli tekstów w których wyjaśnię jak się inspirowałem i skąd brałem pomysły na poszczególne postacie i wydarzenia. Nie zabraknie też kilku miniatur, czyli drobnych, krótkich historyjek, których akcja dzieje się w moim świecie, bo kilka ich mam. Zapraszam!<a name='more'></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Chociaż jeden kłopot można było skreślić z tej nieszczęsnej listy problemów. Odkąd Karia oświadczyła, że poznała sposób, jak pozbyć się mrocznego wzroku, Sariel przestała zaprzątać sobie nią głowę i mogła w końcu skupić się na poszukiwaniach Marro. </div>
<div style="text-align: justify;">
Fakt, wydawało się jej podejrzane, że Karia uporała się z problemem tak szybko, przecież dopiero co była nim przerażona. No, ale przecież mogła nie powiedzieć jej wszystkiego i od dawna szukać rozwiązania na własną rękę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Postanowiła wrócić do królewskiego pałacu, bo to właśnie tam urywał się jego trop. Jej wygląd zdradzał, że nie sypiała za dobrze. Oczy miała podkrążone, sylwetkę lekko przygarbioną, spierzchnięte wargi i potargane włosy. Zmęczenie sprawiło, że wyglądała jeszcze bardziej złowieszczo niż zwykle. Tylko krwistoczerwony kolor jej oczu był przenikliwy jak zwykle. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Muszę podejść do tego rzeczowo, a nie szukać po omacku – mówiła do siebie, mijając milczących palladynów. W sumie ich obecność była bardzo podejrzana. Orellowie nie mogliby kazać im tu stać, więc to sam król musiał zauważyć, że coś podejrzanego dzieje się w jego pałacu. To była pocieszająca perspektywa, ale równie dobrze mogło chodzić o coś zupełnie innego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sariel rozejrzała się po przepastnej sali wejściowej. Między marmurową posadzką i kolebkowym sklepieniem, wysoko ponad schodami, kłębiła się nieprzebrana masa ludzi. Wyznawcy tłoczyli się niedaleko wejścia do świątyni po lewej stronie sali, damy dworu, żołnierze, szlachetnie urodzeni zmierzali w górę i w dół masywnymi schodami, a kupcy i rzemieślnicy kręcili się niedaleko zejścia do części gospodarczej, by dostarczyć swoje towary do magazynów i kuchni.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przed swoim zniknięciem, Marro był widziany w świątyni Ognia. Przyszedł tam z bratem, żeby pomóc mu w jakiejś sprawie związanej z magią. Sariel nie miała pojęcia, z jakiego powodu przyszli w tym celu do świątyni, bo nie widziała zbytnio związku między mocą i wiarą. </div>
<div style="text-align: justify;">
Vaeria radziła jej znaleźć jego magię. Sariel nawet próbowała, ale za każdym razem okazywało się, że Marro jest gdzieś w pałacu, co było bez sensu, więc dziewczyna przestała wierzyć tej metodzie, jednak postanowiła zastosować ją po raz ostatni. Elfka wytężyła umysł i spróbowała namierzyć charakterystyczną, indywidualną magię swojego ukochanego. Na początku nic nie widziała, ale później wszystko zrobiło się znacznie bardziej klarowne.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Świątynia Ognia – wyszeptała do siebie. - To nie może być przypadek.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I nie jest – usłyszała za sobą pełen powagi, męski głos. Kiedy się obejrzała, ujrzała Totamona. Nie miała pojęcia w jaki sposób go poznała, chyba te granatowe oczy były jedyne w swoim rodzaju, bo wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle. Cały opatulony był jakąś czarną peleryną, jakby próbował się w ten sposób przed kimś ukryć, a swoje długie białe włosy spiął w kucyk. Wodził oczami gdzieś poza Sariel, jakby kogoś wypatrywał. Wyglądał na lekko przestraszonego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego tak myślisz? - zapytała, zapominając o powitaniu. To on powinien się z nią przywitać, skoro pierwszy się odezwał. Totamon zawsze wydawał się jej niezwykle ekscentrycznym osobnikiem. Był sztywny, wycofany i zamknięty w sobie, ale potrafił być też pyskaty i pyszny, kiedy czuł się wystarczająco pewnie. A teraz romansował z jej siostrą, Elane. Sariel nie mogła pojąć jak to możliwe, że tych dwoje zakochało się w sobie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Elane kompletnie do niego nie pasuje. Zawsze marzyła o księciu z bajki, który rozpieszczałby ją swoim romantyzmem i obdarowywał prezentami, a on kompletnie do tego ideału nie pasuje. Z tego co o nim wiedziała, to prędzej sam oczekiwałby od niej prezentów niż miał je dawać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Vaeria coś knuje, ojciec też tak myśli, dlatego wystawił straże przed każdymi drzwiami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przypuszczenia Sariel, że nie tylko ona martwi się o Marro okazały się słuszne. Najwyraźniej Gavius chciał uniknąć rozgłosu i powszechnej paniki, a palladyni potrafią załatwić sprawę. Sariel obawiała się najgorszego. Skoro Vaeria robi coś złego, to może przeczucie ją nie myliło i Marro rzeczywiście jest w świątyni? Najlepiej byłoby tam pójść i się przekonać. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy Totamon oddalił się w stronę schodów, mrucząc coś pod nosem, Sariel zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę drzwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co tu się stało? - zapytała wyznawców, tłoczących się przed zamkniętymi drzwiami. Spod progu wydobywał się okropny odór.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Arcykapłanka ma wizję – rzekła jedna ze stojących w grupce kobiet, jakby to wszystko wyjaśniało.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Vaeria każe nowicjuszom opróżnić świątynię, kiedy to się dzieje, bo wizje bywają niebezpieczne – dodał jakiś mężczyzna.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Po co więc tu stoicie, skoro kazano wam iść? - Sariel zrobiło się żal tych ludzi. Stoją pod zamkniętymi drzwiami z nadzieją, że arcykapłanka łaskawie raczy ich wpuścić. Byli zdecydowanie zbyt nadgorliwi, ciekawe jakimi obietnicami omamiła ich Vaeria. W sumie to już dawno mówiło się o tym nowym wyznaniu. Sariel jednak uważała za kompletną głupotę, żeby uważać zwyczajny ogień za jakąś siłę sprawczą. - Nikt o zdrowych zmysłach nie stałby tu jak kołek w nadziei na to, że spłyną na nich jakieś łaski za pośrednictwem tej wiedźmy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sariel cofnęła się nieco, w obawie, że wyznawcy mogliby ją usłyszeć. Miała zamiar dostać się do środka, ale nie chciała, żeby ta grupka weszła za nią. Nic nie mogłaby przy nich powiedzieć, musiałaby uważać, by nie zostać uznaną za intruza, za wroga wiary.</div>
<div style="text-align: justify;">
Weszła na górę. Wiadomym było, że w dachu świątyni znajduje się otwór. Gdyby Sariel udało się dostać, mogłaby wskoczyć do środka. Na swoje nieszczęście, nie znała rozkładu pałacu. Gdyby tu była Elane, to na pewno wszystko poszłoby lepiej. Ona z pewnością orientowała się we wszystkim doskonale, ostatnio bywała tu częściej niż w domu. Weszła do pomieszczenia, które według niej było najbliżej świątyni.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokój był jasny i dość duży. Pod ścianami stały szafki z eliksirami i ziołami do czarowania, na środku stół, kilka krzeseł, dwie puchowe sofy i cztery fotele. Dziewczyna podbiegła do okna. Pod nią rozpościerał się widok na całe miasto. Zielony dach wykonany z pokrytej elegancką patyną miedzi stanowił jedyną przeszkodę między oknem w którym stała a szarą, kamienną rotundą płynnie przechodzącą w taką samą kopułę. Z otworu w okrągłym dachu unosił się dym.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sariel wspięła się zgrabnie na parapet i przerzuciwszy nogi na drugą stronę, z gracją zeskoczyła na dach. Królewski pałac był solidną budowlą, więc bez problemu wytrzymał jej ciężar. W oddali słychać było gwar dochodzący z dziedzińca, dało się zauważyć wąskie ulice Ordis i ogromne pałace bogaczy na stokach gór. W jednym z nich mieszkała z matką i siostrami, a w innym Marro. Sariel pewnym krokiem przedostała się do kamiennej rotundy i wspięła się na kopułę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jest wyżej, niż się spodziewałam – wyszeptała do siebie. - Nie skoczę.</div>
<div style="text-align: justify;">
To co Sariel ujrzała we wnętrzu świątyni przez otwór w dachu, było przerażające. Przypalone ciało jakiegoś chłopaka leżało w kałuży krwi. Miał poderżnięte gardło i spalone włosy. Za to drugi był w jeszcze gorszym stanie. Leżał trochę dalej, rozebrany do naga z mnóstwem głębokich rozcięć i ran pokrywających jego ciało. Na piersi miał wypalony jakiś znak rozgrzanym do czerwoności prętem. Widać było, że jego zabójca wyjątkowo długo pastwił się nad nim, zanim z nim skończył. Chociaż nie, chyba jeszcze oddychał, bo jego pierś delikatnie unosiła się, z trudem chwytając powietrze. Widoczne w oddali drzwi wciąż pozostawały zamknięte, za to nigdzie nie było Vaerii. </div>
<div style="text-align: justify;">
I wtedy ją zobaczyła. Stała pod ścianą, niedaleko wejścia do swoich komnat. Widziała ją, bo kierowała ku niej swe czerwone ślepia, a szyderczy uśmiech rozciągnął jej wargi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie spodziewałam się takiego wejścia, kochana – zawołała, a jej głos niósł się po kamiennych ścianach. Arcykapłanka machnęła od niechcenia dłonią, a Sariel poczuła, że coś spycha ją w głąb świątyni, prosto na ołtarz z płonącym ogniem. W ostatniej chwili udało się jej złapać brzegu otworu w dachu, przez co skierowała się nieco dalej od ołtarza. Kiedy jednak uderzyła głową w zimną, kamienną posadzkę, straciła przytomność.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Marline widziała tylko ciemność i czuła przeraźliwy chłód spowijający całe jej ciało. Nie miała pojęcia, co się z nią działo, ani jak długo leżała nieprzytomna. Pamiętała jedynie mróz, który nią zawładnął podczas wizyty Hivarry. Najwyraźniej, coś jej się nie udało, bo w przeciwnym razie nie wybudziłaby się.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline nie mogła zrozumieć, skąd u księżniczki tyle nienawiści. To niemożliwe, by mściła się na jej rodzinie w imieniu ojca. Dziewczyna czuła, że łza spływa jej po policzku. Wciąż miała przed oczami smutny dzień, kiedy Hivarra oświadczyła, że nie zamierza się już z nią przyjaźnić. Miała wtedy osiem lat, a księżna dwanaście, lecz pomimo młodego wieku doskonale pamiętała jej wyniosły, tryumfalny uśmiech, wysoko zadartą brodę i pogardę czającą się w jej srebrzystych oczach. Od tamtego czasu nie widziała je aż do dzisiaj.</div>
<div style="text-align: justify;">
W pewnym momencie dziewczyna poczuła czuły, kobiecy dotyk. Ktoś delikatnie musnął jej ramię, a kojące ciepło rozeszło się po skostniałym ciele. Marline od razu pomyślała o matce, ale to niemożliwe, żeby Hara ją uratowała. Zresztą, spodziewała się, że spotkało ją dokładnie to samo ze strony Hivarry. Czyli to nie jej czary źle zadziałały, tylko ktoś ją uratował. To było do przewidzenia, księżniczka nie pozwoliłaby sobie na pomyłkę, nie w tej sprawie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ależ cię Lodowa Pani nieprzyjemnie potraktowała. Cud, że to przeżyłaś – rzekł aksamitny, kobiecy głos. - Ale nie martw się, prawdopodobnie wyjdziesz z tego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline zastanawiała się, jak to jest, że jakaś czarodziejka ma ochotę jej pomagać. Dziewczyna nie mogła odpowiedzieć, nie była nawet w stanie rozchylić zmrożonych ust.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak to możliwe? - wydusiła wreszcie. - Kim jesteś?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie bój się, niedługo cały ból ustąpi, a ty poczujesz się jak nowo narodzona. Zajęłam się nawet twoimi odmrożeniami, których się nabawiłaś.</div>
<div style="text-align: justify;">
Cichy stukot kroków, po czym odgłos zamykanych drzwi dały dziewczynie do zrozumienia, że tajemnicza wybawicielka wyszła nie chcąc, by ją rozpoznała, kiedy w pełni dojdzie do siebie. To na pewno nie była Elane. Ona miała inny głos, a zresztą nigdy nie przyszłoby jej do głowy, żeby kogokolwiek odmrażać. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego nie chciałaś pokazać kim jesteś i po co mnie uratowałaś?</div>
<div style="text-align: justify;">
Ciekawość dziewczyny była w pełni uzasadniona, bo nic do siebie nie pasowało. Tak, jak atak Hivarry szłoby jeszcze zrozumieć, to jej uzdrowienia kompletnie nie. Wszystko wyglądało tak, jakby komuś na niej zależało, jakby mogła być dla kogoś cenna. Dla czarodziejki silniejszej od księżniczki. Ale przecież nie ma takiej osoby. Nikt nie byłby w stanie odczynić jej klątwy. Chyba że...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy to byłaś ty, Hivarro?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Marline? - Nagle rozległ się cichutki głosik. Dobiegał z góry. Dziewczyna od razu go rozpoznała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mama! - zawołała, przeskakując co drugi stopień schodów. W jej ciemnoniebieskich włosach błyszczały jeszcze drobinki srebrnego szronu, lecz szybko opadały zgrabnie na podłogę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline zupełnie zapomniała o matce. Tak bardzo przejęła się ustalaniem tożsamości swej wybawczyni, że wyleciało jej z głowy to, co powinna zrobić na samym początku. Czuła lekkie wyrzuty sumienia, kiedy wchodziła do sypialni rodziców. Wiedziała, że Hivarra potraktowała matkę tak samo jak ją. Hara siedziała na skraju łóżka, uśmiechając się do córki. Ojciec otwierał właśnie szklane drzwi balkonowe. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak się cieszę, mamo! - krzyknęła ze łzami w oczach, rzucając się Harze w ramiona. - Wiedziałam, że wyzdrowiejesz, wiedziałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Matka pogładziła ją z czułością po głowie i uśmiechnęła się serdecznie. Wyglądała na w pełni zdrową. Od dawna nie widziano jej w takim stanie. Hara wstała ostrożnie z łóżka, bo chociaż za sprawą potężnych mocy odzyskała zdrowie, wciąż była słaba po długotrwałym leżeniu i powoli wyszła na balkon, mijając stojącego w drzwiach męża. Odetchnęła głęboko. Marline uśmiechając się szeroko podeszła do ojca. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mówiłam, że jakoś to załatwię, tato – rzekła w końcu po długiej chwili milczenia. - Trzeba było mi wtedy uwierzyć.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No, gotowe! Ten fragment uważam za dość fajny. Ogólnie lubię Sariel, ta dziewczyna ma duży potencjał, szkoda, że jest taka zaaferowana zniknięciem swojego chłopaka, bo gdyby miała więcej czasu, mogłaby pokazać swój charakterek. Mało Totamona w czwartym rozdziale, co? Mam nadzieję, że Agrafka nie będzie zawiedziona. No ale w końcu to nie on jest głównym bohaterem tej historii, tylko Marline! :D Na pocieszenie dodam, że w przyszłych moich historiach Totamona będzie o wiele więcej niż tutaj ^^</div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-41301970702111944442015-09-26T14:19:00.000+02:002015-09-26T14:19:01.503+02:00Dobra Dusza - rozdział IV, cz. 1<div style="text-align: justify;">
Ojeja, to już IV rozdział! Jak ten czas szybko leci! No dobra, zanim przeczytacie, wpadnijcie do <a href="http://indywidualnyliterat.blogspot.com/p/rabek-tajemnicy.html">Streszczenia</a>, żeby szybko odświeżyć sobie fabułę! A przed Wami jeden z moich ulubionych fragmentów z Hivarrą w roli głównej. Do historii wkradło się też trochę brutalności. Szczerze nie wiem, jak wyszło mi opisywanie takich "drastycznych" scen, bo robiłem to po raz pierwszy, ale ogólnie jestem zadowolony :D Zapraszam bardzo serdecznie do czytania!<a name='more'></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Gniew i złość towarzyszą każdemu spośród czterech żywiołów, lecz każdy z nich okazuje to inaczej. Ogień jest najbardziej skłonny do histerycznych napadów szaleństwa, do wylewania swej furii na kogo popadnie - w tym nie ma sobie równych. Za to Powietrze postępuje zupełnie inaczej: każdą zniewagę przyjmuje ze spokojem i uśmiechem, misternie planując zemstę i odwet. Skutki gniewu Wody i Ziemii są zdecydowanie mniej tragiczne. Ziemia wybacza. Potrafi się złościć, ale nigdy nie trwa to długo, szybko zapomina, bo woli pamiętać tylko o dobrych czynach. Woda do wszystkiego podchodzi z naturalnym dla niej spokojem i rzadko wpada w prawdziwy gniew. Kiedy się złości, postępuje podobnie jak powietrze, planuje zemstrę, lecz jej odwet ma zupełnie inne znaczenie. Powietrze chce zadać swemu oprawcy ból w zamian za krzywdę, której od niego doświadczyło, za to Woda pragnie go czegoś nauczyć i sprawić, by w przyszłości postępował inaczej. Jedynie Lód, magiczna odmiana żywiołu Wody pod tym względem całkowicie przypomina powietrze - czerpie satysfakcję z zemsty. </span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Anturion Fratelli - "Żywioły"</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wiele osób, które znają historię dawnej przyjaźni księżnej Hivarry i Marline uznałoby zapewne za niezwykle zabawny fakt, że Lodowa Pani puka właśnie do drzwi domu niebieskowłosej. Jej samej, nie było jednak do śmiechu. Wolałaby przeszukiwać lochy Vaerii, po tym jak popsuła całą sprawę, ale wiedziała, że jeżeli coś się rozpoczyna, należy doprowadzić to do końca. Była przecież Hivarrą i nie lubiła zdawać się na przypadek. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ciągle złościła się na myśl o głupocie arcykapłanki. Żeby nie zakluczyć za sobą drzwi celi, w której trzyma się więźnia. Na to dodatkowe wyjście z pałacu Hivarra przymknęła w sumie oko i postanowiła na razie dochować sekretu, ale jeśli Marro wróci do domu, to i tak wszyscy się o tym dowiedzą i kapłanka będzie miała niemałe kłopoty. I nie chodzi tu wcale o to, że Orellowie mogą się mścić za zabicie młodszego syna i pozbawienie mocy starszego tylko głównie o ojca. Gavius nie będzie zadowolony, że tuż pod jego nosem dzieją się takie rzeczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Hivarra – powiedziała zdziwiona Marline, widząc ją w drzwiach. - Wejdź, nie stój tak na progu, napijesz się kakao?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Daruj sobie te głupie uprzejmości. - Było już trochę późno, więc księżna postanowiła załatwić sprawę jak najszybciej, aby móc w końcu wrócić do pałacu. - Nienawidzisz mnie, z wzajemnością zresztą, więc po co próbujesz dawać mi cokolwiek do picia? Dziwię się, że wpuściłaś mnie do swojego domu po warunkach, jakie król postawił przed twoim ojcem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline obrzuciła ją nienawistnym spojrzeniem i skierowała się do salonu. Hivarra stwierdziła, że była przyjaciółka nie zamierza wyrzucać ją za drzwi i poszła za nią. Nie miała ochoty na awanturę przed drzwiami, która obudziłaby całą ulicę. Jest grubo po północy, więc nie ma potrzeby niepokoić miejscowych. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czego chcesz? - zapytała w końcu, pod dłuższej chwili wpatrywania się w Hivarrę. - Nie możesz się doczekać podjęcia decyzji przez ojca?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skoro i tak niedługo będziesz martwa, to chyba nikomu nie zrobi większej różnicy, jeśli ci powiem. - Przez sekundę w umyśle Hivarry pojawiła się myśl, czy nie popełnia przypadkiem głupstwa, ale szybko się jej pozbyła. Martwi nie mogą zdradzać sekretów.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przykro mi, ale nie zamierzamy zdawać się na twoją łaskę lub niełaskę. Nie skorzystamy z twojej oferty. Ojciec nie będzie wybierał, a matka i tak wyzdrowieje. Znajdziemy innego czarodzieja z mocą uzdrawiania.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hivarra westchnęła głęboko, zastanawiając się, czy jednak nie popełniła błędu. Gdyby jej nie znała, pomyślałaby, że nie wie do kogo mówi, ale Marline zna ją aż za dobrze, więc jest tego doskonale świadoma. Jej zuchwałość była denerwująca. Najlepiej byłoby zabić ją od razu, szybkim, zdecydowanym ruchem. Była w końcu Hivarrą i lubiła załatwiać sprawy bez zbędnych dyskusji prowadzących donikąd. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Podziwiam twoją domyślność, Marline – zaczęła Lodowa Pani. - Dobrze się orientujesz, że to ja jestem prawą ręką ojca i to moją decyzją było, by postawił Fernowi wybór między tobą i twoją matką. Tak, ta śmierć to moja zasługa. Twój ojciec ma jedynie podjąć decyzję, kto umrze. Ale znasz mnie, Marline. Jestem Hivarrą i nie lubię odnosić połowicznych zwycięstw, dlatego postanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce i pozbyć się ciebie raz na zawsze.</div>
<div style="text-align: justify;">
W salonie Abracciusów zapanowała złowroga cisza. Marline wpatrywała się z przerażeniem w dawną przyjaciółkę, nie śmiąc ruszyć się z miejsca. Nie było sensu uciekać przed czarodziejką, szczególnie przed nią. Hivarra jednak nie wyglądała jak ktoś, kto mógłby dokonać zabójstwa. Ubrana była całkiem zwyczajnie, jak na nią, w średniej długości czarną sukienkę przepasaną w talii błękitną, błyszczącą szarfą. Włosy splotła w warkocz, wdzięcznie przerzucony przez prawe ramię. Była dość podobna do swoich braci. Rysy twarzy mieli te same, lecz jej cera była bledsza, a oczy srebrne. W ręku kurczowo ściskała swoje srebrzyste berło, zwieńczone połyskliwą, granatową kulą, którego wcześniej Marline nie zauważyła. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zostaw nas w spokoju i wynoś się z mojego domu. Doniosę na ciebie królowi i skończy się twoje... - nie dokończyła, bo szczęka zesztywniała jej z zimna.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z berła Hivarry sączyła się błękitna poświata, powoli otaczająca dawną przyjaciółkę. Zaczęła od twarzy, żeby w końcu przestała tyle gadać. Sprawnie dotarła do serca i odrobiną mentalnego wysiłku zamroziła jej krew w żyłach. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Żegnaj Marline. Mam nadzieję, że nikt nie będzie tego kojarzył ze mną, bo mogę mieć potem trochę kłopotów. Zwłaszcza kiedy Marro naopowiada głupot. - Hivarra wstała delikatnie z fotela na którym siedziała i dotknęła ręki dziewczyny: była twarda i zimna jak lód. Księżna uśmiechnęła się tryumfalnie i skierowała ku schodom na piętro, by pożegnać się jeszcze z jej matką.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Noce spędzone pod łóżkiem dokuczały Karii bardziej niż się spodziewała, więc przeszukiwała bibliotekę swojej matki najdokładniej i najgorliwiej jak tylko potrafiła, aby jak najszybciej mogła się w końcu wyspać w swoim wygodnym łóżku. Trochę się martwiła, co powiedzą o niej ludzie, z powodu jej nagłego zaprzestania życia publicznego. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Cóż, muszą jakoś żyć bez moich rad – powiedziała do siebie, odrzucając kolejny nieprzydatny tom na ciągle rosnącą stertę książek.</div>
<div style="text-align: justify;">
Do tej pory znalazła niewiele informacji. W grubej encyklopedii znalazła informację, że mroczny wzrok, to rzadka, legendarna wręcz magiczna umiejętność, umożliwiająca obserwację na odległość, na temat której ludzie opowiadają różne historie i straszą nią dzieci. W sumie ta krótka notka dała jej odrobinę wytchnienia, że nie jest wariatką. Ciekawe tylko ile osób z jej towarzystwa wiedziało, że mroczny wzrok to nie bajka dla dzieci. Nie warto było ryzykować ośmieszenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna westchnęła. Szkoda, że matka nie nauczyła ich, jak radzić sobie z takimi sprawami. Jako że była elfką, kwestia jej magicznej edukacji leżała tylko i wyłącznie w kwestii mamy, Alaniel. Karia z zazdrością patrzyła na ludzi, których rodzice posyłali do innych czarodziejów, by pobierali u nich nauki. Zdanim elfów, coś takiego było niestosowne. Zresztą, sama doskonale to rozumiała: nauczanie cudzych dzieci to chyba bardzo trudna sprawa.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wpis w encyklopedii, chociaż krótki, nakierował choć trochę jej poszukiwania do działu ksiąg nauk magicznych i mogła spokojnie odrzucić całą historię i taktykę wojenną. Było ich tu jednak tak wiele, że w tym tempie będzie szukała informacji przez rok. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Pomóc ci w czymś, panienko Kario? - zapytała stara bibliotekarka, która nagle pojawiła się między półkami. Kobieta pracowała w ich domu odkąd Karia pamiętała, więc postanowiła, że może jej zaufać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Szukam informacji o mrocznym wzroku – rzekła, nie odrywając się od przeglądania kolejnej książki, która wpadła jej w ręce.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie rzucisz tego zaklęcia, panienko.</div>
<div style="text-align: justify;">
Karia odłożyła książkę i wytrzeszczyła szeroko oczy na staruszkę, która uśmiechała się zachęcająco. Wydało jej się niesamowite, że starsza, niezwiązana z magią osoba wie takie rzeczy. Ale z drugiej strony, spędziła w tej bibliotece tyle lat, że na pewno przeczytała wszystkie te książki i gdzieś musiała natrafić na informacje o mrocznym wzroku. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nawet nie zamierzam próbować. Wręcz przeciwnie, rzucono je na mnie i usiłuję je zdjąć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego od razu nie przyszłaś do mnie, panienko Kario? - Staruszka uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Znam tutejsze książki, wskazałabym ci natychmiast odpowiednią. A w tym przypadku mogłabym też pomóc ci w inny sposób.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dorian i Edgar drżeli z przerażenia. Ta wizja Vaerii trwała wyjątkowo długo, co jeszcze się nie zdarzyło. Co chwilę arcykapłanka wyrzucała z siebie ogniste pociski, których młodzi nowicjusze cudem unikali. Zastanawiali się, co musiało tak rozzłościć czerwonowłosą kapłankę, że wizja twa tak długo. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Podaj mi jeszcze jedną kartkę! - zawołał Dorian. Zapisał już cały arkusz treścią proroctwa i nie zanosiło się, by miał wkrótce skończyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy Edgar wykonał polecenie, zerknął za zapisany papier. Wąskie, eleganckie pismo Doriana pokrywało całą kartkę zupełnie nielogicznymi i bezsensownymi słowami, nad którymi później głowiła się Vaeria. Nowicjusz zastanawiał się właśnie, czy te wszystkie wizje nie są jedną wielką bujdą, kiedy ognisty pocisk trafił go w nogę. Szybko odrzucił treść proroctwa i zaczął machać płonącą nogą, po czym szybko ściągnął spodnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Vaeria wkrótce uspokoiła się i spojrzała z politowaniem na nowicjusza bez spodni. Odkąd uciekł ten chłopak, wizje zdarzały się codziennie. Arcykapłanka twierdziła, że to sam Ogień domaga się sprawiedliwości. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Idź się w coś ubierz – zwróciła się do zawstydzonego chłopaka, po czym wzięła zapiski z rąk Doriana. - Będę musiała nad tym popracować wieczorem. Połóż te kartki na moim biurku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gniew nie opuszczał Vaerii od kilku dni. Miała nieodpartą ochotę, żeby się na kimś wyżyć, nowicjuszami nie chciało się jej brudzić rąk. Kapłanka tłumaczyła sobie, że każdy wściekałby się po czymś takim. Ucieczka tak ważnego więźnia mogła być tragiczna w skutkach, a najgorsze było, że sama była tego winna. Gdyby nie zależało jej na tajnej drodze ucieczki i zleciła wykonanie tego dodatkowego wyjścia albo gdyby nie zapomniała zakluczyć celi po wizycie Hivarry, to wszystko byłoby w porządku. Teraz Marro mógł wszystko zepsuć. Chociaż Vaeria wciąż miała jego moc, która miała służyć za przynętę na Sariel, to jeśli jednak uda mu się do niej dotrzeć, to córka Alaniel nigdy tu nie przyjdzie. Zresztą wtedy nic się nie uda. Gavius się dowie, a Vaeria miała jeszcze zbyt mało mocy, by móc mu się przeciwstawić. Hivarra na pewno wyprze się wszystkiego i nie pomoże jej, jeśli dobrze pójdzie, a jeśli źle, to nawet przeszkodzi. Sytuacja naprawdę była beznadziejna.</div>
<div style="text-align: justify;">
Emocje coraz bardziej w niej buzowały. Częściowo rozładowywała je swoimi fałszywymi wizjami, podczas których mogła wyżyć się chociaż trochę na nowicjuszach, jednak to ciągle nie było to, czego oczekiwała. </div>
<div style="text-align: justify;">
Vaeria nie była w stanie znaleźć sobie miejsca, więc postanowiła jeszcze raz przeszukać podziemie, a być może znajdzie jakąś poszlakę, która zdradzi jej więcej szczegółów. Zniknął cały zapas eliksirów energetycznych, co odkryła już na samym początku i tłumaczy to, skąd chłopak znalazł w sobie tyle siły. Nie mogła za to pojąć, w jaki sposób udało mu się odnaleźć wyjście i je otworzyć. Przecież tylko ona i nowicjusze byli w stanie tego dokonać...</div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle dotarło do niej co się wydarzyło, a oczy kapłanki zapłonęły jaśniej niż zwykle. Skoro tylko ona i nowicjusze znają drogę i mają klucz, to na pewno oni go wyprowadzili ze świątyni. Vaeria czuła, że ogarnia ją jeszcze większa wściekłość. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Gadać, wypuściliście Marro Orella? - zawołała, kiedy znalazła się znowu blisko chłopaków.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nigdy nie zrobilibyśmy... - zaczął Dorian.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Są jedynie dwa klucze do tylnych drzwi: jeden mam ja a drugi wy. Sądzicie zatem, że sama mu je otworzyłam?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może zapomniałaś je zamknąć? Już raz ci się to zdarzyło, pani – powiedział Edgar. Vaeria uderzyła go w twarz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie waż się ze mnie drwić, śmieciu – zawyła, unosząc go zaklęciem i rzucając nim o ścianę. - Kim ty jesteś, co ci się wydaje?</div>
<div style="text-align: justify;">
Vaeria odwróciła wzrok od stękającego z bólu chłopaka. Dorian kulił się przerażony na podłodze. Jakby był niewinny, to nie bałby się aż tak bardzo. Zdradził się swoim zachowaniem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Opowiesz mi, co się wydarzyło – rozkazała, podnosząc go z posadzki brutalnym ruchem i nie zważając na okrzyk bólu, włożyła jego prawą rękę do wiecznego ognia płonącego na ołtarzu. Po chwili wsłuchiwania się w jego krzyki, wyjęła ją, pokrytą bąblami. - Gadaj, bo upiekę ci drugą rękę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ten chłopak, Marro Orell wyszedł z twoich komnat jakąś godzinę po tym, jak wyszłaś z księżną ze świątyni, pani – zaczął i zaskomlał, kiedy arcykapłanka ścisnęła jego poparzoną dłoń. Jej samej ogień w najmniejszym nawet stopniu nie naruszył. - Zrobiło nam się go żal, był taki słaby i wychudzony. Ja od początku pragnąłem pozostać ci wierny, pani, ale Edgar...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co zrobił Edgar? - zawołała kobieta, chwytając jego lewą dłoń. - Zapomniałeś języka w gębie?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Edgar zaproponował mu pomoc. Wyprowadził go przez tajne wyjście. Ja nic nie zrobiłem, zostałem tutaj, nie pomagałem mu cię zdradzić, pani.</div>
<div style="text-align: justify;">
Vaeria nic nie odpowiedziała. Odwróciła się tylko w stronę leżącego pod przeciwległą ścianą Edgara i obrzuciwszy go nienawistnym spojrzeniem, wróciła do swej ofiary. Chwyciła go za szyję i wepchnęła mu głowę w płomienie. Obserwowała, jak czarne włosy chłopaka stają w ogniu i świątynię wypełnia drażniący nozdrza odór palonych włosów. Dorian wił się bólu a jego krzyki stawały się coraz głośniejsze, kiedy zaczął pojawiać się zapach pieczonego mięsa. </div>
<div style="text-align: justify;">
Edgar wstał i zaczął powoli przesuwać się w stronę wyjścia ze świątyni, lecz nie uszło to uwadze Vaerii. Wyciągnęła zza pasa nóż i poderżnęła Dorianowi gardło, kończąc z nim raz na zawsze po czym fachowym zaklęciem unieruchomiła drugiego z nowicjuszy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Taki los spotyka tych, którzy kryją zdrajców, Edgarze – zaczęła, uśmiechając się wrednie i obrzucając martwego chłopaka pełnym tryumfu spojrzeniem. - Jesteś ciekawy, co zrobię z tobą?</div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-1535520338803239652015-09-19T09:50:00.003+02:002015-09-20T14:01:32.899+02:00Dobra Dusza - rozdział III, cz. 2<div align="JUSTIFY" class="western" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.87cm;">
<span style="text-indent: 0.87cm;">Zapraszam wszystkich na kolejny fragment! Coraz większą przyjemność sprawia mi pisanie tej historii, kiedy akcja zaczyna się coraz bardziej rozwijać. Jestem ciekawy, co myślicie o poszczególnych bohaterach, jak ich odbieracie. A sama fabuła? Mam nadzieję, że nie jest nudna ani naiwna. W każdym razie, liczę na Wasze opinie! Tradycyjnie, apeluję do anonimowych czytelników, żeby się ujawnili i wyrazili swoją opinię - będę niezmiernie wdzięczny! No i zapraszam na moje strony:</span><br />
<br />
<ul>
<li><b><a href="http://indywidualnyliterat.blogspot.com/p/rabek-tajemnicy.html">Streszczenie</a> - </b>przydatna lekturka przed każdym nowym fragmentem, żeby przypomnieć sobie, co się do tej pory zdarzyło.</li>
<li><b><a href="http://indywidualnyliterat.blogspot.com/p/postacie.html">Bohaterowie</a> - </b>żeby pamiętać, kto jest kim!</li>
<li><b><a href="http://indywidualnyliterat.blogspot.com/p/mapa.html">Mapa</a> - </b>na razie mało przydatna, bo akcja dzieje się w jednym miejscu, ale można traktować ją jako ciekawostkę, no i niedługo może okazać się całkiem potrzebna :D</li>
<li><b><a href="http://indywidualnyobserwator.blogspot.com/">Indywidualny Obserwator</a> - </b>zapraszam na mojego bloga!<a name='more'></a></li>
</ul>
</div>
<div align="JUSTIFY" class="western" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.87cm;">
<span style="text-indent: 0.87cm;"><br /></span></div>
<div class="western" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.87cm;">
<span style="text-indent: 0.87cm;">Było już grubo po północy, kiedy Elane szła przez Ordis. Wracała od Totamona, ale miała do załatwienia jeszcze jedną sprawę. Anironowi bardzo zależało, żeby przekazała Marline list. Ciekawe dlaczego nie mógł wykorzystać posłańca, jak wszyscy normalni ludzie. Zresztą Aniron zawsze miał dziwne zwyczaje: nie lubił zbytnio obnosić się ze swym królewskim pochodzeniem i zdecydowanie zbyt dużo czasu spędzał w towarzystwie niegodnych, jak to kiedyś określiła Karia.</span></div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
W każdym razie, nie była to uciążliwa przysługa dla Elane, i tak wybierała się do przyjaciółki. Musiała jej podziękować. Dzięki niej, jej życie zmieniło się diametralnie. Wreszcie odnalazła szczęście. </div>
<div style="text-align: justify;">
Delikatnie nacisnęła klamkę i weszła do domu Abracciusów. Nigdy nie pukała, gdy przychodziła o tej porze. Wiedziała, że Hara i Fern już dawno śpią, ale ich córka nigdy się jeszcze nie kładła. I tym razem Elane nie zdziwiła się, gdy zastała ją na tarasie. Na stoliku obok stał kubek już dawno zimnego kakao. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie powinnaś siedzieć tu tak długo. Musisz spać – stwierdziła Elane, siadając obok. Wzięła do ręki kubek i wypiła kilka łyków.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I tak nie zasnę, to po co się kłaść? - Marline spojrzała na przyjaciółkę. Jej zazwyczaj pięknie ułożone, niebieskie włosy były w nieładzie, jakby od kilku dni ich nie czesała, a oczy podkrążone od płaczu. - Hivarra się uparła, że matka musi umrzeć. Nic na to nie poradzisz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline była w pałacu kilka dni temu. Elane obiecała jej, że zmusi Totamona, by porozmawiał z ojcem i wybłagał łaskę. Niestety, Hivarra nie pozwoliła na żadne kompromisy, a Gavius, mając do wyboru rozbieżne opnie dwojga swoich dzieci, jak zwykle wybrał zdanie mądrej córki. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marline zastanawiała się, jak ona mogła się z nią kiedyś przyjaźnić. Ale wtedy Hivarra była dla niej jak starsza siostra. Razem biegały po mieście, chichocząc , gdy udało im się zwędzić ze straganu soczystą brzoskwinię. Razem uciekały przed rozeźlonymi handlarzami i bały się dokładnie tych samych potworów. Marline nigdy nie przypuszczała, że jej towarzyszka sama może stać się jednym z nich. Pewnego dnia po prostu oświadczyła, że jej ostatnia rozmowa z ojcem rzuciła nowe światło na pewne wydarzenia i nie zamierza się już z nią nigdy w życiu zadawać. </div>
<div style="text-align: justify;">
Niebieskowłosa dopiero po jakimś czasie dowiedziała się o co jej wtedy chodziło, bo po długich rozmyślaniach zapytała w końcu matki. Hara ze smutkiem opowiedziała jej wtedy historię, jak to król kiedyś starał się o jej rękę. Hivarra zapewne nie mogła znieść, że miała czelność odmówić królowi i przelała całą swą nienawiść na córkę. Marline jednak nauczyła się żyć bez niej. Z czasem zapomniała zupełnie o dawnej przyjaciółce i poznała Elane. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przykro mi, że mogliśmy nic poradzić. Staraliśmy się, naprawdę. - Elane pogładziła przyjaciółkę po ramieniu. - Totamon zakradł się nawet do magazynów uzdrowicieli z zamiarem wzięcia różnych silnych ziół i eliksirów, ale wszystkie szafy z silniejszymi miksturami były zamknięte i zapieczętowane. Najwyraźniej Hivarra postarała się o to. Przepraszam, że nie mogliśmy wam pomóc. </div>
<div style="text-align: justify;">
Elane spuściła wzrok. Marline ucieszyła się, że w końcu dotarło do elfki, że zbliżało się nieubłagane. Ciekawe, czy to związek z Totamonem tak na nią zadziałał. Chociaż byli razem krótko, to dziewczyna widziała, że jej przyjaciółka zachowuje się zupełnie inaczej. O wiele bardziej interesuje się teraz problemami innych, wydaje się, że rozumie, cudze nieszczęście i nawet stara się jakoś pomagać. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie przepraszaj, nie mogłaś nic zrobić. Z królem i Hivarrą nikt nie wygra.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeszcze ci nie podziękowałam za to, co zrobiłaś. - Elane zdołała się uśmiechnąć. - Nie wiem, coś ty uczyniła, jakiej magii użyłaś, ale wszystko się zmieniło. Właśnie przeżywam najpiękniejsze chwile życia i w sumie to nawet nie chcę wiedzieć jak tego dokonałaś. Ważne, żeby nic się nie zmieniło.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale ja nic mu nie zrobiłam! - Nawet Marline uśmiechnęła się przez łzy. - Ja naprawdę jedynie z nim rozmawiałam, kiedy leczył mnie po tej eksplozji mocy, którą wywołał, nic poza tym.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W takim razie twoje słowa muszą mieć magiczną moc! - zaśmiała się Elane, zupełnie zapominając o smutnej sytuacji w domu, w którym się znalazła. Ciężko jest pozbyć się dawnych przyzwyczajeń, ale Marline i tak była z niej dumna. - Aha, zapomniałabym. Aniron prosił mnie, bym przekazała ci list od niego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Elfka położyła elegancką kopertę na stoliku, obok kubka i z uwagą przyglądała się, jak jej przyjaciółka otwiera ją i czyta wiadomość. Nie kryła nawet swej ciekawości. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Aniron zaprasza mnie na wielki bal letni do pałacu! – rzekła w końcu widząc minę Elane. - Ale chyba nie pójdę, będę w żałobie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Daj spokój, nie podoba mi się, że jesteś takiej złej myśli. Harze by to się nie podobało – zaczęła elfka swą marną próbę pocieszenia. - Jak myślisz, dlaczego cię zaprosił?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Rozmawiałam z nim zaledwie przez chwilę, ale lubię go i myślę, że on mnie też. - Teraz uśmiech już całkowicie powrócił na twarz dziewczyny, szczególnie jak przypomniała sobie z jaką odwagą i troskliwością skoczył po tamto topiące się dziecko oraz jak chciał ją uzdrowić. Okazał się też inteligentny, kiedy natychmiast zrozumiał jej aluzje dotyczące Totamona. - Chociaż z drugiej strony ledwo go znam. Myślisz, że to Hivarra zmusiła go, by mnie zaprosił i teraz szykuje dla mnie jakieś świństwo?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie sądzę – Elane pokręciła przecząco głową. - Rzadko z nim rozmawiam, ale z tego co mówi Totamon, to Aniron nigdy by się na coś takiego nie zgodził. On jest trochę ekscentryczny, jak pewnie się domyślasz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego więc mnie zaprosił? Czego on może ode mnie chcieć? - Marline zupełnie zignorowała kąśliwą uwagę przyjaciółki na temat jego dziwnych zachowań.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak nie pójdziesz, to się nie dowiesz – Elane wstała z krzesła i widać było, że zbierała się już do wyjścia. - Idź już lepiej spać, a potem dobrze przemyśl to zaproszenie. Nie co dzień zdarza się być zaproszoną na bal przez księcia. Doceń to.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na końcu korytarza pojawiło się blade światło. Marro odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że to nie czerwień. Ewidentnie zbliżał się do wyjścia. Dziękował Dobrym Duchom, że Vaeria jeszcze nie wróciła. Miał nadzieję, że będzie już daleko stąd, kiedy ta odkryje jego nieobecność. </div>
<div style="text-align: justify;">
Błądząc po labiryncie mrocznych korytarzy natrafił na jakieś pomieszczenie. Wypił eliksir energetyczny, który znalazł w szafie i wziął ze sobą świecę, która też tam była. Trochę to lekkomyślne, pić to, co się znajdzie w domu wroga, ale w tym wypadku musiał zaryzykować, bo wiedział, że daleko nie pociągnie, jeśli nie doda sobie w jakiś sposób sił.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marro odetchnął z ulgą, gdy dotarł do świątyni i okazało się, że była ona całkiem pusta. Drzwi wejściowe na przeciwległej stronie były otwarte i chłopak pełen nadziei ruszył przez środek rotundy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Hej, kim jesteś? - usłyszał za sobą złowrogi głos. - Dlaczego wyszedłeś z prywatnych komnat Vaerii, skąd się tam wziąłeś?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Daj spokój, Dorian, to musi być jeden z tych chłopaków, o których mówiła kapłanka – odezwał się inny głos, po czym zwrócił się w stronę nieproszonego gościa. - Zmykaj, nic jej nie powiemy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Edgar! - Chłopak nazwany Dorianem najwyraźniej nie był zachwycony decyzją kolegi. - Vaeria się wścieknie, wiesz o tym. Dlaczego chcesz ryzykować?</div>
<div style="text-align: justify;">
Marro miał nadzieje, że nowicjusze jak najszybciej skończą dyskutować i podejmą jakąś konkretną decyzję, bo zaczął się już powoli niecierpliwić. Arcykapłanka mogła wkrótce wrócić, a to oznaczałoby kres jego wolności. Zastanawiał się, czy zachował swoją magiczną moc. Z tego co wiedział nie każdy umierał po jej odebraniu, jedynie te słabsze jednostki. Szkoda, że taki los spotkał Rubena.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz co ona robi swoim więźniom – Edgar wyraźnie stawał po stronie Marro. - Nie ma w tobie za grosz empatii. Zresztą, widzisz herb na jego rękawie? To Orell! Kastor sowicie nas wynagrodzi za przyprowadzenie swojego krewniaka.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Rób jak chcesz – odpowiedział Dorian. - Ja nie zamierzam narażać się na jej gniew, więc wam nie pomogę, ale też na ciebie nie doniosę. Pozbądź się go, bo jeśli ona teraz tu wejdzie, to możemy spodziewać się kolejnej krwawej wizji.</div>
<div style="text-align: justify;">
Edgar wstał z ławki, na której obaj siedzieli, podszedł do stojącego obok ołtarza Marro i zlustrował go wzrokiem. Młody Orell wyglądał, jakby był kilka lat od niego starszy i nie jadł nic od dłuższego czasu. Zapadnięte oczy i obwisła skóra świadczyły, że Vaeria go głodziła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Musimy wrócić tam, skąd przybyłeś. Główne wejście jest zablokowane – rzekł do chłopaka, po czym uśmiechnął się z przekąsem widząc jego przestraszoną minę. - Podejrzewamy, że Vaeria współpracuje z kilkoma palladynami. Jeśli mamy rację, nie pozwolą ci wyjść ze świątyni, więc lepiej od razu udajmy się do ukrytego wyjścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jest stąd ukryte wyjście? - zapytał Marro. Chłopak zastanawiał się, jak to jest możliwe. Pałac królewski był zbudowany w taki sposób, żeby był nie do zdobycia. Każde dodatkowe wejście było wielkim zagrożeniem dla jego obronności. Chłopak wątpił, że król wybudował specjalne wyjście dla arcykapłanki. Nagle dotarło do niego, że to najwyraźniej Vaeria sama zatroszczyła się o powstanie tego przejścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nowicjusz Edgar tylko potaknął głową na pytanie Marro, po czym chwycił go za rękę i poprowadził w głąb korytarza. Młody Orell zaśmiał się w duchu ze swojej naiwności. Właśnie szedł ze sługą wroga z powrotem do lochu. To jeszcze większa głupota, niż picie jej eliksirów. Ale skoro przez ostatnie dwa tygodnie wisiał pod sufitem i każdego dnia groziła mu śmierć, to był skłonny zrobić wszystko, żeby tylko udało mu się uciec.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Już dawno powiedziałem Dorianowi, że nie będę tolerował wybryków Vaerii i postanowiłem poinformować króla o jej występkach. Niestety, zanim do niego dotarłem spotkałem księżną Hivarrę i wszystko jej opowiedziałem. Ona oczywiście zapewniła mnie, że wszystkie fakty powtórzy ojcu, ale dziś się przekonaliśmy, że chyba nic nie powiedziała. Hivarra była u ciebie z arcykapłanką, prawda?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, Vaeria najwyraźniej się mną chwaliła przed księżną. Wychodząc zapomniała zakluczyć drzwi. - Marro odzyskał cień nadziei. Więc król o niczym nie wiedział, a to rzucało nowe światło na sprawę, jednak oskarżenie o cokolwiek Hivarrę to bardzo ryzykowny manewr, a udowodnienie jej zdrady to niewykonalne wprost zadanie. - Arcykapłanka schwytała kogoś przede mną?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, jednego. - Edgar wykrzywił usta w dziwny grymas. Najwyraźniej miał dość niemiłe wspomnienia z tym wydarzeniem. - Dwa tygodnie temu. Kazała nam zakopać jego ciało. Po co ona was zabija? Jestem pewien, że nie ujdzie jej na sucho mordowanie mizuryjskiej arystokracji.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marro nie odpowiedział od razu. Właśnie minęli otwarte drzwi jego byłej celi o udali się w kierunku, który chłopak odrzucił na samym początku. Tym razem nie było już jednak tak ciemno. Edgar trzymał w ręku pochodnię, którą wziął z jakiegoś pomieszczenia po drodze, za co Marro bardzo był mu wdzięczny. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Odbiera nam naszą moc magiczną – zaczął Orell po dłuższej chwili milczenia. - Mój brat, Ruben, którego ciało musieliście zakopać nie przeżył tego. Ja żyję tylko po to, by być przynętą na Sariel, z domu Alaniel, moją ukochaną.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif; text-indent: 0.87cm;">Edgar
poklepał go tylko ze współczuciem po ramieniu i nic nie
powiedział. Od tej chwili maszerowali w milczeniu. Korytarz od
jakiegoś momentu przestał skręcać i skończyły się wszelkiego
rodzaju drzwi. </span><span style="font-family: Times New Roman, serif; text-indent: 0.87cm;">Trochę
zmienił się wystrój: drewniane boazerie ustąpiły surowemu
kamieniowi, a monumentalna marmurowa posadzka zniknęła, ukazując
ubitą ziemię. Pięli się w górę niezliczonymi, wytartymi
schodkami. Marro pojął, że kierują się w stronę wzgórz, na
których znajdują się rezydencje.</span><span style="font-family: Times New Roman, serif; text-indent: 0.87cm;">
Ciekawe, po co zbudowano </span><span style="font-family: Times New Roman, serif; text-indent: 0.87cm;">taką
strukturę pod miastem. Zapewne miało służyć jako droga ucieczki,
ale w sumie nigdy nic nie wiadomo. Coś mówiło chłopakowi, że
król o niczym nie wie. Nagle, na końcu korytarza, oczom chłopaka
ukazało się dawno nie widziane światło dzienne.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Sariel nie wiedziała co robić. Od kilku dni nieustannie szukała Marro, była we wszystkich miejscach, które przyszły jej do głowy. Miała już tego dość, ale wiedziała, że nie spocznie, dopóki go nie odnajdzie. Zmęczenie dawało jej się powoli we znaki. Wiedziała, że jeśli szybko czegoś nie wymyśli, to wkrótce padnie z wyczerpania, a wtedy nawet jej moc na niewiele się zda.. Nie da się zbyt długo żyć na eliksirach energetycznych bez normalnego snu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Była nawet u jego rodziców. Kastor i Rita Orellowie nie wyglądali na zbyt zadowolonych. Zresztą Sariel nie od dziś wiedziała, że jej nienawidzą, jednak chyba w tym przypadku miłość rodzicielska wzięła górę. I chociaż niewiele tam osiągnęła, bo dowiedziała się, że wraz z Marro zaginął także jego brat, Ruben, oraz ostatnim miejscem, gdzie byli widziani była świątynia Ognia w królewskim pałacu, to jednak była trochę dumna, że w końcu udało jej się dogadać z jego rodzicami. </div>
<div style="text-align: justify;">
Vaeria, arcykapłanka dostarczyła informacji trochę bardziej istotnych. Twierdziła, że istotnie, byli u niej, ale teraz już ich nie ma, uśmiechając się porozumiewawczo. Zasugerowała jej jednak, że najlepiej zrobi, jeśli spróbuje wykryć jego magię. Czasami to jest właśnie najlepsza metoda. Jeśli chłopak wciąż ją posiada, to powinna bardzo szybko go odnaleźć. Wszystkie jednak poszukiwania prowadzone tą metodą nieustannie wskazywały, że Marro nie opuścił nawet pałacu, aż w końcu zupełnie ją wyczerpały. </div>
<div style="text-align: justify;">
Postanowiła dać sobie z tym spokój i podpytać Karię. Jeśli odnalezienie Marro było w jakikolwiek sposób możliwe, jej siostra na pewno już dawno tego dokonała. W domu jednak nie mogła jej znaleźć. Łóżko Karii było puste, chociaż było już dość późno i siostra zwykle o tej porze spała. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszyscy gdzieś znikają – rzekła w końcu do siebie i usiadła na skraju łóżka siostry. - Najpierw Marro, teraz ona.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Złaź ze mnie, jeśli łaska! - Głos Kari brzmiał gdzieś niedaleko. Sariel zerwała się na równe nogi i rozejrzała się po pokoju. Dopiero po dłuższej chwili spojrzała pod łóżko i uśmiechnęła się szeroko. - Elane znalazła mnie znacznie szybciej niż ty. Ale oczywiście nie mogłam jej powiedzieć dlaczego tu jestem. Wszystko powtórzyłaby w pałacu i byłabym na językach do końca lata.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No a mi powiesz, dlaczego tu jesteś? - Sariel zdawała sobie sprawę, że Karia boi się Mrocznego Wzroku, ale chyba jeszcze bardziej tego, że ktoś może ją uznać za idiotkę i roześmiała się. - Wszystko z tobą w porządku?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wydaje mi się, że tak, jeśli tą inwigilację można uznać za normalne zjawisko. - Karia z trudem wyczołgała się, wstała i usiadła na skraju łóżka. - Ja już dłużej tego nie zniosę. Przez cały dzień czułam na sobie ich obecność, a teraz schowałam się tutaj, żeby mnie nie dostrzegły. Jutro będę cały dzień szukała informacji na ich temat. W bibliotece na pewno znajdzie się coś o tym. Pomożesz mi?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, ja nie jestem zbyt dobra w szukaniu. - Sariel zaśmiała się mimo woli i utkwiła wzrok w podłodze. - Od dwóch tygodni go szukam i nic. Przepadł jak kamień w wodę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Na pewno się znajdzie, nie martw się. - Karia pogłaskała siostrę po plecach. - Chłopcy zawsze do nas wracają, gdy zatęsknią.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sariel zaśmiała się ironicznie i poszła do siebie. Musiała zregenerować siły przed jutrzejszym dniem. Gdziekolwiek przebywa teraz Marro, będzie musiał się z tego wytłumaczyć i to bardzo wiarygodnie.</div>
</div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-22329477924861713862015-09-12T10:47:00.002+02:002015-09-12T14:54:47.758+02:00Dobra Dusza - rozdział III, cz. 1<div style="text-align: justify;">
Zapraszam na kolejny rozdział! Pojawia się kolejna postać, Sariel, która do tej pory była jedynie wspominana w <a href="http://indywidualnyliterat.blogspot.com/2015/08/prolog.html">PROLOGU</a>, jako dziewczyna Marro (mam nadzieję, że pamiętacie!). Dziś zamieszczam połowę III rozdziału - pierwszy fragment należy do tych, które bardzo lubię, bo Karia jednak jest bardzo ciekawą osobowością! Za to drugi fragment był kiedyś przyczyną mojego kryzysu. Kiedy go pisałem (to było chyba jakoś rok temu), stwierdziłem, że jest do niczego i musiałem go przeredagowywać tak długo, aż w końcu zaczął mnie zadowalać. Zapraszam do oceniania, obserwowania i przede wszystkim - do komentowania! Drodzy Anonimowi Czytelnicy! Wiem, że tu jesteście! Dajcie mi jakąś oznakę życia! Napiszcie chociażby tyle, że przeczytaliście! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
PS. Naprawdę fajnym pomysłem jest, otworzenie sobie w nowej karcie zakładki <a href="http://indywidualnyliterat.blogspot.com/p/postacie.html">BOHATEROWIE</a>, bo dzięki temu można lepiej ogarnąć, kto jest kim. Zapraszam do czytania! Dla tych, którzy nie chcą się pogubić w tej historii, przygotowałem <a href="http://indywidualnyliterat.blogspot.com/p/rabek-tajemnicy.html">STRESZCZENIE</a>: zawsze przed czytaniem można sobie wpaść i przypomnieć poprzednie rozdziały!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przy okazji, wyjaśnię może lepiej tą kwestię "wstępów". Przed każdym rozdziałem, wstawiam krótki fragment z książki "Żywioły" Anturiona Fratelli. Książka ta jest prawdziwa, to znaczy prawdziwa w świecie, który opisuję, bo Anturion, chociaż nie jest bohaterem tej historii, to istnieje gdzieś tam w tym świecie. Kiedyś się pojawi, ale już nie w tej historii... (No co, jak już stworzyłem swój świat, to chcę w nim umieścić nie tylko jedną historię, co nie?)<br />
<br />
<a name='more'></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Ziemia, pomimo swej dobroci i praworządności nie jest najlepszym partnerem. Z uwagi na swoją miłość do wszystkich, łatwo się zakochuje i jest dość skłonna do zdrad, po których zawsze oczekuje wybaczenia, nie rozumiejąc, że nie nie każdy postępuje tak jak ona i jest skłonny wybaczać. Woda i Powietrze są dumne ze swej wierności i oddania, jakim otaczają partnera. Woda, chociaż potrafi dać drugiej osobie bardzo wiele, sama rzadko bywa w związku szczęśliwa. Stale do czegoś dążąc, rzadko znajduje zadowalający ją ideał. Natomiast zapatrzone w siebie Powietrze, chociaż samo bywa szczęśliwe, uważa siebie za lepsze i nie potrafi swojej miłości okazać, czym zraża do siebie partnera i zawsze ma pretensje gdy ten odchodzi, nie rozumiejąc, że przez cały czas zachowywało się krzywdząco wobec niego. Ogień w związku jest zdecydowanie najgorszy. Jest bardzo skory do przemocy i sadystycznych zachowań, nie szanuje swojego partnera i traktuje go przedmiotowo. Jedynie Powietrze potrafi być z Ogniem szczęśliwe, gdyż samo interesuje się jedynie sobą.</span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Anturion Fratelli - "Żywioły" </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Karia zmarszczyła nieznacznie czoło. Sariel od rana błagała ją o rozmowę w cztery oczy i elfka zastanawiała się, o co jej chodzi. Zwykle to najmłodszą z sióstr trzeba było namawiać na rozmowy, nigdy nie na odwrót. Nie chcąc zdradzać przed nią swojej ciekawości, zaczęła rozmawiać na temat Elane i odetchnęła z ulgą, gdy zdała sobie sprawę, że Sariel nie ma pojęcia, co się ostatnio działo. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie sądzę, żeby doszło do czegokolwiek, nie musisz się obawiać siostrzyczko – Sariel zaśmiała się szyderczo i spojrzała Karii prosto w oczy. - Obie doskonale znamy Totamona i mogę cię zapewnić, że takie zachowanie u niego może być co najwyżej przelotne. Prędzej Gavius odda mu Ageon, niż nasza siostra stanie się damą jego serca. Jakiekolwiek jej zaloty będą odbijać się od Totamona jak od muru. </div>
<div style="text-align: justify;">
Karia spojrzała na siostrę z niedowierzaniem i westchnęła smutno. Od początku miała nadzieję, że rozmowa z Sariel rzuci nowe światło na drążący ją od kilku dni problem. Elane od jakiegoś czasu biega do pałacu z samego rana i spędza z Totamonem całe dnie. Ten chłopak owinął ją już sobie wokół palca i życie młodszej siostry zaczęło się już Karii wymykać z rąk, co bardzo jej się nie spodobało. Sariel natomiast była osobą, na której zawsze mogła polegać, jeśli chodziło o zdobycie pewnej nieznanej innym wiedzy. Zresztą lubiła jej sarkastyczne spojrzenie na świat i trochę zbyt emocjonalne podejście do życia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Najstarsza córka Alaniel była dumna z kontroli, jaką posiadała nad innymi. I chociaż wielu mówiło jej, że mam o sobie stanowczo zbyt wysokie mniemanie, to Karia nigdy nie przejmowała się tymi słowami, skrupulatnie plotąc misterną sieć kontaktów i zależności. Miała nadzieję, że kiedyś wykorzysta przysługi, które inni są jej winni, że wespnie się na sam szczyt drabiny społecznej po trupach swoich sojuszników. Wiedziała, że gra, którą prowadzi to najtrudniejsza walka, dlatego już dawno postanowiła, że włączy w nią wszystko, co tylko może. Potem zaś, będzie zbierała owoce swej pracy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie byłabym tego taka pewna, Sariel. Kiedy rozmawiałyśmy rano, Elane była bardzo pewna siebie. Czuję, że ona chowa jakiegoś asa w rękawie. Być może Totamon wyjawił jej już swoje plany, co bardzo jej się spodobało. Chociaż może po prostu uwiódł naszą biedną siostrzyczkę. W każdym razie, chciałabym, żebyś dowiedziała się o co konkretnie chodzi. </div>
<div style="text-align: justify;">
Sariel uśmiechnęła się posępnie. Jeśli chodziło o zdobywanie informacji, to pierwsze kroki Karii zawsze kierowały się właśnie do niej. To dość odpowiedzialne zajęcie. Wiadomym było, że na opinii jej siostry polega wielu ludzi, a ta opinia często zależała od informacji dostarczonych przez Sariel. Teraz jednak dziewczyna nie miała kompletnie głowy do zajmowania się takimi sprawami. </div>
<div style="text-align: justify;">
- No, to przejdźmy może do bieżących spraw. O czym chciałaś ze mną rozmawiać? - zapytała Karia. - Bo jakoś trudno mi uwierzyć, że robiłaś ten cały cyrk od rana, bo chciałaś usłyszeć co mam do powiedzenia na temat miłosnych podbojów naszej siostry. </div>
<div style="text-align: justify;">
Sariel posłała Karii zadziorny uśmiech. Była najmłodsza z trójki rodzeństwa i niestety nie pamiętała już swojego ojca, Revona. Zawsze różniła się znacznie od sióstr. Cerę miała ciemniejszą, a włosy czarne jak skrzydła kruka, które gęstymi lokami opadały jej na ramiona. Czerwone oczy wyglądały złowieszczo. Sariel czasami zastanawiała się, po kim tak właściwie odziedziczyła urodę. W żadnym wypadku nie przypominała elfa. Cały ten wygląd jednak sprawiał, że wydawała się starsza niż w rzeczywistości była. Ludzie czasami myśleli, że mroczna powierzchowność dziewczyny sprawia, że jest bez serca. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Masz rację droga siostro, jak zwykle. Chciałam prosić cię o radę. - Ten cały cyrk z udzielaniem rad i stosowaniem odpowiedniego języka w rozmowach z siostrą wydawał się jej co najmniej groteskowy. Karia jednak bardzo lubił, kiedy zwracano się do niej w ten sposób. Sariel nie chciała jednak, by siostra wpadła w zły nastrój. Rozeźlona Karia nie była niczym przyjemnym. - Marro zniknął bez śladu. Wiesz może, gdzie mogłabym go znaleźć? </div>
<div style="text-align: justify;">
Tym razem to Karia się uśmiechnęła. Jej przypuszczenia jak zwykle okazały się słuszne, a niepokój siostry ostatecznie je potwierdził. Sariel i Marro mają romans, a z tego co było jej wiadomo, jego ojciec, Kastor Orell nie jest im przychylny. Nagłe uczucie gniewu zaświtało w jej sercu, kiedy zdała sobie sprawę kim jest ten chłopak. Druga siostra w przeciągu tygodnia romansująca z człowiekiem. Karia nigdy nie chciała wyjść na tą, która będzie musiała utrzymać ciągłość rodu, ponieważ jej młodsze siostry zaangażują się nie w niewłaściwe związki. Ponadto nigdy nie przepadała za Marro. Chłopak był od niej sporo młodszy i zawsze wydawał się jej dziecinny. Nie, musiała coś zrobić, żeby rozdzielić tą parkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie interesują mnie twoi kochankowie, siostro – powiedziała w końcu po długim milczeniu. - Może po prostu miał cię dość i ukrył się przed tobą? W sumie, to nawet bym mu się nie dziwiła. - Właściwie to Karia nie była zadowolona z odpowiedzi, jakiej udzieliła siostrze. Wiedziała, że tylko ją to rozeźli i nie wyciągnie z niej już nic więcej, lecz nic innego nie przyszło jej do głowy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Sariel nabrała powietrza i otworzyła usta, jakby chciała odpowiedzieć Karii jakimś zjadliwym słówkiem, ale najwyraźniej się powstrzymała, bo tylko zacisnęła wargi i spuściła wzrok. W gruncie rzeczy chodziło jej tylko o to, by przekonać się też, czy to nie czasem ona jest odpowiedzialna za jego zniknięcie. Sariel wiedziała, że gdyby Karia maczała w tym palce, to nie omieszkałaby jej o tym poinformować z tym swoim pełnym wyższości uśmiechem. Cóż, przynajmniej mogła odrzucić tą ewentualność. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Znowu je widziałam – rzekła nagle śmiertelnie poważna Karia. Dość nieudolnie starała się ukryć swój niepokój. - Mówię ci, Sariel, że z tego wynikną jeszcze jakieś kłopoty. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Pamiętaj, co ustaliłyśmy. - Czarnowłosa siostra sprawiała wrażanie, jakby obawy Karii były znacznie bardziej złowieszcze niż jej własne problemy. - Pamiętaj, że nie możesz dać im po sobie znać, że o nich wiesz. Oczy pewnie myślą, że są w stanie obserwować cię niezauważone, musisz podtrzymać tą ich pewność siebie i czekać na dalszy rozwój wypadków. Uważam, że powinnaś porozmawiać o tym z Havionem. Może wspólnie uda wam się podjąć jakieś środki. </div>
<div style="text-align: justify;">
Karia westchnęła i pokręciła głową z dezaprobatą. Niemal pożałowała, że uczyniła Sariel swoją powierniczką. Ale Havion przynajmniej był odpowiednim kandydatem na żonę dla elfki, a nie szemranej opinii człowiek. Jeszcze nigdy nie słyszała nic dobrego o Orellach. Bardziej jednak niepokoiły ją te wszędobylskie oczy. Do tej pory sądziła, że ta złowieszcza opowiastka o mrocznym wzroku to tylko bajka wymyślona, by uciszyć niegrzeczne dzieci. Niedawno przekonała się na własnej skórze, że jest prawdziwa. Jakiś zły człowiek obserwował ją i elfka zupełnie nie wiedziała co z tym zrobić. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zwariowałaś? - Karia natychmiast przybrała pozę udawanego oburzenia. Wychodziło jej to doskonale. - Chcesz, by wziął mnie za wariatkę, bo obawiam się mrocznego wzroku? Tylko mnie wyśmieje i nie pójdzie ze mną na letni bal u króla. A poza tym, nie chcę nigdy więcej o nim słyszeć, przecież prosiłam cię w tej sprawie o dyskrecję. </div>
<div style="text-align: justify;">
Każdy wie, że mroczny wzrok to opowiastka, którą straszy się niegrzeczne dzieci: wszędobylskie oczy, które je obserwują kiedy broją i informują o ich postępkach rodziców. Nikt o zdrowych zmysłach w nie nie wierzy, a już na pewno nigdy ich nie widziano. Karia jednak nie mogła powiedzieć o tym nikomu. Zbyt bardzo się bała, że zostanie wzięta za wariatkę, że cały jej misterny plan osiągnięcia wymarzonej pozycji runie, zanim nawet zacznie się realizować. </div>
<div style="text-align: justify;">
Z drugiej strony sytuacja była na tyle poważna, że musiała komuś powiedzieć. Miała nadzieję, że Sariel podzieli jej obawy, że da do zrozumienia, że mroczny wzrok nie jest do końca taką bujdą jak mówią inni, że zmotywuje ją do szukania pomocy. Sariel jednak spojrzała na nią jak na wariatkę. Jedyne co pozostało Karii, to szukanie informacji o oczach na własną rękę i płonna nadzieja, że wkrótce same odejdą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Marro obawiał się, że zaczął tracić rozum. Siedział już w lochu Vaerii od dwóch tygodni i póki co nie zanosiło się, żeby szybko miał się stąd wydostać. Czasem jednak z odległego zakamarku słychać było krzyk i wydawało mu się, że był to głos Rubena. Albo kapłanka kłamała, że go zabiła, albo rzeczywiście działo się z nim coś niedobrego. W tym momencie także coś słyszał, ale to najwyraźniej nie był Ruben. Z oddali dobiegł go śmiech Vaerii. Rozmawiała z kimś. Najwyraźniej chciała się pochwalić przed kimś swą zdobyczą. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy zachrzęścił zamek w drzwiach, chłopak zdał sobie sprawę, że nie jest to dobra pora na wizyty. Wisiał przykuty za ręce do ściany, a jego stopy nie dotykały podłogi. Ból dosłownie rozrywał mu ramiona i klatkę piersiową. Właściwie to czekał tylko na to, aż Vaeria odbierze jego moc i pozwoli mu osunąć się w śmierć. I chociaż Marro doskonale wiedział, że ten dzień nastąpi, był też niestety pewien, że jeszcze nie teraz. </div>
<div style="text-align: justify;">
Od długotrwałego przebywania w ciemności, czerwony błysk w oczach arcykapłanki był dla niego jasnością nie do zniesienia. Dopiero po chwili, gdy jego wzrok przyzwyczaił się do tego, ujrzał Hivarrę o dość znudzonym wyrazie twarzy, stojącej obok Vaerii. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Rozwiąż go natychmiast, bo zrobisz mu krzywdę – rzekła cicho, rozglądając się po pomieszczeniu. - Muszę przyznać, że bardzo mnie zaskoczyłaś. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę? - Twarz kapłanki Ognia rozjaśniała nagle, a jej oczy zaświeciły jeszcze większym blaskiem. - Cieszę się. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale jedynie tym, że chłopak jeszcze żyje, spodziewałam się, że zastanę go tu martwego. Vaerio, ty chyba się starzejesz, kiedyś nie byłoby tobie takiej litości dla niego. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marro westchnął ze smutkiem. Ze słów Hivarry wnioskował, że poczynania arcykapłanki mają poparcie króla, co stawiało go na straconej pozycji. Do tej pory liczył, że ktoś go znajdzie, teraz cała nadzieja spełzła na niczym. Marro zadrżał, gdy więzy krępujące jego nadgarstki zelżały i osunął się na posadzkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Tego to akurat potrzebuję żywego. Jest przynętą. - Uśmiech nie znikał z twarzy Vaerii. Ta cała rozmowa zaczynała być mocno podejrzana. Kapłanka zdawała się chwalić swoimi poczynaniami przed Hivarrą, co było dość niezwykłe. </div>
<div style="text-align: justify;">
Księżniczka tylko zaśmiała się w odpowiedzi i odwróciła na pięcie. Poprawiła białe futerko, które miała zarzucone na ramiona i weszła w mrok korytarza. Vaeria nie oglądając się za chłopakiem poszła w jej ślady i zamknęła za sobą drzwi. Nie zakluczyła ich. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marro otworzył szeroko oczy ze zdumienia w nagłym przypływie nadziei. Z niecierpliwością oczekiwał, aż kroki obu kobiet na korytarzu ucichną, po czym ostrożnie przesunął się w stronę drzwi. Nagły ból natychmiast sparaliżował jego ciało. Ostatnie dwa tygodnie spędził w dość niewygodnej pozycji i zastanawiał się, czy jeszcze kiedykolwiek będzie sprawny. W sumie nie miał na co narzekać, jego brat zginął. Ignorując ból dopełzł do klamki i nacisnął ją delikatnie. Gdy drzwi uchyliły się nieznacznie, poczuł na twarzy przyjemny, chłodny powiew. Wiedział, że gdzieś tam jest wyjście. </div>
<div style="text-align: justify;">
Korytarz tonął w mroku i Marro nie miał zupełnie pojęcia gdzie powinien iść. Vaeria przyniosła go tu, gdy był nieprzytomny, więc teoretycznie mógł być wszędzie, mogła go nawet wyprowadzić z terenu świątyni i umieścić gdzieś w pałacowych lochach. To tłumaczyłoby obecność Hivarry. Chłopak postanowił podążyć w stronę, skąd czuł delikatny powiew. Spodziewał się, że właśnie tam musi być wyjście z tego mrocznego labiryntu. Miał mało czasu. Musiał zdążyć przed powrotem Vaerii.</div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-65040959281082042642015-09-06T11:43:00.000+02:002015-09-18T19:52:31.137+02:00Dobra Dusza - rozdział II, cz. 2<div style="text-align: justify;">
Przepraszam, że dodaję rozdział w niedzielę, bo zawsze dodawałem w sobotę. Ale moja mama miała urodziny i przez cały dzień nie miałem na nic czasu. Jestem jednak bardzo zadowolony, bo fragment, z którym dzisiaj przychodzę należy do moich ulubionych. Dużo przyjemności sprawiło mi napisanie go. Zapraszam! </div>
<div style="text-align: justify;">
<a name='more'></a><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Elane powstrzymywała się, żeby nie zacząć biec. Była wysoko urodzoną elfką, prawie księżniczką i doskonale wiedziała, co wolno jej robić, a czego nie wypada. Bieganie po mieście i zwracanie na siebie uwagi zdecydowanie należało do tej drugiej kategorii. Nie mogła się jednak oprzeć. Od przedwczorajszej rozmowy z Totamonem ani razu jeszcze nie udało się jej spokojnie przejść drogi dzielącej ich domy i ze zdziwieniem stwierdziła, że nikt nie robi jej z tego powodu jakiś specjalnych wyrzutów. Kilka razy zaledwie jacyś ludzie obejrzeli się za nią, kiedy na nich wpadła, ale tak to zwykle nie odrywali nawet oczu od swoich codziennych spraw. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marline zawsze utrzymywała, że nie ma o magii pojęcia, a z Totamonem uczyniła prawdziwy cud. Tylko potężne czary mogły to serce z kamienia przemieć w zdolne do czułości. Elane do tej pory miała nadzieję, że wkrótce sama to osiągnie swoim wdziękiem i osobistym urokiem, jednak zauważywszy, że przyjaciółka wykonała za nią całą robotę, nie zamierzała w jakikolwiek sposób protestować. Miłość to miłość. Naturalna czy magiczna, zawsze taka sama. Nie liczy się przecież powód, kto by się przejmował takimi przyziemnymi sprawami. Elane miała myśli zaprzątnięte czymś zupełnie innym, niż rozwodzenie się z jakich to pobudek Totamon zmienił zdanie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przez te dwa dni, które prawie w całości spędziła z księciem zdążyła się niemało o nim dowiedzieć. Ze zdziwieniem przyjęła do wiadomości, że kochał ją już od dawna, ale nie sądził, że ona odwzajemnia jego uczucia. To pewnie te zaklęcia Marline musiały wpoić mu do głowy takie myśli. Elane słyszała o zaklęciach, które były w stanie zmienić człowiekowi myśli. To zaawansowana i niebezpieczna magia. Niewielu czarodziejów się do niej uciekało, gdyż mogła wywołać wielkie szkody, bo wymagała dość dużej precyzji i doświadczenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Szkoda, że był taki nieśmiały. Wczoraj wieczorem Elane musiała w końcu sama go pocałować, bo nie mogła już wytrzymać aż on to w końcu zrobi. Smakował pomarańczami. Spodziewała się tego, przecież chwilę wcześniej zajadali się nimi, oblizując palce mokre od soku. Elfka wolałaby jednak, żeby to on pierwszy ją pocałował. To byłoby znacznie bardziej na miejscu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Elane była wychowana w dość staromodnym obyczaju. Jej matka, Alaniel, zawsze powtarzała, że kobiety są stworzone po to, by być kochane przez mężczyzn, lecz musi uważać, bo chłopcy często nie potrafią zahamować swoich żądz. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Musisz być silna, moja mała Elane, silniejsza ode mnie. - Dziewczyna przypomniała sobie, jak matka dyskretnie otarła łzę. Zawsze twierdziła, że wszystkie swoje trzy córki kocha tak samo mocno, jednak życie pokazało, że Sariel, najmłodsza z nich jest traktowana przez matkę zupełnie inaczej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem silna, mamusiu, nie widzisz? - pytała malutka elfka, podnosząc do góry swojego białego misia udając, że sprawia jej to wiele trudu. - Jestem czarodziejką, czarodziejką jak ty!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mężczyźni są okrutni dla swoich kobiet, więc lepiej dla ciebie, jeśli nauczysz się przed nimi bronić. - Alaniel ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. Mała Elane nie wiedziała wtedy dlaczego. Pewnie tęskniła za ojcem. Od jego śmierci prawie wcale się nie uśmiechała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dzisiaj, po latach wiedziała już, że świat nie jest taki kolorowy, jak się mogło małemu dziecku wydawać. Jej ojciec, Revon został zamordowany przez swoją własną żonę, kiedy Elane miała 4 lata. Nikt nie wiedział co wtedy w niego wstąpiło. Karia chwyciła młodszą siostrę za rękę i uciekły do ogrodu, ale Sariel była jeszcze zbyt malutka by móc uciekać. Matka chwyciła ją w ramiona.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Daj mi dziecko. - Ton głosu ojca był zimny jak lód. Elane jeszcze nigdy nie słyszała, żeby mówił do kogoś w ten sposób. - Dawaj i będzie po sprawie!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Revon przestań! - wołała Alaniel. Głosy rodziców aż nazbyt dobrze słyszane były w ogrodzie. Chociaż dziewczynki były wtedy malutkie, zapamiętały każde słowo z tamtej wymiany zdań. - To nasze dziecko, nasza mała Sariel! Tak się cieszyłeś, kiedy przyszła na świat, co w ciebie wstąpiło?</div>
<div style="text-align: justify;">
Więcej słów nie było. Dziewczynki schowane w zaroślach ogrodu usłyszały jeszcze tylko krzyk matki, a potem mrok nocy rozświetliła błyskawica. Siostry natychmiast zrozumiały co się stało. Nie usłyszą już jego śmiechu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nigdy nie możesz użyć czaru przeciwko twojemu mężczyźnie – mawiała potem matka. - Nie ważne, jak bardzo byłby napalony na ciebie. - Elane pomyślała teraz, że Alaniel nie powinna jej tego mówić w tak młodym wieku. Dzięki matce, dziewczyna szybko wkroczyła w dorosłość. Ale za to w późniejszym życiu ani razu nie poczuła, że jakoś szczególnie brakuje jej ojca. - Bo go skrzywdzisz i będziesz żałowała do końca życia. Dlatego musisz umieć się bronić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Elane odrzuciła wspomnienia z dzieciństwa. Totamon nie był taki. Była pewna, że nigdy nie będzie musiała bronić się przed nim ani magią, ani orężem. Chociaż wcale nie była z tego dumna. Totamon nie skrzywdzi jej z powodu swojej nieśmiałości. Wolałaby, żeby tym powodem była miłość. Z drugiej strony, nawet go nie znała. Kilka dni temu był zupełnie innym człowiekiem niż teraz. Ludzie nie zmieniają się tak gwałtownie. Z wycofanego nudziarza w tak nagle chętnego do miłości? Mimo, iż bardzo pragnęła, aby było inaczej, nie miała złudzeń, że nie jest z nią w pełni szczery. </div>
<div style="text-align: justify;">
Elane zaniepokoiła się trochę, ale nie wiedziała dlaczego. Palladyn, widząc ją, stanął na baczność, przestając zagradzać przejście swoją włócznią. Elane nawet lubiła tych milczących żołnierzy. Byli osobistą gwardią króla, zawsze gotową, by oddać życie w jego obronie. Dzielnie pełnili wartę, obojętni na rozgrywające się dookoła wydarzenia, całkowicie oddając się swojemu zadaniu. Jeśli nadszedłby jednak czas wojny, stanęli by w obronie kraju, któremu służą i walczyliby zaciekle do ostatniej kropli krwi. To właśnie dlatego są tak ważni dla króla. Ale nigdy nie będzie żadnej wojny. Nikt nigdy nie zaatakuje Mizurii, bo nie ma kogoś takiego. Palladyni i ich posłannictwo są tylko przykrą mistyfikacją. Chociaż z drugiej strony, być może naprawdę coś się działo, a ona nie miała o tym pojęcia. To by nawet było na miejscu, świadczyłoby, że niedopuszczone do widoku publicznego informacje są naprawdę tajne. Już wiedziała, że powodem jej niepokoju byli milczący żołnierze..</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego pilnujecie wejść? - zapytała, nie licząc na udzielenie odpowiedzi. Oni nigdy nie odpowiadali. Jeśli nie zareagują, zapyta kogoś w pałacu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna skupił na elfce swój wzrok. Przez otwory w srebrnej masce spoglądały na nią brązowe oczy. Elane miała wrażanie, że lustrują jej duszę. Może rzeczywiście to robił? Lustracja nie była jakoś specjalnie zaawansowaną magią, a oni na pewno byli jej uczeni. Ten człowiek na pewno wiedział do kogo przyszła. Zresztą, jakby zapytał, to nawet nie próbowałaby kłamać. Umięśniony tors falował zdradzając każdy jego oddech. Dziewczyna niemal słyszała bijące w nim serce. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Takie mamy rozkazy, pani. - Pierwszy raz w życiu słyszała głos palladyna. Nie różnił się zbytnio od głosów innych mężczyzn, których znała. Wyprany był tylko z wszelkich emocji. </div>
<div style="text-align: justify;">
Elane kiwnęła tylko głową, dając mu do zrozumienia, że zrozumiała, po czym jego wzrok ponownie powędrował w górę. Dobrze, że wchodziła jednym z bocznych wejść. Dzięki temu udało się jej ominąć całą plątaninę oficjalnych komnat i korytarzy. Pokoje Totamona były całkiem blisko. Już wkrótce ponownie go zobaczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kilka oburzonych kobiet wyszło ze świątyni, szepcząc do siebie coś o złych manierach tych nowych kapłanów i o braku poszanowania dla modlitwy. Vaeria właśnie kazała Edgarowi i Dorianowi opróżnić świątynię z wiernych. Mieli uprzejmie poinformować o zbliżającej się wizji, które dość często ją ostatnio nawiedzały. Będzie musiała ich napomnieć. Takie zachowanie wiernych było niewskazane, a jej nowicjusze byli za to odpowiedzialni. </div>
<div style="text-align: justify;">
Czerwonooka czarodziejka była dumna, że umacnia wiarę swoich rodaków. Oczami wyobraźni widziała ich, sterczących za zamkniętymi drzwiami i usiłujących usłyszeć choćby najbardziej mglistą aluzję dotyczącą przyszłości. Oczywiście żadnych wizji nie było, ale ani wierni, ani nowicjusze nie powinni o tym wiedzieć. Arcykapłanka czuła się za nich odpowiedzialna. Przecież jakby nagle oświadczyła, że żadnych wizji nie ma i nie było, to w Ordis nastąpiłby wielki kryzys wiary, a Gavius na pewno nie byłby z tego zadowolony. Vaeria wiedziała, że gdyby król usłyszał o tym małym kłamstwie, na pewno wybaczyłby jej, a nawet pochwalił, że tak miłosiernie dba o swoich rodaków ryzykując przy tym utratę dobrej opinii o sobie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Rzekome wizje były też idealnym sposobem utrzymywania karności wśród nowicjuszy. Kapłanka szczerze ich nie znosiła. Chociaż starannie dobierała młodzież, która ma zostać poświęcona na służbę w świątyni, nowicjusze i tak dawali się jej we znaki. Wizje często niosły ze sobą groźne wyładowania magiczne. Chłopacy wiedzieli, że rozzłoszczenie Vaerii mogłoby skutkować niezwykle uciążliwą i długotrwałą wizją. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle drzwi do świątyni uchyliły się. Czerwonooka czarodziejka już zaczęła wymyślać karę, jaką ześle na nieposłusznych nowicjuszy. Przecież mieli czekać na zewnątrz i pilnować, by nikt jej nie przeszkadzał. W tym momencie w progu ukazała się Hivarra.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Księżna? Nie spodziewałam się ciebie tutaj. - Kobieta była szczerze zaskoczona jej obecnością. Szybko zamknęła pokrywę dymiącego kadzidła, wiedząc o wrogim nastawieniu Hivarry dla tego zapachu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czyżby? Dobrze wiesz, że pojawiam się zawsze tam, gdzie widzę zagrożenie dla władzy mego ojca. - Bystre, błękitne oczy szybko obiegły komnatę, zatrzymując się na poczerniałych ścianach. Jej czoło zmarszczyło się nieznacznie. - Trzeba będzie tu odmalować ściany. Mogłaś powiedzieć wcześniej, że są takie okopcone. Najlepiej byłoby poszerzyć świetlik żeby więcej dymu mogło wydostawać się na zewnątrz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Vaeria spojrzała na nią podejrzliwie, po czym gestem wskazała jej jedną z ławek stojących pod ścianą. Kiedy Hivarra zajęła wskazane miejsce, usiadła obok niej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W jaki sposób zagrażam władzy Gaviusa? - Arcykapłanka zaczęła zastanawiać się, czy zdołałaby zabić w tym momencie księżniczkę, ale stwierdziła, że to mało przydatne. Zaufanie tutejszych ludzi było jej na razie potrzebne. Zresztą, nie miała pojęcia jaką mocą dysponuje Hivarra. - Doskonale wiesz, księżno, że to ja poinformowałam króla, że w pałacu czyha zabójca i powinien wystawić palladynów. Sama więc widzisz, że zależy mi na jego bezpieczeństwie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chcę wiedzieć o każdym, kogo tu zabijesz.</div>
<div style="text-align: justify;">
W świątyni zapanowała złowroga cisza, przerywana przez ciężkie dyszenie arcykapłanki. Twarz księżnej nie zdradzała niczego. Wzrok miała utkwiony gdzieś poza wieczny płomień, a usta mocno zaciśnięte. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Droga Hivarro. Po cóż miałabym zabijać? Jestem zaledwie pokorną służebnicą swego ludu. Staram się chronić życie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skończ to gadanie. Nie jestem dziś w nastroju do tych twoich gierek. Nieważne, skąd wiem. Ważne, że chcę mieć pod kontrolą kogo zabijasz i ile mocy w siebie wlewasz. Póki nie zaczniesz stanowić dla króla zagrożenia, będziesz mogła zostać w pałacu. Kiedy zaś jednak staniesz się niebezpieczna, odejdziesz. I lepiej dla ciebie, byś zrobiła to dobrowolnie, bo jeśli zaczniesz stwarzać kolejne problemy, to pozbędziemy się ciebie w mało humanitarny sposób.</div>
<div style="text-align: justify;">
Arcykapłanka nie odpowiedziała. Hivarra nie była osobą, z którą wygrałaby słowną potyczkę, toteż niezastąpiona skorupa praworządności i dobrotliwości Vaerii pękła natychmiast. Postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. Wstała ze swojego miejsca po czym udała się w głąb świątyni, kierując się ku lochom. Zamierzała zaskoczyć królewską córkę, okazać zaufanie, którego ta się po niej nie spodziewa. Zresztą Hivarra i tak nie miałaby interesu w zdradzaniu jej sekretów. Miała tylko nadzieję, że nie wie jeszcze o tym, kogo zamierzała jej przedstawić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zwyczajne więzienie dla czarodzieja było niczym. Każdy, nawet najgłupszy obdarzony magią z dziecinną łatwością zniszczyłby każdego rodzaju mury i fizyczne umocnienia. Dlatego Gavius osobiście postarał się o umocnienie pałacowych lochów. Przepoił masywne kamienne ściany drobinami swej magii, którym nadał silną właściwość ograniczającą magię. W wyniku czego każdy czarodziej, który zostałby wtrącony do owego lochu pozbawiony był na ten czas swojej mocy, jakąkolwiek by ona nie była. Arcykapłanka zaś była szczęśliwą posiadaczką wiedzy, jak taką odłączoną od czarodzieja moc bezpowrotnie od niego odciąć i przelać na siebie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Vaeria była kapłanką Ognia - jej zadanie polegało na pomocy ludziom, a nie na więżeniu ich, więc nikt nie podejrzewał, że w korytarzu po przeciwległej stronie kamiennej rotundy, w której mieściła się kaplica znajdowały się jakiekolwiek lochy. Hivarra jednak musiała o nich wiedzieć. Ta kobieta wiedziała absolutnie o wszystkim.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chodź za mną, zaprowadzę cię do niego - powiedziała, po czym wraz z księżniczką zniknęły w mroku korytarza.</div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-8324693441966747582015-08-29T13:47:00.001+02:002015-08-29T14:12:28.592+02:00Dobra Dusza - rozdział II, cz. 1<div style="text-align: justify;">
Zmieniłem tytuł tymczasowy. Nie wiem, czy przy nim zostanę, ale póki co, mi się podoba. Postanowiłem też dopisać takie małe wstępy do każdego rozdziału - takie krótkie fragmenty z takiej jakby książki. Zajrzyjcie na początek pierwszego rozdziału, bo tam też coś takiego umieściłem. Zaktualizowałem też zakładkę <a href="http://indywidualnyliterat.blogspot.com/p/postacie.html">BOHATEROWIE</a> - zawiera teraz więcej informacji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz słuchajcie, bo uzbierała się tu już mała grupka obserwatorów, a jednak komentujących jest dość niewiele, a jestem strasznie ciekawy, co mają do powiedzenia te pozostałe osoby, które czytają i nie komentują. Wasze opinie naprawdę są dla mnie ważne. Zapraszam na drugi rozdział!<br />
<a name='more'></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Powietrze i Ogień pożądają władzy. Ogień jest bezwzględny i okrutny. Często sprawuje władzę żelazną ręką i doprowadza do tyranii. Ma sadystyczne upodobania i nie wzbudza sympatii innych. Ma dużą siłę, ale myśli bardzo schematycznie, siląc się na bezużyteczny patos, przez co łatwo go przechytrzyć. Powietrze słynie za to ze swej przebiegłości i sprytu. Rzadziej od Ognia sprawuje władzę, bo ciężko mu ją zdobyć, ale za to z wielką łatwością przychodzi mu jej utrzymania. Znakomicie czuje się w świecie spisków, niepewnych sojuszy i nieczystych politycznych gierek. Ziemia i Woda natomiast unikają włądzy i związanej z nią odpowiedzialności, lecz zupełnie inaczej się w jej przypadku zachowują. Ziemia władzę odrzuca, nawet jeśli zostanie jej narzucona z kwestii pochodzenia. Ziemia zrobi wszystko, żeby uciec od odpowiedzialności, zawsze dobrowonie zostawia władzę innym. Za to Woda, dzięki swojej mądrości i dalekowzroczności, przyjmuje władze, bo zna swoje możliwości i wie, że jedynie ona jest w stanie podźwignąć to brzemię. Rzadko jednak zastajemy Wodę na tronie, który przeważnie odbierają jej bardziej zaciekle walczące żywioły, takie jak Ogień i Powietrze, lecz jeśli już nosi koronę, to jej rządy na ogół są długie i pełne dobrobytu.</span></i></div>
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Anturion Fratelli - "Żywioły"</span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Biała lilia rozkwitła pod oknem komnaty Hivarry i kołysała się delikatnie w przód i w tył w lekkim powiewie wietrzyku, napełniając cały pokój kojącym aromatem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hivarra nie należała do osób, które lubią takie rzeczy. Wprawnym ruchem dotknęła białych płatków, pokrywając je szronem. Silniejszy podmuch wiatru osypał je na ziemię. Teraz było dobrze. Bardzo podobna do swoich braci, Totamona i Anirona, księżniczka nie lubiła, gdy młode życie rozwijało się bez jej zgody. Zwykle wtedy dotykała jądra jestestwa takiej istoty, bo zmrozić ją do samego rdzenia. Z ludźmi lubiła czynić to samo. Oczywiście gdyby była kimś innym, nigdy by jej na coś takiego nie pozwalano. Ale była Hivarrą, córką króla Gaviusa, na nieszczęście wszystkim mieszkańcom Ordis. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nigdy nie czuła zimna, odkąd pamiętała. I chociaż moc żywiołu Wody objawiła się u niej już w bardzo wczesnym dzieciństwie, to nauczyła się skuwać lodem każdą kroplę wody, jaka pojawiła się jej w pobliżu. Stłamsiła w sobie naturalną moc żywiołu i nadała jej nowy wymiar. Mimo, że wciąż z Wody czerpała swoją moc, to w sama się nazywała Lodową Panią. </div>
<div style="text-align: justify;">
Płatki śniegu wirowały dookoła twarzy Hivarry, kiedy rozmyślała o swym dziedzictwie. Miała nadzieję, że rządy Gaviusa jak najszybciej staną się wspomnieniem, tak bardzo marzyła o niekwestionowanej władzy. Była przecież Hivarrą, najlepszym dzieckiem króla Gaviusa i królowej Darienny. Uśmiechnęła się na myśl o matce. Ledwo ją pamiętała, zmarła krótko po narodzinach Anirona, jednak zdążyła nauczyć córkę, że jeśli czegoś się od życia oczekiwało, to należało zająć się tym osobiście.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hivarra nie miała czasu, by dłużej tkwić w tej komnacie. Widziała już dość z tego, co działo się na dziedzińcu. Jej starszy braciszek ja zwykle zachowuje się jak ostatni wariat. Zawsze uważała się za dojrzalszą i mądrzejszą od niego, chociaż była o trzy lata młodsza. Czas porozmawiać z ojcem w sprawie jego niedoszłej żony, Hary Abraccius. Jej mąż kilka dni temu prosił o uzdrowienie dla niej i Hivarra postanowiła sobie, że nie może do tego dopuścić. Niech będzie to nauczka dla nich oraz dla wszystkich kobiet, że kiedy król prosi, to nie należy odmawiać. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dobrze, że przynajmniej Aniron nie sprawiał takich problemów wychowawczych jak Totamon. Hivarra była prawie pewna, że po śmierci ojca, nie będzie próbował nawet walczyć o władzę. Jeśli oczywiście uda się jej w końcu pozbyć Gaviusa. Natomiast Totamon to zupełnie inna sprawa, na pewno się jej postawi. Nie byłby chyba sobą, gdyby tego nie zrobił. Ale nie martwiła się tym za bardzo. Do zamachu stanu jeszcze daleka droga.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie zgadzam się - powiedziała, wchodząc do sali tronowej. Miała nadzieję, że ojciec nie podjął jeszcze żadnej zgubnej decyzji. Gavius siedział na swoim miejscu, a jego twarz nie zdradzała niczego. Zresztą, i tak zrobi jak mu powie. - Nie możesz jej uzdrowić, bo natychmiast przybiegną wszyscy chorzy z całego miasta.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie takie proste, dziecko. Sytuacja jest bardziej skomplikowana niż może się nam wydawać. - Gavius westchnął, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzyło. W jego oczach pojawiła się tęsknota. - Moja miłość umiera, a ja mogę jej pomóc. Odmawiając jej, to jakbym ja ją zabił.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie możesz kierować się przeszłością, kiedy podejmujesz decyzje, bo to do niczego mądrego nie doprowadzi. - Hivarra już wcześniej domyślała się, że przekonanie ojca do swojej woli będzie dość trudne. Już dawno podejrzewała, że kiedyś może nawet kochał tą całą Harę, jednak oczywistym było dla niej, że przeszło mu to równie szybko jak się pojawiło. Może czuł się samotny? W każdym razie jednak była lekko zażenowana tą jego nagłą wylewnością. Zdecydowanie nie przywykła do czegoś takiego z jego strony. - Jesteś królem i musisz podejmować mądre decyzje. Kieruj się rozumem, a nie uczuciami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ta rozmowa powoli zmierzała donikąd. Hivarra przytaczała coraz to nowe argumenty, lecz żaden z nich nie był wystarczający, by przekonać ojca. W końcu postanowiła, że podejmie znacznie bardziej stanowcze działania. Dziewczyna spojrzała w górę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ostro zakończony, fioletowy klejnot tkwił na swoim srebrnym postumencie wysoko ponad tronem. Ageon górował nad komnatą, co było starannie zaplanowanym efektem. Ten niezwykle potężny magiczny przedmiot miał zawsze świadczyć o niekwestionowanej władzy króla Mizurii. Na nieszczęście Gaviusa jednak, Hivarra doskonale wiedziała jak się nim posługiwać. Nie była w tym jednak osamotniona. Co drugi porządniejszy czarodziej po kilku chwilach rozgryzłby ten mechanizm. Wystarczyło przepuścić własną moc przez klejnot, a efekty były zdumiewające.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna skupiła całą swoją uwagę na błyszczącym, fioletowym kamieniu. Czuła energię wypływającą z jej ciała ku górze. Pędziła na spotkanie z magią silniejszą niż gdziekolwiek indziej. Musiała wpłynąć na jego decyzję, chociaż nie lubiła zbytnio uciekać się do tego typu środków, lecz oczywiście nie czuła wyrzutów sumienia z tego powodu. Używanie Ageonu bywało dość niebezpieczne, nigdy nie wiadomo było, jak klejnot się w danej sytuacji zachowa. Czasami robił dokładnie to, do czego miał być wykorzystany, ale dziewczyna gdzieś wyczytała, że zawarta w nim magia może ulegać zawirowaniom, co doprowadza do zupełnie innych efektów.</div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz jednak wszystko wydawało się przebiegać zgodnie z planem. Widziała, jak fioletowa mgiełka opada na ojca. Jego usta rozchyliły się delikatnie, a wzrok stępiał. Była w jego umyśle. Gęsta plątanina impulsów nerwowych tworzyła wiecznie ruchomy i nieprzebyty labirynt myśli. Wiedziała dokąd iść, prowadziło ją fioletowe światło. Uśmiechnęła się do siebie. Wędrówka po umyśle ojca, chociaż bywała uciążliwa, przy użyciu Ageonu zdawała się całkiem prosta. Klejnot prowadził ją w stronę celu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- No proszę, kto by pomyślał! - Hivarra aż podskoczyła, kiedy ujrzała stojącego obok Anirona. Jego duże, zielone oczy patrzyły na nią gniewnie. Przeczucie go nie myliło. - Wyłaź z jego umysłu!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Poczekaj, już kończę. - Nie chciała się teraz z nim kłócić, właśnie znalazła potrzebą myśl. - Szukam czegoś ważnego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Aniron pokręcił głową z dezaprobatą i mrucząc coś do siebie o Ageonie wyszedł na korytarz. Dziewczyna wiedziała, że co jakiś czas przychodził tu sprawdzać, czy Ageon wciąż tkwi na swoim srebrnym pręcie. Całe szczęście, że ktoś się tym zajmuje. Hivarra nie chciałaby mieć na głowie i tego obowiązku. Dość już, że kontrolowała wszystkie najważniejsze sprawy królestwa. Matka za życia powtarzała jej, że kiedy sprawuje się władzę, nie ma już miejsca na sprawiedliwość i moralność. Teraz, kiedy nie żyje już od kilku lat, dziewczyna pieczołowicie wdraża w życie jej rady.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Blefował - powiedziała do siebie, szperając wśród myśli ojca. - On naprawdę mnie czasem zadziwia. - Większość związanych z Harą Abraccius myśli było starannie zablokowanych i wyczulonych na interwencję z zewnątrz. Z tego co mogła jednak ujrzeć wyczytała, że jego plany są znacznie bardziej daleko idące, niż mogłoby się to wydawać. Asekuracyjnie wymazała wszystkie jego decyzje. - Życie matki w zamian za życie córki! - zawołała przeciągle, wpajając owo postanowienie do głowy Gaviusa.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hivarra nie przepadała za kompromisami. Wolałby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i pozbyć się ich obu, a może i nawet całej tej chorej rodziny. Cieszyła się jednak, że wkrótce pozbędzie się chociaż jednej z nich. Nigdy nie odważyłaby się wpleść do myśli ojca wszystkich swych zamiarów, bo mógłby się zorientować. Zadowalała się jego milczącą aprobatą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sama się sobie dziwiła, że w przeszłości przyjaźniła się z tą idiotką Marline. Jednak odkąd stała się nieśmiertelna, nie zniża się już do pewnych poziomów. Była w końcu Hivarrą, już niedługo królową Hivarrą i wkrótce miały czekać ją wspaniałości o których się tej durnej śmiertelnicy nie śniło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Domostwo Abracciusów było nawet przytulne. Niewielki domek skulił się między dwoma wyższymi kamienicami. Nie wyglądał jednak biednie, wręcz przeciwnie. Drewniane drzwi, które ojciec kilka tygodni temu pomalował piękną, niebieską farbą, zdobiła duża, srebrna kołatka, której jednak nikt dziś już nie używał. Przez smukłe, prostokątne okna widać było koronkowe firanki i granatowe aksamitne zasłony przewiązane w połowie srebrnymi sznurami. Dwie marmurowe kolumienki przed drzwiami podtrzymywały maleńki balkonik, który był ulubionym miejscem Hary. Widziała stąd wszystko, co działo się na ulicy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline wróciła w końcu do domu. Ten dzień był zdecydowanie za długi. W całym mieszkaniu unosił się przyjemny zapach drewna, Fern pewnie napalił w kominku. Marline zastanawiała się, czy mamie się pogorszyło. Na pewno, chociaż znając ją, nic nie powie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Elane pewnie jest bardzo zaskoczona nagłą zmianą podejścia Totamona, chociaż to wszystko wydaje się co najmniej naciągane. Wielki książę, niby taki mądry, a nie ma bladego pojęcia o kontaktach międzyludzkich? No i niby zwyczajna rozmowa miałaby w kilka chwil otworzyć mu oczy oraz wywrócić całe dotychczasowe życie do góry nogami? Mężczyźni nie mogą być aż tak głupi.</div>
<div style="text-align: justify;">
W każdym razie całowanie go bardzo się jej podobało. Jeszcze nigdy wcześniej nie całowała się z mężczyzną i wiedziała, że nie ma porównania, ale coś jej mówiło, że mogłaby szukać przez wieczność, a lepszego nie znajdzie. Dziewczyna westchnęła i spuściła wzrok, wchodząc do salonu, gdzie w fotelu siedział je zamyślony ojciec. Totamon nigdy nie będzie do niej należał, choćby i oboje tego pragnęli. To Elane go kocha, a ona chciała tylko pomóc im zbliżyć się do siebie. Marline postanowiła, że już nigdy więcej nie okaże słabości i da Totamonowi jedynie przyjacielską uprzejmość. Koleżeńska lojalność nakazywała jej usunąć się w cień, tego oczekiwałaby od niej matka, tak ją wychowała. Im szybciej o nim zapomni, tym lepiej dla niej. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co ci się stało? - zapytała nagle spoglądając na ojca. Oczy miał podkrążone i zaczerwienione, jakby przed chwilą długo płakał. Dziewczyna bała się pomyśleć, że stało się najgorsze. Nie, to niemożliwe, przecież rano nie czuła się aż tak źle.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gavius dał odpowiedź. - Jego głos drżał. Marline nigdy nie widziała go jeszcze w takim stanie. Dopiero teraz ujrzała na stoliku stojącym obok zerwaną królewską pieczęć. Nie pytając Ferna o zgodę chwyciła ją do ręki i zaczęła czytać. Szybko przebiegła wzrokiem wzdłuż kilku linijek. Jej czoło zmarszczyło się, kiedy odczytywała podpis.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Od kiedy to Hivarra podejmuje takie decyzje? - zapytała, widząc zgrabny podpisik byłej towarzyszki zabaw obok imienia króla. - Myślę, że to ona maczała w tym wszystkim palce.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No oczywiście, że maczała, przecież sama to podpisała! - Oczy ojca ponownie nabiegły łzami. - No i co ja mam teraz zrobić? Przecież nie będę wybierał między wami, nie mam prawa podejmować takich decyzji.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna szybkim ruchem wrzuciła królewski list do kominka. Fern zerwał się na równe nogi i próbował nawet go wyjąć. Za późno, kartka papieru zwęgliła się w mgnieniu oka. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zniszczyłaś ostatnią nadzieję! - zawył przeciągle i upadł na kolana. Twarz ukrył w dłoniach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A co, zamierzałeś się tym zadręczać? Daj spokój, to była ślepa uliczka. Uratujemy mamę, już moja w tym głowa. Wyzdrowieje, obiecuję ci.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie obiecuj nic, czego nie możesz wypełnić - powiedział Fern uspokajając się i siadając na brzegu fotelu. - Niby jak chcesz to zrobić.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Magią ojcze, magią. - Marline uśmiechnęła się. Pomogła Elane, czas na rewanż. - Magia to przecież potęga, czyż nie?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To by było tyle na dziś. Mam nadzieję, że się podobało. Jestem strasznie ciekawy, jak zareagujecie na nową postać, jaką jest Hivarra. Jakby jeszcze ktoś się gubił, to jest ona siostrą Totamona i Anirona. Ja ją bardzo lubię, pisanie fragmentów o niej to mega przyjemność :D </div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-25189412615144326112015-08-22T16:36:00.000+02:002015-08-29T13:32:25.002+02:00Dobra Dusza - rozdział I, cz. 2<div style="text-align: justify;">
No, zapraszam na drugą połowę pierwszego rozdziału. Pojawiła się mapa - nie jest jeszcze najdokładniejsza ani perfekcyjnie estetyczna, ale na obecne potrzeby wystarczy, tym bardziej, że mamy na razie tylko jedno miejsce akcji. Ja już wielokrotnie podkreślałem, że rysować nie potrafię, ale mam nadzieję, że jako tako mi to wyszło. Zapraszam do lektury.<br />
<a name='more'></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Elane i Karia spacerowały wśród wyniosłych cyprysów i odurzająco aromatycznych magnolii rosnących w ogrodach matki, z wielkim zacięciem o czymś dyskutując. O tej porze roku ogrody były najpiękniejsze. Zewsząd wylewała się oszałamiająca powódź kwiecia. Dwie siostry, chociaż równie bezduszne i przebiegłe, z wyglądu wcale nie były do siebie podobne. Elane brunetka, a Karia blondynka, jedynie wdzięcznie szpiczaste uszy dawały do zrozumienia, że są elfami. Kto jednak nie znał sióstr, nigdy nie domyśliłby się, że są rodzeństwem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie podoba mi się twoje podejście, zawsze musisz bezmyślnie bezcześcić nasze tradycje. - Karia kręciła głową z dezaprobatą, słuchając opowieści siostry o Totamonie. - To śmiertelnik, mało ci pięknych elfów na świecie? Nie życzę sobie, byś miała z nim cokolwiek wspólnego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Elane jak zwykle nie mogła uwierzyć własnym uszom, słuchając siostry. Kochała ją, bo tak trzeba. Były siostrami i nigdy nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby nie kochać Karii, lecz rzadko zgadzały się ze sobą. Elane starała się cieszyć każdą chwilą, kiedy mogła chociaż ujrzeć Totamona, a siostra za wszelką cenę starała się zniszczyć te cudowne wspomnienia. Elfka wiedziała, że siostra chciała dobrze, lecz ciężko było jej się z tym pogodzić.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Totamon już niedługo pozostanie człowiekiem. Nie jesteś w stanie nawet pojąć, jak wielka będzie jego potęga, kiedy stanie się nieśmiertelny. To powód do dumy dla naszego rodu, że zechciał na mnie spojrzeć. - Elane zdawała pomijać kwestię, że Totamon kompletnie się nią nie interesuje. Najwyraźniej nie chwiała dać Karii powodów do drwin. - Prosiłam cię o radę, mogłabyś chociaż spróbować mi pomóc!</div>
<div style="text-align: justify;">
Karia uśmiechnęła się w duchu. Zawsze tak było, że wszystkie sprawy ostatecznie kończyły się jej mądrą radą. Nawet lubiła ten prestiż, który jak jej się zdawało, miała. Dziewczyna myślała, że ludzie uważają ją za mądrą. Podobało jej się takie życie, chociaż nie przysparzało to zbyt wielu przyjaciół, ale oni dla Karii nie byli ważni. Liczyła się dla niej tylko reputacja.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spójrz na ten piękny ogród, na te kwitnące magnolie i bzy! - rzekła Karia po chwili zastanowienia. - Czego ci jeszcze potrzeba? Przyjaźni tego niedorajdy? - Dziewczyna zaśmiała się szyderczo. - Ta istota kompletnie nie panuje nad swoją mocą. Gavius nigdy nie uczyni go nieśmiertelnym, jeśli to się nie zmieni, toteż przepraszam cię bardzo, ale w tej kwestii moja dobra rada brzmi, abyś trzymała się od niego jak najdalej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Elane szybkim ruchem uderzyła ją w twarz. Karia dotknęła piekącego policzka i obrzuciła ją groźnym spojrzeniem. Niebezpieczeństwo wisiało w powietrzu, elfka szykowała się do oddania ciosu. W tym momencie jednak szyderczy uśmiech powrócił na jej twarz, ponieważ odwróciła wzrok w kierunku miasta. Czarny dym wznosił się ponad królewskim pałacem. Zdawało się, że pali się coś na głównym dziedzińcu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To pewnie sprawka twojego kochasia! - zakpiła. - Nie zdziwię się, jak pewnego dnia zamek pójdzie z dymem przez te jego niekontrolowane wybuchy mocy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Marline poczuła ostry ból w dolnej części ciała. To ją chyba obudziło. Wokół pełno był gruzów, a jacyś ludzie gasili płonące nieopodal budynki. Marmurowe posągi, stojące dotąd na piedestałach wokół fontanny leżały porozbijane na posadzce, a niegdysiejsze rozpostarte ponad dziedzińcem balkony zawaliły się i cudem nie zmiażdżyły leżącej nieopodal dziewczyny. Drzewa i krzewy rosnące na dziedzińcu były wyrwane z korzeniami. Wszystko wyglądało jak po przejściu ognistego tornada.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline nie wiedziała, co się tak właściwie wydarzyło. Nie mogła wstać, ani poruszać nogami. Lewa była wygięta pod dziwnym kątem i przygnieciona marmurowym posągiem. To właśnie w tej nodze czuła ten przeszywający ból. Gryzący dym piekł jej oczy i podrażniał płuca, kaszel zaczął ją dusić i zaczynała mieć coraz większe problemy z oddychaniem. Wpadła w panikę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kto by pomyślał, że tak zginę - rzekła cicho do siebie, a po policzku popłynęła jej łza. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle ból stał się nie do zniesienia, jakby ktoś próbował jeszcze bardziej zmiażdżyć jej nogę. Z jej gardła wydobył się krzyk. Na ten dźwięk zza posągu wyłoniła się uśmiechnięta twarz Anirona. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie bój się, wszystko będzie dobrze - rzekł ciepłym, aksamitnym głosem. - Nie wiedziałem, że tak to boli. Przepraszam, powinienem wcześniej oddalić od ciebie ból. Totamon przesadził z natężeniem, jak zwykle zresztą i wywołał eksplozję mocy. Nie ma się czym przejmować, w jego przypadku to bywa dość częste.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Łatwo ci mówić, ty nie masz zmiażdżonych nóg! - Marline rozpłakała się na dobre, chociaż Aniron całkowicie pozbył się bólu. Co teraz z nią będzie? Kto jej pomoże? Przecież król nie jest przychylny wobec jej rodziny. Teraz na pewno umrze, podobnie jak matka. </div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon stał potulnie z boku i przyglądał się, jak czarodzieje starają się naprawić szkody, które wyrządził. Płynnymi ruchami naprawiali potłuczone posągi i stawiali je na swych cokołach, gasili płonące budynki strumieniami zimnej wody, zawieszali zwalone balkony, sadzili rośliny. W mgnieniu oka wszystko wracało do normy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Trzeba było się nie wtrącać, Anironie, to nic by się nie stało, zawsze musisz wszystko psuć! - zawołał książę do brata z wyrzutem. Marline zastanawiała się, czy Aniron tym razem coś powie, czy znowu potraktuje wszystko wymownym milczeniem. - Zawsze musisz niweczyć moje wzniosłe dzieła!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zamknij się i pomóż mi ją ratować! - Aniron spojrzał na brata z wyrzutem. - Dlaczego nigdy nie potrafisz przyznać się do błędu? Z takim podejściem nigdy nic nie osiągniesz. Ojciec nigdy nie ujrzy w tobie nikogo innego, niż tylko rozkapryszonego bachora, nigdy nie będziesz taki jak on.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline zastanawiała się, jak Elane może zależeć na takiej osobie. Czyżby jedynym na co patrzyła, była pozycja społeczna? Marline zawsze wiedziała, że jej przyjaciółka jest strasznie powierzchowna, ale nigdy nie pomyślałaby, że do tego stopnia. Dziewczynie zrobiło się smutno na myśl, że elfka miałaby spędzić życie u boku takiej osoby. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zabiorę cię do pałacu i uzdrowię - rzekł ciepło Aniron pełnym zdecydowania tonem.</div>
<div style="text-align: justify;">
W tym momencie do głowy dziewczyny zakradł się pewien pomysł i uśmiechnęła się do Anirona na samą myśl o nim. Chłopak odwzajemnił spojrzenie, lecz oczywiście nie miał pojęcia o co jej może chodzić, a tymczasem Marline wiedziała już jak wywołać u Totamona jakiekolwiek ludzkie odruchy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, myślę, że powinieneś dać szansę bratu. - Dziewczyna trochę się przeraziła, że ma powierzyć własne zdrowie w jego ręce, ale miała nadzieję, że w tym stanie już bardziej zaszkodzić jej nie może. - Wydaje mi się, że to może pomóc nie tylko mi, ale też jemu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba wiem, co masz na myśli, tylko uważaj, żeby znowu nie wywołał czegoś niekontrolowanego. - Chłopak uśmiechnął się do niej porozumiewawczo, wstał i podszedł do starszego brata. - Pomóż jej, to twoja sprawka. Ja jestem zajęty.</div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon stał jeszcze chwilę z boku nadąsany. Marline zastanawiała się, dlaczego nie odpyskował Anironowi. Z tego co było jej wiadomo, młodszy z braci po raz pierwszy mu się postawił, co wyglądało niezmiernie dziwnie. Aniron zwykle unikał kłótni i za to Marline lubiła go jeszcze bardziej. W sumie wydawało jej się, że potrafiłaby znaleźć z nim wspólny język.</div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon rozejrzał się po okolicy i kiedy stwierdził, że nikt mu się nie przygląda, wolnym krokiem podszedł do leżącej nieopodal dziewczyny. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego. Obszedł ją kilka razy dookoła, po czym skupiwszy się na rozbitym posągu, wprawnym ruchem usunął go w niebyt.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzisz, jednak potrafisz czarować, jak chcesz! - Marline dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie zabrzmiało to zbyt uprzejmie, więc zaczerwieniła się tylko. - Wybacz, nie chciałam być nie miła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A czego chciałaś? Pieniędzy? Sławy? Mnie? Nie jestem na sprzedaż, a popularności nie zdobędziesz robiąc z siebie ofiarę. - Chłopak wziął ją na ręce z niebywałą delikatnością, jak na niego. Marline zacisnęła zęby i syknęła z bólu. Natychmiast pozbyła się tego uczucia. Nie chciała dać księciu tej satysfakcji, w końcu nie co dzień jest się przez niego noszonym na rękach. Pachniał morską bryzą, jakby dopiero co wynurzył się ze wzburzonego oceanu. Marline poczuła, że gdyby chciała, to mogłaby się w nim zatracić. Oczywiście jakby to nie Elenor o nim marzyła. Nie mogła tego zrobić swojej najlepszej przyjaciółce, nie jej. To byłoby perfidne.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Miłego słowa i ciepłego spojrzenia. - Marline uśmiechnęła się do niego, pomimo że wcale nie miała ochoty, a nieziemski ból rozrywał jej nogę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W co ty pogrywasz? Chcesz wzbudzić we mnie litość? - Totamon skierował się w stronę bocznego wejścia do pałacu. Stojący u progu palladyn stanął na baczność i wpatrzony w przestrzeń przed sobą wyprostował włócznię, którą zagradzał wejście. Oni zawsze wyglądali przerażająco, nawet jak tylko stali i strzegli przejścia. Ich lodowate spojrzenie nigdy nie było skupione na żadnej żywej istocie, chyba, że po to, aby pchnąć ją włócznią. Nawet wtedy jednak ich wzrok nie spoczywał na niej zbyt długo i nie wyrażał żadnej emocji. Pałacowy korytarz był szeroki i wyłożony aksamitnym, czerwonym dywanem, chociaż nie było to główne wejście. Totamon zaniósł ją do pierwszej komnaty, którą napotkał. Jej okna wychodziły na główny dziedziniec. Słychać było plusk wody z naprawionej fontanny. Chłopak położył Marline na puchatej, stojącej pod ścianą sofie. - Odpręż się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skąd nagle u ciebie tyle uprzejmości? - zapytała nieufnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Po prostu, im szybciej z tobą skończę, tym szybciej dasz mi spokój. - Totamon uśmiechnął się szyderczo, widząc zażenowanie na jej twarzy. - No co, myślałaś, że nagle stałem się altruistą? Uspokój się już, nie dajesz mi sobie pomóc.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline otworzyła usta, jakby chciała jeszcze coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła, nagle zmieniając zdanie. Jeszcze będzie miała czas, żeby z nim porozmawiać, kiedy już jej pomoże. Patrzyła co robi: wyciągnął przed siebie smukłe dłonie o długich palcach i zamknął oczy. Nigdy jeszcze nie miała do czynienia z magią, a już tym bardziej nie spodziewała się, że jej pierwsze spotkanie z tą niezwykłą siłą odbędzie się w takich okolicznościach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon czuł ciepłe mrowienie, jakby czubków jego palców dotykało coś miękkiego i puszystego, kiedy magia wnikała w dziewczynę. Rzadko uzdrawiał i wiedział jakie to trudne. Kiedy moc czarodzieja wnika do ciała chorej osoby, ten musiał przejąć jej ból, a dopiero wtedy mógł naprawić jej szkody fizyczne. Totamon trochę się bał. Głównie tego, że znowu użyje zbyt dużego natężenia mocy. Kompletne nie miał wyczucia, jakby był pozbawiony zaworu zamykającego dostęp do magii, kiedy nie była już potrzebna. Ale chociaż teraz mrowienie było przyjemne, wkrótce dotrze do jądra bólu tej dziewczyny i będzie musiał go przejąć, a to nie należało do przyjemności.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy spostrzegł, że dziewczyna zamknęła oczy i zaczęła równo oddychać, podszedł do szafki stojącej w rogu pomieszczenia i przyjrzał się krytycznie jej zawartości, po czym chwycił do ręki dwie szklane buteleczki i pęczek suszonych ziół i położył wszystko na małym stoliku stojącym obok sofy, na której leżała dziewczyna. Całe szczęście, że ktoś przezorny porozstawiał wszędzie te szafki z eliksirami i ziołami, bo w przeciwnym razie musiałby biegać po niezbędne rzeczy po całym pałacu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeden łyk z tej buteleczki na złamane kości – mówił sam do siebie, wlewając płyn do rozchylonych ust dziewczyny. Kiedy ta posłusznie połknęła eliksir, krzywiąc się przy tym nieznacznie, wziął drugą butelkę, na odbudowanie reszty zdruzgotanego ciała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O, to jest smaczniejsze – powiedziała cicho, otwierając jedno oko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie przeszkadzaj, to jeszcze nie koniec leczenia. - Ręce Totamona trzęsły się nieznacznie, gdy podpalał wiązkę ziół. Czym innym było podanie jej eliksirów, a czym innym użycie magii uzdrawiającej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy książę zauważył, że dym wypełnił już całe pomieszczenie, położył swoje dłonie na skroniach dziewczyny i wysłał strumień mocy do jej ciała, zamykając powstałe podczas wypadku zranienia i ostatecznie naprawiając zniszczone tkanki. Teraz pozostało mu tylko rozprawić się bólem, który przejął od niej na samym początku. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marline odetchnęła z ulgą i otworzyła oczy. Totamon zaciskał zęby, a z jego oczu sączyły się łzy. Nagle zrobiło jej się go żal. Tak bardzo cierpiał, próbując jej pomóc. Spojrzała na swoją nogę. Wyglądała dokładnie tak, jak powinna wyglądać zdrowa noga. Marline zauważyła nawet, że była trochę szczuplejsza niż przedtem i uśmiechnęła się do siebie nieznacznie. Jedynie delikatne różowe blizny poniżej kolana były dowodem, że jeszcze kilka chwil temu było tu tylko zmiażdżone mięso.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No i co, zadowolona? - zapytał przez zaciśnięte zęby, po czym wrzasnął, przyciskając zaciśnięte w pięści dłoni do brzucha. - Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna usiadła, czując nagły przypływ sił. Złapała go delikatnie za dłoń i posadziła obok siebie. Chwilę na niego patrzyła uśmiechając się. Podobał się jej, chociaż wiedziała, że nie powinna tak myśleć. Ale co mogła zrobić, każda dziewczyna rozmarzyłaby się, patrząc na tą jedwabistą cerę, kryjącą w sobie bystre, granatowe oczy i smukły nos. Wyglądał właśnie tak, jak Marline wyobrażała sobie księcia z bajki. Dlaczego wcześniej nie zwróciła na to uwagi, a jedynie na jego podły charakter? Długie jasne włosy miał rozpuszczone i rozczochrane w nieładzie, co dodawało mu nuty drapieżności. Dziewczyna poczuła, że robi się jej gorąco. Sięgnęła ręką do dekoltu, rozpinając kilka górnych guzików bluzki, starając się nie ukazywać więcej niż wydawało się jej to stosowne. Spojrzała na jego wargi, krwiście czerwone i kusząco rozchylone w bolesnym grymasie. Marline skarciła samą siebie, że podoba się jej, jak kogoś coś boli, ale nie mogła nic na to poradzić. Tak samo jak na to, że wkrótce jej usta znalazły się tuż obok. Zamknęła oczy. Jego wargi były słone, tak jak się spodziewała, morska bryza o czymś świadczyła. W końcu jego żywiołem była Woda.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zostaw mnie! - zawołał zrywając się na równe nogi. Zdawało się, że nagle całe cierpienie minęło. - Jak śmiesz mnie całować? Chyba zapominasz kim jestem! - Totamon zaczął krążyć nerwowo po komnacie, kopiąc wszystko, co stanęło mu na drodze. Dziewczyna wiedziała, że musi coś zrobić. Inaczej wszystko pójdzie na marne.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego mnie tak traktujesz? - zapytała po dłużej chwili milczenia. Książę zatrzymał się, czuła, jak narasta w nim gniew. - Czy uczyniłam ci coś nieprzyjemnego? Pocałunek to wspaniała przyjemność, dlaczego nie chcesz cieszyć się nim wraz ze mną?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Z pewnością, ale me serce należy do innej! - krzyknął, ale szybko zamknął usta, jakby zdając sobie sprawę, co właśnie powiedział. Zaczerwienił się. Bezduszny, zawsze pewny siebie książę zawstydził się, że zakochał się kobiecie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No to co tutaj jeszcze robisz? - zapytała drżącym głosem. Już wiedziała, że wszystkie nadzieje spełzły na niczym. Kochał się w jakiejś ladacznicy. Matka nigdy nie wyzdrowieje. - Biegnij do tej swojej paniusi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To trudniejsze niż ci się wydaje - Totamon usiadł obok dziewczyny i chwycił ją za ręce. Zachowywał się naprawdę dziwnie. Potrafił być na zmianę czuły i oziębły. - Ona chyba tego nie chce. Bawi się mną, igra z moimi uczuciami. Widzę to w jej oczach. Wam wszystkim wydaje się, że nic nie wiem, że jestem ślepy, ale prawda jest inna. Wiem co o mnie myślą cierpię za każdym razem, gdy słyszę grupę szepcących osób, rozchodzących się w popłochu na mój widok. Zaprosiłem ją nawet na bal, ale jestem prawie pewny, że odmówi. Trudno, Elane mnie nie chce.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Coś ty powiedział? - Dziewczyna nie mogła uwierzyć własnym uszom. Sytuacja obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Znowu zapłonęła iskierka nadziei. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, Totamonie!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przestań ze mnie drwić, jak wszyscy! Kocham tylko ją, nigdy nie będę twój rozumiesz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Och, doskonale cię rozumiem, ale chyba źle mnie zrozumiałeś. - Marline wiedziała, że jej uśmieszek bardzo go denerwuje. - I ją też źle zrozumiałeś. Elane marzy o tobie, właśnie od niej wracam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Chyba dopiero po chwili zdał sobie sprawę, jak dziwnie wygląda i szybko przybrał swoją normalną, dość poważną minę. Raz po raz otwierał usta, próbując coś powiedzieć, ale chyba nie był w stanie. Łapał tylko powietrze, jak ryba wyrzucona na brzeg i pozbawiona wody. Na jego twarz wstąpił uśmiech. Szybkim ruchem wstał z fotela i zaczął skakać po pokoju krzycząc z radości.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie żartujesz? Elane naprawdę coś do mnie czuje i zechce pójść ze mną na bal? - zapytał, siadając ponownie obok niej i obejmując ją w pasie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście. Bardzo się dziś ucieszyła, gdy dostała twoje zaproszenie. Jest tylko trochę smutna, że robi co może, by zwrócić na siebie uwagę, a ty zachowujesz się jak idiota i masz ją gdzieś! Zastanów się trochę, czego ty tak właściwie od niej chcesz, bo chyba sam już nie wiesz. Mówisz mi o miłości, a ona nigdy nie widziała u ciebie żadnego przyjaznego gestu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marline zrozumiała, że to chyba koniec ich rozmowy, bo Totamon nie wyglądał już na kogoś, z kim można normalnie rozmawiać. Zachowywał się tak dziwnie, jak tylko można to było sobie wyobrazić. Jak to możliwe, by w jednym ciele siedział rozpuszczony dzieciak, wyrachowany książę i gorący kochanek? Wpatrywał się w jeden punkt z uśmiechem na ustach i ciągle powtarzał imię Elane. Dziewczyna wysunęła się z jego uścisku, wstała i podeszła do drzwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Stój! - zawołał za nią, kiedy już naciskała klamkę. - Nie wiem nawet komu mam dziękować za otwarcie mi oczu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Marline Abraccius – przedstawiła się. - Polecam się na przyszłość.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Niech Dobre Duchy mają cię w swej opiece, Marline! Jestem twoim dłużnikiem</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna podeszła jeszcze do niego i pocałowała w policzek na pożegnanie. To ona była jego dłużniczką, chociaż on jeszcze o tym nie wiedział. Uśmiechnęła się do siebie. Jeszcze kilka godzin temu nie podejrzewała, że wszystko okaże się tak dziecinnie proste. Wracała do domu w podskokach. Teraz już wszystko będzie dobrze. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon siedział jeszcze chwilę na sofie, po czym wybiegł na korytarz. Stracił już tyle czasu! Dochodził już do trzydziestki i chociaż zdawał sobie sprawę, że wedle słów ojca pożyje jeszcze wieleset lat, to i tak czuł, że zmarnował ten czas swojego życia, gdy myślał, że jego miłość nic do niego nie czuje. Jakie szczęście, że spotkał na swojej drodze tą dziewczynę, gdyby nie ona, jego życie dalej byłoby bezwartościowe. Było mu trochę wstyd, że tak ją z początku potraktował. Zresztą, powinien przeprosić Anirona. Zastanawiał się, czy brat przebaczy mu za te wszystkie lata dokuczania i poniżania. Wielu ludzi powinien był prosić o wybaczenie, tak wielu osobom sprawił przykrość myśląc, że skoro on jest nieszczęśliwy, to nikt nie zasługuje na radość. Mijając palladyna, który podniósł przed nim swoją włócznie, uściskał go niespodziewanie. Ten nawet nie drgnął, ale Totamon wiedział, że mógłby nawet odrąbać mu rękę, a nie poruszyłby się. Palladyni tacy już byli. W całej Mizurii uchodzili za najlepszą gwardię, jaką można było sobie wyobrazić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon przestał już zważać na cokolwiek, kiedy skakał dookoła wielkiej fontanny, śmiejąc się śpiewając. Nie dbał, co powiedzą o nim inni, pewnie będą obgadywać go jeszcze częściej niż zwykle, ale to nie było już ważne. Elane go kochała i tylko to się teraz liczyło. Nagle ujrzał na Anirona. Młodszy brat stał na głównych schodach prowadzących do pałacu z delikatnie rozchylonymi ze zdziwienia ustami, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Totamon podbiegł do niego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wybaczysz mi? - zapytał, nie tłumacząc wcale o co mu chodzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mam ci nic do wybaczania. - Aniron uśmiechnął się. Nie wiedział, co ta dziewczyna mu powiedziała, ale skutek okazał się chyba lepszy, niż ktokolwiek w świecie mógł się spodziewać. - Jesteś moim bratem, mam ci wybaczyć to, że byłeś nieszczęśliwy? Mogę jedynie cieszyć się wraz z tobą. Gratuluję, mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy z tą dziewczyną.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Daj spokój, to nie o nią chodzi! - Totamon zaśmiał się, kiedy zdał sobie sprawę, że brat mówi o Marline. - Ona tylko uzmysłowiła mi, gdzie popełniam błąd. Idę teraz do Elane, straciliśmy już tyle czasu!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślimy o tej samej Elane, córce Alaniel? - Aniron otworzył oczy jeszcze szerzej, o ile było to jeszcze możliwe. - Potrafisz zaskakiwać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Totamon uściskał go, śmiejąc się radośnie, po czym odwrócił się na pięcie i dziarskim krokiem wrócił na dziedziniec. Aniron stał jeszcze chwilę na schodach uśmiechając się i kręcąc z niedowierzaniem głową, po czym wrócił do pałacu. Coś go niepokoiło. Zamierzał sprawdzić, czy Ageon jest bezpieczny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No, to by było na tyle, jeśli chodzi o pierwszy rozdział. Jestem ciekawy co myślicie. Mam nadzieję, że pewne wydarzenia z perspektywy czytelnika nie wyglądały zbyt banalnie. W każdym razie, cały plan tej historii mam dokładnie przemyślany, mam nadzieję, że dawkuję napięcie odpowiednio i moja skłonność do patosu nie utrudnia zbytnio czytania. Jestem ciekawy, co powiecie na temat samej koncepcji korzystania z magii u mnie - to jest dla mnie ważne i dość długo nad tym myślałem. Nie chciałem, żeby magia stanowiła u mnie kwestię marginalną, jak u Martina na przykład, ale żeby też nie przytłoczyła całości jak u Goodkinda. Miała być niezbyt banalna w wykorzystaniu ale też zawierająca wielkie możliwości. No dobra, o magii mogę mówić godzinami, więc nie zanudzam już :P</div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-48850116177976147982015-08-15T12:08:00.001+02:002015-09-18T19:52:42.227+02:00Dobra Dusza - rozdział I, cz.1 <div style="text-align: justify;">
Słuchajcie, pierwszy rozdział ma prawie 20 stron w Wordzie (piszę w formacie A5, więc w sumie nie tak dużo, ale jednak), więc go podzieliłem na pół, żeby nie przytłoczyć Was ogromną ilością tekstu. Zapraszam do czytania i komentowania!<br />
<a name='more'></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Ziemia jest prostolinijna i dobroduszna. Chce pomagać wszystkim wokół i tylko wtedy jest naprawdę szczęśliwa, kiedy uszczęśliwia innych. Często bywa wykorzystywana ze względu na swoją naiwność. W głębi duszy, zarówno Ziemia jak i Woda to ludzie bardzo dobrzy i łatwo jest ich ze sobą pomylić. Są jednak między nimi różnice. Ziemia jest entuzjastyczna i pełna energii, chce pomagać innym bezpośrednio, często bez zastanowienia, ale za to szczerze i z oddaniem. Woda ma znacznie większe mniemanie o sobie. Jest mądra i dalekowzroczna. Chce pomagać, ale nie tak, jak inni oczekują, dlatego często jest oskarżana o irracjonalne zachowania. Chociaż oboje pomagają, robią to w inny sposób. Jedyne, czego Ziemia się obawia jest Powietrze. Boi się jego przewrotności i tajemniczości, których nie może znieść. Nie lęka się tak nawet Ognia, który słynie ze swojego okrucieństwa. Ziemia cieszy się z drobnych przyjemności. Nie oczekuje wiele od życia, raduje się tym, co ma. Jest optymistyczna i pełna zaufania, za co często płaci wysoką cenę, lecz nic nie jest w stanie ją zrazić. Jedynie niemoc i brak możliwości robienia czegoś dla innych może ją załamać - wtedy staje się przygnębiona, ale o wszystko obwinia samą siebie i nikogo nie oskarża.</span></i></div>
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Anturion Fratelli - "Żywioły"</span></i></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Majestatyczne róże rosły w przepastnym ogrodzie, pnąc się delikatnie wzdłuż ręcznie rzeźbionej balustrady tarasu. Ich białe płatki zdawały się być uosobieniem czystości i niewinności. Marline nie znała większego piękna, niż kwiaty w jej ogrodzie. Wszyscy, którzy tu przychodzili, twierdzili, że to właśnie u niej zakwitają najwspanialsze róże w mieście. Ojciec Marline już dawno wyrzeźbił słupki balustrady okalającej taras. Nadał im postaci dzikich zwierząt, których w Ordis nie sposób było spotkać. Niedźwiedzie, sarny, łosie, jelenie, wilki, borsuki, bobry i wiele innych uroczych stworzeń każdego wieczora patrzyło swoimi drewnianymi oczami na oblicze Marline spośród białych kwiatów róż.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna uwielbiała spędzać wieczory na swoim tarasie z kubkiem gorącego kakao w dłoni. Chociaż miała już dwadzieścia jeden lat i całkowicie innych rzeczy się od niej wymagało, lubiła to swoje przesiadywanie i oglądanie zachodów słońca. Zawsze mogła się tu wyciszyć i uspokoić po pełnym emocji dniu. Tu odzyskiwała spokój i radość, wśród swych rzeźbionych zwierząt, lip i białych róż. Dziś jednak jej oblicze spowijała melancholia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kochanie, matka wyzdrowieje, na pewno – rzekł czuły głos, należący do starszego mężczyzny, który wyszedł nagle z domu. Był do niej nawet podobny. Te same szare oczy, zdawały się przeszywać człowieka na wskroś, obdzierając go ze wszelkiej niegodziwości. Ojciec – pierwsze co przeszłoby przez myśl każdemu, kto na nich spojrzał. To było dobre spojrzenie, pełne zrozumienia. Abracciusowie zawsze mieli miłe słowo dla każdego, z kim rozmawiali oraz za każdym razem z nadzieją i ufnością patrzyli w przyszłość. Dzisiaj jednak było inaczej. Na twarzy Ferna malowała się troska. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Skąd masz tę pewność, tato? – Marline czuła, że w kącikach oczu zaczynają jej gromadzić się łzy. – Znasz Gaviusa, wiesz jaki jest. Aż boję się myśleć, że postanowi zadrwić z naszej rodziny kosztem matki. - Duża kropla popłynęła jej po policzku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline martwiła się o mamę, która zachorowała dwa tygodnie temu. I chociaż nieustannie była pełna radości i pogody ducha, dziewczyna widziała, że mama z dnia na dzień, z godziny na godzinę czuje się coraz gorzej. Abracciusowie sprowadzali do swego domu najlepszych medyków, uzdrowicieli, zielarzy i czarodziejów, jakich tylko mogli znaleźć na rozległych obszarach królestwa Mizurii, lecz żaden z nich nie był w stanie pomóc Harze. W końcu Fern, głowa rodziny postanowił pójść po pomoc do samego króla Gaviusa. Cóż, nikt zbytnio nie liczył na jego pomoc. Wszyscy wiedzieli, że nie przepadał za rodziną Marline. Miał zresztą powód ku temu. W końcu Hara wyszła za innego. Wybrała Ferna, śmiertelnika. Król już dawno obiecał, że będzie żałowała tej zniewagi do końca życia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Marline, nie wolno nam się poddawać, zawsze musimy wierzyć, że z każdej sytuacji jest wyjście. - Fern zdawał się sam nie wierzyć w swoje słowa. To zaczynało brzmieć już absurdalnie. Wszyscy starali się ją pocieszać, opowiadając, że Hara lada dzień poczuje się jak nowo narodzona, a tymczasem z biegiem czasu było jej tylko gorzej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Daj spokój, nie mamy szans. Pogodziłam się już z tym, że matka umrze. – Dziewczyna odstawiła kubek kakao na stolik i ukrywszy twarz w dłoniach, zaczęła płakać. Nie potrafiła już dłużej ukradkiem ocierać łez.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nawet tak nie myśl, nie wolno ci! - Mężczyzna chyba sam nie wiedział, jak się powinien teraz zachować. Zresztą, jeszcze nigdy wcześniej się w takiej sytuacji nie znalazł. - Król jej pomoże, przysięgam!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Marline przyglądała się czekoladowym ciasteczkom, które Elane postawiła na stoliku, gdy przyszła. To były ulubione słodycze Hary, jej matki. Dziewczyna poczuła ukłucie żalu w sercu na myśl o mamie. Dziś rano czuła się jeszcze gorzej. Marline obawiała się, że jeśli szybko czegoś nie zrobi, to wkrótce dojdzie do najgorszego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Coś się stało? - zapytała Elane, widząc jej nagłą smutną minę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline tylko na nią spojrzała i westchnęła głęboko. Nie miała ochoty zaczynać wszystkiego od nowa. Elane zachowywała się, jakby choroba Hary zupełnie jej nie obchodziła. Ciągle dziwiła się i pytała co się dzieje, gdy tylko uśmiech spływał z twarzy przyjaciółki. Powinnam się przyzwyczaić – myślała Marline. To jest właśnie przyjaźń z elfem. Ich niewiele obchodzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Hara czuje się jeszcze gorzej – rzekła, po czym spuściła wzrok. - </div>
<div style="text-align: justify;">
- Znowu? - Elane wyglądała na dość znudzoną całą tą rozmową. - Myślałam, że Fern prosił o pomoc Gaviusa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bo prosił – zaczęła Marline. - Ale król nie podjął jeszcze decyzji i wątpię, żeby będzie ona pozytywna.</div>
<div style="text-align: justify;">
Elane obrzuciła przyjaciółkę chłodnym spojrzeniem z delikatnym cieniem współczucia. Marline lubiła elfkę, ale czasami ciężko było jej zaakceptować jej dość powierzchowne podejście do rzeczywistości. Ale Elane nie tylko jej problemami się nie przejmowała. Przed przyjściem tutaj, Marline spotkała na korytarzu Sariel, całą roztrzęsioną. Kiedy zapytała Elane, co się stało jej siostrze, ta machnęła tylko ręką wspominając coś o tym, że Marro nie odzywa się do niej od kilku dni, a ona zaraz robi z tego wielką tragedię. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wątpię, żeby Gavius w czymkolwiek wam pomógł – rzekła Elane po dość długiej chwili milczenia i niedbale przeczesała dłonią włosy. – Wiesz, że was nie lubi, szczególnie po tym, co zrobił twój ojciec. Naprawdę, odbijać królowi narzeczoną, to już szczyt wszystkiego. Zresztą, wszyscy jesteście ludźmi. I tak kiedyś umrzecie, więc zbytnio nie rozumiem, w czym problem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Elane sięgnęła dłonią po ciasteczko i przez dłuższą chwilę była zainteresowana tylko nim. Była naprawdę piękna. Swoje długie, czarne włosy spięła w luźny kok. Roześmiane, granatowe oczy sprawiały wrażenie, jakby dziewczyna tylko bawiła się życiem, biorąc z niego tylko to, co najlepsze. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle delikatne pukanie do drzwi przerwało niezręczną ciszę. Marline odetchnęła z ulgą, kiedy w drzwiach ukazała się służąca, trzymająca coś w ręku. Nie zniosłaby w tym stanie rozmowy z kolejną elfką, a Karia była o wiele mniej delikatna od Elane. Służąca weszła niepewnie do pokoju, skłoniła się do swej pani i wyciągnęła w jej stronę rękę, w której trzymała list. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Od księcia Totamona – powiedziała przestraszonym głosem, a kiedy Elane wzięła od niej ciężką, błękitną kopertę, ukłoniła się pospiesznie i wyszła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzisz jaka karna? - elfka wprawnym ruchem otworzyła kopertę i wyjęła starannie napisany list. - Zawsze się dziwię, dlaczego nie zdecydowaliście się na zatrudnianie służby. Ludzie są gotowi pomyśleć, że was nie stać. Wiesz, jacy oni potrafią być, Marline, jeśli chodzi o zniszczenie komuś reputacji. Czasem sama jestem skłonna uwierzyć w te bzdury, jakie o mnie mówią. Chciałabyś, żebym ci powiedziała, co napisał Totamon?</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline trochę zaskoczyła ta propozycja, zwykle Elane skrzętnie ukrywa swoją korespondencję przed innymi, a i ona sama nie przepada za wtrącaniem się w cudze sprawy. Najwyraźniej chciała się czymś pochwalić, czymś niezwykłym, co skłoniło ją do takiej wylewności. Dziewczyna pokiwała z ochotą głową i zastygła w oczekiwaniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Totamon chce zaprosić mnie na bal z okazji letniego przesilenia. - Elfka poprawiła fałdy swojej długiej różowej sukni, wygodniej usadowiła się na puchowym fotelu. - Nawet nie wiesz, jak długo czekałam na jakiś ruch z jego strony. Nareszcie będę mogła spojrzeć Karii w oczy. Wiesz, ona zawsze się śmiała, że Totamon kompletnie mnie ignoruje. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marline chwyciła do ręki list i szybko przebiegła wzrokiem po eleganckich literach. Następca tronu miał bardzo ładne pismo i dziewczyna od razu poczuła cień sympatii do niego. Za to w jego słowach nie dało się dostrzec najmniejszego nawet uczucia. W sumie nie wiadomo było, czym Elane się tak zachwyca. Totamon odniósł się do niej w taki sposób, jakby składał zamówienie na ziemniaki na farmie za miastem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To tylko niezobowiązujące zaproszenie, które jeszcze o niczym nie świadczy, Elane. Skąd możesz wiedzieć, że on coś do ciebie czuje?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic nie rozumiesz, on nigdy się w ten sposób nie wyrażał – elfka wyglądała już na nieco rozdrażnioną. Chyba zdecydowanie bardziej wolałaby, gdyby przyjaciółka bez protestu zaakceptowała jej opnie. - Do tej pory to wyglądało jak dyplomacja, teraz to jest zaproszenie. Idzie mu powoli, ale robi małe kroczki do przodu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline pokręciła tylko głową. Było dla niej oczywiste, że przyjaciółka bardzo chce, żeby królewski syn zwrócił na nią uwagę, więc doszukuje się ukrytych podtekstów nawet w najbardziej prowizorycznym tekście jak zaproszenie. Z drugiej strony ciekawe, co o tym wszystkim myśli sam Totamon. Prawdopodobnie trzyma Elane na dystans, nie chcąc dać jej niepotrzebnych nadziei, ale być może naprawdę ma problem z kontaktem z innymi i przydałaby mu się jakaś drobna pomoc. Wypadałoby to zbadać. Gdyby Elane udało się zaprzyjaźnić z królewskim synem, to na pewno mogłaby jakoś na tym zyskać. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiedz mi, Elane, co ty do niego tak właściwie czujesz – zapytała w końcu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czuję ekscytację za każdym razem, gdy o nim myślę – zaczęła elfka, spoglądając w sufit i pogrążając się w rozmyślaniach. - Już widzę, jak zareaguje Karia, kiedy się dowie, że jesteśmy razem. Oczywiście nie ode mnie, to by było zbyt banalne. A ja osobiście doskonale widzę siebie w pozycji pierwszej damy Mizurii, to byłoby spore wyróżnienie dla mojego rodu. Matka byłaby w siódmym niebie. Niestety, Totamon nie podziela chyba mojego entuzjazmu. - Elane spuściła wzrok, błądząc gdzieś po podłodze. - Za każdym razem, kiedy próbuję nawiązać z nim jakiś bliższy kontakt, on zdaje się mnie nie zauważać, zbywa w jakiś banalny sposób, lub zachowuje się, jakby zupełnie nie rozumiał moich aluzji. Jestem pewna, że on nie jest aż tak głupi, Marline, żeby nie zauważył, że coś do niego czuję. Obawiam się, że on mnie nie chce.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W takim razie musimy się spieszyć – zauważyła Marline. - Syn Gaviusa wkrótce przekroczy trzydziestkę, trzeba się jakoś postarać, żeby udało mu się w końcu uzyskać nieśmiertelność, a wiem, że to możliwe, bo najlepszym tego dowodem jest Hivarra.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co może mieć ta jego dziwna siostra, czego on nie ma? - zapytała Elane. - Przecież od czegoś to musi zależeć!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mam pojęcia, ale postaram się rozejrzeć, podpytać odpowiednie osoby. - W głowie Marline zaczął formować się misterny plan. Gdyby udało się jej w jakiś sposób zachęcić Totamona do Elane i pomóc mu w zdobyciu nieśmiertelności, to może oni w ramach wdzięczności zrobiliby coś w sprawie jej matki. Gavius na pewno nie robiłby problemów, gdyby to jego syn go o to poprosił.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mogłabyś to zrobić dla mnie, Marline? Byłabym ci naprawdę bardzo wdzięczna. - Nagła zmiana tonu Elane nasunęła dziewczynie myśl, że jej poprzedni smutek był tylko zręczną uczuciową mistyfikacją, co w sumie nawet by jej nie zdziwiło, ale nie dała po sobie poznać, że odkryła sekret przyjaciółki. Miała swój cel w tym, żeby Totamon zakochał się w elfce bez pamięci. Najtrudniejsze będzie zbliżenie się do Totamona. Chociaż skoro nawet Elane się nie udało, to obawiała się, że zadanie może okazać się niewykonalne. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Powrót do domu przebiegał w niezwykle przyjemnej atmosferze. Pałac Alaniel stał u podnóża gór, na peryferiach miasta, w bardzo pożądanej dzielnicy, toteż droga do domu Abracciusów była dość daleka, ale Marline spodziewała się, że upłynie spokojnie. Dziewczyna postanowiła iść na skróty, przez główny dziedziniec królewskiego pałacu. Najwyższy czas zacząć realizować swój plan, a poza tym, dzięki temu zaoszczędzi znaczną część drogi. Inaczej musiałaby omijać całe wzgórze pałacowe. Posiadłość suwerena zajmowała spory kawałek miasta, dość wysokie wzniesienie nie bardzo odległe od podnóża gór. Marline weszła w przestronne i chłodne korytarze zamczyska i skierowała się ku głównemu dziedzińcowi, z którego szerokie arterie rozchodziły się w cztery strony miasta. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ordis było jedynym miastem w królestwie Mizurii. Rozciągało się od gór, na których stokach stało kilka dość okazałych pałaców, po czym płynnie opadało na równinę otaczając ze wszystkich stron królewski pałac. Panował tu dobrobyt. Gavius mądrze rządził państwem, nikt nie chodził głodny i zmartwiony. Ale świat był jeszcze młody. Mizuria tkwiła samotnie na wielkiej mapie, a jej granice były tylko umownymi kreskami. Poza Ordis nie było jeszcze nic, co można by obejrzeć. Ciężko było żyć w takich czasach. Bez historii, bez pieśni i poezji, bez twarzy dawnych mistrzów utrwalonych na posągach, wpatrzonych w przestrzeń. </div>
<div style="text-align: justify;">
Główny dziedziniec królewskiego pałacu pękał w szwach. Niebywały tłum tłoczył się dookoła fontanny. Marline zastanawiała się, co się stało i pobiegła w tamtą stronę. Jeszcze nigdy nie widziała tutaj takiego zbiegowiska.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pomocy, ratunku, niech mi ktoś pomoże! – Kobiecy głos dobiegał znad brzegu. – Moja córeczka się topi, niech ktoś ją uratuje!</div>
<div style="text-align: justify;">
Nikt nie kwapił się, by ruszyć z pomocą kobiecie. Wszyscy stali z boku, obserwując odbywającą się na ich oczach tragedię. Marline zaczęła przepychać się pomiędzy ludźmi. Chciała skoczyć i pomóc tej biednej dziewczynce, skoro nikt z tu obecnych nie był w stanie tego zrobić. Była na nich wściekła. Jak mogą być tacy bezduszni? Dziewczyna zbliżyła się do fontanny i oceniła sytuację. Zbiornik był dość duży i głęboki na około dwa metry. Ze środka wystrzeliwał niczym gejzer strumień wody. Dziecko rozpaczliwie machało rączkami prawie na środku. Jakże ta mała się tam znalazła?</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline nie zastanawiając się długo, zaczęła zdejmować buty, aby skoczyć dziecku na ratunek, lecz zanim zdążyła cokolwiek zrobić, usłyszała plusk wody. Podniosła wzrok i ujrzała Anirona, królewskiego syna. Jego mokre ubranie przylepiło się do ciała ukazując muskulaturę, a zielone oczy uważnie spoglądały w stronę topiącej się dziewczynki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marline patrzyła, jak wdzięcznie napina mięśnie, pragnąc dać z siebie wszystko i jak najprędzej dopłynąć na środek. Trwało to zaledwie małą chwilę, ale ona mogłaby przysiąc, że minęła co najmniej godzina. Był już przy dziecku. Wyciągał ramiona, by złapać dziewczynkę i w tym momencie wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Mała uniosła się ponad taflę wody i poszybowała w stronę lamentującej matki. Totamon stał obok niej patrząc obojętnie na brata. Rękę miał wyciągniętą przed siebie a czoło zmarszczone w skupieniu. Bracia byli do siebie bardzo podobni. Te same, delikatne rysy twarzy, długie białe włosy i przenikliwe oczy. U Totamona niebieskie, wpadające w granat, a u Anirona zielone w kolorze leśnego mchu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mogłeś użyć magii, od tego ją masz - rzekł surowym tonem Totamon. - Kochany bracie, powinieneś baczniej oceniać sytuację i podejmować mądrzejsze decyzje. Z takim podejściem nigdy nic nie zdziałasz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Aniron wydawał się zdenerwowany. Zresztą, kto by nie był. Ale chyba postanowił się nie wypowiadać, bo spojrzał tylko na starszego brata, po czym zniknął w tłumie. Marline poczuła nić sympatii łączącą ją z młodszym księciem. Chyba mieli ze sobą coś wspólnego, oboje nie przepadali za Totamonem. Dziewczyna westchnęła na myśl, że będzie musiała spędzić z nim trochę czasu w najbliższej przyszłości. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wracajcie do swoich zajęć - powiedział ponownie Totamon patetycznym, pełnej groteskowej dumy głosem. – Tu już nie ma nic do oglądania. - Głos księcia cichł w dziedzińcowym gwarze. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marline zastanawiała się, po co tu tak właściwie przyszła. Wszędzie był hałas i zgiełk większy niż w innych częściach miasta. Tu, na głównym dziedzińcu zawsze było pełno ludzi: kupcy i dyplomaci przemierzali go wzdłuż i wszerz, a szlachetnie urodzeni stali na balkonach powyżej, przypatrując się z góry. To zamieszanie nie pozwalało dziewczynie myśleć. Doskonale wiedziała, że jeszcze kilka chwil temu była bardzo zdeterminowana do wypełnienia swojego zadania, lecz teraz cała jej energia jakby wyparowała. Nagle potrąciła ją jakaś kobieta, przewracając ją na zimną, marmurową posadzkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam panienko, muszę uciekać – rzekła, pomagając jej wstać, po czym pobiegła w stronę wyjścia. Co tu się wyprawiało? Wszyscy zaczęli gdzieś biegać, uciekać, krzyczeć, potrącać kogoś. Marline nie była w stanie zebrać myśli.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ewakuować dziedziniec! – zabrzmiał szorstki głos dobiegający ze środka placu. Nagle straż pałacowa zbiegła się, nakierowując ludzi do wyjścia. Marline kręciła się wokół, nie wiedząc, co się dzieje. Popchnął ją jakiś mężczyzna, jednak tym razem nie otrzymała pomocy. Uderzyła głową w twardą posadzkę, przed jej oczami zatańczyły iskry. Ciało odmówiło jej posłuszeństwa, a oczy zaczęły się jej mimowolnie zamykać. Zemdlała.</div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-7979400863030728938.post-43324199704113985102015-08-07T14:56:00.000+02:002015-08-29T13:32:08.494+02:00Dobra Dusza - Prolog <div style="text-align: justify;">
Nie mam jeszcze chwytliwego tytułu, który przyciągnąłby rzesze fanów, ani zachwycającej okładki, chociaż mam ilustratorkę, która jakbym próbował to wydać (czyli nigdy), być może podejmie się trudu zaopatrzenia mojej opowiastki w ilustracje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Może zamieszczę trochę informacji, żebyście się od razu nie pogubili w tym, co piszę. Jakbyście się jednak gubili, to potem zamieszczę więcej informacji - komfort czytelnika najważniejszy przecież :D Piszę sobie powieść fantasy, której akcja dzieje się w wymyślonym przeze mnie świecie, w którym prawa natury działają tak, jak u nas, ale występuje magia, wszyscy czarują na prawo i lewo, a w okolicy kręcą się elfy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Zdaję sobie sprawę, że moje dzieło nie jest perfekcyjne ze strony technicznej. Mam ogromną skłonność do patosu, opisy czasem kuleją, a dialogi bywają sztuczne, ale mi się podoba i mam nadzieję, że Wam też się spodoba! Wcięcia akapitów są dlatego, że całość kopiuję z Worda i myślę, że dzięki temu lepiej się czyta. Bez zbędnego przedłużania, zapraszam na prolog!<br />
<br />
EDIT - Jest tytuł tymczasowy. Jeśli nie znajdzie się ciekawszy, to zostanie ten :D</div>
<a name='more'></a><br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Prolog</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Marro i Ruben, jak każdego poranka, gdy tylko mieli odrobinę wolnego czasu, przybyli do świątyni Ognia w królewskim pałacu. Jako synowie domu Orell korzystali z przywilejów, jakie zapewniała im wysoka pozycja w Mizurii. Ruben zresztą myślał, że Marro przychodziłby tu nawet, a w sumie to zwłaszcza wtedy, gdyby nie urodził się w żadnej szlacheckiej rodzinie. Jego brat uwielbiał cień ryzyka, w tym co robił, dlatego w tym momencie widać był w jego oczach niemą rezygnację. Przywiodło go tu bowiem wyraźne polecenie ojca. Marro, jako starszy i bardziej doświadczony miał za zadanie rozbudzić magiczną moc Rubena. Ojciec uparcie wierzył, że jako Orell, Ruben z całą pewnością musi posiadać moc. Prawdę mówiąc, Marro już dawno pozbył się złudzeń, że z tych poszukiwań czegoś, czego nie ma niewiele będzie, ale ojciec był nieugięty. Uparł się i Marro wiedział, że będzie potrzebował silnych dowodów, żeby uświadomić mu przykrą prawdę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Rozmyślania braci przerwał szmer w dalekim końcu świątyni. To Vaeria, arcykapłanka weszła właśnie do przybytku. Marro, odkąd sięgała jego pamięć zachwycał się jej urodą. Bystre, krwistoczerwone oczy szybko rozejrzały się po świątyni, po czym spoczęły na Rubenie. Kobieta podniosła wysoko głowę, po czym uwodzicielskim krokiem zaczęła zbliżać się w ich stronę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Marro i Ruben Orellowie – rzekła, przeciągając sylaby. - Muszę przyznać, że podziwiam waszą determinację, od miesiąca przychodzicie tu kilka razy w tygodniu, a jednak niewiele udało wam się do tej pory osiągnąć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Liczymy, że ciągła bliskość świętego ognia, płonącego na ołtarzu rozbudzi ukryte w Rubenie moce – wypowiedział szybko Marro, nie spuszczając z kapłanki wzroku. Jej dzisiejsza obecność tutaj była jego sprawką. Dzięki pomocy Vaerii miał nadzieję raz na zawsze pozbyć się kłopotu z Rubenem. Jej interwencja albo odkryje jego moc, albo da ostateczny dowód, że chłopak jej nie ma. Młody Ruben z wielki zacięciem zaczął wpatrywać się w płomień, a Vaeria przyglądała mu się z pewnym rozbawieniem na twarzy. Marro natomiast rozejrzał się po pomieszczeniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Świątynia Ognia była niezwykłym miejscem. Po przekroczeniu drewnianych, okutych żelazem drzwi, każdego gościa natychmiast otaczała urzekająca woń kadzideł. Okopcony sufit tej pozbawionej okien, okrągłej budowli ginął w mroku, a pod nim płonął wieczny ogień na ołtarzu .Jedynym źródłem światła prócz płomienia był mały okrągły otwór w dachu, wpuszczający do środka świeże powietrze i dający ujście dymowi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chodźcie za mną – odezwała się w końcu arcykapłanka. - Najwyższa pora, żeby w końcu zrobić coś konkretnego w sprawie rozbudzenia twojej mocy, Rubenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Vaeria obróciła się na pięcie i skierowała w stronę mniejszych drzwi po przeciwległej stronie świątyni. Marro zawsze myślał, że te drzwi prowadzą do sanktuarium. Zdziwił się bardzo, gdy ujrzał przed sobą dość długi korytarz. Drzwi zamknęły się za nimi z hukiem i zapanowała ciemność.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja nie potrzebuję światła – powiedziała arcykapłanka, po czym otworzyła oczy, rozświetlając korytarz delikatną czerwoną poświatą. Bracia otworzyli szeroko usta ze zdumienia, jeszcze nigdy nie widzieli czegoś takiego na własne oczy, ale byli absolutnie pewni, że świadczy to o jej wielkiej mocy. - Niestety Marro, ty nie będziesz mógł uczestniczyć w naszej zabawie. Poczekasz, aż będzie po wszystkim.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle kobieta otworzyła jedne z drzwi i prosząc Rubena o pozostanie na korytarzu, wprowadziła Marro do małego pokoiku bez okien. Komnata była maleńka ale dość gustownie wyposażona. Pod ścianą naprzeciwko drzwi stał mały stolik z lakierowanego drewna na którym znajdował się świecznik i miska z owocami. Po obu jego stronach stały dwa drewniane krzesła. Obok drzwi znajdowała się masywna szafa. Vaeria skinieniem palca zapaliła świece, po czym uśmiechając się serdecznie do Marra, zamknęła za sobą drzwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu po czym usiadł na krześle. Uznał, że to miłe ze strony kapłanki, że nie kazała mu czekać na korytarzu po czym wziął do ręki soczyste winogrono. Przez chwilę słyszał jeszcze kroki młodszego brata na korytarzu, po czym zdał sobie sprawę, że chyba też weszli do jakiegoś pomieszczenia, bo zrobiło się całkiem cicho. Marro był bardzo zadowolony z przebiegu sytuacji. Wczoraj zaledwie napomknął arcykapłance, że może poradzić sobie z przekonaniem ojca, że Ruben nie ma żadnych zdolności, więc muszą tu przychodzić w każdej wolnej chwili, żeby próbować coś osiągnąć, a ona od razu zaoferowała swoją pomoc. Marro spodziewał się jednak, że po prostu przyjdzie, przyłoży mu do czoła dłoń w teatralnym geście, po czym ze łzami w oczach wyszepcze, że jest pozbawiony magicznych zdolności.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak sięgnął po soczystą brzoskwinię, kiedy jego myśli spoczęły na Sariel. Ojciec był nieprzychylny ich związkowi, jednak kiedy zobaczy, że przez tak długi okres obarczał go bezcelową pracą, to może ją zaakceptuje, żeby wynagrodzić mu stracony czas. W sumie nie wiedział z jakiego powodu ojciec jest im przeciwny. Sariel pochodziła przecież z jednego z najznamienniejszych mizuryjskich rodów. Jej marka, Alaniel, znana była ze swej przyjaźni z królem. No i była elfem, ale to nie powinno ojcu w niczym przeszkadzać. Z drugiej strony ciekawe, czy to może je rasa była przyczyną jego niechęci.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle, gdzieś w oddali dało się słyszeć delikatne skrzypienie drzwi i stukot kroków na posadzce korytarza. Kroków jednej osoby. Vaeria była sama.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdzie Ruben? - zapytał, gdy arcykapłanka weszła do pokoiku, rzuciwszy zadowolone spojrzenie na znacznie mniejszą zawartość miski z owocami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W innej celi. Jest trochę zmęczony, dojście do siebie zajmie mu trochę czasu. - Oczy kobiety świeciły teraz znacznie jaśniej niż przedtem, Marro zastanawiał się, czym to jest spowodowane.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak to w celi? Dlaczego mój brat jest w celi? - Marro wstał, kiedy dotarł do niego sens słów kapłanki, lecz zakręciło mu się w głowie i ponownie opadł na krzesło.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kobieta uśmiechnęła się tylko zaczepnie i wolnym krokiem podeszła do chłopaka. Machnęła ręką, po czym stojące na stoliku świece zgasły a jej świecące czerwienią oczy zdawały się perfekcyjnie rozświetlać całą komnatę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Miejscem więźniów są cele, czyż nie? - zapytała zadzierając głowę. - Powinieneś się cieszyć, twoja jest dość wygodna.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak rozejrzał się ze strachem. Dopiero teraz zauważył, że pokój, chociaż gustownie urządzony, do złudzenia przypominał cele, które kiedyś widział w lochach. Te małe, ciemne i pozbawione okien pomieszczenia zawsze ogarniały go lękiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O co ci chodzi? Gdzie jest Ruben? Wypuść nas stąd! - Chłopak zaczął się szamotać i znów spróbował wstać, ale nogi ponownie odmówiły mu posłuszeństwa. Oboje spojrzeli na miskę z owocami, po czym Vaeria roześmiała się głośno.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli już musisz wiedzieć, to od tej chwili jesteś moim więźniem i lepiej dla ciebie, byś wypełniał moje rozkazy. Owoce, które zjadłeś były zatrute, wkrótce zaśniesz, a kiedy się obudzisz, to będzie przeklinał dzień, w którym się urodziłeś.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marro w jednej chwili zrozumiał, dlaczego Vaeria była taka uwodzicielska. Od samego początku zależało jej, żeby oboje jej zaufali, wykorzystując do tego swój osobisty urok. W sumie miała nawet ułatwione zadanie z powodu jej wczorajszej rozmowy z Marro. Chłopak nie mógł uwierzyć, że okazał się aż tak głupi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A co z Rubenem? - Marro był dość zaniepokojony, gdy kapłanka tłumaczyła mu, że jest więźniem i nie uwzględniła w swych słowach młodszego brata.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie pożyje długo. - Usta kobiety wykrzywiły się w dziwnym grymasie. - Był słaby, odebrałam mu jego moc, nie powinien dożyć wieczora.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marro walczył z otępieniem umysłu. Wzrok mu umykał i nie potrafił się na niczym skupić. Czuł, że coraz bardziej chce mu się spać. To z całą pewnością działanie tej trucizny, którą Vaeria naszpikowała owoce. Ucieszyła go wiadomość, że jego brat miał jednak jakąś magiczną moc, lecz natychmiast uciekła ona z jego umysłu, kiedy zdał sobie sprawę, że owa moc go zgubiła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie ujdzie ci to na sucho – zdołał wyrzucić z siebie chłopak. - Nie jesteśmy byle kim, będą się o nas niepokoić.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I na to liczę, głuptasie. Myślisz, że po co zostawiłam cię przy życiu? Będziesz przynętą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Marro otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Elementy układanki dopasowały się w jedno: on, Ruben, jak i arcykapłanka dysponowali mocą żywiołu ognia. Vaeria chce odebrać moc Sariel. Chłopak zaklął pod nosem, po czym jego oczy zamknęły się mimowolnie i zsunął się z krzesła na kamienną posadzkę. </div>
Bartek http://www.blogger.com/profile/08214646121773134171noreply@blogger.com19